Bogacz

Weronika przygotowuje dwie kawy z ekspresu, ostrożnie transportuje parujące filiżanki do salonu i stawia jedną z nich przede mną.

- Taka, jaką lubisz – mówi, siadając obok mnie na miękkiej, czarnej kanapie. U niej w domu wszystko jest albo czarne, albo białe. Porażka. A jednak jest tu tak cudownie.

- Laura! Co z tobą?! Wyglądasz jak jakieś zombie!

Mrugam zaskoczona.

- Nic… nic… Zamyśliłam się. – odpowiadam po chwili.

- Stanowczo za dużo myślisz – stwierdza Weronika.

Uśmiecham się z wymuszeniem.

- Opowiadaj, jak było u Adama. – zmieniam temat, a Werka od razu połyka haczyk. No tak, od samego rana chciała się tym ze mną podzielić.

- Średnio mi się podobało – przyznaje. – Adam to… Chyba zależy mu tylko na jednym.

- Oglądałaś za dużo amerykańskich filmów – mówię, szczerząc do niej zęby.

- Seks jest nie tylko w amerykańskich filmach! – Oburza się Weronika. – Zresztą gdybyś tam była, na pewno przyznałabyś mi rację.

- Pewnie tak - zgadzam się – ale nawet go dobrze nie poznałaś, a już go oceniasz.

- Nie mam ochoty lepiej go poznawać – mówi stanowczo Weronika. Jest chyba naprawdę rozeźlona.

- Przepraszam - robię skruszoną minkę pięcioletniego dziecka. – Po prostu ja do Adama nic nie mam i…

- Wiem, wiem… - Wzdycha i odchyla głowę do tyłu. - Jest przystojny… podoba mi się i w ogóle… ale to chyba nie to. Nie chcę stać się jego dziwką na telefon albo czułe słówko.

- Tak źle to chyba nie będzie – mówię i uśmiecham się niepewnie.

Weronika odwzajemnia uśmiech, ale szybko poważnieje.

- Ty nie wiesz, jaki on jest – mówi ze smutkiem. Chyba jest naprawdę zawiedziona. – Zmieńmy temat, OK? – proponuje.

Weronika przystaje na to z ochotą, tak więc resztę przedpołudnia spędzamy na plotkach, a po między nami nie ma już żadnych nerwowych spięć.

Gdy wracam do domu, a mama podaje na obiad ziemniaki, kotleta mielonego i surówkę z białej kapusty, mam wrażenie, jakbym trafiła do innego świata. Nie lubię zapraszać Weroniki do mnie na posiłki, bo bardzo głupio się wtedy czuję. Ona wraz z rodziną jadają w eleganckich restauracjach albo zamawiają jedzenie, bo pani Nowak nie umie gotować. Nas na to nie stać i jeśli tata raz na ruski rok zabierze mamę do kina czy taniej knajpy, można uznać to za sukces.

Po obiedzie siadam przed telewizorem, jednak świat Ferdynanda Kiepskiego, Mariana Paździocha i innych bohaterów tego słynnego serialu komediowego, dziś nie jest w stanie mnie zainteresować, więc przenoszę się do swojego pokoju, gdzie układam się wygodnie na łóżku. Wreszcie mam ciszę i spokój. Przypatruję się małej muszce, która spaceruje sobie po ramie okna. Od czasu do czasu wzbija się w powietrzę, uderza skrzydełkami o szybę, ale zawsze wraca do poprzedniego miejsca. Co tak właściwie jedzą muchy? Zepsute jedzenie, ale dlaczego w takim razie gryzą ludzi i zwierzęta…?

Czuję, jak w kieszeni zaczyna wibrować mi komórka. Wyciągam ją, zerkam na wyświetlacz (dzwoni Weronika) i odbieram.

- Siemka! – witam się z radością.

- Hej, dzwonię, bo chcę się upewnić, że dowiesz się od razu, o co mi chodzi. Potrzebuję twojej pomocy. I to natychmiast!

- OK, mogę wpaść, skoro tak bardzo chcesz.

Weronika bardzo chce, więc już po dziesięciu minutach stoję w jej osobistej łazience i ze zniecierpliwieniem i pogłębiającą się irytacją czekam, aż skończy poprawiać sobie makijaż Moim zdaniem po ukończeniu zabiegów upiększających, wygląda gorzej, niż w chwili, gdy się do nich zabrała.

- Powiesz mi w końcu, o co chodzi? – pytam nieźle już wkurzona, ponieważ moja przyjaciółka nie może się zdecydować, które powinna włożyć sandały. Jak ja się cieszę, że nie mam takich dylematów, bo w moim przypadku sprawę rozwiązują jedyne letnie buty tego typu, jakie mam w swoim posiadaniu.

- Muszę coś kupić Wiktorowi, bo ma jutro urodziny. – wyznaje w końcu, gdy wreszcie wychodzimy z domu. – Całkiem o nich zapomniałam, a nie mam żadnego pomysłu na prezent.

Mówię jej, że ja też nie mam, a poza tym to jej brat i Weronika zna go o wiele lepiej niż ja, lecz ona tylko uśmiecha się i przekonuje mnie, że we dwie na pewno coś wymyślimy. Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko włóczyć się za nią po sklepach, których ja ze swoim skromnym budżetem nigdy w życiu bym nie odwiedziła. Czuję się bardzo niekomfortowo, ponieważ kilkanaście osób obejrzało się na mnie. Pewnie wiedzą, że ja tu nie pasuję, że to nie mój świat. Przyglądam się swojemu odbiciu w jednym z dużych luster w pięknie zdobionej, drewnianej ramię i porównuję siebie do mojej przyjaciółki. Jak w ogóle mogę robić coś takiego…?

Po dwóch godzinach bezowocnych poszukiwań i rzucanych mi pełnych politowania spojrzeń przez coraz większą liczbę osób mam dosyć i chcę wracać do domu, lecz Weronika nawet nie chce o tym słyszeć.

- Nie możesz mnie teraz zostawić! – protestuje. – Pomóż mi, błagam.

- Nie wiem, co lubi twój brat. – mówię mocno poirytowana. – Majonez na niego mówią, więc kup mu słoik majonezu i coś, czym się interesuje albo coś w tym rodzaju.

Weronice bardzo przypada do gustu mój pomysł z majonezem. Chyba nie zdaje sobie sprawy z faktu, że zaproponowałam go jedynie dlatego, iż straciłam nad sobą panowanie i wcale nie brałam go na poważnie.

Po pół godzinie prezent jest wreszcie kupiony, Wiktor dostanie pokaźny słoik majonezu i najnowszą płytę swojego ulubionego zespołu muzycznego, którego nazwy już nie pamiętam, choć jeszcze przed chwilą ją odczytywałam. Mamy całkiem inny gust. W ogóle jesteśmy inni i nie bardzo za sobą przepadamy, więc cieszę się, że nie będę musiała brać udziału w jego urodzinach.

Podczas gdy Weronika ukrywa prezent w swej prywatnej garderobie, ja przygląda, się plakatowi Kamila Bednarka wiszącemu nad jej łóżkiem i zastanawiam się, jak szybko zastąpi go jakimś innym i co to tym razem będzie.

Kilka dni później Weronika proponuje mi, żebym wraz z nią, jej bratem i kilkoma jego kolegami wybrała się nad jezioro. Pogoda jest naprawdę piękna i moje ciało aż błaga o kąpiel w chłodnej wodzie jeziora, lecz nie jestem pewna czy odpowiada mi towarzystwo. Przyjaciółka prosi jednak tak usilnie, że w końcu ustępuję.

Gnieździmy się w siódemkę w pięcioosobowym BMW jednego z kolegów Wiktora. Na szczęście jezioro nie jest zbyt daleko i nie będę musiała zbyt dugo siedzieć ściśnięta między Wiktorem, a Weroniką, a wrażenie, że jestem sardynką w puszce zaraz mi minie. Chłopak, który zajął miejsce z przodu i ma chyba na imię Karol, również nie czuje się najlepiej. Ma chorobę lokomocyjną, co w takim upale staje się jeszcze bardziej dokuczliwe. Jak na złość nie mamy odpowiednich tabletek, więc dwa czy trzy razy musimy się zatrzymywać, by, mimo klimatyzacji, czerwony ze wstydu Karol mógł pooddychać trochę świeżym powietrzem. Jeden z chłopaków buntuje się i twierdzi, że w takim tempie nigdy nie dojedziemy nad to cholerne jezioro, lecz niespodziewanie dla mnie Wiktor i kierowca auta stają w obronie chorego kolegi, mówiąc do tego, który zgłaszał obiekcje, że jeśli coś mu się nie podoba, może iść pieszo.

Po półtora godzinie docieramy wreszcie na strzeżony parking, gdzie zostawiamy auto. Blady jak ściana Karol szybko odzyskuje siły i już wkrótce wszyscy doskonale bawimy się w wodzie. Jest naprawdę świetnie i bardzo cieszę się, że dałam się namówić na ten wyjazd. Gdy mam już dosyć kąpieli i wracam na koc, by się trochę ogrzać, jak na złość zachodzi słońce. Wycieram się suchym ręcznikiem, lecz mimo to nadal szczękam zębami z zimna.

- Chyba niedługo zacznie padać – wyrokuje Wiktor, który niespodziewanie pojawia się u mojego boku. Nie ma na sobie koszulki, chyba w ogóle nie zabrał jej z domu, ale jest ubrany w zwykłe, niebieskie szorty, w których tu przyjechał. – Chcesz się przejść, żeby się trochę rozgrzać? – pyta.

Jestem trochę zaskoczona jego propozycją, lecz wkładam na mokre bikini różowe spodenki i białą koszulkę. Teraz żałuję, że wzięłam ten strój.

- Nie masz niczego suchego? – upewnia się Wiktor, gdy staję przed nim gotowa do drogi.

Domyślam się, o co mu chodzi i lekko zmieszana kiwam głową.

- To idź do samochodu i przebierz się, bo przy takiej pogodzie w mokrym stroju łatwo mogłabyś się przeziębić.

Jego troska mnie zaskakuję i lekko przeraża, bo dotychczas miałam go za bezdusznego, pozbawionego serca człowieka.

Gdy już jestem gotowa, ruszamy w las. Okolica naprawdę mi się podoba. Nie mogę oderwać oczu od tych wszystkich mijanych cudów natury. Wiktor uśmiecha się z rozmarzeniem i, ku mojemu zdziwieniu, wyciąga aparat fotograficzny.

- Bardzo lubię robić zdjęcia i przerabiać je później komputerowo – wyjaśnia, pstrykając kolejne fotki.

Gdy mi je pokazuje, jestem pod wrażeniem, bo chyba jeszcze nigdy, może nie licząc encyklopedii, jakie kiedyś oglądałam na kółku, nie widziałam, by ktoś tak pięknie uchwycił na fotografii przyrodę.

- Dlaczego masz taką minę? – pyta Wiktor z wyrzutem.

- Bo jestem zdziwiona – odpowiadam szczerze.

-Pewnie uważałaś, że jestem egoistycznym synem bogatych rodziców, którego jedynym zmartwieniem jest to, kiedy wyjdzie najnowsza wersja jego ulubionej gry, tak?

Czerwienię się i Zmieszana kiwam głową. Wiktor wzdycha.

- Dlaczego ludzie uważają, że jak ktoś ma pieniądze, to nie może już mieć uczuć? - pyta raczej siebie, niżeli mnie. – A ja naprawdę chcę dobrze spożytkować forsę starszych. Oni sami nie mogą tego zrobić, bo są zbyt zajęci swoją firmą.

- Chcesz założyć nową sieć hoteli? – pytam z lekką ironią.

- Nie. Chcę pomóc ludziom w Afryce – odpowiada, a ja czuję, że moje policzki stają się czerwieńsze od buraków.

Co o tym myślicie? ;)

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kiara 11.11.2014
    Proszę o komentarze :)
  • Hasin 11.11.2014
    Ciekawie się zaczyna, ciekawie ;)
    Fabuła widać wolno się rozwija :D czyli jest dobrze, skoro na początku jej nie rozumiałem.

    Zapewne będzie to jakiś romans, czekam na następne części ;>

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania