Zacząłem czytać, ale skończę jutro (zmęczenie sprawi, że źle zinterpretuje tekst) Zapowiada się zajebiście - z tymi dziećmi na wymianę :D Takie coś lubię ;)
P.S. Trochę wyprzedzę i zapytam: Kto jest tam jeszcze prócz Naza i jego żony???? Chodzi o Opowijczyków
Neurotyk, czytając, wyobrażałam sobie siebie w środku tego pozornie idealnego świata. Dla mnie znającej smak życia, o którym wspominał Julian, ten świat nie był utopią, a koszmarem. Nie lubię czuć nad sobą ręki ,,sprawiedliwości'' i żyć pod czyjeś dyktando. Nie ma to jak być panią siebie i własnych myśli.
Co do tematu, ugryzłeś go w oryginalny i sądzę, niepowtarzalny sposób. Stworzyłeś nieznany mi świat. I choć nie chciałabym w nim żyć, muszę przyznać, że w tak krótkim tekście udało Ci się przekazać jego charakterystykę na tyle dogłębnie, by mnie do niego zniechęcić. Czyli osiągnąłeś sukces, bo należę do osób, które choćby próbują znaleźć coś, co przemawiałoby za. Tu nawet nie przekonuje mnie wypożyczany kochanek :)
Neurotyk, zastanawiałeś się czy trafisz w moje gusta... Napisałem pracę licencjacką o poszukiwaniu prawdy opierając się między innymi na utopiach i antyutopiach, w dużej mierze było to również tematem mojej pracy magisterskiej. Więc bardziej niż trafiłeś. W mojej opinii jako eksperta (zawsze chciałem to powiedzieć) przejawiłeś nowatorskie podejście do tematu w klasycznej formie totalitarnego państwa przyszłości. Co różni teoje dzieło to fakt, że bohater nie dąży do rewolucji i obalenia systemu. Nie jest jego przeiwnikiem wręcz przeciwnie, jest jego wiernym wyznawcą i współtwórcą. Gubi go jednynie ciekawość. Dodatkowego smaku dodaje fakt, że rękopis, który stał się bezpośrednią przyczyną jego osobistej tragedii jet nierozerwalnie związany z systemem, w którym najpierw był "katem: a teraz stał się ofiarą - nigdy wcześniej nie spotkałem się z podobnym motywem i jestem nim oczarowany. Historia jego świata zatoczyła koło w obrębie życia Nazareta stając się również pełnym cyklem jego jestestwa - niezwykle błyskotliwe. Trudno również nie zwrócić uwagi na Julian - archetyp protagonisty w utworach tego gatunku - ostatniego który pamięta, który jeszcze ma rządzę walki o wolność i przywrócenie naturalnego biegu życia i wyglądu świata. Tym czasem jego działania i gnoseologiczne dążenia stają się przyczyną końca jedynej nadzieji jaką przedstawiłeś czytelnikowi na osiągnięcie tego celu. Całość ma niezwykle moralizatorski wydźwięk w którym dominuje jednak groźba: naprawa świata nie zawsze musi się powieść. Zbudowałeś niesamowity klimat i opowiedziałeś, intrygującą i niesztampową historię. Jeżeli twój tekst nie wygra tej bitwy to stracę wiarę w trybunał.
Nazareth, pozwól mi otrząsnąć się z pod wpływu Twojej dogłębnej i fantastycznej analizy tematu oraz recenzji. Jestem pod wrażeniem Twojej redukcji tutaj zawartej, wnioskow i postawionych tez. Jest 2 w nocy, pisze z komórki i obiecuje, że rano odniosę się do Twojej recenzji punkt po punkcie, dziś tylko mogę powiedzieć, nie spodziewałem się, wspaniałe!
Neurotyk poczytaj najpierw Capka (i może literaturę jakąś na ten temat), żebyś nie przyjebał plagiatu - a nuż coś mądrego podpatrzysz i - pisząc - nie zjebiesz ;]
Kurczę :( trochę mnie zmieszałeś... Ogółem nie lubię opowieści o przyszłości, mam do nich od razu pewien dystans. Wybacz, ale twoje opowiadanie mimo że jest bardzo dobre, nie sprawiło, że zmienił em zdanie o tego typu historiach. Wybacz ale mogę dać na ten czas tylko 4. Mam nadzieję że się do mnie nie zrazisz ;)
Twój tekst jest kompletnie odmienny od tych, jakie czytam i pisze. Przeczytałam, ale to nie moje klimaty, więc trudno mi go skomentować. Mam... taki niedosyt tej historii, ale to tylko moje wrażenie. ;)
Tekst, jakby nie było, trochę w moich klimatach, czytałam z ciekawością. Biorąc pod uwagę ograniczenia bitewne, podołałeś z tą swoją wizją przyszłości całkiem nieźle, chociaż chyba nie dałam się w to wciągnąć tak do końca. Ciężko mi powiedzieć, czego mi zabrakło, bo wszystko wydaje się być na swoim miejscu, a poza tym całość jest oryginalna, przemyślana i może skłonić do refleksji. Ogółem - dobra robota ;)
Przede wszystkim - opowiadanie jest dobre :) czytałem grzecznie do końca i dopiero ten koniec trochę mnie zawiódł :( Ale po kolei :)
Dajesz mi na dzień dobry bohatera, może trochę zbyt delikatnie zaznaczasz, które z małżeństwa jest głównym bohaterem, ale to już czepialstwo bardziej z mojej strony. Sprawa staje się jasna za po kilku akapitach.
Wizja świata przekonuje. Znaczy jest totalnie nie w moich obszarach zainteresowań, ale przekonuje. Bez problemu wiem o co chodzi, jak funkcjonuje ich rzeczywistość. Duży plus, bo to zazwyczaj wychodzi autorom bardzo naciąganie. Tu nie mam się do czego przyczepić.
Bardzo fajnie rozróżniasz bohaterów. Ojciec Natalii wyraża się zachowuje zupełnie inaczej niż Nazareth. Ponownie duży plus! Za często każda postać w opowiadaniu jest taka sama - taka sama jak autor.
Piszesz niezłe dialogi, nie genialne, ale ponownie - lepsze niż u 80% autorów tutaj. Za mało w nich podtekstu jeszcze. Tylko kilka razy czuję, że postacie mówią co innego niż myślą (rozmowa gdy Natalia wraca z pracy jest najlepsza). Masz w nich za to dobrze zbalansowany ruch sceniczny (najlepiej w rozmowach Nazaretha z Julianem). Postacie nie stoją jak kołki wypowiadając kolejne sentencje. Stale coś się w tle dialogu dzieje. To bardzo mocna strona Twojego tekstu, rozwijaj ją.
Super budujesz napięcie. Do końca nie wiadomo, kto jest po której stronie. Jaki plan ma Ministerstwo, jaką rolę pełni Julian. Mega i za to chyba największe gratulacje i uznanie!
I dochodzimy do ostatniego akapitu :( Nie do końca ja kupuję, ale może po prostu nie dość czasu poświęciłem na jego analizowanie. Trwa kontrola i nagle bohater dobiega do ogniska? Jeśli dobrze rozumiem, to dekadenci palą prace naukowe symbolizujące obecny system? Świętują schyłek epoki - zaczęła się jakaś rewolucja? Zbieżność przypadkowa, czy kontrola była impulsem? Obojętne jednak. Boli mnie to, że zaczyna się robić bardzo ciekawie, a bohater rzuca się w ogień :( I tak jak zdążyłem go polubić, to z miejsca wszystko mi odchodzi, bo okazuje się, że jest mega słaby, poddając się w taki sposób.
Możliwe, że źle interpretuje końcówkę i oddanie się w ofierze ogniu, to tylko poświęcenie czegoś z siebie niszcząc cenną relikwię - ale pozostawiłeś mi tą możliwość interpretacji i niestety wpływa to mi na mój odbiór całości.
Reasumując, dobry tekst, fragmentami bardzo dobry. Mierna końcówka sprowadzająca całość do dostatecznej oceny.
Drogi Akwusie, nawet nie wiesz jak jestem wdzięczny za Twoją recenzję. Mam mało konstruktywnej krytyki i każda jest na wagę złota, w szczególności osoby, która " zna się", a czuję, że tak jest w twoim wypadku. Nad twoimi komplementami nie będę się rozwodził, bo po prostu są miłe, aczkolwiek powiem słowo pewnych wadach, które celnie zaznaczyłeś w tym tekście.
"Piszesz niezłe dialogi, nie genialne, ale ponownie (...). Za mało w nich podtekstu jeszcze. Tylko kilka razy czuję, że postacie mówią co innego niż myślą (...)". – Jestem rad, że zauważyłeś to, bo sam czuję, że ten aspekt na razie u mnie ledwo podnosi się z ziemi, może nie jest na kolanach, ale jednak wymaga pracy.
"Boli mnie to, że zaczyna się robić bardzo ciekawie, a bohater rzuca się w ogień :( I tak jak zdążyłem go polubić, to z miejsca wszystko mi odchodzi, bo okazuje się, że jest mega słaby, poddając się w taki sposób. Możliwe, że źle interpretuje końcówkę i oddanie się w ofierze ogniu, to tylko poświęcenie czegoś z siebie niszcząc cenną relikwię - ale pozostawiłeś mi tą możliwość interpretacji i niestety wpływa to mi na mój odbiór całości". – Po pierwsze również czuję, że rzucenie się w ogień jest nieuzasadnione w kontekście sytuacji i to mój - nie ważne, czy wymuszony pośpiechem, aby wysłać pracę - błąd, gdyż ostawiłem czytelnik trochę sytuacji "paczta, jaki wam dałem wysublimowany finał, że sami nie wiecie, co o tym myśleć, wyszło mi przez przypadek po megalomańsku i jest mi wstyd, bo w głowie miałem o wiele bardziej rozbudowany, uzasadniony finał, i nie wiem jaki diabeł mnie podkusił, aby tak brutalnie uciąć sprawę... Poza bitwą, napiszę alternatywne zakończenie w ramach ćwiczeń :)
Cóż Akwusie, dziękuję Ci, a krytyk jest mi potrzebny, więc będę Cię dalej męczył w tych sprawach :)
Dla każdego kto prosi o krytykę znajdę czas, bo po pierwsze bardzo to lubię, po drugie, uważam, że po to tu jesteśmy bo taką krytykę dostawać. Póki co nie mam czasu na pisanie, więc daję tyle ile mogę i choć marudzę o tekstach innych :)
Akwus Pozwolę sobie się niezgodzić, względem zakończenia. Sam uznałem je za w pełni uzasadnione. Gdy idealnie poukładana rzeczywisość ochraniająca jedostkę zaczyna się wookoło niej kruszyć może to wywołać niespodziewaną, bardzo żywiołową reakcję. Nazareth (eh... trochę dziwnie się teraz czuję) spędził całe życie poświęcając się ideii porządku i kontroli. Był jednym z budowniczych "klosza" pod którym ukrywa się to utopijne społeczeństwo. W jednej chwili stracił nie tylko tą ochronę, ale zerwał okowy pętające jego umysł, uzmysławiając sobie, że pożąda tego przeciw czemu walczył. Całe jego życie i ideologia, jego świat objawił mu się jako kłamstwo i maskarada. To dostateczny powód by przeżyć załamanie nerwowe, i postąpić irracjonalnie. Z podobnym acz nie identycznym motywem możemy się spotkać w dziele Karola Capka pod tytułem Krakatit.
Nazareth, wiesz... uświadomiłeś mi, że zakończenie było jednak celne, bo sam miałem wątpliwości nawet pisząc poprzedni post... Czułem, że takie ucięcie melodramatyczne pasuje w kontekście stanu psychicznego bohatera, potem miałem rozterki, a teraz znowu uznaję, dzięki Tobie, te rozwiązanie za słuszne. Dzięki bracie wilku.
No to po kolei. Nie przejmuj się czepianiem, łatwiej mi wypisać to, co jest nie tak, ale starałam się też zwrócić uwagę na to, co mi się szczególnie podobało.
Na początku mnie pozytywnie zaskoczyłeś tym pożyczaniem dzieci. Ciekawy wątek, warty rozwinięcia, można na nim oprzeć cały świat przedstawiony i pokazać czytelnikowi, z czym właściwie ma do czynienia. Mamy na ten temat na początku kilka akapitów - ciut nudnawych ze względu na sposób prowadzenia narracji (ale o tym później), ale przedstawiających naprawdę ciekawą wizję świata. A tu... rozczarowanie. Nie kontynuujesz tego wątku, od momentu wizyty Juliana przechodzisz do jakby zupełnie innej historii. No dobra, coś tam później wspominasz o tym wypożyczaniu, nawet na moment pojawiają się dzieci, ale wszystko to jest tylko wspomniane, żeby pokazać, jaki ten świat zły i sztuczny. Tak trochę jakbyś wpadł na świetny pomysł, ale nie miał pomysłów, jak go rozwinąć i dopracować szczegóły. Trochę szkoda.
Potem mamy pojawienie się Juliana (jakoś tak dziwnie wprowadzone, no ale dobra) i rozmowę o tym, jaki ten świat zły. No i głównego bohatera, który zainteresował się nielegalnymi papierami. Nie mówię, że pomysł nie jest dobry, ale wyszedłby o wiele lepiej, gdyby czytelnik znał bohatera - a poznanie go przez streszczenie, kim jest, co wcześniej robił i kim jest jego żona, to troszkę za mało, takie rzeczy powinny wychodzić same z siebie w trakcie opowiadania. Wątek bohatera pracującego dla, że się tak wyrażę, reżimu i nagle przechodzącego na jasną stronę mocy jest nieco oklepany, ale w sumie wybrnąłeś z niego na końcu, pokazując, że Narazet po prostu od razu się poddał. Za to plus, bo przynajmniej jest oryginalnie.
Ogólnie mam wrażenie, że opowiadanie byłoby lepsze, gdybyś się tak nie pospieszył. Za szybko chciałeś wszystko przedstawić czytelnikowi i zamiast zbudować świat i bohaterów POKAZANIEM, prawie wszystko OPISAŁEŚ. Nie przywiązałam się do nikogo, nie poczułam zbytnio napięcia ostatnich akapitów, bo po prostu wszystko działo się za szybko.
Jeśli chodzi o styl, to czytało mi się średnio. Masz tendencję do budowania jakichś wymyślnych zdań, które często brzmią sztucznie, zwłaszcza że czasami odchodzisz od tego napuszonego stylu. Czasem się też przez to gubisz i budujesz zdania, które są po prostu niepoprawne. A mam wrażenie, że luźniejszy styl byłby tu lepszy, zwłaszcza w połączeniu z tymi koszmarnie sztucznymi (zakładam, że celowo) dialogami, bo ten kontrast naprawdę by tu pasował. Mogłeś wygładzić też i bardziej "unaturalnić" wypowiedzi Juliana, bo czasem też zgrzytają sztucznością, a on, jako ten jedyny, który pamięta dawne czasy, mógłby mówić normalnie. Ale i tak widać, że jego styl mówienia jest trochę inny niż reszty postaci, więc tu na plus. W każdym razie muszę zajrzeć do innych Twoich tekstów, żeby zobaczyć, jak prowadzić narrację i dialogi, gdy nie są tak stylizowane jak tu.
Wspomniałam wcześniej o opowiadaniu zamiast pokazywania i o trochę nudnym tekście. Podam Ci przykład, żebyś wiedział, o co mi chodzi.
"Nazaret, jako były funkcjonariusz Ministerstwa Prawdy, pod które podlegał sektor Porządku Myśli, posiadał ten przywilej, iż jego dom został wyłączony z działań operacyjnych, jednakże fakt ten okupiony był wymogiem podpisania przez niego stosownej „lojalki”, zobowiązania do wierności wobec państwa. Jedyną furtką, jaką zostawiła sobie jednak administracja, ażeby mieć kontrolę nad zaufanym obywatelem, była możliwość przeprowadzenia wobec niego prowokacji."
Ten fragment jest doskonale zbędny, a tylko niepotrzebnie zanudza czytelnika podawaniem mu encyklopedycznych informacji bezosobową narracją z nijakiej perspektywy (prowadzenie trzecioosobowej narracji też zwykle jest z jakiejś perspektywy). A przecież te wszystkie informacje są podane w dużo zgrabniejszy sposób później, przy końcu, w panicznej rozmowie Juliana z Nazaretem! Pamiętaj, że większość informacji na temat świata przedstawionego, bohaterów itp. czytelnik odbiera lepiej, gdy są wprowadzone w ciekawy sposób, najlepiej "przy okazji". Często jest tak, że autor wymyśli sobie świat i chce jak najszybciej i jak najdokładniej pokazać czytelnikowi swoje pomysły - zwykle wychodzi to nudno (początkujący pisarze fantastyki mają tendencję do takiego zaczynania opek, być może wiesz, co mam na myśli).
Innym przykładem niepotrzebnych informacji jest to: "Jeszcze niedawno były dla ciebie, Julian — Nazaret zwrócił się do teścia po imieniu" Traktujesz czytelnika jak debila, pisząc, że Nazaret zwrócił się do teścia po imieniu, przecież można się tego domyślić z dialogu.
Błędów nie było dużo, jakieś literówki i nadmiar przecinków tu i ówdzie. Pamiętaj, żeby didaskalia po wypowiedzi zaczynać od czasownika, a nie czegoś innego (no chyba że didaskalia nie dotyczą bezpośrednio wypowiedzi i zaczynasz je wielką literą).
Ogólnie jestem na plus i bardzo miło zaskoczyłeś mnie tym, że można tu znaleźć takie opowiadanie.
Miryoku, tak, teraz piszę opowiadanie na Bitwę Alfonsyny i będę pisał lekko innym stylem, ale niestety do końca nie zmienię go, mam 26 lat, a styl wypracowałem jak miałem naście lat. Lekko – powtarzam – mogę go poprawić.
Neurotyk Nad stylem można całe życie pracować, serio. To nie jest tak, że w wieku kilkunastu lat coś Ci się wypracuje, a potem już tego nie zmienisz. Zresztą to nie jest tak, że masz zły styl, po prostu do dopracowania i skupienia się na pokazywaniu zamiast opowiadania. Tego się po prostu można nauczyć, tylko trzeba wiedzieć, na co zwracać uwagę. I ćwiczyć, zwłaszcza pisanie z perspektywy różnych osób (w trzeciej osobie). A do innych Twoich opowiadań pewnie zajrzę.
Właśnie skończyłem i wrażenia mam dobre. Rozegrałeś to nieco inaczej, niż się spodziewałem na starcie. Fabuła oszczędna, na dobrą sprawę wycinkowa, a meritum pływa sobie od początku w dialogach. Pomysł niezły, nie pamiętam chyba drugiej tak statycznej, a zarazem przekonującej fabuły na opowi. Poruszasz ciekawe problemy, w tym mój ulubiony problem człowieczeństwa. Trafnie też wyeksponowałeś, że definicja bycia człowiekiem jest ruchoma i aktualizuje się praktycznie co pokolenie. Cały szkielet przypomina nieco "Pamiętnik znaleziony w wannie" Lema. Podoba mi się też ten orwellowski system, dodałeś trochę satyry i dobrze, nieźle równoważy to wiszący w powietrzu problem. Mogłeś jednak trochę rozwinąć ten świat, bo jego mankamenty były nieźle pomyślane - jest to mój główny zarzut. W ogóle ta twoja wizja świata to takie trochę anty-opowi, tu wielki brat nigdy nie zagląda xD Moja ocena "tekstu jako tekstu" to 4,5; zestawiając oceny z komentarzami wygląda na to, że ktoś poczęstował Cię pałą :D Wielki Brat poczuł się zagrożony i już rozesłał pieski? :D
ps. Jakbyś miał więcej miejsca i uszczknął więcej świata, to byłoby zasłużone 5.
ps.2 I tak daję jaredowy aneks jakości i polecam gorąco, bo warto.
Co za przychylna recenzja, dziękuję za profesjonalną krytykę :)
Co do mankamentów – zgadzam się. Jestem świadomy braku rozwinięcia wątków, opisu świata przedstawionego. Miałem jeszcze ponad 10 tys znaków do wykorzystania, ale nie zrobiłem tego, choć mogłem. Wiedziałem to już od początku, trochę mi głupio :/
Twoja interpretacja podnosi znowu tekst na inny poziom wrażliwości i estetyki, nie wyższy, tylko "inny", czyli oznacza to, że trafiłem w Twoją estetykę, miło mi! :)
Chodzi o motyw rękopisu, Pamiętnika nie dokończyłem, bo nie miałem pojęcia, o czym ten Lem pisze. A podobno Niezwyciężony jest najtrudniejszy u Lema, bo to hard sf, ale w porównaniu do PZwW, czytało mi się szybko i przyjemnie.
Jared Niezwyciężony jest trudny?? XDDD no ja cie :)
Pamiętnikiem trzeba się delektować a nie do końca rozumieć, czytałem go kilkanaście razy i przestałem, bo kumpel mi zajebał jedyny egzemplarz tej książki jaki posiadałem
Zapytem kiedys na grupie od fantasy, czy kupic Niezwyciezonego czy Eden. To mi odpowiedziano, ze technicznie Niezw jest najtrudniejszy i nie polecaja go. I tak mi jakos zostalo we lbie, mimo ze byl dosc prosty, i ten moral tolerowania innosci na koncu, kiedy bohater patrzyl na ten rój, byl tez taki dosc oczywisty. Co do pamietnika, to mam wąską bariere nierozumienia i w ogole wtf, o co tam chodzilo x0
Jared W Pamiętniku Lem odpuścił wszelkie hamulce, dał na maksa do wiwatu, wykreował chory, zbiurokratyzowany świat, przenikniety szpiegami do entej potegi
ach ach ten Gmach ach
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Jared Bajki Robotów podobnie jak Cyberiada mają swój klimat, nie dla każdego strawny, trzeba kochac Lema by to wszystko czytać z wypiekami na twarzy :)
Człowiek czuje przymus porządkowania rzeczywistości, po czym staje się więźniem osobistej potrzeby bezpieczeństwa. Formalizowanie rzeczywistości ułatwia funkcjonowanie, ale odbiera przyjemność płynącą z nieprzewidywalności. Wolność jest zniewalającym upojeniem i jest równocześnie anarchistycznym wyborem. Zdolność decydowania (człowieka) można umieścić jako punkt na odcinku pomiędzy totalitarnym porządkiem a totalną anarchią. Jednostka balansuje w pewnych granicach. Porewolucyjny porządek nie jest wolny od myślenia totalnego, ale nowe priorytety pozwalają (przynajmniej na wstępie) przymknąć oczy na stopień zniewolenia, nowej formy zniewolenia.
Podobało mi się ujęcie zdolności decydowania człowieka na odcinku pomiędzy totalitaryzmem a anarchią, dokładnie w punkcie środkowym, pomiędzy, czyli potrzebny zawsze balans, zdrowy balans. Sprawdza się znowu antyczny kanon piękna, proporcjonalność.
Komentarze (86)
P.S. Trochę wyprzedzę i zapytam: Kto jest tam jeszcze prócz Naza i jego żony???? Chodzi o Opowijczyków
PS
Fahrenheit 451 — w tylu stopniach wg. tej miary pali się papier wg. autora.
Co do tematu, ugryzłeś go w oryginalny i sądzę, niepowtarzalny sposób. Stworzyłeś nieznany mi świat. I choć nie chciałabym w nim żyć, muszę przyznać, że w tak krótkim tekście udało Ci się przekazać jego charakterystykę na tyle dogłębnie, by mnie do niego zniechęcić. Czyli osiągnąłeś sukces, bo należę do osób, które choćby próbują znaleźć coś, co przemawiałoby za. Tu nawet nie przekonuje mnie wypożyczany kochanek :)
Przede wszystkim - opowiadanie jest dobre :) czytałem grzecznie do końca i dopiero ten koniec trochę mnie zawiódł :( Ale po kolei :)
Dajesz mi na dzień dobry bohatera, może trochę zbyt delikatnie zaznaczasz, które z małżeństwa jest głównym bohaterem, ale to już czepialstwo bardziej z mojej strony. Sprawa staje się jasna za po kilku akapitach.
Wizja świata przekonuje. Znaczy jest totalnie nie w moich obszarach zainteresowań, ale przekonuje. Bez problemu wiem o co chodzi, jak funkcjonuje ich rzeczywistość. Duży plus, bo to zazwyczaj wychodzi autorom bardzo naciąganie. Tu nie mam się do czego przyczepić.
Bardzo fajnie rozróżniasz bohaterów. Ojciec Natalii wyraża się zachowuje zupełnie inaczej niż Nazareth. Ponownie duży plus! Za często każda postać w opowiadaniu jest taka sama - taka sama jak autor.
Piszesz niezłe dialogi, nie genialne, ale ponownie - lepsze niż u 80% autorów tutaj. Za mało w nich podtekstu jeszcze. Tylko kilka razy czuję, że postacie mówią co innego niż myślą (rozmowa gdy Natalia wraca z pracy jest najlepsza). Masz w nich za to dobrze zbalansowany ruch sceniczny (najlepiej w rozmowach Nazaretha z Julianem). Postacie nie stoją jak kołki wypowiadając kolejne sentencje. Stale coś się w tle dialogu dzieje. To bardzo mocna strona Twojego tekstu, rozwijaj ją.
Super budujesz napięcie. Do końca nie wiadomo, kto jest po której stronie. Jaki plan ma Ministerstwo, jaką rolę pełni Julian. Mega i za to chyba największe gratulacje i uznanie!
I dochodzimy do ostatniego akapitu :( Nie do końca ja kupuję, ale może po prostu nie dość czasu poświęciłem na jego analizowanie. Trwa kontrola i nagle bohater dobiega do ogniska? Jeśli dobrze rozumiem, to dekadenci palą prace naukowe symbolizujące obecny system? Świętują schyłek epoki - zaczęła się jakaś rewolucja? Zbieżność przypadkowa, czy kontrola była impulsem? Obojętne jednak. Boli mnie to, że zaczyna się robić bardzo ciekawie, a bohater rzuca się w ogień :( I tak jak zdążyłem go polubić, to z miejsca wszystko mi odchodzi, bo okazuje się, że jest mega słaby, poddając się w taki sposób.
Możliwe, że źle interpretuje końcówkę i oddanie się w ofierze ogniu, to tylko poświęcenie czegoś z siebie niszcząc cenną relikwię - ale pozostawiłeś mi tą możliwość interpretacji i niestety wpływa to mi na mój odbiór całości.
Reasumując, dobry tekst, fragmentami bardzo dobry. Mierna końcówka sprowadzająca całość do dostatecznej oceny.
"Piszesz niezłe dialogi, nie genialne, ale ponownie (...). Za mało w nich podtekstu jeszcze. Tylko kilka razy czuję, że postacie mówią co innego niż myślą (...)". – Jestem rad, że zauważyłeś to, bo sam czuję, że ten aspekt na razie u mnie ledwo podnosi się z ziemi, może nie jest na kolanach, ale jednak wymaga pracy.
"Boli mnie to, że zaczyna się robić bardzo ciekawie, a bohater rzuca się w ogień :( I tak jak zdążyłem go polubić, to z miejsca wszystko mi odchodzi, bo okazuje się, że jest mega słaby, poddając się w taki sposób. Możliwe, że źle interpretuje końcówkę i oddanie się w ofierze ogniu, to tylko poświęcenie czegoś z siebie niszcząc cenną relikwię - ale pozostawiłeś mi tą możliwość interpretacji i niestety wpływa to mi na mój odbiór całości". – Po pierwsze również czuję, że rzucenie się w ogień jest nieuzasadnione w kontekście sytuacji i to mój - nie ważne, czy wymuszony pośpiechem, aby wysłać pracę - błąd, gdyż ostawiłem czytelnik trochę sytuacji "paczta, jaki wam dałem wysublimowany finał, że sami nie wiecie, co o tym myśleć, wyszło mi przez przypadek po megalomańsku i jest mi wstyd, bo w głowie miałem o wiele bardziej rozbudowany, uzasadniony finał, i nie wiem jaki diabeł mnie podkusił, aby tak brutalnie uciąć sprawę... Poza bitwą, napiszę alternatywne zakończenie w ramach ćwiczeń :)
Cóż Akwusie, dziękuję Ci, a krytyk jest mi potrzebny, więc będę Cię dalej męczył w tych sprawach :)
Dla każdego kto prosi o krytykę znajdę czas, bo po pierwsze bardzo to lubię, po drugie, uważam, że po to tu jesteśmy bo taką krytykę dostawać. Póki co nie mam czasu na pisanie, więc daję tyle ile mogę i choć marudzę o tekstach innych :)
Bardzo mnie zaciekawiło i czytałam z ogromnym zaciekawieniem, co rzadko mi sie zdarza!
5 ode mnie
Na początku mnie pozytywnie zaskoczyłeś tym pożyczaniem dzieci. Ciekawy wątek, warty rozwinięcia, można na nim oprzeć cały świat przedstawiony i pokazać czytelnikowi, z czym właściwie ma do czynienia. Mamy na ten temat na początku kilka akapitów - ciut nudnawych ze względu na sposób prowadzenia narracji (ale o tym później), ale przedstawiających naprawdę ciekawą wizję świata. A tu... rozczarowanie. Nie kontynuujesz tego wątku, od momentu wizyty Juliana przechodzisz do jakby zupełnie innej historii. No dobra, coś tam później wspominasz o tym wypożyczaniu, nawet na moment pojawiają się dzieci, ale wszystko to jest tylko wspomniane, żeby pokazać, jaki ten świat zły i sztuczny. Tak trochę jakbyś wpadł na świetny pomysł, ale nie miał pomysłów, jak go rozwinąć i dopracować szczegóły. Trochę szkoda.
Potem mamy pojawienie się Juliana (jakoś tak dziwnie wprowadzone, no ale dobra) i rozmowę o tym, jaki ten świat zły. No i głównego bohatera, który zainteresował się nielegalnymi papierami. Nie mówię, że pomysł nie jest dobry, ale wyszedłby o wiele lepiej, gdyby czytelnik znał bohatera - a poznanie go przez streszczenie, kim jest, co wcześniej robił i kim jest jego żona, to troszkę za mało, takie rzeczy powinny wychodzić same z siebie w trakcie opowiadania. Wątek bohatera pracującego dla, że się tak wyrażę, reżimu i nagle przechodzącego na jasną stronę mocy jest nieco oklepany, ale w sumie wybrnąłeś z niego na końcu, pokazując, że Narazet po prostu od razu się poddał. Za to plus, bo przynajmniej jest oryginalnie.
Ogólnie mam wrażenie, że opowiadanie byłoby lepsze, gdybyś się tak nie pospieszył. Za szybko chciałeś wszystko przedstawić czytelnikowi i zamiast zbudować świat i bohaterów POKAZANIEM, prawie wszystko OPISAŁEŚ. Nie przywiązałam się do nikogo, nie poczułam zbytnio napięcia ostatnich akapitów, bo po prostu wszystko działo się za szybko.
Jeśli chodzi o styl, to czytało mi się średnio. Masz tendencję do budowania jakichś wymyślnych zdań, które często brzmią sztucznie, zwłaszcza że czasami odchodzisz od tego napuszonego stylu. Czasem się też przez to gubisz i budujesz zdania, które są po prostu niepoprawne. A mam wrażenie, że luźniejszy styl byłby tu lepszy, zwłaszcza w połączeniu z tymi koszmarnie sztucznymi (zakładam, że celowo) dialogami, bo ten kontrast naprawdę by tu pasował. Mogłeś wygładzić też i bardziej "unaturalnić" wypowiedzi Juliana, bo czasem też zgrzytają sztucznością, a on, jako ten jedyny, który pamięta dawne czasy, mógłby mówić normalnie. Ale i tak widać, że jego styl mówienia jest trochę inny niż reszty postaci, więc tu na plus. W każdym razie muszę zajrzeć do innych Twoich tekstów, żeby zobaczyć, jak prowadzić narrację i dialogi, gdy nie są tak stylizowane jak tu.
Wspomniałam wcześniej o opowiadaniu zamiast pokazywania i o trochę nudnym tekście. Podam Ci przykład, żebyś wiedział, o co mi chodzi.
"Nazaret, jako były funkcjonariusz Ministerstwa Prawdy, pod które podlegał sektor Porządku Myśli, posiadał ten przywilej, iż jego dom został wyłączony z działań operacyjnych, jednakże fakt ten okupiony był wymogiem podpisania przez niego stosownej „lojalki”, zobowiązania do wierności wobec państwa. Jedyną furtką, jaką zostawiła sobie jednak administracja, ażeby mieć kontrolę nad zaufanym obywatelem, była możliwość przeprowadzenia wobec niego prowokacji."
Ten fragment jest doskonale zbędny, a tylko niepotrzebnie zanudza czytelnika podawaniem mu encyklopedycznych informacji bezosobową narracją z nijakiej perspektywy (prowadzenie trzecioosobowej narracji też zwykle jest z jakiejś perspektywy). A przecież te wszystkie informacje są podane w dużo zgrabniejszy sposób później, przy końcu, w panicznej rozmowie Juliana z Nazaretem! Pamiętaj, że większość informacji na temat świata przedstawionego, bohaterów itp. czytelnik odbiera lepiej, gdy są wprowadzone w ciekawy sposób, najlepiej "przy okazji". Często jest tak, że autor wymyśli sobie świat i chce jak najszybciej i jak najdokładniej pokazać czytelnikowi swoje pomysły - zwykle wychodzi to nudno (początkujący pisarze fantastyki mają tendencję do takiego zaczynania opek, być może wiesz, co mam na myśli).
Innym przykładem niepotrzebnych informacji jest to: "Jeszcze niedawno były dla ciebie, Julian — Nazaret zwrócił się do teścia po imieniu" Traktujesz czytelnika jak debila, pisząc, że Nazaret zwrócił się do teścia po imieniu, przecież można się tego domyślić z dialogu.
Błędów nie było dużo, jakieś literówki i nadmiar przecinków tu i ówdzie. Pamiętaj, żeby didaskalia po wypowiedzi zaczynać od czasownika, a nie czegoś innego (no chyba że didaskalia nie dotyczą bezpośrednio wypowiedzi i zaczynasz je wielką literą).
Ogólnie jestem na plus i bardzo miło zaskoczyłeś mnie tym, że można tu znaleźć takie opowiadanie.
ps. Jakbyś miał więcej miejsca i uszczknął więcej świata, to byłoby zasłużone 5.
ps.2 I tak daję jaredowy aneks jakości i polecam gorąco, bo warto.
Co do mankamentów – zgadzam się. Jestem świadomy braku rozwinięcia wątków, opisu świata przedstawionego. Miałem jeszcze ponad 10 tys znaków do wykorzystania, ale nie zrobiłem tego, choć mogłem. Wiedziałem to już od początku, trochę mi głupio :/
Twoja interpretacja podnosi znowu tekst na inny poziom wrażliwości i estetyki, nie wyższy, tylko "inny", czyli oznacza to, że trafiłem w Twoją estetykę, miło mi! :)
Pamiętnikiem trzeba się delektować a nie do końca rozumieć, czytałem go kilkanaście razy i przestałem, bo kumpel mi zajebał jedyny egzemplarz tej książki jaki posiadałem
ach ach ten Gmach ach
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
2 Pokój na Ziemi
3 Fiasko
4 Wizja lokalna
5 Solaris
6 Niezwyciężony
7 Dzienniki gwiazdowe
8 Cyberiada
A opowiadania "Opowieści o pilocie Pirxie"?
w recenzjach powieści na przykład :)
Proszę Neurotyku, rób tak mojemu mózgowi :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania