Poprzednie częściBracia

Bracia 24

Zaczęłam wykonywać połączenie. Ścisnęłam fałdę kołdry i zagryzłam wargę. Chris widząc to, położył dłoń na mojej. Będzie dobrze- wyszeptał.

- Halo?- usłyszałam z drugiej strony. Głos należał do mamy.

- Wszystko dobrze?- zapytałam z przejęciem i ogromną radością zarazem. Uśmiechnęłam się do brata, by pokazać, że wszystko jest w porządku.

- Tak kochanie, zasłabłam przed kierownicą, ale nic poważnego mi się nie stało. Powinnam niedługo wyjść ze szpitala.

- To cudownie, nawet nie wiesz jak mi ulżyło.- Poczułam jakby z serca zdjęto mi ogromny ciężar.

- Opowiadaj jak tam wakacje.- Zasłoniłam słuchawkę i zwróciłam się do Chrisa.

- Powiedzieć, że jadę do niej?

- Nie, bo zacznie dopytywać, co się stało- oznajmił spokojnie. Przytaknęłam, ponownie zwracają się do mamy.

- Wakacje? Bardzo fajnie, bracia są bardzo mili, zwłaszcza Chris.- Mrugnęłam do niego, a on przewrócił oczami- Odpoczywaj. Nie mogę doczekać się, aż cię zobaczę.- A stanie się to szybciej niż myślisz, pomyślałam. Rozłączyłam się po chwili.

Rozmawiałam z bratem jeszcze przez pół godziny, do momentu, w którym Adam zawołał na nas. Powiedział, że mamy się zbierać, bo za chwilę jedziemy do sadu. Wróciłam do pokoju, szykując się do wyjazdu. Nie tylko tego, które miało odbyć się za chwilę. Spakowałam kilka ulubionych ubrań do przenośnej torby, chowając ją w dyskretnym miejscu. Zbiegłam na dół, wszyscy bracia stali obok siebie. Przelotnie zerknęłam na Marka, ku mojemu zdziwieniu nie był zły. Jego obojętność budziła niepokój, ale starałam się nie myśleć o tym, w końcu miałam wrócić do mamy, po czym do swojego domu.

Kiedy znaleźliśmy się przy aucie, Adam zaproponował, bym usiadła z przodu. Bez zbędnego gadania zrobiłam to o co prosił. Najwyraźniej chciał odciąć kontakt między mną, a najmłodszym bratem, mimo, że miał dzielić nas tylko fotel. Oparłam się o niego, wzdychając ciężko. Czułam się bardzo spokojna, choć w głębokich zakamarkach myśli wiedziałam, że powinnam zachować czujność. Uchyliłam okno. Zerknęłam na Adama, aby sprawdzić czy mu to nie przeszkadza. Po braku reakcji wywnioskowałam, że nie, dlatego znów rozłożyłam się wygodnie. Niestety tylko na chwilę.

- Zasuń szybę, nie chcę się przeziębić- rzucił Mark. Spojrzałam na niego przez lusterko. Mina bruneta ponownie była obojętna, tak samo z resztą jak ton głosu.

- Przecież jest lato, praży słońce- wydukałam. Mimo absurdalnego stwierdzenia, spełniłam jego prośbę. Nie miałam zamiaru doprowadzać do kłótni w ostatni dzień.

- Wiatr przelatuje przez ciebie, więc jest zimny jak cholera- stwierdził- Zimna suko- dodał pod nosem. Oczywiście usłyszałam, wszyscy usłyszeli.

Jeszcze jedno słowo, a będziesz szedł na piechotę, gnoju- powiedział Adam wrogo. Mark sapnął i zamilkł. Zabolało mnie, jak się do mnie zwrócił, ale starałam się być wyrozumiała. Żałowałam, że nie byłam łagodniejsza, w czasie porannej sprzeczki.

Zanim spokój wrócił do mnie ponownie, byliśmy już na miejscu. W sadzie nikogo nie było. Pomyślałam, że nie było mi dane pożegnać z Lukiem i Mią. Zabrałam kosz i ruszyłam w stronę, w większości już obranych drzew. Chris powiedział abyśmy przeszli na tyły sadu. Podbiegłam do niego. Bałam się, że Mark znów na mnie naskoczy, dlatego nie opuszczałam brata na krok.

- Trzymasz się jakoś?- zapytał, przejeżdżając palcami po czole. Guz wciąż był widoczny.

- Tak, mam nadzieje, że ty też- powiedziałam, uśmiechając się nieśmiało. Niesamowity był fakt, że mimo wielu nieprzyjemności, myślałam o tym, że będę tęsknić za tym miejscem. Nie był to jednak czas na sentymenty, bo dyskretna wycieczka to wcale nie tak prosta sprawa. W czasie rozmyśleń, wpadłam na niewielką wiśnie. Postanowiłam, że obiorę ją do cna. Chris zajął się gruszą, stojąca tuż naprzeciw. Rozejrzałam się dookoła. Adam wciąż stał przy samochodzie, Mark zaś rozłożony był na ławce, zasłaniając twarz czapką. Najwyraźniej miał wszystkiego dość, więc olał robotę. Nie mam pojęcia dlaczego, ale włączyło się we mnie ogromne współczucie do jego osoby. Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak. Nie mogłam zadzwonić na policje, a nawet jeśli bym to zrobiła, co by się z nimi stało? W najlepszym wypadku trafiliby do rodziny zastępczej. Nie chciałam mieszać w niczyim życiu, dlatego uznałam, że najważniejsze jest zadbanie o własne dobro. Kiedy zadbam o siebie to potem będę mogła zbawić resztę świata, pomyślałam. Zabrałam się za zrywanie owoców. Nie miałam drabiny, dlatego kiedy przyszło mi sięgnąć wyżej, wspięłam się po gałęziach. Uginały się pod moim ciężarem, ale ostatecznie dały radę utrzymać mnie. Kiedy kończyłam wypełniać woreczek, usłyszałam znajomy głos. Był dziewczęcy, dlatego nie trudno było zgadnąć do kogo należał. Mia uśmiechnęła się i pomachała mi. Powtórzyłam jej gest, tyle, że w moim wypadku witanie się w taki sposób było czystym idiotyzmem, bo byłam dwa metry nad ziemią. Zatrzęsłam się, zrzucając resztę wiśni, które uderzyły mnie w głowę.

- Spokojnie, będziesz mogła pożegnać się na ziemi- powiedział Luke. Odwróciłam się w jego kierunku, stał tuż pod drzewem. Poczułam wstyd. Szybko zeszłam na dół, zaskakując z ostatniej gałęzi, tuż przed twarzą blondyna- Myślałem, że skoczysz w moje ramiona.

- Jak widzisz daje radę, więc daruj sobie tani podryw- westchnęłam, uśmiechając się mimo wszystko.

- Nie podrywam cię, choć może i bym mógł, w końcu najbrzydsza nie jesteś- wycedził, a ja walnęłam go ramię. Lubiłam, kiedy się ze mną droczył, dlatego wyjazd wydawał się coraz mniej zachęcający.

- Chyba będziemy musieli pożegnać się- zaczęłam. W oczach chłopaka dostrzegłam smutek, a także wyrozumiałość.

- Chris mówił mi o tym. Wyjeżdżacie dzisiaj, tak?

- Dokładnie. Adam odwiezie mnie w nocy. Muszę odwiedzić mamę w szpitalu- powiedziałam. Nie miałam pojęcia ile wiedział o mojej rodzinie, dlatego ważyłam słowa tak, aby to co mówię brzmiało normalnie. Odwróciłam się do Mii, stała pod drzewem i zrywała wiśnie.

- Kiedy tu wrócisz, może wtedy spędzimy ze sobą więcej czasu.- Ucieszyłam się, ale tylko na chwilę, bo nie wiedziałam czy kiedykolwiek wrócę. Uniosłam oczy, patrząc prosto w jego.

- Może- powiedziałam, uśmiechając się zalotnie. Zwróciłam się do Mii, z nią także chciałam się pożegnać. Dziewczyna zbliżyła się, wyciągając przed mój nos ogonek wiśni, zwinięty w supeł. Żeby to zrobić wystarczy mieć giętki język- powiedziała, a ja się zaśmiałam.

- Możesz ją tego nauczyć, to bardzo cenna umiejętność- rzekł Luke.

Następne częściBracia 25 Bracia 26 Bracia 27

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Szalokapel 04.07.2016
    Na przeciw - naprzeciw.
    Cudowne to jest ;) takie słodkie a zarazem przygnębiające. Oczywiście 5.
  • persse 04.07.2016
    Poprawione ;) Dzięki, staram się.
  • Szalokapel 04.07.2016
    persse, widać że się starasz. Super.
  • ωαrιατκα 04.07.2016
    Muszę się przyznać, że nie zrozumiałam tego z giętkim językiem. Jak zawsze super. Dałabym 5.
  • persse 04.07.2016
    Chodziło o to, że zawiązała ogonek wiśni, w ustach, za pomocą języka. Taki trik ;) teraz nie wiem czy poprawić, by było bardziej jasne XD
  • ωαrιατκα 04.07.2016
    Też nie wiem czy masz poprawiać, bo to może nie twoja wina tylko to ja jestem taka ciemna xD Czekam na następne.
  • persse 04.07.2016
    ωαrιατκα Sprostuje w kolejnym rozdziale, bo nie wiem czy to takie oczywiste ;)
  • levi 05.07.2016
    może dlatego, że tak polubiłam napoczątku Marka nie umiem go znielubić, tak najzwyczajniej mówiąc :)
    nie dokońca wiem komu naprawdę ufać w tej rodzinie poczekam to się dowiem, zostawiam 5

    P.S ja odrazu zrozumiałam, może dlatego że jestem jakoś zdeprawowana czy ja wiem czemu :P
  • persse 05.07.2016
    Też go lubię, w sumie wszystkich braci :P To dobrze, że zrozumiałaś XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania