Bracia 4
Po całodniowej harówce, jedyne o czym marzyłam to długi, ciepły prysznic, a przed tym dobra kolacja. Kiedy ciocia powiedziała, że mamy zrobić ją razem, stwierdziłam, że mogę o niej zapomnieć. Nie miałam pojęcia o zdolnościach kulinarnych Nadine, ale wiedziałam, że ja i patelnia to złe połączenie.
Ciotka zaproponowała, abyśmy zrobiły zapiekankę z makaronem. Przepis był prosty, dlatego trochę wyluzowałam. Makaron, ser, pomidor i ogórek. Wszystko wystarczyło wymieszać i wstawić do pieca. Prawie nic nie musiałam robić, tylko pokroić warzywa i obrać ser.
- Dziękuje ci za pomoc. - Uśmiechnęła się i zaproponowała, bym dołączyła do kuzynów. Mark siedział przed telewizorem i oglądał serial o detektywach. Usiadłam obok i zapytałam, gdzie jest reszta osób.
- A po co ci oni?
- Pytam z ciekawości. Twoi bracia chyba mnie nie lubią.
- Dlatego ciesz się, że masz mnie. To nudziarze, nie ma co się przejmować. - Jego odpowiedź lekko poprawiła mi humor, zwłaszcza po tamtym dniu. Na dworze powoli robiło się ciemno, zza otwartego okna usłyszałam wycie wilków. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk.
- Wyluzuj panienko z miasta, tutaj to codzienność. Przywykniesz - powiedział, nie odwracając wzroku od ekranu. Czekała mni pierwsza trzeźwa noc w tym miejscu, dlatego obawiałam się, że łatwo nie zasnę. Zwłaszcza z wilkami na karku.
- Jestem wyluzowana. - Nie chciałam, by ktoś widział strach w moim zachowaniu, nigdy.
- Osoby, które przekonują kogoś, że są wyluzowane, przeważnie takie nie są - powiedział z drwiną w głosie.
Na ekranie telewizora przedstawieni byli dwaj mężczyźni, z broniami wyciągniętymi przed siebie.
- Jeszcze słowo i przestane cię lubić - powiedziałam. Zaciekawiło mnie to, co wydarzy się dalej w serialu.
- Czyli mnie lubisz? - Wyszczerzył zęby. Jeden z bohaterów przeładował pistolet i zaczął przeprowadzać rozmowę z kolesiem, którego miał na celowniku. Nie miałam pojęcia o czym mówi, w końcu dopiero zaczęłam oglądać.
- Skoro z tobą rozmawiam to chyba jasne. - Obydwoje w skupieniu patrzyliśmy, jak bohater szykuje się do pociągnięcia za spust.
- Nie musisz mnie lubić, żeby ze mną rozmawiać. Może masz jakąś sprawę - dodał. W tamtym momencie nastąpił strzał. Uniosłam głowę z zaskoczenia. Nie wydobył się z telewizora, tylko z zewnątrz. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Chrisa, stojącego na środku ogrodu. Trzymał w rękach broń.
- Co on robi? - Dotknęłam klatki piersiowej, pod którą wariowało serce.
- Spokojnie - powiedział i pociągnął mnie za ramię - Chodź, postrzelasz sobie.
Zbliżaliśmy się w kierunku Christophera.
- Nauczysz naszą dziewczynkę, jak korzysta się z broni - powiedział, wprowadzając mnie w irytacje. Spojrzałam niepewnie na brata, jego mina wykazywała obojętność, a także nutę drwiny.
- Nie ma mowy - rzucił sucho i strzelił w puszkę znajdująca się dwadzieścia metrów przed nim. Nie zdziwiła mnie jego reakcja, sama nie dałabym sobie strzelby do ręki.
- Czemu? Bo jest dziewczyną, a może dlatego, że okaże się lepsza od ciebie? - rzucił prowokująco. Nigdy nie miałam brata, ani siostry, więc nie widziałam jak to bywa w rodzeństwie.
- Spoko i tak nie mam ochoty, ale chętnie popatrzę - powiedziałam i uśmiechnęłam się nieśmiało. Skoro Mark mnie polubił to dlaczego on nie mógł?
- Rób co chcesz. - Odpalił pocisk, tym razem chybiąc. Spojrzałam na część ogrodu, gdzie znajdywały się owoce. Przez chwilę wahałam się, ale w końcu pobiegłam w ich kierunku.
Może postrzelacie do tego - zaproponowałam, unosząc dary natury, obejmowane prze ze mnie całymi rękami. Chłopcy milczeli. Czekałam, aż oznajmiom, bym odłożyła je na miejsce.
- Świetny pomysł - rzucił Chris tonem, który pierwszy raz usłyszałam z jego ust. Ucieszyłam się, ale tylko na chwilę - Możesz stanąć przed nami i postawić to jabłko na swojej głowie.
Wyrwał owoc z mojej dłoni i przegryzł ogromny kawał.
- Chodziło mi o to, by podrzucić je do góry. Wtedy stalyby sie ruchowym celem.
- To może być ciekawe - stwierdził Mark. Chociaż na niego mogłam liczyć. Po dłuższej chwili Chris spojrzał na mnie. Gdy połknął jabłko, oznajmił, że się zgadza.
Odeszłam od nich i przyszykowałam się do rzutu. Wiedziałam, że muszę podrzucić owoc wysoko, by za szybko nie odpadł na ziemię. Zaczęłam liczyć w myślach to trzech. Raz, dwa i... trzy. Cofnęłam się i spojrzałam na Christophera, był bardzo skupiony. Zdziwiło mnie to, że nie wykonywał żadnych ruchów, ponieważ jabłko zaczynało już opadać. O to jednak chodzi w strzelaniu, najpierw trzeba się skupić na celu, by dopiero nacisnąć spust. Usłyszałam strzał, lecz owoc został nietknięty. Za drugim razem udało mu się, jabłko rozleciało się na kilkanaście części, które poleciały w różne strony. Po kilku próbach, wróciłam do braci. Kiedy Mark wyrwał broń z rąk Chrisa, cofnęłam się wtedy w tył. Używanie strzelby na pewno nie było czymś dla mnie, a nawet jeśli, to zabranie jej po tym, jak została wyrwana z rąk innej osoby, nie było dobrym pomysłem.
- Nie dzięki, robi się już ciemno.
Słońce chowało się na drzewami lasu, widać już było tylko pomarańczową poświatę, wydobywająca się spomiędzy gałęzi. Piękny widok.
- Daj spokój, chociaż raz - namawiał Mark. Spojrzałam na starszego brata pytająco, chciałam by dał znać, czy mogę. Dopiero po kilku chwilach oznajmił, abym spróbowała. Chwyciłam za broń i zaczęłam ustawiać się. Mark w tym czasie pobiegł do miejsca, z którego przedtem rzucałam. Kiedy już tam dotarł, podniosłam strzelbe do góry. Starszy brat zbliżył się i poprawił ułożenie moich ramion oraz dłoni.
- Trzymaj pewnie za spust i nie dotykaj lufy - poradził. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Młodszy kuzyn rzucił pierwszym jabłkiem. Uniosłam niepewnie broń i nacisnęłam spust. Odrzuciło mnie lekko w tył. Oczywiście chybiłam. Wiedziałam, że rozbawiło to Chrisa, mimo że kąciki jego ust uniosły się tylko na ułamek sekundy. Za wszelką cenę nie chciał pokazywać emocji, co było denerwujące, a także bardzo zagadkowe.
- Musisz stanąć stabilnie i kontrolować broń.- Odebrał ją i przeładował szybkim ruchem. Stanęłam w lekkim rozkroku, wysuwając nogi w przeciwne strony. Na wszelki wypadek wbiłam czubki butów, w ziemię. Tym razem trzymałam strzelbe pewniej, rozluźniając przy tym mięśnie. Mark rzucił kolejne jabłko, które z daleka przypominało czerwony punkt. Skupiłam się na nim i pociągnęłam za spust. Ponownie chybiłam, ale przynajmniej zostałam na miejscu. Christopher ponownie zbliżył się.
- Strzelaj tam, gdzie owoc opadnie, a nie tam gdzie jest. Weź pod uwagę odległość. - Przypomniała mi się matematyka, a także fizyka, przez jabłko. Po tych radach uznałam, że jest całkiem bystry. Kiedy cofnął się w bok, skupiłam się bardziej, niż wcześniej. Stanęłam pewnie, wzięłam powietrze do ust i ścisnęłam strzelbę ramieniem. Cel ponownie uniósł się w górę. Strzeliłam około dwa metry pod nim. Udało mi się, udało mi się chybić po raz trzeci.
Komentarze (4)
świetnie wprowadzasz w te opowieść, polubiłam główną bohaterke i braci :) czekam na więcej, 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania