Bitwa Literacka - Bohater ma cel - "Siostra"

Promienie popołudniowego słońca lśniły, odbijając się od ostrza, przytkniętego do krtani najemnika. Mężczyzna sapał ciężko, zwiastując swój rychły koniec. To było ryzyko wpisane w jego fach i wiedział o tym już wtedy, kiedy przyjął swoje pierwsze zlecenie. Za to mu płacono.

Z oczu stojącego nad nim rycerza wyzierała wściekłość.

– Mów, psie, gdzie ona jest? – wysyczał, przyciskając miecz mocniej, tak że na niedomytej szyi zbira pojawiła się stróżka krwi – Kto zlecił porwanie Ględy i gdzie ją ukryto?

Najemnik miał wybór, mógł powiedzieć wszystko, co wie i zginąć szybko, w miarę bezboleśnie, bądź też nabrać wody w usta i przygotować się na trwającą całymi godzinami agonię. Decyzja była dosyć oczywista.

– Twoja siostra przebywa w pałacu lorda Morin. On sam zapłacił niemałą fortunkę, byśmy ją przyprowadzili, całą i nietkniętą, niespełna dwa księżyce temu.

– Na co mu ona? Przecież to dziecko jeszcze.

– Nie wiem, Panie. Nam płacono za robotę, nie za pytanie. Co planują możni panowie, nie nasza rzecz. – Odpowiedzi towarzyszyło wzruszenie ramion, na tyle ostrożne, by miecz nie zatopił się głębiej.

– Jesteś tego pewien, rozmawiałeś z samym lordem, czy z kimś od niego przysłanym?

– Pewny jestem, Panie. Lord Morin to znana persona, charakterystyczna, nie sposób się pomylić.

To był już koniec, z którym najemnik zdążył się pogodzić. Spojrzał jeszcze w twarz stojącego nad nim rycerza i ostatnim co zobaczył były szare oczy.

Cios był szybki, litościwy, prawie nie poczuł bólu.

Dopiero teraz Roderyk pozwolił sobie, na ujawnienie tłumionych emocji. Odrzucił zakrwawioną broń i hełm trzymany w ręce, tak iż poleciały w pobliskie krzaki dzikich róż, po czym przysiadł ciężko przy ciele. Nie chciał uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Jak człowiek, o którego względy się starał od chwili, gdy zdobył rycerskie ostrogi, mógł okazać się niegodziwcem? Najlepszy rycerz, strateg i charyzmatyczny przywódca, do którego pragnął upodobnić się każdy młody szlachcic w królestwie, z całą pewnością nie miałby powodu, by porywać dziewczęta. Czuł, że od nadmiaru atakujących go sprzecznych myśli, mózg mu zaraz eksploduje. Musiał z kimś porozmawiać i to możliwie jak najprędzej.

 

W wybudowanej tuż przy głównym trakcie gospodzie panował gwar, śmiechy przyjezdnych mieszały się z chichotami podszczypywanych panien służebnych. Tylko stolik ustawiony najbliżej kominka, stał prawie pusty. Jedyny siedzący przy nim człowiek, na widok Roderyka uniósł się z ławy i zamachał doń przyzywająco. Bywalcy rozstępowali się na boki przed rycerzem, z plamami krwi na zbroi. Lepiej było nie patrzeć mu prosto w oczy, nigdy nie było wiadomo, co takiego może sprowokować go do wybitki.

– Widzę, że wszystko załatwione. – Przyjrzał się burym śladom, widocznym w blasku płonących polan. – Mam tylko nadzieję, że nie dałeś się ponieść i wyciągnąłeś z niego jakieś informację.

Roderyk ponuro skinął głową, upiwszy łyk z postawionego przed nim kufla, streścił przyjacielowi słowa najemnika.

– Uwierzyłeś mu? – zapytał z powątpiewaniem Graham.

– Wiedział, że umrze i nic go nie ocali, nie miał po co kłamać. Tak, wierzę, tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego lord miałby porywać Ględę?

– Może chciał ją za żonę, a bał się odmowy twojego ojca – rzucił propozycję.

Roderyk westchnął, jego przyjaciel, choć świetny rycerz i wierny towarzysz, należał niestety do osób słabowitych na umyśle.

– Przecież wiesz, że Morin ma już żonę. A nawet gdyby nie miał, ojciec na pewno nie odmówił by mu ręki dziewczyny. Jej posag jest niewielki, kuszący bardziej dla jakiegoś kupca, niż szlachcica.

– Więc co zrobimy?

Przez chwilę przy stole panowało posępne milczenie, sytuacja nie była prosta.

Choć w pobliskich wioskach znalazłoby się co najmniej siedem dziewcząt, których uroda jasno mówiła, czyje lędźwie przyczyniły się do ich spłodzenia, to jednak właśnie Ględę ojciec kochał najbardziej. Sam Roderyk słabo znał młodszą siostrę, kiedy przyszła na świat, on już od roku służył na obcym dworze jako giermek. W tych rzadkich chwilach, gdy już przebywał w domu, dziewczynka większość czasu spędzała w swojej komnacie, w towarzystwie piastunek. Płochliwa jak małe zwierzątko, z rzadka pojawiała się w głównej sali. W liście jaki ponad miesiąc temu przywiózł mu umyślny ojciec zaklinał go na wszystko by ją odszukał, a jedyny trop prowadził do lorda Morin. To niszczyło wszystkie jego plany na przyszłość i uzyskanie względów potężnego pana. Czuł się rozdarty.

Kiedy Roderyk nie odpowiedział, jego towarzysz wsparł głowę na złączonych dłoniach, westchnął.

– Noto mamy problem, ale nie było jeszcze takiej kabały, z której nie udałoby się nam wykaraskać.

– Optymista, jak coś wymyślisz, daj mi znać. Tylko szybko, bo dobre pomysły są mi potrzebne jak jasna cholera.

– Chcesz uwolnić siostrę, tak? A przy okazji nie zniechęcić do siebie Morina?

– Tego chyba nie da się połączyć – Roderyk westchnął, zrezygnowany.

Gdzieś z tyłu głowy kołatały mu się słowa ojca, o honorze i obowiązku względem rodziny. To były zasady, w które wierzył i których poprzysiągł się trzymać, ale …

– A gdyby tak zakraść się do zamku, w przebraniu. Wykraść Ględę, i czmychnąć zanim lord zorientuje się, kto za tym stoi.

W oczach Roderyka zamigotała nadzieja, by po chwili zapłonąć jasnym blaskiem. Nigdy nie podejrzewał kompana o taką zmyślność, ale to mogło się udać.

– W środy, na dziedzińcu lord rozsądza spory, a nieopodal odbywa się jarmark, na który ludzie tłumnie ściągają z całej okolicy. Gdyby tylko dopasować przebrania, takie, które nie rzucałyby się w oczy również wewnątrz zamku, można by spenetrować komnaty i odnaleźć moją siostrę.

Graham pokiwał głową z aprobatą i porwał z półmiska kawałek pieczonego kurczaka. Towarzysz niemal natychmiast poszedł w jego ślady, teraz kiedy mieli plan, prosta strawa smakowała o niebo lepiej.

 

– Kurwa, nie mogę się w tym pokazać. – Rycerz ze wstrętem obciągnął w dół poły fioletowego kubraka, odrobinę przyciasnego i pachnącego naftaliną.

– Nie narzekaj, to trochę tak, jak gdybyś na trochę pożyczył cudze życie, nie jesteś obecnie lordem, tylko kupcem pragnącym zaprezentować swe towary na zamku. Twoje przebranie przynajmniej kolor ma w porządku, ja w moim wyglądam pewnie jak żonkil – roześmiał się Graham, prezentując żółty strój.

Odpowiedziało mu jednie niezadowolone zgrzytnięcie zębami, co wcale nie popsuło jego humoru.

– I towary do pokazania mamy za darmo. – Rozsznurował sporych rozmiarów sakiewkę, a całą jej zawartość rozsypał po sienniku.

– Na wszystkich świętych, skąd to wziąłeś? – Oczy Roderyka zogromniały na widok naszyjników, broszy i pierścieni.

Nigdy nie widział naraz takiej ilości złota i klejnotów, rzecz jasna poza dworem królewskim. Nie przypuszczał nawet, by rodzinie jego przyjaciela powodziło się, aż tak dobrze.

– Pożyczyłem to wszystko z sypialni mojej macochy. Mój ojciec tak oszalał na punkcie jej długich nóg, że co tydzień daje jej takie podarki, byleby je tylko przed nim rozsunęła. Czeka na następnych potomków, ale jestem pewien, że jeśli się pojawią, to będą mieli rude włosy, jak nasz stajenny.

Obaj mężczyźni roześmiali się z naiwności starca. Żaden z nich, nigdy nie dałby się tak omotać kobiecie, choćby jej uroda przyćmiewała gwiazdy.

Bojowe rumaki nie pasowały do wizerunku kupców, dlatego pozostawili je przy gospodzie, wręczając stajennemu trzy miedziane monety, by jak najlepiej zajął się zwierzętami. Sami na wynajętych chabetach skierowali się ku posiadłości lorda Morina.

Już po przebyciu dwóch kilometrów mogli z powodzeniem zmieszać się z podążającymi w tym samym kierunku ludźmi, różnych stanów i zawodów. Na odkrytych wozach, ciągniętych przez pojedyncze konie lub woły, siedziały dziewczęta z koszami świeżych warzyw. Burtę jednego z pojazdów zdobił, wykonany niewprawną ręką napis „Materiały”. Byli też wygrywający skoczne melodie, wędrowni grajkowie, a chudy niby trzcina mężczyzna prowadził na łańcuchu tresowanego niedźwiedzia.

– Pasujemy idealnie do tej całe hałastry – cieszył się Graham, z wysokości końskiego grzbietu, przyglądając się co ładniejszym dziewczętom.

Roderyka pomału zaczynał irytować, zawsze dobry humor towarzysza, ponieważ on sam od rana miał niedobre przeczucia, którym towarzyszyło ssanie w dołku. Ale co mogło pójść nie tak, jeśli tylko będą trzymali się planu i nie przyciągną niepotrzebnie niczyjej uwagi? Nic, absolutnie nic.

Później tylko dokończy zadanie i odwiezie dziewczynę do ojca, namówi ją przy tym, by nikomu nie wspominała o porwaniu, co uchroni ją przed hańbą i umożliwi wyjście za mąż. I nareszcie będzie mógł zająć się tylko sobą, przyłączyć się do Morina, zdobyć majątek.

Pod murami rozstawiono już pierwsze stragany, a na wewnętrznym dziedzińcu, na podwyższeniu ustawiono rzeźbione krzesło. To z tego miejsca lord miał rozstrzygać spory na swej ziemi.

Obaj niby kupcy przywiązali konie, do wbitych w ziemię, specjalnie na tę okazję przygotowanych drewnianych słupków.

– Znasz drogę do komnat? – Graham mocniej przycisnął do piersi sakiewkę z kosztownościami, na takich zgromadzeniach, równie liczni co kupcy zjawiali się kieszonkowcy. Nie odstraszała ich nawet groźba odcięcia dłoni.

– Myślę, że tak. Bywałem tu kilkukrotnie, jako młody chłopak, a ostatni raz - dwa lata temu, tuż po przebudowie zamku – odpowiedział Roderyk, starając się jak najdokładniej przypomnieć sobie rozkład pomieszczeń.

Masywne odrzwia były otwarte na rozcież, a służba biegała bez wytchnienia, to wnosząc coś do środka, to znowu wynosząc, jak gdyby się bała, że na tego, kto ustanie w wysiłkach, czeka kara. Bez większego wysiłku dostali się do środka i przystanęli w olbrzymim holu.

– A wy co tu robicie? – Młoda dziewczyna, trzymająca w dłoniach pełen dzban, przystanęła przy nich i spojrzała z przyganą. – Kupcom nie wolno tu wchodzić, mało wam miejsca do targów na zewnątrz?

– Mamy zezwolenie od pani tego zamku – z godnością odpowiedział Roderyk, nie zaszczyciwszy służącej spojrzeniem, choć dłonie pociły mu się z nerwów. – Przywieźliśmy kosztowności, które twoja Pani zamawiała.

Panna służąca w odpowiedzi skinęła jedynie głową, przyzwalająco, po czym pognała czym prędzej do swoich obowiązków, pozostawiając ich samych.

– Kierujemy się do komnat, czy do lochów? – zapytał Graham i zaraz musiał rozmasować ramię, bo przyjaciel wymierzył mu solidnego kuksańca. – Przecież tylko żartowałem.

– Czy uda mi się dożyć dnia, kiedy choć przez chwilę będziesz poważny?

– No pewnie, na twoim, lub moim pogrzebie. Ale to z różnych względów.

– Wystarczy już tego błaznowania, odszukajmy Ględę i wynośmy się stąd. Przysięgam, kiedy będzie po wszystkim, przez cały tydzień nie wyjdę z gospody. – wytarł wilgotne dłonie o materiał kubraka.

Nikt ich nie zatrzymał, gdy szerokimi, kamiennymi schodami dotarli na pierwsze piętro budowli.

Mijani ludzie wydawali się w ogóle ich nie zauważać. Po obu stronach oświetlonego pochodniami korytarza ciągnęły się szeregi jednakowych drzwi. Tych komnat mogło być nawet ze dwanaście, a w każdej z nich mógł znajdować się ktoś, kto nie uwierzy w historyjkę, że kupcy ot tak po prostu się zgubili i krzykiem zaalarmuje straże. W walce nie mieliby szans, poza przypiętymi do pasa sztyletami, służącymi bardziej jako ozdoba, nie zabrali z sobą żadnego oręża. Na szczęście większość mieszkańców, znajdowała się już na dziedzińcu. Przeszukiwanie pomieszczeń szło sprawnie, do czasu, gdy na ich drodze pojawił się żołnierz.

– Lord Roderyk! – zawołał gromkim głosem, wyraźnie uradowany z nieoczekiwanego spotkania – Nasz Pan nie wspominał, że się pojawisz. Ale cóż za nieodpowiedni strój masz na sobie, czy to jakiś dowcip?

Na skroniach przebierańców wystąpiły krople zimnego potu. Zwykły żołnierz, którego jeden z nich miał nieszczęście kiedyś spotkać na swej drodze, mógł zniweczyć ich plany.

– Tomaszu, czy to naprawdę ty? – zawołał Roderyk, starając się, by w jego głosie nie słychać było napięcia, a twarz wyglądała na spokojną i odprężoną – I tak, nasze stroje to żart, a w zasadzie efekt przegranego zakładu. Jeśli znajdzie się dla mnie i towarzysza trochę wina, by przepłukać wyschnięte po podróży gardło, chętnie ci wszystko opowiem.

Na twarzy poczciwego żołnierza wykwitł jeszcze szerszy uśmiech. Rad posłuchać nowej, być może ciekawej historyjki, poprowadził ich w stronę niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza.

Już po chwili odwrócił się z pełnymi kielichami w stronę przebranych rycerzy. Ostrze niewielkiego sztyletu zatopiło się w jego klatce piersiowej aż po rękojeść, a dłoń napastnika przysłoniła mu usta, dławiąc krzyk.

– Niepotrzebnie mnie rozpoznałeś – z nutą żalu powiedział Roderyk.

Oczy umierającego jeszcze przez chwilę spoglądały na niego z niemym oskarżeniem, po czym straciły blask, zmatowiały i zgasły.

– Musiałem to zrobić – mruknął, nie do końca pewien, czy tłumaczy się przed niemym spojrzeniem towarzysza, czy przed własnym sumieniem. – Sam wiesz, nikt nie może się dowiedzieć, że w ogóle tu byliśmy.

Odpowiedziało mu milczenie. Powoli kiełkowało w nim ziarno niepewności, czy aby na pewno postępuje słusznie, usiłując upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Aż do tej pory wierzył, że będzie w stanie uratować siostrę, nie tracąc szansy na zdobycie fortuny u boku Morina.

We dwóch usadzili martwego Tomasza przy stole, z głową wspartą na złożonych rękach. Ktoś, kto przypadkiem zajrzałby do komnatki, w słabym świetle mógł uznać, że żołnierz spił się i usnął.

Powrócili do przeszukiwania pozostałych jeszcze w tej części korytarza pomieszczeń. Większość drzwi nawet nie miała zamka i jedynie jedne stawiały opór przed otwarciem. Na nic zdało się szarpanie za klamkę, czy napieranie na drewno całym ciałem.

– Myślisz, że ona tam jest? – zapytał Graham, przysuwając się bliżej i starając się wyłowić choćby najcichszy szelest po drugiej stronie.

– To jedyne zamknięte drzwi, jeśli Ględa jest w zamku, to na pewno tutaj. Tylko jak dostać się do środka?

Towarzysz uśmiechnął się lekko, po czym wyciągnął rękę w górę, w celu przeszukania miejsca nad odstającą futryną. Po chwili, z tryumfującym wyrazem twarzy pokazał przyjacielowi niewielki prosty kluczyk.

– Moja piastunka robiła w ten sposób, kiedy jako chłopiec, nader często, w nocy przekradałem się do sypialni matki. Zamykała mnie, do czasu kiedy ukradłem klucz – odpowiedział na niewypowiedziane pytanie.

Klucz bez najmniejszych oporów obrócił się w zamku, drzwi stanęły otworem. Dwaj mężczyźni wsunęli się do środka, uważnie przeszukując wzrokiem niewielką przestrzeń.

Na prostym łóżku zasłanym wzorzystą kapom leżała zwinięta drobna postać. Jasne, potargane włosy, niby aureola, otaczały bladą twarzyczkę. Kiedy usłyszała szelest, niebieskie oczy, identyczne jak jej brata i ojca, otworzyły się z przestrachem. Roderyk zauważył mimochodem, że suknia, którą miała na sobie była bardzo kosztowna, bogato zdobiona drogimi kamieniami. Ich ojciec, pomimo wielkiej miłości, jaką darzył dziewczynę, nigdy nie mógłby jej takiej sprezentować. Ględa usiadła, zamrugała kilkakrotnie by upewnić się, że to, co widzi, nie jest olejnym marzeniem sennym o ucieczce, stojący w drzwiach jednak nie zniknęli.

– Bracie mój, to naprawdę ty? – zapytała piskliwym, lekko drżącym głosem – Czy teraz nareszcie będę mogła wrócić do domu?

– Zabierzemy cię – odpowiedział po prostu.

Nie podszedł, nie przytulił siostry, mimo najszczerszych chęci nie potrafił wykrzesać z siebie żadnych cieplejszych uczuć względem tej istoty. Wyprowadzenie jej z tond było celem narzuconym przez sentymentalnego starca, nie odruchem braterskiej miłości. Wyciągnął, starannie ukryte pod kubrakiem elementy męskiego przebrania dla siostry.

– Przebież się szybko i starannie zwiąż włosy, to może uda nam się je jakoś ukryć pod czapką.

Dziewczyna zmieniała ubranie tak szybko, jak tylko pozwalały na to drżące dłonie. Nie przejmowała się oschłością brata, liczyło się tylko to, że niebawem wróci na łono rodziny.

Drzwi do komnaty otwarły się, z głośnym łoskotem uderzając o ścianę. Stojący w progu człowiek, swoją masywną posturą zasłaniał całe wejście, a wyraz twarzy świadczył, że nie jest zachwycony tą niezapowiedzianą wizytą.

Stało się właśnie to, czego Roderyk obawiał się najbardziej, stał oto, oko w oko z panem tego zamku. Lord Morin wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Nie potrzebował obstawy ani pomocy zbrojnych, sam jeden, gołymi rękoma był w stanie skręcić koński kark.

– Widzę, że udało ci się odszukać siostrę, lordzie Roderyku. – Jego głos doskonale pasował do byczej postury, ale spojrzenie złagodniało, kiedy skierował je na ukrytą za plecami brata Ględę.

– Odnalazłem, Panie. Na polecenie ojca pragnąłbym zabrać ją do domu. – Miał nadzieję, że jego odpowiedź zabrzmiała pewnie, jak na rycerza przystało, wywołała ona jednak jedyni salwę śmiechu u gospodarza.

– Przeceniasz chyba swoje siły młody człowieku. Ukradkiem wtargnąłeś na moje ziemie i domagasz się oddania czegoś, co aktualnie jest w moim posiadaniu. Ty i twój towarzysz moglibyście zniknąć, a mnie nikt by z tym nawet nie powiązał. – Groźba, wypowiedziana rozbawionym głosem, nie wydała się przez to mniej poważna. – Nie mogę oddać wam dziewczyny.

– Porozmawiajmy spokojnie, Panie. – Ostrożnie wtrącił się Graham. – Na cóż wam ktoś taki jak ona? Czy nie ma w okolicy dziewcząt powabniejszych i chętniejszych od niej?

Olbrzym zamyślił się na chwilę, po czym usiadł na jedynym w pokoju krześle.

– Nie wiem dlaczego, może za sprawą waszej pomysłowości, czy odwagi, doszedłem do wniosku, że jednak was nie zabiję. Ufam, iż jako rozsądni ludzie zrozumiecie mnie i przyjmiecie moją szczodrą ofertę.

Ględa poruszyła się niespokojnie za plecami brata, zaciskając dłoń na skrawku jego kubraka.

– Słucham cię Panie, cóż to za propozycja? – Roderyk strącił z siebie dłoń dziewczyny i również usiadł na skraju łóżka. Zachowanie lorda intrygowało go.

– Na początek, żeby była jasność, ta młoda dama, twoja siostra zostaje tutaj. Moja żona i ja mamy względem niej plany. Całkiem możliwe, że w jej łonie rośnie już nowy dziedzic tych ziem.

Obaj rycerze otworzyli usta ze zdumienia, ale Morin ruchem dłoni powstrzymał ich, nim zdążyli powiedzieć choć słowo.

– Choć bardzo kocham żonę, jest ona bezpłodna, sama wpadła na pomysł, by znaleźć pannę podobną do niej z wyglądu, mającą w sobie krew szlachecką, która urodzi mi syna. Matką, oficjalnie zostanie moja droga Teresa i nikt, poza kilkoma zaufanymi osobami na zamku niczego się nie dowie. Wam dwóm zaś, w ramach rekompensaty proponuję udział w wyprawie za góry szare, gdzie, zaręczam wam, znacznie się wzbogacicie.

Oczy młodego szlachcica zabłysły, oto mogło spełnić się jego największe marzenie. Chciał przyjąć propozycję od razu, kiedy przerwało mu pytanie zadane przez Grahama.

– Ale co później stanie się z dziewczyną?

– Mogę was zapewnić, że niczego jej nie zabraknie, umieszczę ją w jednej z mniejszych rezydencji, gdzie spokojnie dożyje starości.

Roderyk odwrócił się do siostry i położył jej ręce na ramionach.

– Wybacz, dziewczyno, to dla ciebie najlepsze wyjście, teraz i tak nikt już nie weźmie cię za żonę.

– Ale ojciec … – zaszlochała.

– Któraś z twoich przyrodnich sióstr z wioski będzie w stanie cię zastąpić. Bywaj. Lordzie Morin, przyjmuję twoją propozycję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (25)

  • Moni 10.02.2016
    Ojacie. XD Cztnij se Bitwę Sakala, ja się uśmiałam po 1 zdaniu twojej. XD Niesamowite, jak przypadek może zmienić tekst. XD
  • Moni 10.02.2016
    Heh, ale ta relacja inaczej poprowadzona. :D Już widzę co, zrobiłby Evan po otrzymaniu tej propozycji. XD
  • Angela 10.02.2016
    O, a co tu było takiego śmiesznego?. Możesz wyjaśnić?
  • Angela 10.02.2016
    Moni acha , już rozumiem, usiekłam najemnika, ale to nie był ten sam XD
  • Moni 10.02.2016
    U niego też wszystko kręci się wokół siostry, która jest porwana (chyba można to tak nazwać) i szuka jej jej brat, rodzeństwo utrzymuje patologiczne relacje, siostra to blondynka, pada na koniec propozycja od złego, a główny bohater ją przyjmuje. XD
  • Moni 10.02.2016
    Plus ta cała otoczka. XD No zupełnie, jakby ktoś z was czytał tekst rywala i pomyślał "tak, to dobra koncepcja, napiszę to po swojemu". XD
  • Angela 10.02.2016
    Moni no to masakra, a myślałam że będę orginalna : D
  • Moni 10.02.2016
    Ale wykonania macie zupełnie różne. :D
  • Angela 10.02.2016
    Moni no wiem, raczej nie zabłysłam, ale co tam, to tylko zabawa : )
  • Moni 10.02.2016
    A i patologie macie inne. Nie wiem, czy mogę spoilować. :C
  • MrJ 15.02.2016
    Moni chyba nie powinnas porównywać czyjejś pracy. Ja rozumiem, że ty wszędzie widzisz Sakala, ale na moje oko, to trochę niemiłe.
  • KarolaKorman 10.02.2016
    Aż przeczytam :) a miałam coś innego do roboty, ale co tam, robota nie ch** i trzy dni postoi :)
  • Neurotyk 10.02.2016
    Ch.j najwyżej 3 minut. ;/ : )
  • Moni 10.02.2016
    Not sure it's about text or about real life...
    (Perfekt inglisz)
  • Angela 10.02.2016
    A zapraszam, ja wszystkie prace przeczytam dopiero jutro, bo ślepia mi się zamykają : )
  • KarolaKorman 10.02.2016
    Angela, świetny tekst :) Doborowe słownictwo i ciekawa historia, brawo :)
  • ausek 11.02.2016
    Przyznaję, że pomimo grypy, która mnie powaliła, wczoraj przeczytałam i Twoją pracę. Mi też od razu skojarzyła się z tekstem Sakala (mam nadzieję, że nie ma mi za złe użycie ksywki), ale jednak opowiadania są całkiem inne. Fajnie Ci to wyszło. ;)
  • Slugalegionu 11.02.2016
    Ktoś, kto przypadkiem zajrzałby do komnatki, w słabym świetle mógł uznać, że żołnierz spił się i usnął. ~ Jedno słowo. Krew.
    [...] z tond [...] ~ stąd.
    [...] wywołała ona jednak jedyni salwę śmiechu u gospodarza. ~ Jedynie.
    [...] góry szare [...] ~ Nazwa własna, więc wielkie litery.
    I odnośnie podobieństwa, popieram Ausek. :p Szkielet podobny, wykonanie zupełnie inne. XD
  • Slugalegionu 11.02.2016
    Historia bardzo mi się podobała, jednakowoż trochę nielogiczne wydawało mi się, że ot tak zrezygnował z zabicia ich. No nic, bywa i tak. :v Ja tam daję pięć.
  • Angela 11.02.2016
    Zrezygnował z zabicia ich bo np:
    a) Miał wyrzuty sumienia, że uległ żonie i dopuścił się takiego świństwa.
    b) Potrzebował dobrych ludzi, a to, że udało im się przekraść i dotrzeć do dziewczyny zaimponowało mu.
    Można wybrać : )
    Co do krwi, faktycznie nie dopisałam, że komnatka była słabo oświetlona.
    Co do reszty błędów, moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
    Dziś przeczytam wszystkie bitewne opka : ) Cieszę się, że Ci się podobało.
  • Slugalegionu 11.02.2016
    Heh, sorka za krew. XD
  • Karo 11.02.2016
    Opowiadanie genialne i epickie. Duże 5 ode mnie i ty jesteś moim faworytem w tej bitwie :D gratuluje pomysłu.
  • Angela 11.02.2016
    Dziękuję Wam wszystkim bardzo, choć muszę przyznać, że jestem w lekkim szoku, bo absolutnie nie jestem z niego zadowolona.
    Nie mniej jeszcze raz dziękuję.
  • Jared 12.02.2016
    *TEN KOMENTARZ MOŻE SŁUSZNIE ZOSTAĆ UZNANY ZA DZIWNY PRZEZ SWÓJ POPULISTYCZNY CHARAKTER. Niemniej, ćwiczę się w pisaniu recenzji, i uznałem, że dobrym pomysłem będzie zostawianiem tegoż typu komentarzu tu, na Opowi. Jak ktoś sobie nie życzy, ale bo go to denerwuję, to przepraszam z góry.*

    Promienie popołudniowego Słońca lśniły... Lśniły i lśnić będą dopóki, dopóty nie rozdzieli nas pożegnanie z Lordem Morinem. A w międzyczasie czeka nas gromka historia o wojowniku, siostrze tegoż i morał, że jednak z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.

    Raptus puellae. Czyli topos porwanej kobiety i chłopa-wybawiciela przetoczył się już tysiące razy. Ogólny trend w fantasy napędzany wiedźminami Sapkowskiego uległ ostatnio jednak odwróceniu. Rynek się wypełnił, a zagorzały elektorat fantasy odwraca się od swoich bożyszczy na rzecz innych rozwiązań. Autor komentarza zjadł na samotnych wilkach zęby, przez co motyw główny uważa za rozwiązanie płytkie.

    W fabule, przede wszystkim, niczym w homerowskiej Iliadzie, najważniejsze wydarzenia poprzedzane są długimi i ciężkimi wstawkami. Zwroty akcji, jako takie, sprowadzają się do morderstwa na żołnierzu, który rozpoznał Roderyka i do samego zakończenia. Mało? Mało. Ale przyznam, że oba rozwiązania były ciekawe i mogę puścić w zapomnienie momenty przewlekle przewlekłe. (specjalnie tak napisałem! ;_;) Poza tym zastosowana na końcu zasada zwierciadła zmienia postrzeganie czytelnika jak i bohaterów. I, o ile facta notoria przemawiają za tym, że sam wybór jest sprzeczny behawioralnie z osobowością bohatera, to ja rzeknę z uśmiechem, że bardzo mi się podobał fabularny kop w tyłek na zakończenie.

    Sam świat jest wykreowany na typowe historical fantasy - konwencja, oczywiście, medieval. Nie uświadczymy tu magii. W ogóle niewiele jest tu rzeczy „fantasy” poza samym światem. Niestety zbyt wiele jest opisu „tu i teraz”, a za mało charakterystyki świata jako takiego.

    Jeżeli chodzi o język… Błąd na błędzie błędem pogania. Niestety. Od przecinkowych i ortów po fleksyjne i składniowe włącznie. Czasem też logiczne, można by gdybać czy sam finał ma sens.

    Dialogi i bohaterowie są dość surowi i sztywni. Czasami typizowani wręcz na classic fantasy. Widać tę marionetkowość w rękach autora, która wyziera w wielu scenach i ma się wrażenie, że są tylko po to, by historia nie była epickim monologiem.

    Podsumowując… Treść (znaczek większości) Forma.

    Fabuła 7,5
    Styl 4
    Całość 6,5
  • Angela 12.02.2016
    No nic, Twój komentarz przyjmuję na klatę, uprzedzałam, że nie jestem zadowolona z tego tekstu. Dzięki : )

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania