Poprzednie częściBożek Re

Bożek Re część trzecia

Stałe pokazywanie w telewizji zdjęć i filmów archiwalnych z początku dwudziestego wieku oraz Re-trospekcja wielu wypowiedzi nakłoniło widzów do poddania analizie przynajmniej w części Re-aktywację państwa polskiego. Skojarzenie kilku zasłyszanych faktów w wypowiedziach wielu prelegentów podważało setną rocznicę odzyskania niepodległości. Skoro definicją niepodległości jest niezależność państwa od formalnego i nieformalnego wpływu innych jednostek politycznych. Re-asumując takie okresy rocznica wychodzi całkiem odmienna i jakby nie liczyć w zaokrągleniu zostaje trzydzieści cztery. Ktoś może wykazał się matematycznym Re-fleksem i doliczy albo odejmie do tych latek kilka miesięcy. Dzień niepodległości zamiast połączyć Re-prezentacje zwaśnionego polskiego społeczeństwa w osobach przedstawicieli partii politycznych, jeszcze bardziej podzielił te towarzystwo na mniejsze grupy i o dziwo w ich ocenie każda była bardziej znacząca. Dziennikarze Re-ferowali wydarzenia tego szczególnego dnia i Re-fleksja ominęła ich wielkim łukiem. Nikt z patrzących na wyświetlane urywki ujęć z całej Polski, nie znalazł Re-cepty przynajmniej na wywołanie efektu podobnego do Refrakcji, który miałby powstać w przyszłości. Przyczyną jest nasza wrodzona niechęć do dokonywania pozytywnych zmian. Ogólnie wiadomo, że każdy z krajan ma własną ocenę minionych wydarzeń i tych z dnia bieżącego oraz koncepcję jedynie w mowie na uzdrowienie dosłownie wszystkiego. Jednak czekający ogrom pracy na takiego stachanowca już na początku zniechęca.

Chcąc poznać przyczyny powstania Bożka Re koniecznie trzeba cofnąć się do początku naszej państwowości. Niewątpliwie ogniwem łączącym wszystkich Słowian było zamiłowanie do trunków, które z braku polskiego monopolu alkoholowego musiano wyrabiać chałupniczymi metodami. Najpierw książęta, a później królowie byli analfabetami i mieli problem z liczeniem, nie mówiąc o pisaniu. Dlatego nie zapoznali się z zapiskami o ekonomii i nie wiedzieli jak dużo można wycisnąć podatku i akcyzy z jednego glinianego kubka zawierającego piwo albo wino. System jakościowy nie był również opracowany i do oceny wystarczało gardło smakosza. Jeżeli przełknął i uśmiechnął się przy odstawianiu naczynia. Wtedy śmiało można było uznać, że przynajmniej dla niego test wypadł pomyślnie. Gospodarz spotkania po ujrzeniu takiego podziękowania, bez ociągania nalewał na drugą nóżkę domowej roboty trunek. Biesiada rozkręcała się stopniowo, a o prędkości decydowało tempo toastów i zabawa trwała do samego rana. Finisz jak zawsze okazywał się najmniej przyjemną częścią zabawy. Problem pojawiał się nie przy trzeźwieniu, lecz zbyt często miało się hojnych sponsorów.

Najwięcej spożywano piw kiepskiej jakości, które od dzisiejszych najtańszych różnią się jedynie mocą. Dlatego średniowieczny piwosz na doprowadzenie się do stanu ogólnej wesołości, potrzebował znacznie więcej czasu niż nasz współczesny przy zawartości siedmioprocentowej. Podobnie było z winami, ponieważ moc kiedyś uzyskiwano przez długie leżakowanie w dębowych beczkach. Obecnie wystarczy do nieokreślonego związku chemicznego dodać spirytusu i sprzedawać pod dumnie brzmiącą nazwą nalewka.

Powstający średniowieczny system dystrybucji napojów alkoholowych wymusił wybudowanie przy gościńcach karczm, a w terenach zabudowanych gospód. Ajenci kłamliwie nazywając siebie właścicielami w taki sposób chronili Bożka Re przed opinią publiczną. Główny inwestor musiał pozostać w ukryciu, ponieważ niezadowoleni klienci mogliby mu nieźle dołożyć tym bardziej, że byli uzbrojeni. Bogatsi mieli miecze, sztylety i po kilka egzemplarzy innej broni służącej do walenia w łeb. Biedniejsi posiadali jedynie drewniane pałki, a i tak potrafili każdego wieczoru połamać wszystkie masywne stoły w sali Re-stauracyjnej . Dostawało się też pniakom służącym za siedziska. Personel każdego dnia po zamknięciu lokalu dokonywał pospiesznej naprawy wyposażenia, ponieważ miał ograniczony czas na ponowne otwarcie. Teoretycznie system dobowy regulował wschód i zachód słońca. W rzeczywistości było zgoła inaczej, o otwieraniu i zamykaniu decydowali konsumenci. Brak zegarków uniemożliwiał obsłudze wywieszania informacji w jakich godzinach sala biesiadna jest czynna.

Dzięki temu, że państwo polskie przez kilka wieków było pozbawione administracji państwowej, która nieżyciowymi przepisami zniewala człowieka, rozkwitało i poszerzało swoje granice. Najlepszym przykładem naszego męstwa i wytrwałości jest bitwa pod Grunwaldem, gdzie polskie i litewskie wojska stoczyły zacięty pojedynek z krzyżakami. Wbrew temu, co twierdzą historycy bój rozpoczął się dzień wcześniej w momencie połączenia dwóch sojuszniczych armii. Rycerze polscy i litewscy oraz towarzyszące im liczne pospólstwo nie spotkało się nigdy wcześniej. Obcy sobie ludzie nie widzieli potrzeby nadstawiania za mówiących innym językiem swoich karków. Natychmiast uwidoczniły się stare konflikty i przywary narodowościowe doprowadzające często do waśni. Król Jagiełło i książę Witold oczami wyobraźni widzieli klęskę jaką zadają im liczniejsze i lepiej wyposażone wojska krzyżackie. Jedynym wyjściem było zachęcenie ludzi do wzajemnego poznania. Któryś z doradców zaproponował, a był nim w przebraniu Bożek Re, wypicie bruderszaftu. Niezrozumienie rozkazu wydanego nieznanym słowem spowodowało, że przepijali jeden do wielu i na odwrót. Nasze wojska były słabiej wyposażone w oręż, lecz ilość przytarganego na pole bitwy napitku była skromnie podliczając trzyletnim zapasem, biorąc pod uwagę codzienne użytkowanie. Przynajmniej na dwie godziny przed świtem wojska polsko litewskie mówiły już w jednym języku, by po kilku kolejnych toastach zalegnąć na trawie, albo paść na poszyciu leśnym w miejscu, gdzie ktoś w tym momencie przebywał.

Krzyżacy wstali w dobrych nastrojach o świcie i po wczesnym śniadaniu wskoczyli w wypolerowane do połysku zbroje i w dobrych humorach przyjechali gremialnie na koniach na pole bitwy. Piechota, czyli knechci, szli w szyku marszowym zaraz za zadami jazdy w większości ciężkozbrojnej. Pomimo zajęcia miejsca na sporym wzniesieniu Polaków i Litwinów nigdzie w zasięgu wzroku nie było widać w wysokiej trawie. Taki typ kamuflażu nie był dla sztabu Wielkiego Mistrza zaskoczeniem, ponieważ wywiad donosił o sporej armii dzikich szykującej się do krwawego pojedynku. Szpiedzy męstwo polskiego rycerza obserwowali bacznie przez kilka lat w knajpach, który tam pokazywał na co go stać, bił się on znakomicie. Wielki Mistrz węsząc podstęp wysłał dwóch emisariuszy z mieczami do Jagiełły, lecz oni niczego nie zauważyli oprócz króla i kilku doradców. Potęga krzyżacka nie dowiedziała się prawdy spotykając kilku abstynentów, którym do pomocy zostało zaledwie kilkoro wyrostków. Pacholęta na rozkaz króla biegały i starały się postawić na nogi śpiących. Jedynie, co słyszeli od rozbudzonych to wołanie o klina - wtedy zgodnie z prawdą odpowiadali.

- Nie ma panie, wino jest tylko w taborach krzyżackich, a oni bronią do beczek dostępu.

Nerwica chłopów wzięła tym bardziej, że obalili w nocy cały zapas i teraz siedzieli z kacem o suchym pysku. Z wysiłkiem unosili głowy z posłania i patrzyli w kierunku armii krzyżackiej oczekując od nich spełnienia katolickiego obowiązku. Tamci nie zamierzali głodnych nakarmić, spragnionych napoić i nic nie wskazywało na jakąkolwiek inicjatywę krzyżackiej intendentury, w przygotowaniach do realizacji tego obowiązku. Widocznie na lekcjach religii w szkołach zakonnych ktoś wykreślił, albo ominął ten temat. Nikt nie chciał ochotniczo zgłosić się do pójścia i pouczenia bliźnich. Tym bardziej, że z tamtej strony dochodziły odblaski odbijających się od zbroi promieni słonecznych. Skacowani czapy na oczy ponaciągali i legli zawiedzeni brakiem empatii. Widocznie Krzyżacy chcieli im jeszcze bardziej dokuczyć i zaczęli walić w bębny. Hałas był niemiłosierny, więc jeden z najbardziej mocnym łbem poszedł do kapelana z prośbą, wysłania emisariusza z żądaniem zaprzestania wykonywania zbyt głośnej muzyki w przestrzeni publicznej. Ojciec dyrygujący tego dnia był bardzo zajęty, ponieważ właśnie dostał w darze od umarłego przed pięciu laty rycerza dwa czystej krwi dwuletnie rumaki i zamierzał sobie na nich pojeździć. Dlatego odesłał delikwenta słowami.

- Tam teraz widocznie jest Re-formacja, która doprowadzi do Re-belii, więc przyjdź jak wytrzeźwiejesz.

Biedak i do tego bezdomny nie mógł się sprzeciwić eminencji i wrócił zdenerwowany na nazwanie go nietrzeźwym. Szybko zwołał kilku kompanów od kielicha i pojechali do krzyżaków z prośbą o zaspokojenie pragnienia. Tamci zamiast współczuć i poratować jak nakazuje polska gościnność, to zaczęli z kusz strzelać do potrzebujących. Nawet gdy tamci uciekli nie zadowolili się zwycięstwem, tylko bardziej tłukli w bębny. Pragnienie i determinacja uciszenia muzyki dodała wojskom polsko litewskim sił i uderzyli na odzianych w blachy. Niewiele zdobyli trunku zaledwie na klina, więc u przyjaznych Węgrów musieli uzupełnić zapasy. Dlatego wyczyścili skarbiec krzyżacki z kosztowności i telegraficznie wysłali zamówienie. Komuś nie przywykłemu do nowinek technicznych musiały się pomylić zera i przyjaciele dostarczyli nam wszystkie wino jakie mieli, a i tak było tego na jakieś dziesięć procent. Zaczęli zamiast wina, wozić sok winogronowy pieszym szlakiem turystycznym, chcąc by w tym czasie powstał tokaj samorodny. Byliśmy wtedy krajem słabo rozwiniętym rolniczo, bez własnego przemysłu, dlatego nie mieliśmy czym i jak się Re-wanżować oprócz złota i kosztowności. Pomysł na zdobycie gotówki mieliśmy zawsze, ponieważ spożywali nasi przodkowie sporo ziaren lnu i prosa. Nasiona wydzielały olej i wino pite w dużych ilościach dostarczało go do mózgu, o ile poziom alkoholu sięgał powyżej dziurek w nosie.

Tylko największy nasz wróg czekał już u bram, a powstał trzy i pół tysiąca lat temu w Mezopotamii. Właśnie tam zaczęto destylować alkohol i wyniuchali to Arabowie, którzy podprowadzili aparaturę. Mogli też sami urządzenie wyprodukować, o ile znali zasady działania. Gorzała jako lekarstwo pojawiła się na ziemiach polskich za panowania Leszka Czarnego w czternastym wieku. Początkowo nie cieszyła się specjalnymi względami i była w zasadzie unikana na rzecz medycyny naturalnej. Re-ktorzy i profesorowie uniwersytetu jagiellońskiego jako pierwsi wyczaili problem i picie w formie lekarstwa zalecali, już od szesnastego wieku. Jednak spożycie okowity, bimbru, wódki stale wzrastało i osiągnęło plagę, podobnej do obecnej, czyli objadanie się suplementami diety. Szlachta nie chcąc płacić podatków i akcyzy wymusiła w roku tysiąc pięćset siedemdziesiątym drugim na królu pozwolenie na produkcję na własne potrzeby, bez ograniczenia.

Spożycie wysokoprocentowych alkoholi stale się zwiększało, lecz spirytus nie unosił oleju do głowy, tak jak wino, tylko mózg niszczył. Koneserów i smakoszy mocnego alkoholu przybywało w zastraszającym tempie i o dobro ojczyzny niewielu dbało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 05.04.2019
    Witam
    Bardzo ciekawe te twoje tezy na temat Bitwy pod Grunwaldem i okowity działanie. Wszystko biegnie swoim torem i nic w tej materii się nie zmieniło. Czas winem płynie.
    Pozdrawiam
  • Anonim 05.04.2019
    Szkoda tylko, że model bitwy bardziej Sienkiewiczowski niż zgodny z rzeczywistością.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania