Bitwa literacka - Fatalne zauroczenie " Detektyw"

Deszcz padał już czwarty dzień z rzędu, spowijając i tak szare już ulice, w dodatkową porcję mroku. Mogło by się wydawać, że nawet przestępcy i drobni oszuści pokryli się gdzieś, wyglądając lepszych dni. Obserwowałem leniwie unoszący się pod sufitem dym tytoniowy. Rozmyślałem.

Jeszcze jakiś miesiąc, takiego jak do tej pory, bezruchu w interesie, a przyjdzie mi wrócić do czynnej służby w policji. Porzuconej, jak mi się do niedawna wydawało, na rzecz bardziej fascynującej i nie obwarowanej taką ilością przepisów do przestrzegania, pracy detektywa. Tymczasem, tych kilka zleceń jakie otrzymałem w minionych miesiącach, dotyczyło najczęściej, mężczyzn i przyprawiających im rogi szanownych małżonek. Najczęściej wystarczyło pojeździć przez kilka dni za podejrzaną, pstryknąć kilka kompromitujących zdjęć i po sprawie. Zero jakiegokolwiek dreszczyku ekscytacji. Bywało, że patrząc w nalane twarze zdradzanych mężów, nie dziwiłem się kobietą.

Dochodziła siedemnasta i przestałem robić sobie jakiekolwiek nadzieje, że dziś jeszcze, ktokolwiek zawita do mojego biura, kiedy w drzwiach pojawiła się ona. Rudowłosa lisiczka, to określenie samoistnie przyszło mi do głowy, kiedy światło z korytarza opromieniło drobną postać. Takie kobiety jak ta,zawsze niosły ze sobą same kłopoty. Jej ubiór, od eleganckiego kapelusika, poprzez szyty na miarę płaszczyk, aż po buty, od znanego projektanta, świadczyły o pokaźnym portfelu.

- Nie byłam umówiona – przemówiła, lekko schrypniętym głosem, omiatając wnętrze niepewnym spojrzeniem.

Fakt, zaadoptowany na biuro pokój różnił się od tych w centrum. Brakowało w nim eleganckich kanap i stoliczków do kawy. Za całe wyposażenie, jak do tej pory, wystarczało mi biurko i kilka niepasujących do siebie, odrapanych krzeseł. Tym bardziej zdumiewała mnie obecność szykownego gościa.

- Nic nie szkodzi, dziś już raczej nikt nie przyjdzie. - Postarałem się by w moim głosie brzmiało lekkie znudzenie. - Proszę spocząć, co panią do mnie sprowadza, pni …? - Celowo nie dokończyłem zdania czekając, aż lisiczka się przedstawi.

- Ann Smith – przedstawiła się, używając najczęściej używanego imienia i nazwiska, byłem ciekaw czy jej własnego, czy zaporzyczonego na potrzeby dzisiejszego spotkania.

Przyglądałem się, kiedy sadowiła swój zgrabny tyłeczek na niewygodnym krześle. Pasowała tu, jak czystej krwi arabska klacz, w stajni pełnej koni pociągowych.

- Potrzebna mi pana pomoc – zaczęła, a ja tylko skinąłem głową i cierpliwie czekałem, aż wyłoży, na czym ta pomoc miała by polegać – Moja siostra zmarła tydzień temu, policja uważa, że był to nieszczęśliwy wypadek, ja jednak mam podstawy przypuszczać, że było inaczej.

- Podejrzewa pni morderstwo? - spytałem dla pewności.

Ann Smith skinęła głową, po czym wyciągnęła z torebki srebrną papierośnicę, zgrabnym ruchem wyłuszczyła papierosa i przyłożyła go do ust. Nie musiała pytać czy może zapalić, popielniczka i tak pełna była niedopałków. W milczeniu czekałem na dalszy ciąg wypowiedzi.

- Jestem pewna że zabił ją mój szwagier. Liza utonęła we własnej wannie, kiedy nikogo nie było w domu.

- No cóż droga pani, takie wypadki się zdarzają – przemówiłem ostrożnie.

Kobieta odłożyła papierosa, wyprostowała się jak struna i wbiła we mnie spojrzenie zielonych oczu.

- Pan nie rozumie. Liza zawsze się bała, że mogłaby utonąć we własnej wannie, dlatego kąpała się tylko wtedy, gdy Jack był w domu. Zwyczajnie nie wieżę by tym razem było inaczej.

- A czy pani szwagier miał jakiś powód by zamordować żonę? Byli skłóceni? - Byłem podekscytowany, jak pies, który na polowaniu zwęszył świeży ślad i został spuszczony ze smyczy.

Sprawa morderstwa, to było coś. Na rozwiązaniu jej mogłem już zacząć budować renomę prywatnego detektywa.

Lisiczka wydęła usta, spoglądając na mniej jak na cyrkowego głupka. Obawiałem się, że za chwilę wstanie i opuści biuro. Na szczęście nie zrobiła tego.

- Powodem oczywiście były pieniądze. Nasza rodzina nie należy do biednych, po śmierci mojej siostry, ten nieudacznik jej mąż dostanie sporą fortunkę. Istnieje testament, według którego to Jack dziedziczy wszystko, ja jednak sądzę że nie jest on prawdziwy. Liza rozmawiała ze mną jakiś tydzień przed swoją śmiercią, żaliła się, że Jack ostatnio wiele czasu spędza w kasynach. Chciała go odciąć od rodzinnych pieniędzy.

Tak, to mógłby być motyw, rejestrowałem w pamięci usłyszane informacje. Ostatnimi laty, nader często zdarzało się, że hazard doprowadzał do tragedii. Był plagą niszczącą rodziny i przyjaźnie.

Klientka, w odróżnieniu od wielu jej poprzedników, była doskonale przygotowana do spotkania, bo po chwili położyła przede mną starannie złożoną kartkę papieru, zapisaną drobnym, eleganckim charakterem pisma.

- Ma pan tu wszystkie istotne informacje na temat Lizy i jej męża – wyjaśniła, w czasie kiedy przyglądałem się zapisanym nazwiskom i adresom.

Kiedy wyszła, życząc mi powodzenia, jeszcze dosyć długo wpatrywałem się w zamknięte drzwi.

W powietrzu, nadal, niby duch, unosił się zapach jej perfum.

 

Następny dzień rozpocząłem od wizyty w domu ofiary, niestety miałem jedynie możliwość przyjrzenia mu się z zewnątrz, bo mąż zmarłej nadal tu mieszkał. Jak mogłem się spodziewać, ta właśnie dzielnica zarezerwowana była jedynie dla najmożniejszych obywateli miasta. Nawet za czasów pracy w policji, nigdy nie zdarzyło mi się tu zaglądać. Wszędzie panował niczym nie zmącony spokój. Na podjeździe, przed starym, porośniętym bluszczem domem stał samochód. Jack z pewnością wziął wolne w pracy. Czekałem, poza słowami Lisiczki nie miałem żadnego punktu zaczepienia.

Po jakiejś godzinie, mężczyzna w prążkowanym garniturze wyszedł z domu i z bukietem kwiatów wsiadł do auta. Jechałem za nim, starając się wtopić w ruch uliczny. Gdzie mógł się wybierać? Do kochanki? Ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu, podejrzany minął centrum i skierował się na przedmieścia, ostatecznie parkując pod bramą niewielkiego cmentarza. Kręciłem się po alejkach, dyskretnie obserwując, jak wdowiec kładzie kwiaty na jednym z grobów. Jego ramionami wstrząsał szloch. To zachowanie w żaden sposób nie pasowało do obrazu pazernego mordercy, jaki wytworzyła moja podświadomość.

 

Następne dni również nie wniosły do śledztwa nic nowego. Podając się za reportera mało poczytnego czasopisma, przepytałem sąsiadów i współpracowników Jacka. To zabawne, jak nagle ludzie stają się chętni do rozmowy, jeśli akurat tematem nie są oni sami, a na horyzoncie pojawi się facet z aparatem. Tu jednak znowu nie dowiedziałem się niczego, co stawiałoby mężczyznę w złym świetle.

- Za mało się pan stara – wysyczała Lisiczka, kiedy przekazałem jej zdobyte informacje.

Tego popołudnia znowu pojawiła się w biurze bez zapowiedzi.

- Facet jest kryształowo czysty, nikt w pracy nawet nie słyszał, by kiedykolwiek grywał w karty na pieniądze. Sąsiedzi również wychwalali to małżeństwo. Nigdy nie słyszeli choćby najmniejszej sprzeczki z ich udziałem – tłumaczyłem.

Sam również żałowałem, że podejrzany mógł okazać się niewinny. Bez spektakularnego rozwiązania sprawy, mogłem zapomnieć o wspaniałej karierze detektywa. Ann Smith wstała z krzesła i okrążyła biurko, by w końcu usiąść na jego blacie, tuż przede mną. Jej ołówkowa spódnica opinała zgrabne uda, a biust majaczył zachęcająco, gdzieś na wysokości mojej twarzy. Co ona wyprawia, zaskoczony, cofnąłem się lekko. Spojrzałem jej w twarz i postarałem się, by wzrok nie wędrował ku innym, kuszącym partią jej ciała. Przedewszystkim byłem przecież profesjonalistą.

- Panie detektywie, musi się pan po prostu bardziej postarać. - Tym razem już nie syczała, a mruczała rozkosznie jak kociak. - Jack doskonale potrafił sprawiać pozory oddanego męża, ale przecież nikt nie jest tak do końca doskonały. Jeśli pan zechce, na pewno znajdzie się jakaś ryska, która pozwoli wsadzić go za kratki.

- Gdybym trafił chociaż na najmarniejszy trop – wymamrotałem, bardziej do siebie niż do niej.

Szmaragdowe oczy zalśniły, a mi wydało się, że tonę w ich głębi. Jeszcze nigdy nie spotkałem kobiety, która aż tak wodziła by mnie na pokuszenie. Czułem jak ręce spotniały mi, niby uczniowi przy tablicy. Wyluzuj stary, ta paniusia jest tylko twoją klientką, nigdy nie spojrzałaby poważnie, na takiego wyliniałego kundla. To tak jakby bałwanek zapałał uczuciem do słońca.

Po prostu fatalne zauroczenie, takie z opłakanym końcem.

- Wiem gdzie może być ukryty prawdziwy testament – Na te słowa podskoczyłem, wyrwany z bzdurnych rozmyślań.

- Dlaczego nie wspomniała pani o tym wcześniej – zapytałem zdumiony, że zataiła przede mną tak istotną informacje.

- Bo zaczęłam o tym myśleć dopiero po naszym ostatnim spotkaniu – wyjaśniła.

Niewiarygodne, myślała o tym by wynająć detektywa, o tym by umieścić na kartce mogące się przydać informacje, nie wyłączając numerów rejestracyjnych samochodu Jacka, a o testamencie nie.

Doprawdy umysł kobiety jet miejscem niezgłębionym.

Pomimo, że przyjąłem to wyjaśnienie, nie mogłem pozbyć się lekkiego dreszczyku niepokoju, coś mi nie pasowało.

- Wydaje mi się, że dokumenty mogą być ukryte w książce, którą Liza dostała ode mnie na urodziny – tłumaczyła Ann – Mam klucze do ich mieszkania, ale za nic w świecie nie pójdę tam sama. Gdyby tylko poszedł pan tam ze mną …

Skinąłem głową, a Lisiczka zabrała swój zgrabny tyłek z mojego biurka. Istnienie drugiego, skrajnie różnego testamentu, pozwoliłoby mieć wątpliwości, czy śmierć kobiety rzeczywiście była tylko nieszczęśliwym wypadkiem.

 

Wdowiec każdego dnia, o tej samej godzinie jeździł na cmentarz, z którego najczęściej wyruszał bezpośrednio do pracy i tą właśnie porę wybraliśmy na przeszukanie jego domu. Na miejscu zjawiłem się jednak zdecydowanie przed czasem. Zwyczajnie nie byłem w stanie usiedzieć we własnym biurze. Miałem nieprzyjemne wrażenie, że coś mi umyka. Czekałem w samochodzie, kontemplując zapalające się właśnie latarnie uliczne, gdy moją uwagę przyciągną jakiś ruch, pomiędzy żywopłotem, a murem rezydencji. W kierunku bramy, zgięta w pół przemykała Ann, trzymając pod pachą niewielkie zawiniątko. Pospieszyłem w jej kierunku.

- Co pani robi? - zapytałem cicho, stając za jej plecami.

Wyprostowała się, a twarz pokryta warstwą nienagannego makijażu, znacznie pobladła.

- Pomyślałam, że pan zrezygnował – odszepnęła i spojrzała na mnie jakoś tak mało przyjaźnie.

- Jak się domyślam, to pani pierwsze włamanie. – Spróbowałem rozładować napięcie żartem.

Dziwne, w tych zielonych oczach, jeszcze dziś do południa, nie było tyle wrogości. Wyciągnąłem rękę, by odebrać przedmiot który z sobą zabrała.

- Będzie o wiele wygodniej, jeśli ja to poniosę – wyjaśniłem, jednakże kobieta pokręciła głową, próbując ukryć to coś za plecami.

Później wiele rzeczy zdarzyło się naraz. Niewielki, czarno-biały piesek sąsiadów zerwał się właścicielce ze smyczy i z głośnym szczekaniem ruszył w naszą stronę. Lisiczka potknęła się o jakiś wystający korzeń, a to co tak skrzętnie próbowała ukryć, wypadło jej z rąk. Kilka kartek, porwane podmuchami wiatru, poszybowało w stronę ulicy.

- Teo, Teo. - Właścicielka bojowo usposobionego pieska starała się odciągnąć od nas pupila, ten jednak ani myślał rezygnować z obrony swojego terytorium.

- Przepraszam państwa – zaczęła, gdy udało jej się wreszcie wziąć zwierzaka na ręce – Teo nigdy się tak nie zachowuje.

Jej sympatyczna twarz stężała, kiedy rozpoznała Ann Smith. Cofnęła się o dwa kroki.

- Proszę stąd odejść, przynosi pani pecha. Biedna Liza.

Z pochwyconą właśnie kartką, oniemiały wpatrywałem się w plecy uciekającej starszej pani.

Myślałem, czy by za nią nie pobiec i wypytać, co dokładnie miała na myśli. Spojrzałem na ściskany w dłoni kawałek papieru i wszystkie elementy układanki trafiły na swoje miejsce. Miałem przed sobą testament, ten, który Lisiczka planowała podłożyć, a później znaleźć na nowo, w mojej obecności, tak bym mógł zaświadczyć o tym w sądzie. Wybrała najmniej udolnego detektywa w całym mieście, licząc, że jej chytry plan się powiedzie. I mogło by tak być, gdyby nie złośliwość losu i szczeniak o imieniu Teo.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Numizmat 05.01.2016
    Cóż mogę powiedzieć...? "Brudne" takie trochę to opowiadnie. Mam na myśli Lisiczkę oczywiście. Gerealnie zakończenie przewidziałem już przy scenie na cmentarzu, także szału nie ma. Zdarzyło się sporo literówek i ortów, ale to już niech wyliczają Ci, którym się za to płaci :) Jeśli mam być szczery, to pod temat też bym tego jakoś specjalnie nie podciągnął. Detektyw raczej odczuwał coś na kształt pożądania do tej złej kobiety. Zauroczeniem bym tego też nie nazwał, a i fatalnego w sumie aż tak nic się nie zdarzyło w wyniku owijania sobie wokół palca detektywa przez Ann.
    Dam 3,5 :)
  • Angela 05.01.2016
    W moim przekonaniu wystarczy że przeszło mu to przez myśl. Nie chciałam stworzyć faceta wzdychającego do rudej zołzy.
    Aż tak niskiego mniemania o facetach nie mam : D
  • Lady_Makbet 05.01.2016
    a mi się podobało :) 5
  • Angela 06.01.2016
    Dziękuję Lady_Makbet : )
  • KarolaKorman 06.01.2016
    Przeczytałam, ale cała reszta nie wcześniej jak jutro :)
  • Krytyczny 07.01.2016
    Błędy:
    1. Takie kobiety jak ta,zawsze niosły ze sobą same kłopoty. – brak spacji po ta.
    2. Jej ubiór, od eleganckiego kapelusika, poprzez szyty na miarę płaszczyk, aż po buty, od znanego projektanta, świadczyły o pokaźnym portfelu. – dużo tych przecinków, a ostatni zbędny.
    3. Postarałem się(,) by w moim głosie brzmiało lekkie znudzenie.
    4. - Proszę spocząć, co panią do mnie sprowadza, pni …? – Na końcu pani.
    5. - Ann Smith – przedstawiła się, używając najczęściej używanego imienia i nazwiska, byłem ciekaw czy jej własnego, czy zaporzyczonego na potrzeby dzisiejszego spotkania. – ZapoŻyczonego.
    6. - Podejrzewa pni morderstwo? – znów pani.
    7. - Jestem pewna(,) że zabił ją mój szwagier.
    8. Zwyczajnie nie wieżę by tym razem było inaczej. Wierzę i przecinek po wierzę.
    9. - A czy pani szwagier miał jakiś powód(,) by zamordować żonę?
    10. Lisiczka wydęła usta, spoglądając na mniej(,) jak na cyrkowego głupka.
    11. Nasza rodzina nie należy do biednych, po śmierci mojej siostry, ten nieudacznik(,) jej mąż dostanie sporą fortunkę.
    12. Istnieje testament, według którego(,) to Jack dziedziczy wszystko, ja jednak sądzę(,) że nie jest on prawdziwy.
    13. W powietrzu, nadal, niby duch, unosił się zapach jej perfum. – pierwszy przecinek zbędny.
    14. Wszędzie panował niczym nie zmącony spokój. Na podjeździe, przed starym, porośniętym bluszczem domem(,) stał samochód.
    15. Spojrzałem jej w twarz i postarałem się, by wzrok nie wędrował ku innym, kuszącym partią jej ciała. – Partiom.
    16. Przedewszystkim byłem przecież profesjonalistą. – Przede wszystkim.
    17. To tak(,) jakby bałwanek zapałał uczuciem do słońca.
    18. – Wiem(,) gdzie może być ukryty prawdziwy testament
    19. Doprawdy umysł kobiety jet miejscem niezgłębionym. – jest.

    Pomysł:

    Można powiedzieć, że opowiadanie samo w sobie mi się podoba i pomysł jest oryginalny, ale bardziej jest to opowiadanie o włamywaczu, a nie o miłości.

    Całokształt:

    Nie porwało mnie to zbytnio, ale przyjemnie się czytało, pomijając błędy. Już na początku przewidziałem zakoszenie, ale tak jak już wyżej wspomniałem, trochę nie na temat ta historia. Owszem, jest tutaj mały wątek o zauroczeniu kobietą, ale o ile jest, o tyle brakuje mi jakiegoś sensu w nim. Nie dałbym na pewno tytuły fatalne zauroczenie.

    Temat dodatkowy – wklepany zupełnie na sam koniec. Równie dobrze mogłoby go nie być.

    Błędy: 6
    Pomysł: 6
    Całokształt: 5
    Temat dodatkowy: 2

    Całość: 17/30 i 2/5
  • Angela 07.01.2016
    Do wszystkich błędów się przyznaję. Nie ważne, ile poradników bym przeczytała, nadal pozostaję " interpunkcyjną kaleką ".
    To nie miała być historia o miłości, bo w moim przekonaniu zauroczenie to zupełnie coś innego. Wydawało mi się, że wystarczy
    iż bohater rozważa taką możliwość i jej fatalne skutki, bo kobieta jest takk jakby z innej bajki.
    Co do reszty zarzutów, no cóż, tak gdzieś od połowy, bardziej mordowałam, niż pisałam to opowiadanie.
    Serdecznie dziękuję za poświęcony czas, i pozdrawiam : )
  • Krytyczny 07.01.2016
    Jeżeli będziesz pisać, to prędzej czy póżniej dojdziesz do wprawy.:)
  • Angela 07.01.2016
    Dziękuję, choć raczej wątpię : )
  • KarolaKorman 10.01.2016
    Błędy: 8/10
    Przecinki, literówki. Nie utrudniały czytania.

    Pomysł: 8/10
    Pomysł bardo mi się podobał. Świetnie oddałaś klimat biura detektywa, jego myśli i widzenie przez niego kobiety. Bardzo mi się podobał słownik mężczyzny. Jego cała oprawa jest w porządku.

    Całokształt: 6/10
    Brakowało mi w tekście dobitnego pokazania fatalnego zauroczenia. Bardziej widziałam chęć zarobienia pieniędzy i wypłynięcia jak detektyw.

    Temat dodatkowy: 3/10
    Złośliwy los i złośliwy pies idealne połączenie :)

    Pozdrawiam :)
  • KarolaKorman 10.01.2016
    *jako detektyw
  • Angela 10.01.2016
    Serdecznie dziękuję Karola, za poświęcony czas : )
  • Lucinda 13.01.2016
    Błędy:
    1) ,,spowijając i tak szare już ulice, w dodatkową porcję mroku” - bez przecinka;
    2) ,,na rzecz bardziej fascynującej i nie obwarowanej taką ilością przepisów do przestrzegania, pracy detektywa” - po ,,na rzecz” postawiłabym przecinek. Zatrzymałam się na chwilę przy tym zdaniu, bo coś mi nie pasowało (chodzi mi o rozbiór logiczny zdania). Zdanie główne brzmi: ,,Porzuconej (...) na rzecz (...) pracy detektywa”. A skoro to ostatnie oddzieliłaś przecinkiem, to wcześniej również musi być przecinek przed którym znajduje się część tego samego zdania składowego;
    3) ,,Tymczasem, tych kilka zleceń jakie otrzymałem w minionych miesiącach, dotyczyło najczęściej, mężczyzn i przyprawiających im rogi szanownych małżonek” - bez przecinka po ,,tymczasem”, przecinek przed ,,jakie” (wprowadza on zdanie podrzędne) i bez przecinka po ,,najczęściej”, wyrażenie ,,dotyczyło (...) mężczyzn…” musi zachować ciągłość;
    4) ,,patrząc w nalane twarze zdradzanych mężów, nie dziwiłem się kobietą” - ,,kobietom”;
    5) ,,przestałem robić sobie jakiekolwiek nadzieje, że dziś jeszcze, ktokolwiek zawita do mojego biura” - bez tego drugiego przecinka, od ,,że” rozpoczyna się zdanie podrzędne. Być może łatwiej byłoby Ci intuicyjnie wyczuć tę ciągłość, gdybyś zmieniła szyk na ,,że jeszcze dziś ktokolwiek…”;
    6) ,,Takie kobiety jak ta,zawsze niosły ze sobą same kłopoty” - wkradł Ci się tutaj brak spacji po przecinku;
    7) ,,Jej ubiór, od eleganckiego kapelusika, poprzez szyty na miarę płaszczyk, aż po buty, od znanego projektanta, świadczyły o pokaźnym portfelu” - w tym zdaniu nie zgadzają się formy, a wszystko przez słowo ,,ubiór”. Ostatni fragment ,,świadczyły o pokaźnym portfelu” odnosi się właśnie do tego słowa, to co jest pośrodku, to dopowiedzenie;
    8) ,,przemówiła, lekko schrypniętym głosem” - bez przecinka;
    9) ,,Postarałem się by w moim głosie brzmiało lekkie znudzenie” - przecinek przed ,,by”, bo jest to zdanie podrzędnie złożone;
    10) ,,co panią do mnie sprowadza, pni …?” - ,,pani”;
    11) ,,Celowo nie dokończyłem zdania czekając” - przecinek przed ,,czekając”;
    12) ,,byłem ciekaw czy jej własnego, czy zaporzyczonego na potrzeby dzisiejszego spotkania” - ,,zapożyczonego”, poza tym w tym przypadku przed pierwszym ,,czy” powinien być przecinek. Nie stawia się go, jeśli to słowo pełni funkcję spójnika (bo wtedy jest to zdanie rozłączne), natomiast tutaj wprowadza ono zdanie podrzędne, stąd musi tu być przecinek;
    13) ,,Pasowała tu, jak czystej krwi arabska klacz, w stajni pełnej koni pociągowych” - tu nie stawiałabym obu przecinków. To porównanie integralne (wchodzi w skład zasadniczej części zdania), stanowi właściwie całe zdanie, dlatego bez pierwszego, a drugi… po prostu nie ma powodu rozdzielać tego drugiego członu porównania;
    14) ,,na czym ta pomoc miała by polegać” - ,,miałaby” łącznie, ponieważ jest to czasownik w formie osobowej (,,pomoc miałaby polegać”);
    15) ,,Podejrzewa pni morderstwo?” - ,,pani”;
    16) ,,Nie musiała pytać czy może zapalić” - przecinek przed ,,czy”, zasada ta sama co w punkcie 12);
    17) ,,Jestem pewna że zabił ją mój szwagier” - przecinek przed ,,że”;
    18) ,,No cóż droga pani, takie wypadki się zdarzają” - przecinek przed ,,no cóż”, jest dopowiedzeniem wynikającym z kolokwializmu, a nie wchodzi w skład zdania głównego, poza tym zwrot ,,droga pani” (zwrot bezpośredni) musi być oddzielony od reszty wypowiedzi;
    19) ,,Zwyczajnie nie wieżę by tym razem było inaczej” - ,,nie wierzę” (zakładam, że to przez nieuwagę) i przecinek przed ,,by” - wprowadza zdanie podrzędne;
    20) ,,A czy pani szwagier miał jakiś powód by zamordować żonę?” - tu też przecinek przed ,,by”;
    21) ,,po śmierci mojej siostry, ten nieudacznik jej mąż dostanie sporą fortunkę” - bez przecinka przed ,,ten”, za to ,,jej mąż” jest tu dopowiedzeniem, a więc powinno być z obu stron oddzielone przecinkami albo myślnikami;
    22) ,,ja jednak sądzę że nie jest on prawdziwy” - znowu przecinek przed ,,że” (nie rozumiem, przecież już je pisałaś:/)
    23) ,,Ostatnimi laty, nader często zdarzało się, że hazard doprowadzał do tragedii” - bez pierwszego przecinka;
    24) ,,W powietrzu, nadal, niby duch, unosił się zapach jej perfum.” - to nie błąd, ale uwaga ode mnie: przed ,,nadal” nie jest potrzebny przecinek, zrobiłaś z tego wtrącenie, ale uważam, że ,,niby duch” wystarczy do pełnienia tej funkcji, natomiast zdanie główne brzmiałoby ,,W powietrzu nadal unosił się zapach jej perfum”;
    25) ,,Na podjeździe, przed starym, porośniętym bluszczem domem stał samochód” - przecinek przed ,,stał”, ponieważ od pierwszego przecinka do tego słowa jest dopowiedzenie, zdanie główne to ,,Na podjeździe stał samochód”;
    26) ,,a biust majaczył zachęcająco, gdzieś na wysokości mojej twarzy” - bez przecinka;
    27) ,,by wzrok nie wędrował ku innym, kuszącym partią jej ciała” - ,,partiom”;
    28) ,,Przedewszystkim byłem przecież profesjonalistą” - ,,przede wszystkim”;
    29) ,,Jeszcze nigdy nie spotkałem kobiety, która aż tak wodziła by mnie na pokuszenie” - ,,wodziłaby”, podobnie jak w punkcie 14), czasownik jest w formie osobowej;
    30) ,,Czułem jak ręce spotniały mi, niby uczniowi przy tablicy” - przecinek przed ,,jak”, bo wprowadza zdanie podrzędne, ale bez przecinka przed ,,niby”, ponieważ w tym zdaniu jest częścią porównania integralnego;
    31) ,,Wyluzuj stary, ta paniusia jest tylko twoją klientką, nigdy nie spojrzałaby poważnie, na takiego wyliniałego kundla” - przecinek przed ,,stary” (jest to zwrot bezpośredni) i bez ostatniego przecinka;
    32) ,,To tak jakby bałwanek zapałał uczuciem do słońca” - przecinek przed ,,jakby”;
    33) ,,Wiem gdzie może być ukryty prawdziwy testament” - przecinek przed ,,gdzie” (wprowadza zdanie podrzędne) i na końcu brakuje kropki, bo po myślniku rozpoczynasz z wielkiej litery;
    34) ,,zataiła przede mną tak istotną informacje” - ,,informację”;
    35) ,,myślała o tym by wynająć detektywa, o tym by umieścić na kartce mogące się przydać informacje” - przecinki przed ,,by” zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem;
    36) ,,Doprawdy umysł kobiety jet miejscem niezgłębionym” - ,,jest”;
    37) ,,Pomimo, że przyjąłem to wyjaśnienie” - ,,pomimo że” jest spójnikiem złożonym, nie stawia się tu przecinka przed ,,że”;
    38) ,,tłumaczyła Ann – Mam klucze do ich mieszkania” - po ,,Ann” powinna być kropka, bo dalej jest z wielkiej litery;
    39) ,,Wdowiec każdego dnia, o tej samej godzinie jeździł na cmentarz” - tu nie stawiałabym przecinka;
    40) ,,tą właśnie porę wybraliśmy na przeszukanie jego domu” - ,,tę”, ponieważ słowo ,,porę”, do którego odnosi się zaimek wskazujący, jest w formie biernika;
    41) ,,gdy moją uwagę przyciągną jakiś ruch, pomiędzy żywopłotem, a murem rezydencji” - ,,przyciągnął”, Ty użyłaś trzeciej osoby liczby mnogiej w czasie przyszłym. Poza tym bez obu przecinków;
    42) ,,W kierunku bramy, zgięta w pół przemykała Ann, trzymając pod pachą niewielkie zawiniątko” - nie stawiałabym pierwszego przecinka, chyba że chciałabyś zrobić z ,,zgięta w pół” wtrącenie, choć wyszłoby sporo przecinków w zdanie. Chodzi o to, że zdanie główne (,,W kierunku bramy przemykała Ann”) nie może być rozdzielone. To dwie możliwości, jakie widzę. Wybierzesz, która będzie Ci bardziej pasowała;
    43) ,,twarz pokryta warstwą nienagannego makijażu, znacznie pobladła” - bez przecinka;
    44) ,,by odebrać przedmiot który z sobą zabrała” - przecinek przed ,,który”;
    45) ,,a to co tak skrzętnie próbowała ukryć, wypadło jej z rąk” - przecinek przed ,,co”;
    46) ,,Kilka kartek, porwane podmuchami wiatru, poszybowało w stronę ulicy” - ,,porwanych podmuchami wiatru”;
    47) ,,a później znaleźć na nowo, w mojej obecności, tak bym mógł zaświadczyć o tym w sądzie” - bez dwóch pierwszych przecinków i przecinek przed ,,bym”;

    Błędy: 6/10

    Pomysł:

    Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się w tej bitwie wątków detektywistycznych, oczywiście dopóki nie przeczytałam tytułu tego opowiadania. Osobiście bardzo je lubię i uważam, że bardzo fajnie oddałaś ten klimat. Pod względem fabularnym jak najbardziej mi się podobało.

    Pomysł: 7/10

    Całokształt:

    Bardzo dobrze mi się czytało. Błędy jakoś specjalnie tego nie utrudniały, choć muszę przyznać, że ja je widzę trochę inaczej niż Ty, bo o ile twierdzisz, że nigdy nie nauczysz się pisać poprawnie, ja widzę dużą poprawę w stosunku choćby do pierwszych części ,,Perełki”, po pierwsze w ilości (czego tutaj za bardzo nie widać, ale tekst jest dłuższy niż Twoja zwyczajowa część opowiadania), a po drugie w jakości. Temat był trochę mało… wyrazisty, że się tak wyrażę, trochę mi tego szkoda, choć pokazałaś swoją interpretację.

    Całokształt: 6,5/10

    Temat dodatkowy: 2,5/5

    Wynik: 19,5/30 + 2,5/5
  • Angela 13.01.2016
    Serdecznie dziękuję za ocenę. Przeraziłam się kiedy zobaczyłam ile jest tych błędów.
    Słowo daję, te przecinki kiedyś wpędzą mnie do grobu.
  • Lucinda 13.01.2016
    Angela, no faktycznie sporo tego, ale uwierz, że gdybyś części w opowiadaniach cyklicznych pisała takiej długości, to błędów wypisanych gdy byłaś na poziomie, kiedy zaczęłam czytać Twoje teksty, byłoby o wiele więcej, naprawdę. A tak jeszcze dodam, że to nie jest najdłuższa lista, jaką wypisałam. Nie przejmuj się, z czasem będzie coraz lepiej:)
  • patyy 13.01.2016
    Angela Ja też mam problem z przecinkami, a naprawdę dużo staram się nadrobić. Też mam sporą listę tych błędów, w mojej pierwszej bitwie to już wgl powalała.
  • Moni 13.01.2016
    Błędy:
    Wypisano ich ogrom, a że się na nich nie znam, to na ich podstawie napiszę tę część. No, jest ich sporo i to pod tym względem chyba najgorsza Bitwa, więc 5. Sorka.

    Postarałem się by w moim głosie brzmiało lekkie znudzenie.
    Ale po co, skoro był znudzony? Po co udawać kogoś, kim się jest? To za mądre opko dla mnie. :C

    pni
    O nie, literówki w takich tekstach to zło. :O Czemu Ichigo-san nie ostrzegła mnie, że jest tu sporo potknięć? Nie, żeby praca była zła, mnie to nie przeszkadza, ale przecież dziennikarz musi pisać WSZYSTKO!

    pni
    Znowu. :O To nie literówka, to brak znajomości pisowni słowa pani. :O No to już na bank zasługuje na odnotowanie w Gazetce, skoro już nie ma o czym pisać.

    Całość:
    - Pan nie rozumie. Liza zawsze się bała, że mogłaby utonąć we własnej wannie
    Hę? Hi hi hi. C: To komedyjka? C:
    Tak, to mógłby być motyw
    Dziena kapitanie oczywisty. C:
    Po cmentarzu jest wszystko jasne. :C No nie no, a ja myślałam, że kryminał będzie trudny, no po prostu serducho mi krwawi. :C
    No nie było fajnie, bo zagadka marna. :C
    6
    Pomysł:
    Nie było zauroczenia.
    0
    Pomysł dodatkowy:
    Jedno zdanie to malutko.
    1
  • Kasia xd 13.01.2016
    O jejku, błędy: Jest ich naprawdę sporo, rzucają się w oczy.

    Jeżeli chodzi o pomysł, był ciekawy, ale zabrakło mi.. zauroczenia. Jednak fajny był.

    Co mogę powiedzieć w całokształcie, nie wiem. szczerze mówiąc, jestem zmieszana, bo błędy raziły w oczy, temat był, ale jakiś taki nie do końca, więc sama nie wiem.

    Temat dodatkowy. Za mao go mi, ale ok.

    Błędy :5
    Pomysł: 5
    Całoształ: 5
    Temat dodatkowy: 2

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania