Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Baśka (9) Barbórka
[Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci oraz zdarzeń jest przypadkowe i stanowi fikcję literacką.]
W życiu by nie przypuszczała, że przyjdzie jej współpracować z jakimś Wenflonem, jak w języku polskim, w wolnym tłumaczeniu, brzmiała jego ksywa. Ze swoim nadętym i przemądrzałym nastawieniem, jakie zwykło cechować niektórych przemytników, nie był on wymarzonym pomagierem dla Baśki. Jakby tego było mało, dysponując raczej lichą budową ciała i sporą wadą wzroku, niwelowaną przez grube szkła w mocarnych oprawkach, sprawiał, iż buzowały w niej gigantyczne wątpliwości, czy aby przydzielone mu zadania w ich tajnym planie, zwyczajnie go nie przerosną. Szybko się jednak okazało, że Canulas był na szczęście dość gramotny i gdy przyszło do bezpośredniej konfrontacji z ludźmi Ojgyna, nie uchylał się od walenia w mordę. Przy tym, robił to z niewyszukaną maestrią, precyzyjnie wymierzając kolejne ciosy. Baśka nawet na moment rozdziawiła usta z wrażenia, gdy przypatrywała się temu z ukrycia. Szybko się jednak otrząsnęła. Nie miała czasu, aby zbyt długo ekscytować się tym widokiem. Osłonięta masywną obudową głównego rozdzielnika, pochylona nad kablami, zajęta była bezceremonialnym odcinaniem zasilania poszczególnych modułów. Plan, który w pośpiechu opracowali, siedząc w ukrytym kantorku, był prosty – cichcem przedostaną się do Maszynowni, gdzie Canulas swoją osobą, co by to nie znaczyło, odwróci uwagę dryblasów, a ona w tym czasie zajmie się przewodami i elektroniką. Po unieruchomieniu jego statku, zadekują się z powrotem w dziupli i cierpliwie poczekają na przybycie jakiejś jednostki wojskowej, która udzieli im pomocy. Oboje byli bowiem święcie przekonani, że „gdzieś tu, kurwa, po okolicy, musi się przecież jakaś kręcić!”.
Co do samej realizacji tego ich planu, Canulas też miał sporo obaw, związanych z kolei z zadaniami przydzielonymi Baśce. Swoje wątpliwości wyrażał co i rusz, reagując dość emocjonalnie na każdy impuls jej szalonej pomysłowości. Zapłonął szczególnie silnym gniewem, gdy usłyszał odpowiedź, jak dokładnie ma zamiar „zaopiekować się” kablami na jego statku.
— No wiesz, widzę tu dwa sposoby — mówiła od niechcenia, wywracając oczami i wzruszając ramionami, jakby chodziło o zwykłe skopanie komuś tyłka. — Mogę je upierdolić od razu w całości, albo na wyrywki, jak wolisz.
— Jesssu, ja pierdole! — Spojrzał na nią wstrząśnięty. — Tylko mi nieodwracalnych szkód nie narób w tej instalacji! — zagrzmiał niemal płaczliwie.
— Spoko wodza. Nawet by mi to przez myśl nie przeszło — odpowiedziała natychmiast z wyraźną nutą ironii w głosie. Canulas jednak nie skomentował jej słów, a jedynie spojrzał tak jakoś dziwnie, jakby się właśnie zakłuł w tyłek, otwieranym w kieszeni scyzorykiem. Baśka, w odruchu instynktu samozachowawczego, uznała więc ostatecznie, że nie będzie się już dłużej nad tym rozwodzić i zakończyła całą tę polemikę. Zresztą, oboje chcieli mieć to już za sobą. On miał zamiar odzyskać swój statek i się jej w końcu pozbyć. Ona, odzyskać swój i z serdecznym wkurwieniem, kopnąć go w tyłek. Ponieważ, zasadniczo rzecz ujmując, większość ich strategicznych celów się pokrywała, nawiązana współpraca przebiegała bezkolizyjnie. W zasadzie.
***
— Trochę opuchłeś — stwierdziła lakonicznie, gdy twarz Canulasa, wyglądająca jak czerwono-siny balon, pojawiła się w otworze tunelu prowadzącego do ich kryjówki. Po akcji przypełzła tu jako pierwsza, a teraz czekała na jego powrót. No i się doczekała. Na powitanie podała mu okulary i obdarzyła wrednym uśmiechem, który jednak chwilę później, szybko zlazł z jej twarzy.
— Chujnia — Canulas zaczął niezwykle obrazowo, nerwowo wkładając strzępy koszuli do strzępów czegoś, co kiedyś było spodniami. — Przenieśli się na twój transportowiec. Stamtąd uruchomią ciąg i ruszą wykorzystując twoje silniki.
— Noooooo…! Skurwysyny! — W pierwszej chwili tylko tyle zdołała z siebie wydusić. Po czym, pod wpływem tak nagłego i niespodziewanego zwrotu akcji, jej twarz momentalnie się wydłużyła. Gdy szczęka powróciła na swoje miejsce, opamiętała się jednak. Zmrużyła chytrze oczy, przełknęła głośno ślinę i po chwili namysłu, rzekła:
— Trza będzie improwizować. Chcą wojny? To ją będą mieli! Przeleziemy za nimi na mój statek i połączymy się z Wielką Maczugą.
— Co ty bredzisz? Kurwa, no nie wytrzymam z nią! — Wyraźnie zaczynało go ponosić. Jednak Baśka, zupełnie to olewając, na poważnie zaczęła dumać nad tym swoim genialnym, w jej mniemaniu, planem. Canulas postanowił więc się nieco uspokoić i rzeczowo zapytał:
— Ale, że co?
— A pstro! — prychnęła zniecierpliwiona. — Moment! Myślę. — Zrobiła pauzę, podczas której mocno zmarszczyła czoło, co stanowiło prawdopodobnie widomy znak intensywnej kontemplacji nad rozważanym zagadnieniem. — Więc tak. Tutaj nie ma już czynnej instalacji komunikacyjnej…
— Żeś uwaliła mi wszystkie przewody w ciemno, to jak ma być! – zagrzmiał, ale zaraz znów się uspokoił.
— Więc – wróciła do przerwanego wątku – musimy przedostać się do mojego hangaru. Nie znajdą nas. Mam tam takie same dziuple, jak ty tutaj… Wenflonie. — Tu spojrzała na niego, a widząc wyraz jego twarzy, szybko dodała — Sorry Canulasie, czy jak ci tam. No, nieważne. Więc, mam tam, w tym hangarze znaczy, taką zajebistą koparko-ładowarkę. Kiedyś nawet identyczną latałam nad Tatrami. Więc ona się nada. — Skończyła z usatysfakcjonowaną miną. Canulas w odpowiedzi otworzył sine i opuchnięte, po niedawno otrzymanych ciosach, usta. Trwał tak przez kilka sekund, główkując nad czymś intensywnie. W końcu nie wytrzymał.
— Do czego się nada? Bo nie załapałem. Chcesz im dupy skopać latającą koparko-ładowarką? Ja chyba głupi jestem! — Ni to spytał, ni stwierdził wkurwiony, na koniec.
— No, tam mam komunikator. — Zaczęła powoli. — Użyjemy go i powiadomimy Pana Wielką Maczugę, że niby „Heloł Hjuston, tu Basia, mamy problem”.
Canulas, słysząc jej plan, wyszczerzył nabrzmiałe i przekrwione, po niedawnej bijatyce, oczy.
— Żeby nas zestrzelili? Ni chuja!
***
Kilka godzin później, ukryci w koparko-ładowarce, wśród panującego wokół zgiełku, huku i niebezpieczne trzeszczących ścian hangaru, odliczali czas, jaki pozostał im przy życiu.
— A bo ty taki nerwowy jesteś. Nie rozumiem, czemu się tak rzucasz? — spytała z wyrzutem.
— Czemu? — Canulas warknął i zamilkł, jakby strzelił focha. Po chwili jednak nie wytrzymał i ponownie się na nią wydarł. — Dotąd siedzieli nam na dupie tylko piraci! Ale nie! Tobie było mało! To masz swojego Maczugę-Zbawiciela!
— A skąd ja mogłam wiedzieć, że on zacznie w nas rakietami walić?
— Na wieść, że tu jesteś, też bym zaczął! — skwitował i definitywnie skończył temat.
Baśka rozsądnie uznała, iż w zaistniałej sytuacji, dalsze próby podjęcia kulturalnego dialogu z Canulasem nie mają najmniejszego sensu. Zdegustowana do reszty jego zachowaniem, postanowiła skupić się na panelu sterowniczym. Koparko-ładowarka miała osłony „jakieś tam”, które były załączone i działały bez zarzutu – co sprawdziła – ale Wenfloniasty niekoniecznie zdawał sobie z tego sprawę. Uznała jednak, iż nie ma potrzeby dzielić się z nim tą informacją. "Nie zasłużył" – przyznała sobie rację w myślach, potakując głową, czym na chwilę ściągnęła jego podejrzliwą uwagę. Jedyne pocieszenie – rozmyślała dalej, kopiąc w pamięci komputera podręcznego – to dwa listy, jakie udało jej się przerzucić z systemu do panelu koparko-ładowarki. Pierwszy to zaproszenie z Ziemi, na Barbórkę, a drugi, to potwierdzenie świeżo odnowionej polisy ubezpieczeniowej transportowca oraz jego wyposażenia, która, z całą pewnością, bardzo jej się teraz przyda. Starając się odwrócić myśli od harmideru panującego na zewnątrz, postanowiła skupić się na Barbórce. — "To miło, że przysłali mi zaproszenie ze Związków. Dawno nie byłam na Śląsku. No i może w końcu uda mi się zwiedzić którąś ze słynnych niegdyś kopalń?" — rozmarzyła się, podczas gdy Canulas, cały w nerwach, swój czas poświęcał na panicznym rozglądaniu się na wszystkie strony, i próbach odgadnięcia, skąd oraz co nadleci, i przypierdoli w nich jako pierwsze – rakieta czy może jednak torpeda. Baśka, dumająca w najlepsze o górniczym święcie, w pewnej chwili uświadomiła sobie pewną rzecz, która wydała jej się niezwykle istotna, w związku z czym nagle wypaliła:
— Tylko, skąd ja u diabła wytrzasnę górniczy strój galowy? — Canulas spojrzał na nią osłupiały. Jej nagła dziwaczna wypowiedź, tak go zszokowała, iż rozdziawił usta z wrażenia. Nie mając świadomości o czym ona do jasnej cholery gada, wytrzeszczył też oczy. Ostatecznie, kompletnie nie rozumiejąc, do czego miałoby się to odnosić, uznał, iż z całą pewnością Baśka do reszty postradała rozum.
Komentarze (31)
Dobre podwaliny z tych technicznych niuansów kładniesz.
Ps.Canulas mnie początkowo wkurwił, ale się wybronił. Jadymy dalej.
"Tylko mi nieodwracalnych szkód nie na rób " - Dziś edukujemy poprzez obserwację. Obawaj, obwąchaj, zobaczysz, co nie tak.
"— Skurwysyny! — " - nie wiem, czy to nie powinno być zapisane szczebel wyżej.
Po drodze było kilka "nadpowiedzeń", zbytnich dookreśleń, ale czytanie wciągnęło i olałem.
Tu jednak już reaguję.
"Canulas, słysząc ten jej plan, wyszczerzył nabrzmiałe i przekrwione, po niedawnej bijatyce, oczy." - słowo ten, niepotrzebne. Naprawdę zbędne.
"— A pstro! — prychnęła zniecierpliwiona. — Moment! Myślę. — Zrobiła pauzę, podczas której mocno zmarszczyła czoło, co stanowiło prawdopodobnie widomy znak, tej jej intensywnej kontemplacji nad rozważanym zagadnieniem. " - "tej" pojawia się i tutaj. Też średnio zasadne, ale tak nie uderza po oczach, bo dłuższe zdanie.
"— Na wieść, że tu jesteś, też bym zaczął! — Skwitował i definitywnie skończył temat." - skwitowanie jest słowem odnoszącym się bezpośrednio do dialogu. Z małej literki.
"Nie zasłużył – przyznała sobie rację w myślach, kiwając przy tym potakująco głową, "- można też: Nie zasłużył – przyznała sobie rację w myślach, otakując głową.
"Kompletnie nie mając świadomości, o czym ona, do jasnej cholery gada, wytrzeszczył też oczy." - tu bym wyrzucił "też". Do tego, dubluje Ci się "kompletnie".
Kurde. Fajnie się czyta. I to nie, że przez pryzmat Canulasa. Fajnie się czytało przed nim i fajnie będzie, po nim. Coś, ala: Był las, nie było was. I nie będzie was, będzie las.
Ta Baśka to zawsze na cztery łapy spada. Jest lekko pierdolnięta, ale tak pozytywnie.
Pozdrawiam. Pięć gwiazdek. Se przelicz.
Pozdrowionka i jeszcze raz dzięki :)
Wenflon, pfee.
PS. Co masz do Wenflona? Koleżanki w pracy (Służba Zdrowia) były zachwycone "wolnym tłumaczeniem" ;)
NIc nie mam. nawet siły na śmieszna ripostę. Ide se, bo mi się mruży nadkole przy oczodole.
Ave.
Osłonięta masywną obudową głównego rozdzielnika, pochylona nad kablami, zajęta była bezceremonialnym odcinaniem zasilania poszczególnych modułów. - Baśka zna się na wszystkim, a jej niespotykana szybkość w podejmowaniu decyzji jest urocza
Mogę je upierdolić od razu w całości, albo na wyrywki, jak wolisz - A co będzie się szczypać?
jakby się właśnie zakłuł w tyłek, otwieranym w kieszeni scyzorykiem. - świetne!
On miał zamiar odzyskać swój statek i się jej w końcu pozbyć. Ona, odzyskać swój i z serdecznym wkurwieniem, kopnąć go w tyłek
Co ty bredzisz? Kurwa, no nie wytrzymam z nią! - byli bardzo spontaniczne obydwoje. Łączył ich wspólny cel i niC więcej. Motorem jednak była Baśka.
Heloł Hjuston, tu Basia, mamy problem”. - SOS Baśki
cały w nerwach, swój czas poświęcał na panicznym rozglądaniu się na wszystkie strony, i próbach odgadnięcia, skąd oraz co nadleci, i przypierdoli w nich jako pierwsze – rakieta czy może jednak torpeda
a ona czytała
zaproszenie z Ziemi, na Barbórkę, - No tradycja nigdy nie zaginie. Skąd wytrzaśnie strój galowy? Ciekawe.
Wesoło , oj bardzo. Baśka jest niepokonana.
Pozdrawiam :)5
Bardzom rada, że powyższy epizod choć odrobinę Cię rozbawił ;))
Pozdrowionka :)
Dialogi fajne, ludzkie, nie instrukcje z podrecznika młodego "twyrcy", w akcji ciut przestój, ale co odstoi, tym lepiej potem smakuje.
Jest wielce ok!
Pozdrawiam ;))
Najgorzej gdy telefon głupszy niż właściciel.
Dzięki za komentarz :))
PS. Tak se dumam, że to chyba dobrze, że telefon jest jednak głupszy niż właściciel ;)
Rób - robić - o ile wiem, nie z czasownikami pisze się osobno ...
Niemniej sprawdzę to. Dzięki :)
To po co się staram?
Buuu..
Przekleję Ci.
Canulas 6 dni temu
"Tylko mi nieodwracalnych szkód nie na rób " - Dziś edukujemy poprzez obserwację. Obawaj, obwąchaj, zobaczysz, co nie tak.
To już widać, jak edukacja poprzez obserwację się sprawdza.
Aaa jest faktycznie. Ty wiesz, że ja ten fragment omiotłam beznamiętnie wzrokiem, nie kumając kompletnie o co może ci chodzić? Później mi to wyparowało całkiem ... Ehhh... Natychmiast poprawiam. Bardzo dziękuję za czujność o Szlachetny Panie. Mea culpa.
Ta część tu 5 :)
Błędów zaimkowo-powtórzeniowych już (prawie) nie znajduję. Jest git. :)
"Co do samej realizacji tego ich planu, Canulas też miał sporo obaw, związanych z kolei, z zadaniami przydzielonymi Baśce" - musisz usunac ostatni przecinek bo jak go postawisz 'z zadaniami postawionymi Baśce' staje się dopowiedzeniem i zdanie traci sens. 'Przydzielonymi' to nie czasownik a imiesłów przymiotnikowy bierny i nie ma obowiązku oddzielać go przecinkiem.
"Swoje wątpliwości wyrażał co i rusz, reagując dość emocjonalnie, na każdy impuls jej szalonej pomysłowości." - tu ta sama sytuacja, co wyżej. Ostatni przecinek tworzy dopowiedzenie i raczej bym go usunęła bo zdanie traci sens. Hmm tak se teraz pomyślałam, że może chujowo wyjaśniam. Dopowiedzenie to taka część zdania, która po usunięciu nie powoduje utraty sensu całości. Służy takiemu trochę hierarchizowaniu w zdaniu. Ostatnio przeczytałam, że żeby ładnie odzwierciedlić jego oddźwięk poprzez wstawienie przed przecinkiem 'nawiasem mówiąc'. Zatem w zastosowaniu do zdania przez ciebie w zdaniu:
"Swoje wątpliwości wyrażał co i rusz, reagując dość emocjonalnie, (nawiasem mówiąc,) na każdy impuls jej szalonej pomysłowości."
Ładnie to pokazało, dlaczego dopowiedzenie nie ma tu sensu. Starałam się wytłumaczyć najprościej jak się da :P
"Tylko mi nieodwracalnych szkód nie narób w tej instalacji! — zagrzmiał, niemal płaczliwie." - w narracji dzieje się to samo, co wyżej. Znowu stworzyłaś dopowiedzenie. Przecinek - out.
"— Spoko wodza. Nawet by mi to przez myśl nie przeszło — odpowiedziała natychmiast, z wyraźną nutą ironii w głosie." - tu dopowiedzenie ma więcej sensu, ale nadal, hmmm... Zastanów się sama, czy chcesz ten przecinek zatrzymać. Wiesz już (chyba) o co chodzi :)
"Canulas jednak nie skomentował jej słów, a jedynie spojrzał na nią tak jakoś dziwnie, jakby się właśnie zakłuł w tyłek, otwieranym w kieszeni scyzorykiem." - usunęłąbym drugi zaimek. Wiadomo w domyśle, że spojrzał na nią.
"(...) gdy twarz Canulasa, wyglądająca jak czerwono-siny balon, pojawiła się w otworze tunelu, prowadzącego do ich kryjówki." - Tu z kolei dopowiedzenie z imiesłowem przymiotnikowym czynnym (prowadzącego) który, jak wspomniałam, nie jest czasownikiem. Przecinek - out. Wyjaśnienie to samo, co wcześniej. :)
"Stamtąd uruchomią ciąg i ruszą, wykorzystując twoje silniki." - dopowiedzenie z imiesłowem przymiotnikowym czynnym (wykorzystując).
Już wiem o co chodzi. Ja też miałam, i trochę nada mam, taką tendencję. Próbujesz wyprzecinkować pauzy w zdaniu. To jest spoko, tylko że naprawdę te dopowiedzenia tracą przez to sens. W sensie... te dopowiedzenia nie powinny być dopowiedzeniami, bo zdania tracą wtedy sens, o. Właśnie tak. Taka dygresja. Lece dalej.
"Jednak Baśka, zupełnie to olewając, na poważnie zaczęła dumać, nad tym swoim genialnym, w jej mniemaniu, planem." - jak dla mnie przecinek po 'dumać' jest nadmiarowy.
"Zrobiła pauzę, podczas której mocno zmarszczyła czoło, co stanowiło prawdopodobnie widomy znak, jej intensywnej kontemplacji nad rozważanym zagadnieniem." - znowu przecinek + dopowiedzenie niepotrzebne.
"— Sorry Canulasie, czy jak ci tam. No, nieważne. — Po chwilowej konsternacji, szybko powróciła do przerwanego wątku (...) " - tu wkradł się pewien schematyzm, bo dosłownie dwa zdania wyżej mamy
"— Więc – wróciła do przerwanego wątku (...)"
Zmieniłabym jedno z tej dwójki, by nie świeciły tak jasno obok siebie.
"Skończyła, z usatysfakcjonowaną miną." - przecinek - out
"(...) dalsze próby podjęcia kulturalnego dialogu z Canulasem, nie mają najmniejszego sensu." - oddzieliłaś podmiot (próby) od orzeczenia (nie mają [sensu])
"Nie mając świadomości, o czym ona, do jasnej cholery gada, wytrzeszczył też oczy." - Hmmmm dziwnie postawiłaś tu te przecinki. Bardzo dziwnie. Ni to dopowiedzenia, ni to pauzy. Sugerowałabym tak:
"Nie mając świadomości o czym ona do jasnej cholery gada, wytrzeszczył też oczy."
albo z wtrąceniem:
"Nie mając świadomości o czym ona, do jasnej cholery, gada, wytrzeszczył też oczy."
Zdanie dalej podobnie.
"Ostatecznie, kompletnie nie rozumiejąc, do czego miałoby się to odnosić, uznał, iż z całą pewnością, Baśka do reszty postradała rozum." - ostatni przecinek do wypalenia.
No. To chyba tym pozytywnym akcentem zakończę. Uff :)
Część bardzo fajna, na pewno rzucę okiem na dalsze przygody Baśki. Postać Canulasa przyprawia mnie o niekontrolowane parsknięcia śmiechem. Fajnie poczytać tekst w klimacie humorystyczno - science fiction Super :)
Pozdrawiam Agu,
Jestem zachwycony tą serią.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania