Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Ból cz. 1

Poczerniałe od osadu z pieca kafle przydawały łazience wymuszonej grozy, która bardzo go bawiła. Przejechał długim i kościstym palcem po śliskiej fasadzie zostawiając podłużną smugę, którą zwieńczył figlarnym zawijasem. Zachichotał, choć śmiech ten pozbawiony był wesołości, składał się raczej z dziwnej kpiny; brzmiał, jakby był wymierzony przeciw komuś lub czemuś. Jego ciało zastygło nagle, jakby usłyszał jakiś niespodziewany dźwięk, choć w mieszkaniu panowała gęsta cisza. Po chwili nieco rozluźniło się i osunęło tak, że woda sięgnęła podrażnionej po goleniu szyi, która pokryta była mapą poczerwieniałych krost. Dlatego nie znosił pozbywać się zarostu i prawie nigdy tego nie robił, chyba że uznał okazję za naprawdę wyjątkową. A ta bez wątpienia taka była. Jego pierwsze morderstwo.

 

Po kilkunastu minutach poczuł, że powieki zaczynają mu ciążyć, więc poderwał ciało do góry i stanął nagi, pozwalając wodzie ociekać do wanny. Przyjrzał się swoim ramionom, klatce piersiowej, nieco wklęsłemu brzuchowi, genitaliom, potem udom, łydkom i kostkom, na których odciskała się granica mętnej wody. Powiódł dłońmi po piersiach, zastanawiając się nad dziwacznymi rzeczami. Potem wystąpił na zszarzały dywanik i chwycił pierwszy ręcznik z brzegu. Zaklął pod nosem, kiedy poczuł, że ten jest wilgotny i zanim zdążył cokolwiek zrobić nastąpiło oderwanie.

Podniósł się z zimnych kafelków, które poznaczyły jego plecy i pośladki równymi liniami fug, stanąwszy na równych nogach, rozejrzał się po obskurnej łazience. Ręcznik, który przed chwilą trzymał w rękach kołysał się w wannie, powoli wsiąkając jej zawartość. Poczuł niemrawe szczypanie na prawej dłoni, więc uniósł ją ku twarzy i dokładnie obejrzał. Zdarty naskórek kostek sączył jasną krew, bliżej nadgarstka skóra była poprzecinana mniejszymi, bądź większymi odłamkami szkła, które dalej tkwiły w ciele. Podniósł głowę i ujrzał pajęczynę pęknięć na lustrze nad umywalką. Zachichotał, po czym odwrócił się i wyszedł z łazienki.

 

Kiedy był dzieckiem, przed snem klękał u boku łóżka i wbijał wzrok w krzyż zawieszony wysoko nad jego biurkiem. Nie szeptał żadnej z formułek, które kładziono mu do głowy, zamiast tego prowadził milczący dialog, ceremonię spoglądania i obserwowania małej postaci, przybitej do krzyża. Kiedy czułeś największy ból, pytał mężczyznę, choć odpowiadała mu tylko cisza w pokoju. Czy w trakcie biczowania, drogi krzyżowej lub wbijania gwoździ? A może najboleśniejsze było wbicie włóczni w bok? O czym myślałeś, kiedy czułeś największy ból z możliwych? Czy są różne rodzaje bólu? Czy jest ból, którego nie można znieść? Ból. Cierpienie. Tylko o tym myślał, siedząc w dusznych, kamiennych wnętrzach, słuchając mężczyzn w czarnych szatach. Słyszał tam wiele słów, ale większość do niego nie docierała. Jego skupienie wzbudzało fascynację niektórych, ale szybko rzedło, kiedy zdradzał jego źródło. Nie przejmował się tym. Wraz z upływem czasu, zrozumiał, że może sobie pozwolić na nieco odmienny kierunek zgłębiania tej tajemnicy. Tajemnicy bólu. Pojął, że to ból stanowi centrum jego filozofii. Zaczął gardzić każdym, kto nie potrafił dostrzec prawdziwej istoty rzeczy, to znaczy ciężaru znaczenia bólu w całej tej nauce. Czuł, głęboko w środku, ponure rozbawienie, kiedy zauważał, jak inni odwracają z niechęcią umysły od bólu i tego, na ile ukształtował historię mężczyzny z krzyża. Nie mógł zrozumieć, jak mogli świadomie wypierać ból i koncentrować się na abstrakcyjnych wartościach, takich jak przebaczenie i zbawienie, kiedy podstawą każdego z nich był ból. Istniały dzięki bólowi, ich kształt i znaczenie definiował ból doznany, skupiać się na nich, bez uznawania wartości bólu, oznaczało niezrozumienie żadnej z tych trzech rzeczy.

Pierwszy raz sprawił sobie ból, kiedy miał dwanaście lat. Użył szkolnego cyrkla, wbijając go sobie wielokrotnie w dłoń, w miejsce, w którym mężczyznę z krzyża przeszył pierwszy gwóźdź.

 

Stanął boso na wzorzystym dywanie w korytarzu, po czym, przestąpiwszy nad nieruchomym ciałem, ruszył w stronę kuchni. Pozaciągał zakurzone białawe żaluzje, a następnie udał się zrobić to samo do sypialni. Zaczynało świtać. Recytując pod nosem dość niewyraźnie bardzo stary psalm, otworzył szeroką szafę i zaczął przeczesywać wiszące ubrania. Jego brwi unosiły się, to znów opadały, kiedy z nieukrywaną wybrednością szukał koszuli i spodni. Znów zachichotał, a jego śmiech zadźwięczał w mieszkaniu jak zła wróżba, która może spełnić się w najmniej oczekiwanym momencie. Wyjął z szafy wybrany komplet, przyjrzał mu się, po czym przymierzył. Spodnie pasowały na niego jak ulał, jednak rękawy koszuli drażniły go nieco bufiastością, dlatego zdjął ją, założył na wieszak i odłożył do szafy. Wymamrotał coś zdradzającego zniecierpliwienie.. Dał krok w kierunku korytarza, kiedy nagle odwrócił się na pięcie i zawrócił. Uklęknął na jedno kolano i zaczął otwierać szuflady u spodu szafy. Jego wąskie, blade usta rozciągnęły się w wyrazie tak szczerego zadowolenia, że przez chwilę bardziej przypominał dziecko, niż trzydziestotrzyletniego mężczyznę. Uważnie zaczął podnosić do góry różnorodne koszule, znalezione we wcześniej niezauważonej szufladzie, przyglądał im się w półmroku, analizował krój i szew. W końcu zdecydował się na mdłą, łososiową o wąskim kołnierzu. Kiedy ujrzał ją na sobie, kącik jego warg zdradził wątły uśmiech, który szybko zbladł. U dołu koszula była nieznacznie wygnieciona. Przygryzł górną wargę, ściągając ją boleśnie ku dolnej. W ostatniej szufladzie znalazł tanie żelazko. Podniósł się z kolan, rozglądając się za kontaktem. Podpiął urządzenie do prądu, po czym usiadł na niezasłanym łóżku, wyprostowany, kładąc lodowate dłonie na udach. Jego ciało zastygło w nad wyraz spokojnym oczekiwaniu.

 

Jeden z mężczyzn w czarnych szatach przyglądał mu się dłużej niż inni. Jego spojrzenie było z pozoru łagodne, chociaż miało w sobie skrywany wyrzut i pewien rodzaj chłodu. Był jednym z pierwszych, który zauważył jego skupienie i ostatnim, który o nie zapytał. Nie zwrócił na niego większej uwagi, bo nie wyróżniał się zbytnio na tle innych czarnych szat. Nawet przez myśl nie przeszło mu, że akurat ten mężczyzna może być tak, jak on zainteresowany bólem. Kiedy pierwszy raz zaprosił go do siebie, najbardziej zdumiał go niezwykły porządek w mieszkaniu. Nigdy nie widział, aby ktoś utrzymywał schludność z taką pieczołowitością, jak ten mężczyzna. Siedzieli na kanapie, pijąc letnią herbatę. Nie miała zbyt wyraźnego smaku, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Mężczyzna jak zwykle patrzył na niego z uwagą, niemal nie odrywając wzroku. Czasem, kiedy ich spojrzenia łączyły się, wydawało mu się, że na jego twarzy majaczy się cień uśmiechu. Ten jednak znikał na tyle szybko, że zastanawiał się, czy kiedykolwiek w ogóle się tam pojawił, naruszając niezmąconą jak zawsze powagę. Kiedy mężczyzna w czarnych szatach pierwszy raz nachylił usta ku jego, pomyślał, że to element, składający się na porządek tego mieszkania i tego człowieka. Element, który musi nastąpić, by nie naruszyć konstrukcji i schematu, który od zawsze tutaj panował. Kiedy ich wargi złączyły się, pomyślał, że smakują prawie tak samo, jak herbata.

Pierwszy raz zadał komuś ból, kiedy miał szesnaście lat. Mężczyzna bez czarnych szat leżał na łóżku zupełnie nagi, a on u jego boku. W jego dłoni znikąd znalazł się tępy nóż kuchenny, który gwałtownie uniósł do góry i wycelował między żebra mężczyzny. Ostrze odbiło się od kości, rozrywając zaledwie wierzchnie warstwy skóry.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Przeczytalam pierwszy akapit, bardzo przypadl do gustu.
    Wroce.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania