Poprzednie częściBestia cz.1

Bestia cz. 7- Koniec cyklu pierwszego

Po burzy, która nawiedziła tej nocy miasteczko Kilshoffen, nastał chłodny poranek. Deszcz już nie padał, jednak po nawałnicy zostały duże kałuże miejscami zamieniające się w potok. Lecz to nie zalane ulice i posiadłości były głównym tematem rozmów mieszkańców miasteczka.

 

Większość wczesnym rankiem powychodziła z domów, żeby na rynku opowiadać o minionej nocy, bo takiej przerażającej burzy nikt nigdy nie widział ani nie słyszał w najstarszych opowiadaniach.

 

Grupka starszych ludzi szeptała, że nadchodzi koniec pewnej ery, że zło podnosi swój łeb z zapomnianej przez ludzi otchłani. Mówili, że od pewnego czasu dużo znaków na to wskazuje. Między innymi nawiedzenie przez złe moce starego pułkownika i dziwna zorza pojawiająca się coraz częściej. Jednak burza, która nawiedziła Kilshoffen minionej nocy, bez wątpienia zwiastowała rychłe odrodzenie zapomnianego zła.

 

Większość miejscowych opowiadała, że minionej nocy widzieli pod swoimi oknami dziwnie wyglądające postacie. Mimo iż nikt nie opuszczał wtedy swojego domu. Mówiono też, że wszyscy słyszeli wycie psów, które było słychać mimo grzmotów i silnego deszczu. Tym dziwniejsze było to zjawisko, gdyż powszechnie wiedziano, że psy podczas normalnej burzy siedzą cicho w swoich budach. Mówiono, że w wyciu psów słychać było smutek. Duży niepokój wśród mieszkańców wywołała też dziwna zorza, którą widywano już wcześniej, ale minionej nocy była ona dziwnego koloru i bardziej przerażająca. Było ją wiać od północnej strony. Mówiono, że ta noc to zwiastun strasznych zdarzeń. Starsi mieszkańcy pamiętali strach, który czuli podczas wojny.

 

Już więcej tego strachu nie chcieli czuć, nie chcieli kolejnej wojny. Lecz wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że zło, które nadchodzi, wywoła wydarzenia straszniejsze niż wojna.

 

Dyskusję zebranych na rynku ludzi przerwał radiowóz szybko mijający rynek na sygnale. Zaraz po nim przejechała karetka pogotowia. Ludzie pobiegli w kierunku, w którym jechały samochody.

 

To co zobaczyli trzysta metrów dalej, mroziło krew w żyłach. Niektórzy zaczęli lamentować, inni klękali i zaczynali się modlić, jeszcze inni szybko oddalając się z tłumu, wymiotowali. Jednak większość ludzi stała w osłupieniu i z otworzonymi ustami patrzyła się w górę.

 

Na wysokiej bramie wjazdowej do domu pułkownika wisiały przywiązane za jedną nogę nagie zwłoki mężczyzny. Druga noga zwisała bezwładnie ugięta w kolanie. Zwłoki były pozbawione rąk, jednak dokładnie było widać ,że nie zostały one odcięte, tylko oderwane od ciała. Nie trudno było to poznać, bo zwłoki zawieszono na wysokości około trzech metrów i dokładnie było widać oberwane kawały skóry wraz z mięśniami i ścięgnami, które zwisały z barków. Można się było dopatrzyć kości stawów barkowych. Ciało było całe pocięte, ale krew już nie spływała z ran. Oczodoły były pozbawione gałek ocznych. Na wysokości brzucha widniała czarna podłużna dziura a pod zwisającymi zwłokami leżała kupa jelit i narządów wewnętrznych wypatroszonych z jamy brzusznej. Wnętrzności odsiadywała chmara much. Na jelitach leżały wydłubane oczy.

 

Spomiędzy ludzi wybiegały bezpańskie psy próbujące dobrać się do wnętrzności. Policjanci nieudolnie próbowali je odganiać.

 

Obok wymiotujących ludzi dwa psy warcząc na siebie, wyszarpywały sobie krwawą zdobycz. Wiszące ciało obracało się wokół osi powodowane wiatrem. Gdy na chwilę przestało się obracać, można było przeczytać jakie słowa były wycięte na plecach wisielca:

 

" NAZYWAŁEM SIĘ JOSEF MENGELE - ANIOŁ ŚMIERCI "

 

Pod jednym ze słupów bramy, na której wisiało truchło, leżał gruby worek foliowy. Był szczelnie zawiązany i zawinięty przed deszczem i kałużami. Przywiązany był grubym sznurem do słupa. Policjanci w rękawiczkach odwiązali worek. Było w nim pełno teczek, które policjanci zaczęli przeglądać. W jednych były same zdjęcia, na których było widać młodego lekarza w białym kitlu. Był on uderzająco podobny do podstarzałego pułkownika, którego ciało zwisało właśnie nad nimi. Widać było też okropne sceny tortur na więźniach, głównie na dzieciach i kobietach w ciąży. Niektóre zdjęcia przedstawiały takie obrazki, że jeden z policjantów trzymających dokumenty nagle zwymiotował, wypuszczając je z rąk. Teczki porwał wiatr w kierunku zszokowanych, stojących obok mieszkańców, którzy zaczęli przeglądać ich zawartości.

 

Nikt już teraz nie miał wątpliwości kim naprawdę był ich sąsiad. Starsi ludzie słyszeli o lekarzu eksperymentującym na ludziach uwięzionych w obozowych szpitalach. Wiedzieli, że dzięki swej niezwykłej brutalności i chłodnej kalkulacji nazywano go - Aniołem Śmierci.

 

Rąk wisielca ani sprawcy potwornej egzekucji nigdy nie odnaleziono. Po jakimś czasie ludzie zaczęli się rozchodzić z miejsca rzeźni. Mimo, że całe miasteczko dowiedziało się kim tak naprawdę był pułkownik, wszyscy jeszcze długo byli zszokowani. Spotykali się w knajpach, żeby alkoholem ostudzić emocje. Uznali, że przerażająca burza zesłała diabła, żeby upomniał się o tego rzeźnika z Auschwitz.

 

Wszyscy przed zmrokiem byli już w swoich domach. We wszystkich oknach znów zapłonęły świece.

 

***

 

Była cicha, rozgwieżdżona noc, kiedy przez rozległy ciemny las, wśród mroku jechał pociąg. Gęsty mrok rozświetlał tylko reflektor parowozu, który oświetlał szyny przed sobą. Kłęby dymu buchające z komina parowozu często wraz ze smugami iskier unosiły się nad wagonami. Pasażerowie, którzy mieli uchylone okna, mogli poczuć zapach dymu. W lokomotywie spocony palacz w brudnej koszuli z zawiniętymi rękawami dorzucał co jakiś czas węgiel do kotła.

 

W jednym z przedziałów pociągu siedziało dwóch mężczyzn w średnim wieku. Ich ubiór sugerował, że byli dość majętni. Rozmawiali ze sobą, popijając whisky i pykając fajki. Nad ich głowami na półkach leżały duże torby podróżne, oraz po jednym z podłużnych futerałów z utwardzonej skóry.

 

- Mówię ci Klaus. Jak zobaczysz tę Puszczę, te potężne drzewa, ogromne łąki i liczne dzikie jeziora to zakochasz się w tym miejscu. - powiedział Wolfgang.

 

- Wiem, słyszałem wiele o nim, więc mogę sobie wyobrazić. Wiem, że żyją tam niezliczone gatunki zwierząt. Podobno niektóre są bardzo agresywne i nie boją się człowieka.

 

- Owszem. Herman Goering dzięki swej wytrwałości spełnił swoje marzenie, żeby stworzyć największą dziką Puszczę. Systematycznie zwożono tam różne gatunki zwierząt z całej dawnej Europy, jak i zza Morza Śródziemnego i Azji. Dużo gatunków nie przeżyło, ale za to zostały tylko te najbardziej odporne. - odpowiedział Wolfgang.

 

-Eugenika! Drogi Wolfgangu. Eugenika miała na to też duży wpływ! - Głośno powiedział Klaus, nachylając się w kierunku Wolfganga i mocno klepnął go otwartą dłonią w kolano. Po czym oboje zaczęli się głośno śmiać w iście niemieckim stylu.

 

- O ile razy Puszcza Goeringa jest większa od przedwojennej Puszczy Białowieskiej, która już wtedy była największą w Europie? - spytał Klaus, pociągając łyk bursztynowego trunku z whiskaczówki.

 

- Ta Puszcza jest dwanaście razy rozleglejsza niż przedwojenna Białowieska. Obecnie teren dzieła Goeringa sięga od południowych krańców starej Puszczy Białowieskiej aż po dawny Olsztyn, najbardziej wysunięty jej kraniec na zachód. Północne krańce Puszczy to tereny byłych miast takich jak Gołdap i Olita na terenach dawnej Litwy.

 

- Aż dziw bierze, że udało się to wszystko połączyć w jedną ogromną dzicz.

 

- Owszem, jest to wyczyn godny podziwu. Trzeba było też wysiedlić prawie milion ludności zamieszkującej ten obszar. W końcu Puszcza Goeringa stała się prawie całkowicie wyludnionym miejscem, w którym można poczuć potęgę przyrody. Tygodniami można tam chodzić, nie natrafiając na człowieka. Zwierzęta zachowują się tak, jak by żyły, zanim na świecie pojawił się człowiek. Dlatego większość zwierząt w ogóle się człowieka nie boi. Są tam też zwierzęta, których lepiej nie spotykać. - powiedział Wolfgang, po czym nagle urwał. Jakby się bał, że mógł właśnie powiedzieć coś, co przestraszyłoby Klausa a Wolfgangowi zależało na tym, żeby pokazać Puszczę Klausowi.

 

- Jakie to zwierzęta?! - z żywym zaciekawieniem spytał Klaus.

 

- Rzadko się je spotyka, ale zapewniam cie, że nie zapuścimy się nawet w pobliże terenów, na których żyją te przerażające zwierzęta. Podobno naukowcy przesadzili z eksperymentami i wyhodowali coś a może raczej stworzyli, coś, co jest szalenie niebezpieczne. Owszem są śmiałkowie, którzy zapuszczają się na ich tereny, jednak zawsze wchodzą tam z obstawą. Krążą opowieści o takich wyprawach. Z reguły nie kończą się one jednak dobrze. Pomimo uzbrojonej obstawy, myśliwym z reguły udaje się tylko zranić i rozwścieczyć te przerażające potwory, bo chyba tak można je nazwać. Myśliwi wracali po tygodniu z silnym szokiem pourazowym.

 

- Z syndromem szoku pourazowego. Tak jak żołnierze podczas wojny ? - spytał podnieconym głosem Klaus.

 

- Dokładnie. Jednak nie brakuje myśliwych, którzy chcą się zmierzyć z tymi bestiami. Płacą naprawdę pokaźne sumy, żeby zaprowadzić ich z obstawą w tamte rejony. Chcą na własne oczy zobaczyć bestię i sprawdzić, czy są tak odważni jak sami o sobie myślą. Z reguły okazuje się, że źle o sobie myśleli.

 

- Słuchaj Wolfgang! - podnieconym głosem powiedział stanowczo Klaus. - Wykupmy taką wyprawę. Mamy kasy jak lodu. Stać nas! Chce sprawdzić, czy moje własne wyobrażenie o sobie samym jest prawdziwe a jestem pewien, że jest!

 

Wolfgang spojrzał zdziwiony na twarz Klausa. W życiu nie przypuszczał, że stać go na taki test odwagi. Jednak mylił się co do niego.

 

Klaus, jak się miało za dwa tygodnie okazać, tez mylił się co do własnego wyobrażenia o sobie samym.

 

***

 

W tym samym pociągu dwa wagony dalej w pustym przedziale siedział mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce. Opierał się o podłokietnik i ścianę obok okna. Tuz przed nim na składanym stoliku pod oknem leżała czarna wojskowa czapka a na siedzeniu opierając się o mężczyznę, leżał czarny plecak. Miał lewe ramie przełożone między ramionami plecaka.

 

Próbował usnąć, bo wiedział, że czeka go dwunastogodzinna podróż pociągiem, zanim dojedzie do celu podróży. W myślach wspominał miejsce, do którego właśnie jechał. Kiedyś już tam bywał. Wiedział, w co musi się zaopatrzyć, zanim wyruszy w Puszczę. Wiedział o tym miejscu dużo. Wiedział też, że te bezkresne, tereny skrywają jeszcze dużo tajemnic, o których wiedzieli tylko nieliczni, którzy trzymali to w tajemnicy dla własnych celów. Inni po prostu nie chcieli o tym nikomu mówić ze strachu, że ludzie uznają ich za wariatów. Wyrzucą poza nawias społeczeństwa albo umieszczą w psychiatryku.

 

Tym razem jednak jechał tam bogatszy o wiedzę, którą posiadł różnymi metodami. Najczęściej były to przesłuchania za pomocą tortur. Ostatnim takim źródłem wiedzy okazał się duchowny w miasteczku Kilshoffen, o którym także dowiedział się z różnych źródeł za pomocą przekonujących metod.

 

Mężczyzna patrzył przez szybę, za którą majaczył ciemny las. Po jakimś czasie powoli zaczął zapadać w sen. Zanim usnął, pomyślał jeszcze, że wreszcie wie gdzie dokładnie jedzie i po co jedzie.

 

KONIEC CYKLU PIERWSZEGO.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Yourofsky 12.01.2018
    Zapraszam do komentowania. Jak ktoś śledził Bestię od początku i dotrwał aż do końca pierwszego cyklu to bardzo proszę odnieść się do Bestii jako do całości. co myślicie o pomyśle, jak Wam się czytało i czy ten pierwszy cykl mógłby zainteresować szersze grono gdybym wstawił ten cały cykl w całości a nie rozbijał na 7 części.

    Oczywiście oceny i komentarze do samej 7 części tez są dla mnie bardzo cenne.

    Pozdrawiam
  • Regimus 12.01.2018
    daje 1
  • Yourofsky 12.01.2018
    Za całość czy tylko za cz. 7 ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania