Banialuki

Witam wszystkich, chciałam podzielić się z wami opowiadaniem napisanym w czerwcu - jako, że ćwiczę interpunkcję, mam nadzieję, że wytkniecie mi błędy zawarte w tekście - chętnie się poprawię :) Jeżeli zainteresuje kogoś to opowiadanie, mam jeszcze trzy części więc no... :p

 

 

~

 

Dawno, dawno temu gdzieś za wodospadem czarnym niczym węgiel, istniała starożytna cywilizacja.

Była piękna!

Wszędzie rosła zieleń, woda była krystalicznie czysta, a obecni tam ludzie żyli bardzo szczęśliwie.

Każdą część tego czarownego miejsca zajmował inny król, a było ich trzech. Znani byli jako Wielcy Bracia, gdyż pochodzili oni od jednej matki.

Do pierwszych trzydziestu lat dobrze sprawowali władzę - żyjąc bez wszelakich kłótni czy sporów.

Jednak pewnego dnia najmłodszy z nich postanowił zagarnąć całą cywilizację oraz ich plony dla siebie.

Na początku dwóch jego braci próbowało go zatrzymać, lecz trzeciego dnia od kłótni, średni król z rodzeństwa postanowił razem z młodszym bratem zabić najstarszego.

Jak postanowili tak zrobili, otruli swojego najmądrzejszego bliźniaka pod pretekstem przeprosinowej kolacji i od tamtej pory to oni rządzili Uralem.

Królestwo od tamtej pory nie było już takie szczęśliwe, bo królowie nie przewyższali mądrością swojego zmarłego brata i często pope...

 

- Martino, tyle razy już prosiłam, byś przestała opowiadać dzieciom te okropne banialuki!

Piękna, słoneczna pogoda utrzymywała się przez cały czas w Nowym Jorku. W pewnym przedszkolu odbywało się właśnie coroczne spotkanie, gdzie wszystkie dzieciaki siadały w dużej sali i słuchały jak czytane są im różne ciekawe historie typu „Księżniczka na ziarnku grochu” czy „Brzydkie Kaczątko”.

Martina Newbie miała właśnie dostać awans, jeżeli pokaże na tym święcie, że umie zainteresować dzieci.

Ta, no właśnie... MIAŁA.

Była pewna, że tym razem dyrektorka ją zwolni.

Kobieta gestem dłoni wyprosiła ją z krzesła na którym siedziała.

Blondwłosa sapnęła głęboko i wstała ociężale kierując się do swojej pracodaczyni.

Dziećmi poszła opiekować się jej najgorsza rywalka - Samantha, a obie kobiety poszły do biura.

- Zabijanie?! To opowiadasz dzieciom? - huknęła, opierając się o drewniane biurko.

Martina odwróciła kłopotliwie wzrok, czując gniewne spojrzenie pani Bätter na sobie.

Jak się pewnie domyślacie, była Niemką (i nie, nie krzyczała dookoła „Heil Hitler!”).

Pani Bätter tak naprawdę była bardzo miłą czterdziestoletnią kobietą o bardzo eleganckim stylu, co świadczyło o tym jej biuro, przypominające królewski pokój. Miała przenikliwie duże oczy koloru zielonego, haczykowaty nos i chropowate usta, jak gdyby miały tysiąc lat. Była dość niska, a w szczególności porównując ją z wysoką Martiną, która patrzyła się teraz na nią myśląc, czy jej czasami nie zabić.

Jak już wspominałam, była miła.

Myśleliście, że do tamtej młodej kobiety także? A skąd!

Do niej czuła wyraźną niechęć, chociaż biedna Martina nigdy nie wiedziała dlaczego.

- Gdyby jednak pani kiedykolwiek wysłuchała jej do końca, to może... - zaczęła spokojnie, ale dyrektorka przerwała jej dosyć głośno.

- Nie obchodzi mnie to, jak kończy się ta historia. Wiem tylko jak kończy się twoja.. w tym przedszkolu. Że zostajesz wyrzucona - wskazała jej drzwi wyjściowe.

Martinę trochę to ruszyło w środku, aczkolwiek spodziewała się tego. Pani Bätter zaczęła ciągnąć ją na zewnątrz, więc dziewczyna zaczęła się ratować.

- A gdybym przestała czytać? - spytała z nadzieją.

- Nie - ucięła krótko pani Bätter, popychając ją coraz bliżej drzwi.

- A jakbym czytała o Kopciuszku? - Nie!

Otworzyła drzwi na szerokość i próbowała ją wykopać, ale Martina w ostatniej sekundzie chwyciła się boków drzwi.

- To może wezmę zdjęcia na pamiątkę? - wyszczerzyła się z nadzieją.

- NIE! - pani Bätter kopnęła ją mocno, a gdy Martina puściła się drzwi to zamknęła je z trzaskiem.

- Głupia baba... - wymamrotała podnosząc się z brudnej ziemi do kwiatków.

Dobrze że miała założone krótkie, jeansowe spodenki, bo by się ubrudziła.

Przez cały czas zastanawiała się czemu pani Bätter tak bardzo jej nie lubiła. Nawet gdy robiła coś dobrze, ta i tak ją szkalowała.

No cóż miała teraz zrobić?

Właśnie miała kierować się do swojego domu, kiedy poczuła jak w kieszeni wibruje jej telefon.

Odebrała.

- Halo?

- Cześć niuńka, tutaj babcia - odezwał się wesoły głos.

- O... Hej babciu - przywitała się zamieniając torebkę i telefon miejscami.

- Słuchaj jest taka sprawa... Niestety moja pamięć zawodzi i przez przypadek zapomniałam zostawić kluczy pod wycieraczką, gdy wychodziłam - wysapała z trudem.

Martina przekręciła oczami, ale z uśmiechem. W sumie to już tylko staruszka, więc nie ma po co się denerwować.

- Spokojnie babciu, spokojnie. Nic się nie stało! Pochodzę sobie przynajmniej po mieście - zapewniła ją wnuczka.

Babcia odetchnęła z ulgą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania