Blak, nie Farsen cz.2

~Od autora~ Z natchnieniem u mnie bywa bardzo różnie. Przychylne komentarze pod moim ostatnim tekstem podbudowały moją motywację, dały jednak jasno do zrozumienia, że postawiłem sobie poprzeczkę. Jest ona tak wysoko, że nie wiem czy uda mi się jej dorównać. Będę się jednak starał. Jak pewnie wiecie wielu pisarzy ma dzieła lepsze, gorsze i tragiczne. Postaram się jednak aby te moje były miłe do czytania, przede mną jeszcze sporo pracy ale staram się doskonalić moje umiejętności piśmiennicze i tworzyć niebanalne teksty, które potrafią zaciekawić. Pamiętajcie jednak, że tekst, który za chwilę przeczytacie jest jedynie wprowadzeniem do długiej fabuły, która w najgorszym wypadku będzie zawierać kilkadziesiąt części. Życzę miłej lektury ~Koniec słów od autora~

 

„Nikt z nich nie wyjdzie stąd żywy, chyba że… Sami zginiemy”. Orzekła pani dyrektor. Kobieta ta miała mniej więcej czterdzieści lat na karku. Nie wyglądała staro lecz już nie jeden srebrny włos pojawił się na jej skroni. Znana była jednak w całym mieście z jej patriotyzmu. Jedna z osób, które to płaczą na pogrzebach bohaterów, którzy dziesiątki lat temu przysłużyli się ojczyźnie, pamiętająca i dbająca o stare zarośnięte groby żołnierzy, niegdyś poległych na polu chwały. Niskiego okularnika będącego szkolnym informatykiem oraz nastolatka, który chwilę temu wypuszczał z lufy dziesiątki nabojów w okolice wrogich żołnierzy, zaskoczyła jednak ogromna wiedza kobiety na temat obsługi karabinów maszynowych. W mgnieniu oka bez zastanowienia rozpoczęła wygrzebywanie z toreb na naboje, leżących na martwych żołnierzach, magazynków. Znajdując je poinstruowała swoich wybawicieli jak zmienić magazynek, zabezpieczyć i odbezpieczyć broń. Nie wiedziała czy wszystko zapamiętali w tym stresie ale nie było czasu na ich egzaminowanie.

Wybiegli z gabinetu i pognali w stronę schodów, im szybciej spacyfikują wroga na wyższych piętrach tym mniej niewinnych dzieci zginie. Powoli wychylili się zza rogu obserwując trzy różne fragmenty korytarza, był pusty – świetna wiadomość – pomyślał Blak. Może się to wydawać śmieszne, ale pani dyrektor jako jedyna z nich uczęszczała czasami na strzelnice, więc zawsze to ona wchodziła pierwsza do klas. Efekt zaskoczenia spowodował, że większość żołnierzy nawet nie zdążyła nacisnąć spustu i padali martwi na ziemi ubarwiając podłogi bordowo brunatnymi kołami krwi. Uczniowie byli przerażeni tak bardzo, że zwykłe przyłożenie palca do ust w geście dającym jasno do zrozumienia, żeby byli cicho skutkował całkowitą ciszą. Pierwsze dwie klasy nie stanowiły żadnego problemu, w trzeciej jednak wymagane było oddanie przerywanej co parę strzałów serii przez informatyka. Czwarta klasa była pusta… Nie, nie była kurwa pusta! Była pełna tętniących jeszcze kwadrans temu życiem martwych mięsnych kukieł. – Jebane skurwysyny! – Wyszeptał głośno nastolatek. – Cszsz! Musimy iść dalej, nie ma teraz czasu na ich opłakiwanie, trzeba ratować tych, którzy wciąć żyją. – Powiedziała kobieta. Blak wiedział, że ma rację. Wewnętrznie jednak był kłębkiem nerwów. Nienawidził bólu i panicznie bał się śmierci, ręce trzęsły mu się niemiłosiernie. Nigdy nie był dobry w sporcie, a teraz musiał biegać, celnie strzelać i rytmicznie oddychać. Przynajmniej starał się to robić, płuca jednak nie pozwalały całkowicie ustabilizować oddechu. Poczuł kłucie w klatce piersiowej, nawet gdyby się postarał to w tym stanie nie mógł by nikomu pomóc. Widząc to jego towarzysze polecili mu ukryć się za drzwiami w jednej ze spacyfikowanych klas. Ledwo doszedł do drzwi, tylko ostatkami sił powstrzymywał się od wymiotów. Świat zaczął wirować, upadł na kolana, przeczołgał się za krawędź drzwi. Reszta uczniów obserwowała go z paniką w ustach. Co jakiś czas słyszał serie wystrzałów. Nie miał pojęcia kto właśnie zginął, wrodzy żołnierze? Kolejne trzydzieścioro uczniów? A może „wybawicielom” nie udało się zastrzelić jednej z rot wroga i padli ich ofiarą? Nie obchodziło go już to. Nie mogło go to obchodzić. Pomimo, że było to wszystko tak nie realne, tak sztuczne… Było jednak prawdą. Jego mózg wszedł w stan katatonii, nie był w stanie myśleć, widział jedynie nieskazitelną biel sufitu klasy. Na wpół siedział a w pół leżał oparty o ścianę. Pojęcia bladego nie miał ile to trwa. Nagle usłyszał krzyk pani dyrektor. Otrzeźwił się odrobinę ale wciąż nie miał siły aby wstać. Któryś z uczniów poturlał mu po ziemi butelkę niegazowanej, czystej wody. Zawsze jej nienawidził, tym razem jednak w zaledwie paru łykach wypił całą butelkę. Ten super procesor znajdujący się w jego głowie ponownie wrócił do działania. Poderwał się w ziemi i pobiegł w stronę krzyku, wbiegł to klasy taranując przy użyciu kolby jednego z żołnierzy. Nie miał czasu go teraz zabijać bo w klasie było ich jeszcze trzech, do jednego wypalił serię trafiając w głowę, pocisk rykoszetował w czaszce paru krotnie zamieniając mózg w bordową papkę i ostatecznie utkwił, w którejś z kości. Inny z żołnierzy próbował chwycić broń, był tak zaskoczony, że nawet nie pomyślał o informatyku, którego przytrzymywał. Mężczyzna w okularach czując zwolnienie uścisku próbował wyrwać pistolet z kabury żołnierza. Czas się kończył, a jego dłoń nawet nie była blisko broni. Szybka decyzja: podcięcie. Jak pomyślał tak zrobił, rzucił się na bok i z całej siły kopnął w nogi żołnierza. Ten upadł uderzając głową o ławkę. Niestety przed śmiercią uchronił go hełm. Informatyk chwycił za pistolet będący obecnie w łatwiejszej pozycji do wyrwania z uścisku paska kabury i podnosząc go strzelił kilkukrotnie w nogi ostatniego z żołnierzy po czym resztę naboi wykorzystał na rozstrzelanie w drobny mak kręgosłupa wcześniej przewróconego żołnierza. – Przyznam, zwątpiłam w ciebie Krystianie – mówi pani dyrektor podnosząc się z kolan i zabierając karabin – Nie mogłem was zostawić – odpowiedział nastolatek.

Krew leje się strumieniami ze zwłok martwych żołnierzy. Szkoła została jednak po godzinie całkowicie spacyfikowana. Przynajmniej to co z niej zostało. Żołnierze nie stanowili już zagrożenia, klasy jednak pełne były uczniów, którzy przerażeni kulili się w ciszy pod ławkami. Żywi nauczyciele wciąż byli przerażeni. Jednak na polecenie pani dyrektor sprowadzili wszystkich uczniów do szatni gimnastycznej, ci tłoczyli się w niej ale byli tak przerażeni, że nawet nie zwracali na to uwagi. Pani dyrektor rozpoczęła szybką przemowę – Drodzy uczniowie! Nasz naród został zaatakowany, jak widzicie naszemu wojsku nie udało się utrzymać granic przez co żołnierze wroga przedarli się w głąb kraju. Nie mam pojęcia jak od teraz będzie wyglądało nasze życie lecz bądźcie gotowi, znajcie okolicę i nigdy nie dajcie się zaskoczyć! Pamiętajcie, to my musimy utrzymać naszą narodowość, buntować się i formować powstania! Wracajcie do domu długimi i rzadko uczęszczanymi drogami! Jeżeli ktokolwiek z was będzie potrzebował pomocy wiedzcie, że postaram się w pobliskich lasach i bunkrach formować ruch oporu. – Uczniowie poczęli wybiegać z sali. Po paru minutach ta stała już pusta. Nastolatek wrócił do swojego domu, nie znał losów reszty swoich dotychczasowych towarzyszy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania