Błękit

Stał z zamkniętymi oczami stopami wodząc po krawędzi zawieszonej ponad chmurami platformy. Niebieski szalik swobodnie unosił się na silnym wietrze. Dodawał mu powagi, choć był przecież tylko dzieckiem. Tuż obok minęła go trzymająca się za ręce roześmiana para. Ich śmiech słychać było jeszcze długo nim ucichł, gdy przedarli się już przez chmury. Stał rozkoszując się tą chwilą, zimnym wiatrem ogarniającym całe ciało i bezkresnym widokiem chmur, który mógł podziwiać przez zamknięte powieki. Tym razem postanowił nie otworzyć ich nawet na moment. Jak piękny widok zobaczy mimo zamkniętych oczu? Rozłożył ręce i przechylił głowę do przodu.

 

Leciał teraz wśród błękitu nieba niesiony przez silny prąd chłodnego powietrza, nieustannie mierząc w stronę olśniewających odbitym światłem słońca chmur. Spadając dryfował coraz szybciej i szybciej aż osiągnął w końcu prędkość, której nie mógł przekroczyć. Pęd zimnego, rozkosznego wiatru, któremu stawał na przeciw zmusił go w końcu do złożenia rąk wzdłuż ciała, by choć trochę jeszcze przyspieszyć. Wśród obłoków, gdzie wzrok nie sięga dalej niż na wyciągnięcie ręki, zapomnieć można o całym otaczającym świecie.

 

Obłok kończy się, i chłopiec wciąż pędząc przed siebie przebija się przez ostatnie, znacznie mniejsze chmury. Napełnił płuca odmiennym niż zwykle powietrzem o słabym, przyjemnym zapachu morza. Nie musiał patrzeć, wiedział, że rozciąga się ono pod nim aż po sam horyzont. Tu, pod zasłoną z chmur, błękit nieba mieszał się z równie pięknym odcieniem morskich fal. Ukojony rozkoszą wspaniałego lotu czekał chwili, w której go pochłonie.

 

W ułamku sekundy delikatny wiatr przeistoczył się w surową, zimną wodę z każdą chwilą zmniejszającą prędkość jego lotu. Uśmiechnął się szerząc zęby. Mroźne, wspaniałe uczucie bezkresu otaczającej go wody nie było mu obce. Opadał teraz na dno coraz wolniej i wolniej, aż dostatecznie się do niego zbliżył. Powtórnie rozłożył ręce i zgiął ciało, by woda ciągnąc go coraz głębiej obróciła go tak, by mógł stanąć na dnie. Powoli, prawie niezauważalnie, dotknął stopami zimnej, mokrej ziemi. Powstrzymał tę nagłą chęć otwarcia na moment oczu. Nagle z ogromną prędkością woda rozbiegła się na wszystkie strony, jakby w strachu przed nieznajomym, który zuchwale odważył się przemierzać jej otchłanie.

 

I znów ogarnął go delikatny powiew zimnego powietrza. Powoli z oddali dobiegł go śmiech kolejnych rozkoszujących się lotem dzieci. Otworzył oczy. Ponownie stał wśród błękitu ponad chmurami, na środku kolejnej zawieszonej w powietrzu platformy. Wszystkie były do siebie podobne. Miały odrobinę różne kształty, ale były równie płaskie i wykonane z tej samej niebieskawej stali. I ta wcale od poprzedniej się nie różniła. No… może poza jedną dziewczynką siedzącą na jej brzegu, której z pewnością na tamtej platformie nie było. Spojrzał, jak przerażona skuliła się ze strachu, gdy radośnie przybierając różne pozy grupka dzieci skakała tuż obok niej. Podszedł siadając tuż przy niej.

 

„Boisz się?” zapytał cichym, ciepłym głosem.

 

Pokiwała tylko głową, nie przestając kurczowo trzymać się za nogi.

 

„No, tak. Pierwszy lot zawsze jest najtrudniejszy” odparł patrząc w dal w zamyśleniu. „Chodź” wyciągnął rękę w jej stronę „Pomogę ci” dodał.

 

Powoli, nieśmiało spojrzała w jego stronę podając mu rękę. Kurczowo trzymała go za rękę, gdy przechadzali się wzdłuż brzegu. Platformy przybierały najróżniejsze kształty, jednak każda z nich miała wiele długich pomostów, z których roztaczał się najwspanialszy widok.

 

„Naprawdę, nie masz się czego bać”, „Zobacz, inne dzieci nie boją się kolejnych lotów”, „Uwierz mi, gdy raz spróbujesz, nie będziesz chciała przestać” chłopak szukał różnych słów zachęty.

 

„Ale… co jeśli coś się nie uda?”, „Co jeśli tu nie wrócę?” „Co jeśli zamarznę od tego zimnego powietrza?” nie dawała za wygraną. Odpowiadał najlepiej, jak umiał, kierując ją wzdłuż pomostu.

 

„A co… jeśli te białe chmury mnie pochłoną?” zapytała, gdy dotarli do kresu wędrówki.

 

„Spójrz” zachęcił.

 

Zbliżyła się nieśmiało do krawędzi, ostatnie centymetry pokonując na czworakach. Każda platforma miała przynajmniej jedno takie miejsce. Miejsce, gdzie przez rzadsze niż zwykle chmury bez przeszkód można było zobaczyć morze.

 

„…piękne!” szepnęła z zachwytu.

 

Kucnął przy niej ciesząc się, że znalazł wreszcie właściwy sposób, by do niej przemówić.

 

„Nie przekonasz się jak wspaniały jest lot dopóki nie spróbujesz.”

 

Spojrzała na niego walcząc z resztkami strachu, który w niej pozostał.

 

„Dlaczego… dlaczego skaczesz?” spytała po chwili.

 

„Dlaczego? Hmm… bo… inni tak robią. Bo fajnie się leci…” skrzywił się nieco. Wcale nie był do tych słów przekonany.

 

„Naprawdę dlatego?” wlepiła swe oczy w zamyślonego chłopca.

 

„No… nie do końca.”

 

„Więc dlaczego?” dociekała.

 

„…no… nie łatwo to wyjaśnić…”

 

„Nie wiesz?”

 

„Wiem!”

 

„Więc dlaczego?” przeszyła go wzrokiem. Jej upór był przerażający.

 

„Bo tam w dole nie słychać pytań wścibski, małych dziewczynek! Oto dlaczego!” odciął się złośliwie szerząc przy tym zęby.

 

Opuściła głowę. Chłopak obawiał się, że chyba był dla niej trochę za ostry. Szukał w myślach odpowiednich słów, by załagodzić sytuację.

 

„Rozumiem.” dodała po chwili wybijając go z zamyślenia.

 

„…rozumiesz?…”

 

Kiwnęła głową i wstała odważnie stając na samym brzegu platformy.

 

„Tylko pamiętaj, nie wolno krzyczeć!” dodał z uśmiechem, gdy odwróciła się w stronę nieba.

 

Wiatr zerwał się szarpiąc platformą.

 

„Dziękuję!” musiała krzyknąć, by mógł ją usłyszeć.

 

Wahała się jeszcze przez chwilę, przytrzymując swój mały, zielony szalik w obawie, że odleci na wietrze, nim wreszcie skoczyła. Patrzył, jak zatacza kręgi nim znajdzie odpowiednią pozycję do lotu.

 

„Nie ma sprawy” odpowiedział cicho obracając się w stronę platformy, na której pełne szczęścia dzieci bawiły się w podchody i grę w spychanego. Ten, kto nie da się zepchnąć z platformy, wygrywa.

 

Zamknął oczy.

 

Rozłożył ręce.

 

Błękit bezkresnego nieba już na niego czekał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • dorota brzózka 04.11.2019
    Pierwszą myślą był Ikar, jednak bardziej skłaniam się do Oskara i pani Róży.
    Oddział szpitalny, na którym mali pacjenci wykorzystują wyobraźnię do granic możliwości.
    -Nie możemy chodzić, ale nikt nie zabroni nam latać! Tak czytam.

    Opowiadanie budzi dużo refleksji.
  • Myślę, że opowiadania na podstawie snów mają tę dziwną cechę, że nawet ich autor czasem nie wie, jaki opowiadanie ma przekaz. Gdy je spisywałem miałem wrażenie, że chodzi o pokonywanie strachu, ale pod koniec tak naprawdę wydźwięk jest zupełnie inny.

    Cóż, sam nie wiem. Ze snu najbardziej zapamiętałem błękit aż po horyzont.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania