Poprzednie częściBestia cz.1

Bestia cz.3

11:28 – Dzień następny.

Piotr otworzył oczy i jęknął z niezadowoleniem, że ktoś budzi go z uświęconego stanu spoczynku poalkoholowego.

- Zostaw mnie szatanie, lucyfe.. – przerwał, gdy zorientował się, że patrzy w damski dekolt - odwołu-je anie.. – nie dokończył bo ktoś strzelił go z liścia w twarz.

Piotr ocknął się do reszty ze snu i już chciał wstać i oddać przeciwnikowi, gdy zorientował się, że ma potwornego kaca. Gdy chciał się złapać tam gdzie w swoim łóżku miął ramę, cios powtórzył się ze zdwojoną siłą.

- No nie! Żeby się gapić kobiecie na cycki, a potem łapać za.. – nie dokończyła oskarżycielka – to się nie mieści w głowie!

Dopiero teraz zorientował się że to Anna krzyczy, i że nie jest u siebie tylko u nieji Jurija. Ma prze-chlapane, w tym stanie daleko nie zajdzie, a Anna będzie go chciała zabić, chociaż gorsze było to, że o wiele mocniejszy cios go czeka jak Jurij się dowie o całej sytuacji. Chociaż sekundę Jurij też wczoraj pił. Piotr uśmiechnął się pod nosem. Kiedy kota nie ma w domu, pomyślał i chwilę potem jakby Anna znała jego myśli cios powtórzył się.

- Jak ci nie wstyd – syknęła Anna.

- Przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam, Aniu – powiedział Piotr – myślałem, że jestem u sie-bie, nie chciałem cię złapać za..

- Nie kończ – powiedziała zrezygnowana Anna – na pocieszenie Jurij jest w takim samym stanie. Czy wy do jasnej cholery zawsze musicie się ochlać.

- Trochę głupio wyszło wiem – odpowiedział Piotr.

- Dobrze, już dobrze widzę, że masz kaca śpij, śpij chciałam tylko sprawdzić czy już przeszedłeś do świata żywych, ale płonne nadzieje śpij, śpij – powiedziała Anna kładąc Piotra z powrotem na materac i przykrywając go kocem – wyśpij się, wiesz, że ci pomoże.

Anna miała rację, przecież nie będą marnować leków przeciwbólowych na kaca jak można go prze-spać. Piotr zamknął oczy, i zasnął.

Obudził się o dwudziestej pierwszej z minutami. Przekręcił się na drugi bok otworzył oczy, tym razem patrzył pod spódnicę, gdy zorientował się w sytuacji przekręcił się szybko z powrotem na drugi bok.

- Widziałam – powiedziała Anna.

- Przepraszam – odpowiedział Piotr – w sumie to mógłbym częściej się upijać – powiedział Piotr wstając do siadu i uśmiechając się szeroko do Anny.

- Słyszałem – powiedział Jurij zza jego pleców.

Fuck, teraz mam przesrane pomyślał Piotr.

- Wstawaj ty kasanowo barów mlecznych, Sołtys na zebranie wzywa – powiedział Jurij rzucając Pio-trowi jego ubranie i sprzęt – tylko szybko.

- Już, już – stęknął Piotr wstając z materaca, był wypoczęty, i co najważniejsze trzeźwy.

Gdy się ubrał Jurij już był na klatce schodowej, w chwili, w której miał wychodzić Anna zatrzymała go.

- Powinnam cię strzelić jeszcze raz, ale nikt już dawno nie powiedział mi komplementu – zaczęła An-na.

- Przepraszam, nie powinienem – powiedział Piotr.

- Racja, ale mimo wszystko. Dziękuję – powiedziała całując go w policzek, – ale nie licz na nic więcej – powiedziała na odchodnym.

Kobieta zaprawdę jest jak otwarta księga, o fizyce kwantowej po chińsku, ale otwartą, pomyślał Piotr wchodząc po schodach. Najpierw chce cię zabić, a za chwilę całuje i dziękuje za komplement. Po chwili był już na górze.

- Trzymaj – powiedział Jurij dając Piotrowi latarkę – Idziemy, góra pięć minut drogi, bo śnieg nie sypie.

Szli dokładnie sześć minut i piętnaście sekund, ale Piotr powstrzymał się od komentarza. Gdy weszli do bunkra sołtysa, który nawiasem mówiąc był dwa razy większy od bunkra Jurija i Anny, zastali prawdziwe pandemonium. Ludzie wrzeszczeli jedni przez drugich, były nawet trzy osoby okładające się w kącie sztachetami. Przepychając się i od czasu, do czasu waląc kogoś w łeb kolbą dotarli do Sołtysa.

- Ja nie kurwa rozumiem – powiedział rozgoryczony Sołtys – przecież tu do kurwy nędzy chodzi o ich życie.

- Jurij, ślepaki i ognia – powiedział Piotr.

Temu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wyjął z kieszeni na udzie ślepaki, załadował nimi swojego Mossberga i trzy razy strzelił. Zapadła cisza, bijący się zamarli w pół ciosu.

- Cisza do chuja! Czy was kurwa pojebało do reszty – wrzasnął Sołtys. - Ktoś wie po co tu jesteśmy? Ktokolwiek – nikt nie podniósł ręki – boże, za jakie grzechy. Jesteśmy tu po to żeby wymyśleć jak odnaleźć i zabić Bestie bez zbędnych ofiar.

Ludzie zaczęli szemrać między sobą i po chwili poczęli wygłaszać wyniki swych prac.

- Wytropić i wysadzić w powietrze!

- Zastrzelić!

- Dawać ofiarę z człowieka!

I znowu zaczęła się wrzawa. Ludzie w kącie wrócili do wzajemnych operacji plastycznych, a cała reszta zaczęła na nowo rejwach nie do opanowania. W chwili, gdy Jurij miał strzelać zobaczyli podla-tujący w górę granat. Piotr, Jurij i Sołtys padli na ziemię i zasłonili uszy. Strzał i ogłuszający huk za-trząsnął całym schronem.

- No rzesz ja pierdole, kurwa mać! – Wrzasnął ktoś z tłumu – Cicho do kurwy nędzy! Może po prostu zbierzemy się rano i część zostanie pilnować wsi, a reszta pójdzie szukać tego chujka, a jak go znaj-dziemy to zaczajamy się i go pilnujemy, jednocześnie wzywając resztę ludzi.

- A jak tego tałatajstwa jest więcej? – Spytał ktoś z tłumu.

- Wątpię to duży drapieżnik jestem pewien, że nie ma ich tu więcej - odpowiedział inicjator planu.

- Podejdź tu – poprosił Sołtys tajemniczego człowieka.

Przez tłum przepchnął się wysoki czarnowłosy jegomość w wojskowym stroju z dużym plecakiem i dragonuwem na ramieniu.

- Jak się nazywasz? – Spytał Sołtys tamtego, gdy byli we czwórkę na osobności.

- Łowca – odpowiedział tamten.

- Dobrze, więc Łowco, jak znalazłeś się w naszej wsi? – Spytał Sołtys.

- Ścigam to bydle trzy miesiące, w mojej wsi zaczęło w pewnym momencie znikać bydło. Myśleli-śmy, że to nic szczególnego, przecież takie rzeczy się zdarzają, ale potem zaczęli ginąć ludzie wtedy przestało być to zwyczajne. Każdy chciał złapać to bydle na swoją rękę, i każdego znajdowali rozszar-panego. W pewnym momencie zostało nas pięciu, ale zamiast zebrać się w jednym bunkrze i przecze-kać to zachciało im się przygody i kontynuowali krucjatę. Zostałem w końcu sam. Przesiedziałem w moim bunkrze dwa miesiące, i chwała, że miałem wielki zapas drewna, wody i jedzenia oraz porządne wejście inaczej bym nie przeżył. Pewnego dnia zabrałem cały sprzęt i zwiałem, ale jak się okazało Bestia opuściła moją wieś tydzień wcześniej i szła na południe, tak dotarłem do was – zakończył swo-ją opowieść Łowca.

- Twój plan jest dobry, i go wdrożymy za dwa dni, robimy akcje mamy szansę – powiedział pełen nadziei Sołtys. – Co wy na to? – Spytał Piotra i Jurija.

- W pojedynkę na pewno nie damy rady, a nawet jak pójdzie ćwierć wsi to dwadzieścia osób powinno dać rade – powiedział Piotr.

- Dwadzieścia osób zakładając, że nikt nie spieprzy na widok tego czegoś – odpowiedział Jurij.

- Czyli zgoda? – Spytał Sołtys.

- Może trzeba spytać lud – zasugerował Piotr.

Otworzył drzwi gabinetu, i już chciał przeprowadzić głosowanie, lecz zobaczył coś, co go przerosło. Teraz cały schron, czyli ponad stu chłopa nawalało się kolbami od karabinów, pałkami i żerdziami.

- Może przełóżmy akcję na pojutrze – zasugerował Jurij.

- Racja przełóżmy – zgodził się sołtys.

Następne częściBestia cz.4 KONIEC

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania