Bajki dla dorosłych. #2 - Pinokio

Do każdej bajki tworzę coś w rodzaju plakatu. Gdyby ktoś był chętny można je znaleźć na stronie (namiar w opisie "o mnie").

 

***

 

Na skraju niewielkiego miasteczka znajdował się warsztat starego Dżeppetta. Szyld kołysał się w rytm wiatru, a głośne zawodzenie zardzewiałych elementów, obrazowało rozpacz i tęsknotę za zapomnianymi klientami. Od długich tygodni nikt nawet nie zajrzał do warsztatu, nie zainteresował się losem właściciela rozpadającego się budynku. Szyba wystawy pokryła się grubą warstwą brudu, skorupą oddzielającą wnętrze od świata zewnętrznego. Jakby za jej powierzchnią zamknięto zamierzchłe czasy, pamiętające dni świetności i tłumy klientów. Za drzwiami, które rozpaczliwie trzymały się swych zawiasów znajdowało się główne pomieszczenie. Blada, zmierzająca do końca swej egzystencji, żarówka oświetlała swym wątłym światłem szerokie półki, na których stały wytwory stolarskiej fantazji. Nie były dziełami sztuki, bardziej czymś w rodzaju poszukiwania odpowiedniej techniki, odpowiedniej ścieżki. Każde z dzieci stolarza miało jakąś wadę, mniejszą lub większą ułomność, ale i tak cenił je wszystkie, przecież były dziełami jego stworzenia, choć już nie zwracał na nie uwagi. Pokryte grubą warstwą kurzu czekały na chwilę uwagi, która już nigdy nie nastąpi. Coraz mocniej zakopywały się w patynie zapomnienia, pozwalały obrastać się naroślą samotności. Mrok chował pod swym płaszczem ten obraz pełen żalu, ponieważ tylko ciemność chciała przyjąć zrozpaczone dzieci. Właściciel nigdy nie został cenionym mistrzem. Wierny swemu przyjacielowi i nauczycielowi podążał zgodnie z jego wskazówkami, lecz od śmierci mistrza Antonia, nikt już nie wspierał zagubionego ucznia. Musiał uczyć się sam. Zawsze sam. Z jednym pragnieniem w sercu. Z początku ludzie przychodzili, ponieważ został jedynym stolarzem w miasteczku, lecz później nawet ten fakt stracił znaczenie. Klienci się wykruszali, aż w końcu zniknęli całkowicie.

W głębi pomieszczenia znajdowały się drzwi, za którymi mieściła się pracownia Dżeppetta. Przy potężnym stole siedział starzec, całkowicie pochłonięty pracą. Gruby fartuch opasał jego wychudzone ciało, próbując chronić przed agresywnymi pyłami drewna, złaknionymi bliskości farbami. Łysa czaszka obciągnięta ziemistą skórą, której marszczenia sprawiały wrażenie jakby ta chciała spełznąć i uciec, odbijała ostre światło wielkiej lampy. Na końcu długiego nosa znajdowały się druciane okulary, przez które Dżeppetto oglądał swój mały świat. Zaciśnięte usta chował pod gęstymi, srebrnymi wąsami, w których prześwitywały ciemne drobiny, najprawdopodobniej resztki ostatniego posiłku. Chude dłonie, na których widoczna była gra ścięgien i żył, sprawnie wykonywały każde polecenie właściciela. Bez drżenia, bez wahania.

- Tym razem się uda… Musi… - szeptał sam do siebie.

Tuż przed nim leżał pajacyk, choć sam autor nigdy by go tak nie nazwał. Zanurzał ręce w otworze wydrążonym w jego plecach i tam dokonywał ostatnich poprawek.

- Gotowe! – westchnął, wyciągając ręce i odkładając narzędzia.

Z czcią, przypominającą kapłana podczas nabożeństwa, zamknął pokrywę drewnianego ciała i naciągnął białą koszulę, która brutalnie podwinięta, czekała, aby owinąć swego nowego właściciela. Dżeppetto posadził swoje dzieło na blacie biurka i dokładnie mu się przyjrzał.

- Nie wyglądasz jak pajacyk – zaśmiał się, lekko zakłopotany, ale i dumny ze swego dzieła. Było ono doskonałe. Żadnej skazy, żadnej ułomności. Arcydzieło.

Mały, drewniany chłopczyk patrzył na swego stwórcę dużymi, zielonymi oczami, które były zwieńczeniem uśmiechniętej twarzy. Długie, dwie bruzdy ciągnące się od ust do samej brody, wskazywały, że jest w stanie otworzyć usta, co rozwiewało wrażenie martwej statyczności. Ciemne włosy i tak samo ciemne, łukowate brwi dopełniały realnego obrazu. Stolarz poświęcił długie godziny na malowanie, by nadać jak najbardziej naturalny kolor wszystkim elementom. Ciałko ubrane było w czarny garnitur, z białą koszulą i czerwoną muszką. Był bez skazy. Idealny, zbyt idealny…

Gdyby ktoś wszedł do warsztatu, mógłby usłyszeć cichutkie słowa stolarza, które wypełzały przez szpary starych drzwi i rozchodziły się po brudnych deskach parkietu.

- Jesteś moim dzieckiem, Pinokio. Moim synem, moim jedynym synem, a teraz przemów do mnie. Mów do mnie, Pinokio. Odezwij się do swojego taty, który tak bardzo pragnął mieć potomka. Teraz ma, ma ciebie. Jesteś wyjątkowy, Pinokio, jesteś wieczny. Nie zestarzejesz się, nie umrzesz… Już zawsze będzie mój… Odezwij się do mnie, Pinokio…

Cisza była jedyną odpowiedzią.

- Pinokio! Mów do mnie. Powiedz! Choć słowo! Odezwij się! No mów! – Zerwał się z krzesła, przewracając je z głośnym trzaskiem – Mów do mnie! Pinokio! To ja, twój ojciec! – głos mu się zaczął załamywać, a świadomość kolejnej porażki gniotła starcze serce – Co zrobiłem źle!? – krzyknął w przypływie nagłej złości spotęgowanej zawodem – Gdzie popełniłem błąd!?

Odwrócił się w stronę ściany pełnej półek, na której siedziało rodzeństwo Pinokia. Tak samo nieruchomi, tak samo martwi. Stolarz podszedł do pierwszego.

- Ty nie mogłeś żyć, jesteś tylko z drewna – westchnął i spojrzał na jego sąsiada – Lecz ty… Ty byłeś moją nadzieją…

Pajacyk był wykonany z tego samego tworzywa, co jego brat, ale w rzeźbionych oczodołach znajdowały się prawdziwe, ludzkie oczy. Podczas wkładania ich do drewnianej czaszki, pojawiły się szkarłatne łzy, które wryły się w lakierowaną strukturę, pozostawiając niepotrafiące zniknąć smugi. Dżeppetto oglądał wszystkie swoje dzieła. Jeden miał prawdziwe włosy. Inny, dziecięce dłonie, które już zaczynały szarzeć i wysychać. Spojrzał na jedyną dziewczynkę, wśród swych dzieci. Długie, blond włosy spływały na zgrabną twarz. Potrafiła ona otwierać usta jak Pinokio, ale dlatego, że jej żuchwa była ludzka. Stolarz wrócił do stołu i przewrócił swe ostatnie dzieło na brzuch. Podciągnął garnitur i otworzył klapę. Dziecięce serce wszyte w imitację naczyń i organów, nie pompowało życiodajnej krwi. Było puste, puste i martwe. Z głębokim westchnięciem poprawił ubranie Pinokia, po czym posadził go na blacie biurka, a sam podszedł do drzwi w głębi pomieszczenia. Zniknął za nimi, nie patrząc za siebie.

Mijały długie godziny, a warsztacie panowała absolutna cisza. Przez szparę w ścianie wpadł pierwszy blask księżyca, oświetlając twarz Pinokia. Jego rodzeństwo obserwowało go swym niewidzącym wzrokiem. Nagle zielone oczy powoli zaczęły się przesuwać, aż w końcu spojrzenie spoczęło na drzwiach, za którymi zniknął Dżeppetto. Kąciki ust zadrgały, a spod ciemnego garnituru wydobyły się ciche, rytmiczne uderzenia.

 

***

 

Jeżeli Pinokio zyska grono fanów, pojawi się jego dalsza część historii :)

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Bajkofan 28.02.2016
    Skoro już żyje, podobno życie to świętość.
    Niech zaszaleje...
  • Chris 02.03.2016
    Nie wiem tylko, czy ktoś w tym miasteczku by chciał takiego szaleństwa
  • Proces tworzenia jest równie ważny jak samo dzieło... Przez dziurkę od klucza podglądałam pracę rzemieślnika - dziękuję za tę możliwość :) Jak mógł wyglądać kolejny dzień? Będę czekała :)
  • Chris 02.03.2016
    Dziękuję bardzo :)
  • ausek 28.02.2016
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część. ;) 5
  • Chris 02.03.2016
    Dziękuję ;)
  • Katarzyna 28.02.2016
    Mroczne i piękne
  • Chris 02.03.2016
    Dzięki Kasiu
  • Rasia 28.02.2016
    "głośne zawodzenie zardzewiałych elementów, obrazowało rozpacz" - bez przecinka
    "zamknięto zamierzchłe czasy, pamiętające dni świetności i tłumy klientów" - bez przecinka
    "które rozpaczliwie trzymały się swych zawiasów znajdowało się" - przecinek po "zawiasów"
    "której marszczenia sprawiały wrażenie jakby ta chciała spełznąć" - po "wrażenie"
    "Było ono doskonałe" - bez "ono", zbędne słowo, bo z kontekstu wiadomo, że chodzi o "dzieło"
    "było w czarny garnitur, z białą koszulą i czerwoną muszką. Był " - być x2
    "krzyknął w przypływie nagłej złości spotęgowanej zawodem" - kropka
    "Inny, dziecięce dłonie" - bez przecinka
    "Spojrzał na jedyną dziewczynkę, wśród swych dzieci." - bez przecinka
    "wszyte w imitację naczyń i organów, nie pompowało życiodajnej krwi" - bez przecinka
    Chris, ta "bajka" jest po prostu świetna! Twój pomysł na rozstrzygający moment mnie zaskoczył i zachwycił, a to rzadko się zdarza! Po prostu uwielbiam Twoje teksty, z niecierpliwością czekam na więcej, genialnie Ci to wyszło :) Zostawiłabym 6, ale z braku laku zostaje tylko marne 5 :)
  • Chris 02.03.2016
    Tak! Udało mi się! Udało mi się Ciebie zaskoczyć! Ale tak mi posłodziłaś, że zaraz się zaczerwienię... :) Mam nadzieję, że reszta też Ci się spodoba.
  • Rasia 02.03.2016
    Miło mi, że moja reakcja ma dla Ciebie aż takie znaczenie :) I już czekam na "Brzydkie kaczątko" :)
  • Nazareth 29.02.2016
    Bardzo podoba mi się to, że opis jest równie szczegółowy jak proces tworzenia Pinokia. Sposób prowadzenia narracji urzeczywistniał dla mnie przedstawioną scenę. Wielkie brawa. Nie mogę się doczekać następnej części. 5
  • Chris 02.03.2016
    Głęboki ukłon i serdeczne podziękowania :)
  • KarolaKorman 29.02.2016
    Twój Dżeppetto przypomniał mi trochę Wiktora Frankensteina. Świetnie wyszło, cudowne opisy, chcę więcej, 5 :)
  • Chris 02.03.2016
    Coś w tym jest! Dziękuję :)
  • Okropny 29.02.2016
    Wartka, pełna szczegółów narracja, daję pięć. Czekam na inne bajki.
  • Chris 02.03.2016
    Dzięki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania