Bitwa Literacka Składu Oceniającego # 2 - Zbawienie

Zbawienie

 

Deszcz zacinał w najlepsze. Ciężkie buty rozchlapywały wodę naokoło siebie. Nero zatrzymał się przed drewnianą furtką prowadzącą do starej popadającej w ruinę posiadłości. Krople spływały ciurkiem po czarnym cylindrze, a płaszcz sięgający do kolan był całkiem przemoczony.

Żuł tytoń i czekał. Poprawił pas z amunicją przewieszony przez plecy, drugą położył na rewolwerze spoczywającym przy prawym boku. Otarł dłonią twarz, pod palcami wyczuł nierówności w postaci dawnych blizn.

Okolice oświetlało słabe światło latarni, która co jakiś czas gasła i zapalała się na przemian.

Stare domostwo z wybitymi oknami i kompletnie zniszczonym gankiem biło niewytłumaczalnym chłodem. Po karku mężczyzny przeszły ciarki. Odwrócił się.

Za jego plecami stała dwójka chłopców o popielatych włosach sięgających ramion.

– Przyszedłeś...

– Egzorcysto – odezwali się.

Dwójka malców nie różniła się niczym prócz koloru oczu. Ten, który pierwszy zwrócił się do Nero, miał szare tęczówki a jego brat bliźniak czerwone. Oboje byli ubrani w białe szaty, które kompletnie nie pasowały do otoczenia.

– Hm. – Tylko mruknął w odpowiedzi.

– Jesteś pewny, że chcesz tam iść? Nikt jeszcze…

– Nie wrócił z tego domu. – Czerwonooki przekręcił głowę w bok.

Egzorcystę irytował sposób wypowiedzi chłopców, ale pomimo tego, że przy ich pierwszym spotkaniu zwrócił im uwagę, oni kontynuowali tak, jakby go nie usłyszeli.

– Mówiliście, że nikt inny w mieście nie chce się podjąć waszego zlecenia. – Głos mu ochrypł, para wydobyła się z gardła.

– Nie kłamaliśmy… Wszyscy, ci, którzy się odważyli, już nie wrócili. Jesteś…

– Jedyny. – Brat dokończył za szarookiego.

Nero znów spojrzał na posiadłość. Z daleka wydawała się niegroźna. Od dawna opuszczona straszyła przejezdnych i stałych mieszkańców.

– Powinienem wiedzieć coś jeszcze? – łypnął na bliźniaków.

– Powiedzieliśmy ci...

– Wszystko.

– Bądź…

– Ostrożny.

Mierzył ich wzrokiem przez chwilę, wcześniej obiecał im, że odzyska dom, który najwyraźniej należał do nich, a zalągł się w nim jakiś demon. Niechciany lokator, nie napadał ludzi zamieszkujących miasto, ale za to nikt, kto choćby wszedł na podwórko starej posiadłości, nigdy już nie wracał. A bliźniaki wyrzucał za każdym razem, gdy te same chciały uporać się z problemem. Nie były dość potężne, aby wygnać potwora o własnych siłach.

– Nie jestem pewien – cały czas patrzył na chłopców – czym dokładnie jesteście, ale chyba nie sprawiacie problemów.

Obdarzyli go szerokimi uśmiechami.

Wiedział, że nie są istotami ludzkimi. Nie spotkał podobnych stworzeń nigdy wcześniej. Nie zadawał zbyt wielu pytań, gdyż one z trudem odpowiadały na najprostsze z nich.

– Chcemy tylko…

– Odzyskać dom.

– Nic…

– Więcej. – Ich dziecięce głosiki mieszały się z szumem deszczu.

Splunął tytoniem i pchnął drzwiczki, a te otworzyły się ze skrzypnięciem. Wolnym krokiem zaczął zbliżać się do domostwa. Wyjął pistolet z kabury. Lufą poprawił kapelusz, który opadł na oczy.

– Złapmy naszego nieproszonego gościa. – Bliźniacy podążyli jego śladem.

Przekroczył próg. Uniósł lewą rękę do ust. Zębami ściągnął skórzaną rękawiczkę. Na wierzchu dłoni miał wypalony symbol gwiazdy. Piętno rozświetliło się białym blaskiem. Dzięki niemu mógł znaleźć drogę w otaczającej go ciemności.

Rozejrzał się dookoła. Parter budynku był kompletnie zrujnowany. Tapeta odchodziła ze ścian w wielu miejscach razem z deskami. Połowa schodów prowadzących na górę zamieniła się w gruzy. Przejścia do bocznych pomieszczeń zostały zasypane. Nie pozostało mu nic jak wejście na wyższe piętro.

Przełożył rewolwer do drugiej ręki. Prawą chwycił się starej, spróchniałej balustrady i ostrożnie począł stawiać kroki na kruchym kamieniu.

Wspiął się na kilka stopni. Postawił nogę na następnym. Usłyszał zgrzytnięcie. Skoczył do przodu. Rozległ się huk. Schody poszły w rozsypkę. A on wisiał, trzymając się krawędzi półpiętra. Wciągnął się i otrzepał kurz z kolan. Popatrzył w dół, kupka kamieni, która już wcześniej się tam znajdowała, powiększyła się o dobry metr.

Całe skradanie się poszło na marne. Jeżeli demon wcześniej nie wiedział, że tu wszedł to po tym całym zamieszaniu już na pewno. Skrzywił się, a blizny na twarzy uwydatniły się brzydko.

Rozpoczął wędrówkę w głąb lewego korytarza z uniesionym pistoletem. Dwójka towarzyszy szła za nim, nie komentując zajścia ze schodami. Ściany holu były kompletnie gołe, podłoga także. Wyglądało to tak, jakby poprzedni lokatorzy w ogóle nie przywiązywali wagi do wystroju wnętrza.

– Mieszkał tu ktoś przed wami? – zwrócił się do bliźniaków.

– Para…

– Małżonków. – Czerwonooki uśmiechnął się dziwnie.

Nero spojrzał na niego, a gdy brat chłopca to zauważył, roześmiał się łagodnym chichotem.

– Sung ich lubił – wyjaśnił.

– Oboje ich lubiliśmy – poprawił.

– Więc masz na imię Sung?

Potaknął.

– A ty? – zapytał drugiego.

Szarooki otworzył usta, ale nic nie powiedział. Zamknął je zaraz i kiwając się na boki, zaczął nucić nieznaną mężczyźnie melodię.

– Nie byłoby zabawy, gdybyś wiedział – odezwał się w końcu.

Dotarli do końca korytarza. Znajdowała się tam tylko jedna para drzwi. Nero przekręcił mosiężną klamkę. Otworzyły się z cichym kliknięciem zamka. Chłopcy wyprzedzili go i podeszli do okna z wybitymi szybami. Krople deszczu padały do środka.

– To nasza sypialnia – oznajmili jednocześnie.

Pokój nie zawierał nic oprócz łóżka i komody przy przeciwległej ścianie. Pordzewiały żyrandol zwisał smętnie z sufitu.

– Co jest w drugim skrzydle? – Przyglądał się badawczo towarzyszom.

– Pokój…

– Biblioteka…

– I gabinet. – Ich głosy mieszały się ze sobą w niemal idealnej harmonii.

Po karku egzorcysty przeszły te same ciarki, które poczuł przed wejściem do posiadłości.

– Wasz demon już dawno powinien się pojawić. Nie wierzę, że ten hałas go nie dosięgnął.

Skupiał zmysły od jakiegoś czasu i nadal nie potrafił wykryć nieproszonego gościa.

– Jest tu…

– Obserwuję.

Szarooki odwrócił się i zadarł głowę, by spojrzeć w twarz Nero.

– Nie możemy go zlokalizować. Wiemy tylko, że nadal tu jest.

– Hm... – mruknął.

Podwinął lewy rękaw płaszcza. Symbol na dłoni żarzył się ostrym światłem. Przykucnął na jedno kolano. Nakreślił na pokrytej kurzem, drewnianej posadzce, coś w rodzaju kręgu poprzecinanego liniami. Pył poderwał się niczym pod wpływem podmuchu.

Głośny ryk odezwał się z drugiego końca posiadłości.

– To powinno go sprowokować – szepnął bardziej do siebie niż do obecnych towarzyszy.

Czekał chwilę. Później kolejną. I jeszcze jedną. Po wcześniejszym rozruchu nie było śladu. Nic się nie poruszyło, potwór nie przystąpił do ataku, ani nie wykonał żadnego ruchu.

– Co jest? – syknął gniewnie.

Wstał i szybkim krokiem wrócił do zawalonych schodów. Podążył dalej do prawego skrzydła domu. Minął wykusz, także z wybitymi szybami, i już miał wejść do pierwszego napotkanego pomieszczenia, gdy nagle się zatrzymał.

Bliźniacy uderzyli ciałami o umięśnione plecy mężczyzny.

Nero stał jak słup soli z wyciągnięta ręką kilka centymetrów nad klamką. Mrugał powiekami, a po czole spłynęła mu kropla potu. Oślepiła go jaskrawa biel. Próbował odgonić ją, ale bez skutku. W pierwszej chwili pomyślał, że stracił wzrok, później wysunął wniosek o tym, że musi to być jedna ze sztuczek demona. Żadna z możliwości jednak nie przybliżyła go do pozbycia się przypadłości. Jasność zniknęła po chwili, ale wskutek niej widział wszystko niewyraźnie i jakby przez mgłę.

Do uszu dobiegł dziecięcy chichot. Ciało przeszył zimny dreszcz. Potrząsnął głową.

– Z czego się śmiejecie? – warknął.

Bliźniacy spojrzeli po sobie.

– Nikt się...

– Nie śmieję.

– Co? – Uniósł brwi, ale szybko doprowadził się do porządku. Spojrzenie odzyskało ostrość. Zepchnął niechciany niepokój, który zaczął wyglądać z myśli, gdzieś głęboko w zakamarki mózgu.

Rozejrzał się po obu stronach korytarza. Nikogo nie było w pobliżu. Z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyciągnął saszetkę z tytoniem i począł go żuć. Jeszcze mocniej zacisnął palce na pistolecie.

Skrzypnięcie w głębi holu zwróciło uwagę Nero. Porzucił zamiar zbadania kolejnego pomieszczenia i ruszył w stronę, z której doszedł go dźwięk. Wszedł do ostatnich drzwi po lewej. Gdy wchodził do pokoju, zawiasy wydały z siebie podobny dźwięk, do tego, który przed chwilą przetoczył się po posiadłości.

Pokój okazał się biblioteką, o której wspomnieli chłopcy. Kurz zalegający na regałach i swobodnie unoszący się w powietrzu, dostał się do nozdrzy i drażnił je w irytujący sposób. Egzorcysta zignorował dolegliwość.

Okno na środku pomieszczenia było otwarte na oścież. Firanki falowały, a luźne kartki papieru fruwały z jednej strony biblioteki na drugą. Podszedł do okna. Wychodziło na podwórze. Krople opadły mu na twarz. Niczego interesującego nie dostrzegł, więc odwrócił się, by przeszukać resztę wnętrza.

Ręka trzymająca rewolwer wyprostowała się odruchowo. Koniec lufy stykał się z gołą klatką piersiową demona. Zanim Nero zdążył przekląć swój kiepski refleks, szponiasta dłoń potwora złapała go za głowę i rzuciła na regał z książkami. Cylinder poturlał się po podłodze.

– Ugh… – stęknął. Uniósł obolały łeb i strzelił kilka razy, celując w rogaty łeb kreatury. Kule uderzyły w ścianę. Potwór zniknął.

Przyłożył dłoń z symbolem gwiazdy do krwawiącej skroni. Rana zasklepiła się. Para chłopców stała przy nim kompletnie niewzruszona zajściem.

– Gdzie poszedł? - zachrypiał.

– Nie wiemy – odpowiedzieli równocześnie.

– Szlag by to. – Wstał i otrzepał ubranie.

Chcę się bawić w kotka i myszkę? Proszę bardzo – pomyślał i wyszedł z biblioteki. Czaszka w miejscu zasklepionego zranienia pulsowała tępym bólem. Bark także dawał o sobie znać, ale nic nie mógł na to poradzić. Piętno działało tylko na otwarte rany.

Wszedł do pokoju naprzeciwko. Dębowe, podniszczone biurko królowało na środku. Za nim znajdował się wykusz z charakterystycznymi wybitymi szybami. Po prawej stronie leżał okazały barek, a przynajmniej takim zapewne był kiedyś. Szklane półki wbudowane w ścianie przy nim podzieliły los okien. Roztrzaskane butelki walały się po mokrej ziemi.

Zbliżył się do biurka. Było zapadnięte, a krzesło połamane w niektórych miejscach, jakimś cudem utrzymywało się na dwóch pozostałych nogach. Marny podmuch byłby w stanie je przewrócić, jednak najwyraźniej nie miało zamiaru poddać się przeznaczeniu.

Kiedy odchodził od biurka, odgłos turlającego szkła odbił się od ścian pokoju.

Podniósł butelkę. Przeczytał etykietę. Nagły błysk znów przysłonił mu widok. Szkło upadło, rozbijając się na kawałki. Przyłożył rękę do twarzy, ale majak nie zniknął.

– Nero… – usłyszał znajomy, kobiecy głos.

Zimna gula strachu uformowała się w żołądku, a gardło ścisnęło, utrudniając oddychanie. Biel zniknęła. Niepokój pozostał. Dłoń trzymająca rewolwer zatrzęsła się. Chwycił ją drugą i trzymał, dopóki się nie uspokoiła.

Nie dam się zwariować, nie dam się zwariować – powtarzał w myślach.

Bliźniacy przyglądali mu się z zaciekawieniem wypisanym na buziach. Chłodny powiew dotknął pleców egzorcysty niczym trupia dłoń. Tym razem był szybszy. Rewolwer miał wycelowany prosto w łeb demona, ale nie wystrzelił. Nieproszony gość nie zaatakował tak jak poprzednio.

Mógł mu się przyjrzeć w całej okazałości.

Spopielona skóra kontrastowała z płomiennym symbolem w kształcie krzyża, który miał na piersi. Nogi okute były metalem, tworząc coś na kształt zbroi. Białe paznokcie, a raczej szpony zakleszczały się i otwierały na przemian. Białka wpatrywały się w mężczyznę, jakby chciały go prześwietlić. Powykręcane rogi, odbijały nikłe światło padające z zewnątrz.

Oczy potwora nabiegły krwią. Mężczyzna wystrzelił. Biała mgła spowiła wzrok. Znów nic nie widział z wyjątkiem otaczającej bieli. Coś po chwili zaczęło się wyłaniać. Czerwona posoka skapywała z ręki kobiety. Leżała na drewnianej podłodze zwinięta w kłębek. W ramionach tuliła niemowlę. Mgła zniknęła.

Kreatura trzymała kule między pazurami. Ruszyła na Nero. Padały kolejne strzały, jednak monstrum minęło je wszystkie.

Zaklął pod nosem. Został zmuszony do walki na bliski dystans. Pazury świsnęły koło ucha. Odskoczył w tył. Nakreślił szybko okrąg i parę linii. Odepchnął przeciwnika, który uderzył o ścianę. Przeładował. Wystrzelił. Demon zawył. Z jeszcze większą furią rzucił się przed siebie. Złapał egzorcystę za gardło i przygwoździł go do szklanych półek, których resztki natychmiast skończyły w kawałkach.

Tajemniczy błysk znów stanął mu przed oczami. Zobaczył siebie klęczącego przy martwej kobiecie i dziewczynce.

– Zabiłeś je… – wykrztusił. – Zabiłeś.

Odpowiedział mu tylko charkot przypominający śmiech.

Uścisk na krtani zaciskał się coraz mocniej. Nero wierzgał nogami. Próbował dosięgnąć przeciwnika, ale na próżno. Skupił się na wciąż jarzącej się gwieździe. Chwycił rękę potwora. Głośny syk wydobył się z poparzonej skóry. Przeciwnik nie dał za wygraną.

Bliźniacy pojawili się za plecami demona. Mężczyzna nie widział dokładnie, co zrobili, ale potwór zawył z bólu i uwolnił go. Strzelił. Raz. Drugi. Trzeci. Monstrum znów rozpłynęło się w powietrzu.

Łapczywie łapał powietrze. Splunął, ciapka zmielonego tytoniu przykleiła się do podłogi. Mroczki migały mu przed oczami. Doprowadził się do porządku i popędził do ostatniego pomieszczenia, do którego mógł schować się nieproszony gość.

Skręcił w lewo. Dobiegł do drzwi, przy których pierwszy raz dziwaczne wizje zaczęły się pojawiać. Przekręcił klamkę.

Pokój był mniejszy od pozostałych. W rogu stała drewniana kołyska a zaraz przy niej dziecięce łóżko.

– Nie mogłeś ich ochronić. – Złowieszczy szept zabrzmiał koło ucha.

Nero odwrócił się gwałtownie, ale nikogo przy nim nie było. Nawet dwójka towarzyszy gdzieś zniknęła.

– Zginęli przez ciebie. – Głos kontynuował. Tym razem dochodził zza okna. Egzorcysta podbiegł do niego. Plac był pusty. Mocniej zacisnął palce na pistolecie.

– Nero! – Kobiecy głos rozdarł powietrze.

Spojrzał na drzwi. Nikt przy nich nie stał. Stróżka potu spłynęła mu po czole. Symbol na dłoni zalśnił mocniejszym światłem.

– Tato? – piskliwy głosik odezwał się z drugiego końca dziecięcego pokoju.

Wzrok Nero padł na gołą ścianę. Mała sylwetka dziewczynki o rudych włosach klęczała przy niej.

– Iri? – Usta drgnęły. Ciało przeszył dreszcz. Rzucił się w stronę córeczki, za nim jednak zdążył ją choćby musnąć, rozwiała się w powietrzu.

Jego oddech stał się szybki i spazmatyczny.

– To nie jest prawdziwe – wyszeptał. – Nie jest… Ich już nie ma. – Głos mu się łamał.

– Zabiłeś nas. – Usłyszał żonę.

Nie zabiłem. Spóźniłem się. Nie zabiłem – myśli kotłowały mu się pod czaszką. Był przekonany, że już dawno pozbył się wspomnień.

Odwrócił się. Ciała małżonki i córki powykręcane i zakrwawione leżały na podłodze przed nim.

– Zabiłeś – małe usteczka Iri się poruszyły. – Obiecałeś nas chronić.

– Zabiłeś nas. Zabiłeś nas. Zabiłeś nas. Zabiłeś nas. – Obie powtarzały raz za razem.

– Nie, nie zabiłem! – wydarł się. – Ja… Ja…

Trząsł się. Upadł na kolana. Złapał się za głowę i zaczął kołysać w przód i tył.

– Wypieprzaj z mojej głowy! – Broń strzeliła. Kula trafiła w sufit.

Próbował odepchnąć zgubny wpływ demona, ale dziwaczna mgła zasnuwała mu umysł.

Potwór pojawił się obok roztrzęsionego Nero. Wyciągnął szpony i rozwarł szczękę pełną zaostrzonych zębów.

– Wynoś się… Wynoś… – Zdawał się nie zauważyć obecności kreatury.

Szpony zakleszczyły się na ramionach egzorcysty. Kły zbliżyły do szyi. Gwiazda mężczyzny świeciła coraz mocniej. Światło wypełniało niemal cały pokój.

– Nero… – Delikatny głos chłopców odezwał się w kakofonii oskarżeń, których cały czas wysłuchiwał.

Nadal wpatrywał się w dwa ciała, których usta raz po raz formowały raniące go słowa.

– On się tobą karmi. – Bliźniacy próbowali przebić się przez coraz głośniejsze krzyki.

– Zabiłeś nas! Zabiłeś nas! Zabiłeś nas!

Wpił paznokcie w skórę głowy. Ból nie zagłuszył niczego. Pokój wirował wokół niego.

– Zabiłem was. – Słaby głos wydobył się z gardła. – Zabiłem.

Kły musnęły skórę.

Wciąż widział martwe ciała. Wciąż słyszał zbrodnię, której się dopuścił.

– Obiecałeś…

– Nas uwolnić. – Bliźniacy przypomnieli mu o zawartej umowie.

Przestał się kołysać. Pomieszczenie przestało wirować.

– Obiecałem? Obiecałem je chronić. – Wzrok miał przykuty do zwłok.

– Więc nas też…

– Zawiedziesz?

– Obiecałem…

Krew spłynęła po karku. Rozległ się strzał.

 

Zeskoczył na dół. Kilka kamieni potoczyło się po górce utworzonej ze zniszczonych schodów. Chłopcy podążali za nim. Zatrzymał się na progu.

– Dlaczego nie powiedzieliście mi o dziecięcym pokoju?

– Powiedziałem pokój – odpowiedział szarooki.

– Więcej zabawy – dodał Sung.

Nero wydał z siebie głośne westchnięcie.

– Więc? Jak masz na imię? – zwrócił się do pierwszego.

– Jestem Erlö. – Uśmiechnął się szeroko.

– A ja Sung. – Brat dokończył niepotrzebnie.

Uśmiechnął się ironicznie.

– Nie zasługuję na zbawienie.

Erlö wyciągnął ręce, a w nich pojawił się cylinder egzorcysty.

Włożył kapelusz na głowę. Ruszył dalej, zostawiając za sobą bliźniaków, martwego demona i dręczące wspomnienia.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • KarolaKorman 27.10.2017
    Bardzo podobały mi się postacie bliźniaków :) To, że mówili uzupełniając siebie nawzajem, było świetne.
    Jest w tekście kilka powtórzeń, ale nie przeszkadzają w czytaniu. Historia ciekawa i wciągnęłaś mnie w świat zrujnowanego domu. Nero nie miał nic do stracenia i zdecydował się wejść do miejsca, z którego nikt nie powracał, ale ci, których stracił, nie chcieli opuścić go bez przypomnienia o sobie. Wizje, których doświadczał osłabiały go, ale uporał się z daną chłopcom obietnicą.
    Cieszę się, że napisałaś to opowiadanie i wzięłaś udział w Bitwie mojego tematu. Teraz tylko pozostaje czekać na oceny Składu. Życzę powodzenia :) Pozdrawiam :)
  • Katra 28.10.2017
    Długo biłam się z myślami, czy powinnam wstawić ten tekst, ale w końcu co miałam do stracenia? Ciesze się, że przypadł ci do gustu :D I dziękuję za przeczytanie.
  • Felicjanna 28.10.2017
    Fajni bliźniacy, ale kim oni są? Ten demon mało straszny i co tam robiły duchy jego rodziny?No i kolejny autor, z imionami, nie wiadomo skąd
  • Katra 28.10.2017
    Przez jakiś czas zastanawiałam się, czy nie dodać notki o tym, co połączenie imion bliźniaków oznacza. Z niemieckiego Erlösung to zbawienie, odkupienie, ale w końcu tego nie zrobiłam i chyba był to błąd no cóż. Nie zależało mi też, by ten demon był straszny, ponieważ sama za horrorami i tego typu rzeczami nie przepadam i z góry wiedziałam, że mi to nie wyjdzie, więc chciałam się skupić na dręczących Nero wspomnieniach. Co do imion to przy konstruowaniu charakteru głównego bohatera jakoś samo do mnie przyszło, więc postanowiłam go użyć. Jestem bardzo wdzięczna, za przeczytanie.
  • Felicjanna 28.10.2017
    Katra w takim razie to przeedytuj i obarcz bohatera od samego początku traumą- jakimś poszukiwaniem śmierci, czy oczyszczenia. On wygląda mi na kowboja, nie egzorcystę. No, ale ja mam trolling we krwi, więc i za bardzo się mną nie przejmuj-:)
  • KarolaKorman 28.10.2017
    Przypominam, że tekstu nie można edytować do czasu wstawienia ocen przez Skład Oceniający
  • Katra 28.10.2017
    Pamiętam, pamiętam :)
  • Adam T 28.10.2017
    Przeczytane. Błędów nie zauważam, ocen nie stawiam, opinii nie wyrażam ponieważ się "biję".
    Pozdrawiam ;))
  • Katra 28.10.2017
    Dzięki za wizytę!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania