Bestia cz.1

Dzik był już niedaleko. Piotr tropił go pół dnia. To musiał być duża sztuka śnieg był wgłębiony na jakieś pięć centymetrów. Piotr chciał wytropić dzika, ale bez wzajemności. Jeśli dzik by go zobaczył, to albo by uciekł albo przeszedł do ataku. Dla zwiększenia swoich szans miał na sobie zimowy strój maskujący. Broń natomiast owinął białymi szmatami. Tak zamaskowany szedł powoli lasem, w rę-kach miał AK-47 z celownikiem PSO-1 oraz tłumikiem. Po przejściu jeszcze kilkuset metrów zoba-czył go. Wielki dzik, rył w poszukiwaniu jedzenia w zmarzniętej ziemi. Piotr przyłożył kolbę do ra-mienia. Przymrużył oko. Wziął poprawkę na wiatr i odległość. Strzelił. Dzik kwiknął i padł martwy. Piotr podszedł do niego na odległość dziesięciu metrów, i oddał strzał kontrolny. Gdyby dzik rozszar-pał mu nogę w środku lasu nie byłoby mu do śmiechu. Po upewnieniu się, że dzik nie żyje, Piotr wy-ciągnął ze swojego plecaka worek ze skóry, i zaczął oprawiać dzika bagnetem. Gdy skończył wytarł nóż w śniegu, zarzucił worek na plecy i ruszył w drogę powrotną. Lasy Korzecka były w przewadze lasami liściastymi, dzięki czemu w zimie panowała tam świetna widoczność. Po pół godziny doszedł do głównej drogi. Najbliższym Korzecku miastem były Kielce, od których oddalone było o dwadzie-ścia kilometrów. Dzięki tym dwudziestu kilometrom Korzecko nie ucierpiało tak mocno. Promienio-wanie dosięgnęło Korzecka, a jakże, lecz nie bezpośrednio. Gdy Piotr doszedł do swojego schronu, otworzył klapę, po czym zszedł do piwnicy, w której żył. Zdjął strój i plecak, oparł karabin o ścianę. Położył się na pryczy. Konflikt odebrał mu rodzinę, i większość przyjaciół, odebrał mu jego dawne życie. Ludzie w Korzecku i tak mieli szczęście, bo w lasach żyły dzikie zwierzęta, dzięki temu mieli, co jeść. Gorzej było z amunicją. W pierwszych dniach po katastrofie amunicji było sporo. Zapasy robili na bieżąco znosząc ją z pobliskiego komisariatu. Gdy tam się skończyła, a nie trwało to długo gdyż ludność Chęcin szybko podchwyciła ten pomysł i doszło do kilku wymian ognia, zaczęli wyko-pywać pamiątki po drugiej wojnie światowej. Pobliskie lasy i pełne były amunicji, a że większość osób posiadała karabiny na naboje pośrednie, lub pistolety na naboje Parabellum pasowała do nich większość drugo wojennej amunicji. Niestety amunicja się kończyła a przed wiosną nie było mowy o tym, że jakiś handlarz będzie się przedzierał przez zaspy w trzydziestostopniowym mrozie. Nawet niektórzy miejscowi mieli problem z ogrzaniem domów, bo ciężko coś ogrzać jak okna są wybite, a jedynym źródłem ogrzewania jest mała koza. Piotr nie miał takiego problemu. Mieszkał w piwnicy szerokiej pięć metrów na sześć oraz wysokiej na dwa metry. Klapa, wykonana z pięciocentymetrowej blachy z czterema zamkami, podbita była od wewnątrz kocami, dzięki czemu całość była szczelniej-sza. Źródłem światła była lampa naftowa stojąca na stole. Całość umeblowana była skromnie na beto-nowej podłodze, stała prycza, stół, skrzynia z ubraniami, kosz z drewnem oraz niewielka koza służąca do gotowania i ogrzania pomieszczenia. Piotr podszedł do kosza z drewnem wyjął z niego trzy kawał-ki i włożył je do pieca, po czym podpalił kawałek żywicznego drzewa i wrzucił go do pieca, po czym zamknął drzwiczki. Gdy zadbał już o ciepło wyjął torby i położył na stole kawałek mięsa dzika, no-żem podzielił je na dwie części, zaczął ciąć w cienkie paski by później je suszyć, a drugą wrzucił do miski z solą. Suszenie tak samo jak solenie znacznie przedłużało zdatność mięsa do spożycia. Nagle Piotr usłyszał, że ktoś mocno uderza w klapę wejściową. Jednym skokiem zszedł z krzesła i dopadł do broni opartej o ścianę. Odbezpieczył ją i krzyknął.

- Kto!?

- Otwieraj, nie pajacuj – powiedział ten ktoś zza klapy.

Piotr od razu poznał głos przybysza. To był Jurij, jego kumpel jeszcze z przed katastrofy.

- Już otwieram. – Krzyknął Piotr.

Otworzył wszystkie cztery zamki i lekko uniósł klapę.

- Wejdź – powiedział Piotr.

- Dzięki – odpowiedział mu Jurij.

Gdy obydwaj zeszli na dół, Piotr dostawił do stołu krzesło dla Jurija. Po czym postawił na stole dwa metalowe kubeczki i butelkę z samogonem.

- Może tym razem odpuścimy – powiedział Jurij – po ostatnim zarzygałem pół schronu.

- To trzymaj, dla mnie to i tak za dużo a tobie się przyda – powiedział Piotr i podał Jurijowi worek z połową upolowanego dzika.

- Nie mogę tego wziąć – powiedział Jurij oddając Piotrowi worek.

- Bierz nie pieprz. Ja mam jeszcze zapasy z lata, a ty masz jeszcze żonę, a kto wie może nawet dziec-ko w drodze – powiedział Piotr na powrót podając Jurijowi torbę – trzymaj jeszcze kilka naboi.

- Dzięki stary, serio wielkie dzięki.

- Naprawdę żaden problem – odpowiedział Piotr. – Jak sytuacja?

- Nadal nie wiadomo, co ich zabiło.

Ostatnio w okolicy miały miejsce dziwne zdarzenia. Mianowicie znaleziono dwóch rozszarpanych myśliwych poprzewieszanych przez konary drzew. Znalazła ich kobieta idąca na polowanie, od tamte-go czasu, a minęły już trzy tygodnie, nie chce być sama a na samo słowo las dostaje drgawek.

- Przecież w lesie nie ma jaskiń do cholery – powiedział Piotr.

- Może i nie ma, ale wąwozów dużo, a i powierzchniowo nie jest najmniejszy – odpowiedział Jurij.

Miał całkowitą rację, w lesie pełno było parowów, a i powierzchnia nie mała, niewielu chciało prze-czesywać cały las mając w większości zacinające się automaty lub pistolety, jako broń na coś, co jest w stanie rozszarpać dwóch postawnych mężczyzn.

- Może na razie nie chodź do lasu? – Nieśmiało zaproponował Jurij.

- W tej sytuacji zdecydowanie dam na razie spokój z wycieczkami – odpowiedział Piotr.

- Chyba jednak się napije – powiedział Jurij przysuwając sobie kubek.

- Miałem nadzieję, że to zrobisz – powiedział Piotr nalewając sobie i Jurijowi po pół kubka bimbru – nie lubię nawalić się sam, bo wtedy czuje się jak alkoholik.

- A jak pijesz ze mną to, co?

- To wtedy piję dla towarzystwa – powiedział Piotr i oboje ryknęli śmiechem.

- Ciepło tu masz – powiedział Jurij po pierwszej kolejce.

- Mała klitka, to łatwo ogrzać jak masz mało drewna, powiedz to skoczymy do tego zagajnika na północ. Jeden będzie osłaniał a drugi rąbał – zaproponował Piotr

- W sumie dobry pomysł – zgodził się Jurij. - Jak przyhamujemy z bimbrem w dobrym momencie to może jutro?

- Zgoda – powiedział Piotr i obaj opróżnili do końca kubki. – To, co jeszcze po jednym?

- A jak uważasz? – Spytał Jurij, po czym Piotr napełnił do jednej czwartej kubek. Wypili.

Jakiś czas później.

- Mocne jak cholera – podsumował Piotr.

- Dwudziesta osiemnaście. Wolałbym dojść do domu przed dwudziestą pierwszą, bo Anna się będzie denerwować, a poza tym, po co kusić los – powiedział Jurij, po czym podał rękę Piotrowi i ruszył do wyjścia. – Pamiętaj żeby dobrze się zamknąć – powiedział na odchodne i ruszył w zamieć, która roz-szalała się na dobre.

Piotr zamknął wszystkie zamki, po czym podrzucił kawałek drewna do pieca i wrócił do cięcia mięsa. Gdy skończył naostrzył nóż na kamieniu szlifierskim i wyczyścił broń, gdy to zrobił podszedł do kufra i wyciągnął z niego starego Fiskarsa. Ta siekiera jest nieśmiertelna, pomyślał Piotr, po czym ją także naostrzył. Firma Fiskars produkowała od 1649 roku, wszelkiego rodzaju sprzęt ogrodowy od siekier po szpadle dzięki stosowaniu wytrzymałych materiałów były to narzędzia nie do zdarcia, pożądane szczególnie teraz w tych ciężkich czasach. Piotr spojrzał na zegarek. Dwudziesta druga trzydzieści, pora spać pomyślał Piotr, po czym przegrzebał pogrzebaczem w piecyku wrzucił jeszcze jeden kawa-łek drewna, po czym przebrał się i poszedł spać.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Setra 18.02.2017
    Jak na razie zostawiam bez oceny. Po co te "-" w wyrazach ? Nie powinno ich być ;) Zdania ciut za krótkie, mógłbyś je rozwinąć ;) do gramatyki nie mam zastrzeżeń, przecinki w odpowiednich miejscach, spacje między nimi są. Trochę chaosu wprowadziłeś, więc popracuj nad zdaniami. Czekam na dalszą część ;) a w sumie.... To mogę nawet dać ocenę. 3 na zachętę ;)
  • katharina182 18.02.2017
    Takie pytanie:
    O co chodzi z tymi myślnikami w środku wyrazów?
    Dla przykładu:
    "Piotr przyłożył kolbę do ra-mienia"
    Jest to zamierzone? Jak tak, to w jakim celu?

    Treść całkiem fajna. Jak narazie bez oceny.
  • Wiktor2002 18.02.2017
    Dziękuję za komentarze postaram się do nich zastosować. Chociaż niektórych manior się nie pozbędę. Ps. Jesteście do tej pory pierwsi którzy pochwalili mój tekst i nie opieprzali za gramatykę. Bardzo za to dziękuję i widzę że tutaj są fajniejsi ludzie niż na nowej fantastyce.
  • Karawan 18.02.2017
    W ostatnim akapicie wyłapałem powtórzenia; Gdy skończył naostrzył... broń, gdy to zrobił; pomyślał Piotr, po czym przegrzebał ... po czym przebrał się . Zważaj Waść na to, bo to uciążliwa choroba - wiem. Sam na nią choruję. 4 na dobry początek.
  • Wiktor2002 18.02.2017
    Dziękuję za zrozumienie. Z góry zapowiadam szykuje się chory tekst. Właśnie skończyłem oglądać Deadpoola :)
  • Stern 26.02.2017
    Nie ma czegoś takiego jak AK-47. Jest to częsty błąd. AK-47 był PROTOTYPEM, a nie używanym na całym świecie, w pełni funkcjonalnym kbk AK, którego późniejszymi wersjami były AKM czy AKMS. Niestety gry i potoczny język zrobiły swoje, tak jak ma się to w przypadku peemu MP-40. Opowiadanie jak na początek, jest całkiem okej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania