Bracia przyrodni

PROLOG

 

Narodziny demona

 

Było późno, gdy wszedł do domu kompletnie pijany. Spojrzał na swe ciężkie, czarne buty robocze, umazane w błocie. Od dwóch miesięcy deszcz padał prawie codziennie. Tegoroczne lato było wyjątkowo mokre, a początek września okazał się jeszcze gorszy. Niedawno zerwał się wiatr, który rozpędził gęste ciemne deszczowe chmury, a na niebie nieśmiało zaczęły pokazywać się pierwsze migoczące gwiazdy. Próbował pochylić się, aby rozwiązać sznurowadła. Próba jednak okazała się nieudana. Przewrócił się z impetem na podłogę, pokrytą starymi i popękanymi płytkami.

 

Dźwignął się i przysiadł przy schodach, prowadzących na strych. W pozycji siedzącej, lekko się chwiejąc rozwiązał i zdjął buty. Spojrzał na obraz wiszący

na prawo od drzwi wejściowych. Przedstawiał on zachód słońca. Przez chwilę spoglądał na niego w zadumie, tak naprawdę o niczym nie myśląc, z tępym wyrazem twarzy. Po dłuższym zastanowieniu się, powoli wstał, usiłując złapać równowagę. Świat wokół niego wirował. Posiłek, który zjadł na obiad dał o sobie znać, lecz na szczęście w porę powstrzymał wymioty.

Ostatnio często przychodził do domu wstawiony jak PKS. Otworzył drzwi, które prowadziły do kuchni. Tam siedziała jego matka, rozwiązując jak zwykle o tej porze krzyżówki. Spodziewał się pretensji, próby dotarcia do niego i przemówienie do reszty zdrowego rozsądku. Zawsze tak było. Odkąd pamiętał zawsze się go czepiała, jakby inni nie pili.

 

Są gorsi! Zawsze tak twierdził i nie rozumiał dlaczego to, że czasem lubi sobie trochę wypić, czyni z niego najgorszego śmiecia w okolicy. Tak jakby ona zawsze była święta…

 

Spojrzała posępnie na niego spod okularów, z lekko zakrzywioną oprawką. Na jej twarzy malował się wyraźnie gniew. Była gotowa do wybuchu jak wulkan, buchający dymem przed erupcją.

 

On tylko spojrzał na nią obojętnie, wiedząc jak potoczy się cała scena. Widział

to w jej spojrzeniu pełnym ognia i nienawiści, ale chyba też matczynej miłości

i troski, czego nigdy do końca nie zrozumiał. Bo jakim cudem można kogoś kochać,

a zarazem nienawidzić? Miłości matek nikt nie zrozumie oprócz kobiet, które mają dzieci. Zawsze jednak sądził, że potrafi odczytać każde uczucia w jej ciemnobrązowych oczach. Czekał więc na pierwsze jadowite słowa kobiety.

Jak się okazało nie musiał zbyt długo czekać. Patrząc na niego z lekkim obrzydzeniem w końcu przemówiła.

 

– Dzień w dzień przychodzisz pijany do domu. Grosza na życie nie dasz. Co dzień tylko te piwa pijesz, nawet na siebie nie jesteś w stanie zarobić, ale oczywiście wszystko ci się należy. Stara matka musi zarobić na ciebie, bo ty wolisz wszystko przepić. O nic się nie martwisz darmozjadzie!

 

Spojrzał na nią gniewnie. Nie miał ochoty na głupie dyskusję, które i tak do niczego nie prowadziły, oprócz kłótni i zszarganych nerwów. Kierując się w stronę swojego pokoju, nie odezwał się ani słowem, choć wiele chłodnych myśli przemknęło mu przez głowę. Jego matka dalej mówiła, ale jakby do ściany.

 

– Już dawno powinieneś się wyprowadzić. Adam ożenił się i założył własny dom. Świetnie daje sobie radę, a ty byś zginął! Nawet nie wiesz ile chleb kosztuje! Jesteś taki jak twój ojciec, złodziej i pijak! Tylko jeszcze brakuje, żebyś kobiety bił.

 

W końcu nie wytrzymał na wzmiankę o swoim przyrodnim bracie Adamie

i skalaniu pamięci swego ukochanego ojca. Uważał go za bohatera. Kochał ponad życie. Na jego skroni widać było pulsującą żyłę.

 

– Odpierdol się ode mnie! Ja się na świat nie prosiłem!

 

Wykrzyczał to z niesamowitą siłą. Jego matka umilkła i zaczęła płakać.

On udał, że tego nie widzi i bardzo niepewnym krokiem poszedł do swojego pokoju. Otworzył drzwi i zamknął je za sobą z trzaskiem. Poczuł zapach stęchlizny, alkoholu

i dymu papierosowego. Dawno nie otwierał okien, a matka rzadko tu wchodziła. Włączył światło, podszedł do swojego starego komputera i zalogował się. Czekał

aż system operacyjny Windows Vista ożywi programy. Gdy to się stało powoli skierował kursor na okienko z programem ALLPlayer do odtwarzania muzyki.

Po kilku nieudanych próbach w końcu udało mu się uruchomić odtwarzacz.

Z głośników wydobył się dźwięk gitary. Był to zespół Roxette, jego ulubiony, jeszcze z czasów dzieciństwa. Był wyczerpany, więc położył się do łóżka, wsłuchując w głos wokalistki, która śpiewała "Some times you wonder if this fight is worth while" . Zapalił winstona i wpatrywał w ulatniający się dym. Wilgoć w jego pokoju była widoczna wszędzie. Sufit cały był pokryty czarnymi plamami przypominającymi mapę innego świata. Zaciągnął się papierosem i zastanawiał nad tym jak zranić swego przyrodniego brata oraz tych, którzy zniszczyli jego życie. Od pewnego czasu marzył o tym by zranić każdego, kto wejdzie mu w drogę i ośmieli się go w jakikolwiek sposób poniżyć. Miał tego dosyć. Wyobraził sobie jak dusi braciszka, który zawsze patrzył na niego z góry. Tego, który zawsze uważał się za lepszego od niego. Czasem w głowie mordował go na wiele sposobów, a pomysłów miał sporo.

Ale śmierć to za mało. Zdecydowanie za mało. Najlepsze cierpienie może tylko wywołać życie ze świadomością, że straciło się wszystko.

 

Tak! To by była zemsta niczym z dobrego filmu. Nienawiść do Adama wciąż

w nim rosła. Od pewno czasu mogłoby się wydawać, że dociera do kulminacyjnego stanu, że bomba niedługo wybuchnie, a zegar odlicza ostatnie sekundy. Brata często nazywał bękartem. lecz nigdy przy nim ani przy matce by mieć święty spokój. W ten sposób chciał ochronić się przed ewentualnymi kłótniami ze strony tych, których szczerze nienawidził. Udawał więc, że wszystko jest względnie w porządku.

Ale nienawiść rosła, rozrywając go od środka. Czuł, że wypełnia go każdego dnia

i niedługo wyleje się z niego jak fala powodziowa przez wał. To wszystko przez niego - zaczął dyskusję w myślach. Dlaczego piję. Kurwa! Gdyby nie ten bękart, to bym nie pił. Przewijałem go, pilnowałem, a powinienem spędzać czas ze znajomymi, którzy zawsze robili coś ciekawego. On miał wszystko, a ja tylko dostawałem ochłapy. Teraz jest szczęśliwy. Ma żonę, własne mieszkanie, a mnie głęboko w dupie. Wszyscy się mnie czepiają. Gdyby się nie urodził, to ja bym poszedł do lepszej szkoły i miałbym lepsze życie ale ten skurwysyn mi wszystko zabrał. On i jego pierdolony ojciec. Tak, oboje zabrali mi wszystko. To przez nich mój tata nie żyje. Zawsze kłamali na jego temat, nawet matka dała się zwieść. Oni go zabili i chcą wykończyć mnie, ale ja się tak łatwo nie dam. Zobaczą, że tego człowieka nie wolno lekceważyć – zakończył groźbą wewnętrzny monolog.

 

Wpatrywał się w sufit, a serce waliło mu pod wpływem stresu na myśl

o przyrodnim bracie i słowach matki. Zgasił papierosa wydmuchując dym przez nos i myśląc jak mógłby się zemścić. Tego niestety nie wiedział. Wiedział natomiast, że musi to nastąpić.

Pokaże światu jaki Adam jest słaby, jak wyschnięta osika na wietrze. Zabiorę mu wszystko, –pomyślał z uśmiechem na twarzy – zniszczę go. Sprawię, że poczuje się tak jak ja. Tak słaby, że w końcu sam będzie błagał o śmierć. Tak, tak właśnie będzie.

 

Nienawidził swojego życia, nikt się nim nie interesował, nikt go nie szanował. Nie przejmował się jednak tym. Zawsze był dla przyrodniego brata uprzejmy, ale to tylko pozory. Zawsze go nienawidził, jego ojca nawet bardziej. Od jego narodzin chciał się pozbyć kłopotu. Pewnego razu, kiedy pilnował go pod nieobecność rodziców, gdy Adam miał dwa latka i lubił bawić się w błocie nad brzegiem stawu

przy ich domu. Spoglądał jak jego braciszek znowu tam idzie, klęka nad brzegiem

i taplając się w błocie, zaczyna powoli w nim grzęznąć. Wtedy patrzył na niego, jak zaczyna wpadać w panikę i próbuje się wydostać, lecz błocko coraz bardziej wciągało go, pozbawiając równowagi. Adam wpadł wtedy twarzą w lustro wody

z wrzaskiem, a on przyglądał się temu stojąc za zaroślami. W tym momencie właśnie wróciła ich siostra, która była u przyjaciółki i w ostatniej chwili wyciągnęła go. Wtedy próbował jej wmówić, iż nie zauważył, że jego młodszy brat poszedł nad staw. Magda nic o tym nie powiedziała rodzicom, ale wiedział już wtedy, że mu nie uwierzyła i miała na niego oko.

 

Nienawiść w nim rosła każdego dnia jak widział, gdy Adam zabiera miłość matki i osiąga sukcesy, zyskując uznanie wszystkich dookoła. Oparcie może mieć tylko u swoich prawdziwych braci. Krew z krwi.

 

Dopóki ich prawdziwy ojciec się nie powiesił, dopóty wszystko było dobrze. Matka zawsze mówiła, że zrobił to gdy myślał, że pobił swojego kumpla do picia i własnego rodzonego brata na śmierć. Stwierdził, że ten ukradł mu jego pieniądze, które jak się później, okazało wpadły pod kanapę. Zaciągnął go do szafy, kiedy zakrwawiony stracił przytomność. Ojciec jak gdyby nigdy nic poszedł chlać dalej. Mówiła, że gdy ten skatowany ledwie żywy człowiek ocknąwszy się, uciekł do sąsiadów i wszystko im opowiedział a ci wezwali milicję. Kiedy oprawca wrócił, spanikował i zrobił to, co uznał za najlepsze rozwiązanie, czyli postanowił uciec w miejsce, gdzie nikt go nie złapie. W zaświaty, tam przecież nikt za nim nie pójdzie. Mówiła mu, że ją też bił często i równie często gwałcił. Zostawił jej tylko cierpienie i mnóstwo długów, a ona została z piątką dzieci i gospodarstwie rolnym. Często mówiła o jego ojcu, że był złym i podłym człowiekiem, a on i jego dwójka braci są tacy sami.

 

Gówno prawda! – Wykrzyczał w ciemność.

 

On kochał swego ojca, dla nich był dobry. Czasem ich uderzył, ale tylko jak

na to zasłużyli. Ją bił, bo na to zasłużyła – pomyślał – zasłużyła tym swoim zrzędzeniem. Ojciec był dla niego wzorem i często z nim rozmawiał, o tym jacy ludzie są podli i jak trzeba z takimi sobie radzić. Nikt mu się nie przeciwstawił, był w jego oczach niepokonany i nieśmiertelny.

 

Rok po śmierci jego ojca, pojawił się ten przybłęda. I wtedy zaczęły

się kłopoty. To był jego ojczym, ale zawsze mówił do niego “wujku”, ponieważ słowo “ojczym” a co dopiero “tato" nigdy nie mogło mu przejść przez gardło. Prędzej by zwymiotował niż nazwał go tatą. Uważał, że matka zdradziła ich wszystkich, czego nigdy nie potrafił jej wybaczyć, a jego uczucia stały się chłodne.

 

Często chodził na cmentarz na grób ojca. Kochał go i nie wierzył, że ten był złym człowiekiem. Opowiadał wtedy przed grobem o swoich problemach. O tym jak nikt go nie rozumie i o tym jak bardzo tęskni za nim. Dzisiaj też tam był, ponieważ była rocznica jego śmierci. To właśnie dzisiaj minęło dwadzieścia osiem lat od tego tragicznego zdarzenia. Rocznica wyjątkowa, ponieważ on jest w tym samym wieku, w którym był jego ojciec gdy powiesił się na sznurze od snopowiązałki.

 

Zamknął oczy i pogrążył się we śnie z głośników wydobywał się kolejny utwór zespołu Roxette. Marie Fredriksson śpiewała "Listen to your heart when he's calling for you" . Słuchaj swego serca. Właśnie miał zamiar to zrobić. –Pomyślał, zapadając

w głęboki sen. Śnił, że jest w swoim pokoju. Mrok otaczał go zewsząd. Czy otworzył oczy? …Nadal śpi?.

... Szukał odpowiedzi na te pytania. Wydawało mu się, że już nie śpi, ale nie był pewny. Blade światło sierpowatego księżyca wpadało do pokoju. Po ciele przeszedł mu zimny dreszcz. Nagle poczuł czyjąś obecność. Rozejrzał się po pokoju jednak niczego nie dostrzegł. Wyraźnie słyszał jakby czyjś oddech. A może

to tylko przewidzenia? Nagle usłyszał głos. Cichy, ochrypły, dochodzący jakby

z daleka.

 

– Witaj synku.

 

Serce mu przyspieszyło, skóra zrobiła się wilgotna od potu. Strach odebrał mu głos, ale w takiej sytuacji co miałby odpowiedzieć. Choć minęło dwadzieścia osiem lat, poznał ten głos. Poznałby go wszędzie i zawsze. Pamiętał, jak wieczorami słyszał go. Pamiętał opowieści i rady życiowe tak prawdziwe i wartościowe, kiedy przemawiał tym ochrypłym przeżartym przez tani alkohol i papierosy głosem. Wtedy mówił do niego synku. To zdrobnienie utkwiło mu w pamięci tak jak ich rozmowy. Głosu ojca nie da się zapomnieć, nawet po tak długim czasie, głos ojca zawsze zapada w pamięć i rozbrzmiewa w głowie syna jak dźwięk dzwonów kościelnych. Zaczął się rozglądać. Zobaczył zarys postaci tuż przy oknie. Cień, który zasłaniał światło księżyca. Jednocześnie nierealny i namacalny.

 

– Obserwowałem cię. Widziałem jak cierpisz. Chciałem wtedy się ujawnić, ale nie mogłem. Nie byłem dość silny. Twój gniew i rozpacz dodały mi sił. Teraz wiem, że jesteś gotów.

 

Nie miał pojęcia co ma odpowiedzieć. Strach zaczął ustępować. Brakowało mu głosu ojca. Cieszył się, że mógł go usłyszeć, choćby we śnie. Może to jednak nie jest sen? Zadał więc proste pytanie. Zapytał drążącym głosem przełykając głośno ślinę w wysuszonym gardle.

 

– Na co jestem gotów?

 

Cień przy oknie zdawał się lekko poruszyć, jakby zniesmaczony pytaniem.

On czekał na odpowiedź i znowu usłyszał głos, ale teraz zdawał się być pełen gniewu i niewyobrażalnej nienawiści. To był głos czystego zła, prosto z najgłębszych czeluści piekieł.

 

– Do zemsty.

 

– Nie rozumiem.

 

– Rozumiesz i to dobrze. Zawsze chciałeś mnie pomścić. Wiesz dobrze, że to co mówi matka jest nieprawdą i wiesz kto namącił jej w głowie. Wiesz co powinieneś zrobić i kto jest temu winien. Nie mogę odejść z tego świata w spokoju, nękany tym co mi zrobiono. Zostałem zdradzony a owoc tej zdrady jest twoim przyrodnim bratem. Wiem, że chcesz się go pozbyć ale potrzebujesz wsparcia. W ten sposób uratujesz mnie i moją duszę, od tej męki i ty też będziesz szczęśliwy. Odpłacisz wszystkim za swe krzywdy.

 

Nie był pewny jak ma zareagować, ale czuł się jakby w hipnozie. Jak po spożyciu narkotyku, co też mu się czasem zdarzało ale to nie były ilości duże. Przynajmniej tak sądził. Poruszywszy się na łóżku zapytał coraz bardziej zaciekawiony i zafascynowany.

 

– Ale co mam zrobić tato? Jak?

 

Głos jego ojca odpowiedział tym razem szeptem, który mroził krew w żyłach, chłodny jak listopadowy wschodni wiatr.

 

– Odbierz mu wszystko co kocha i niech na to patrzy. Niech cierpi tak jak my. Ja ci w tym pomogę.

 

Spojrzał na cień przy oknie. Kąciki jego ust uniosły się w zdradzieckim uśmiechu, którego nie był świadomy. Nie był jednak pewien czy tego chce, często o tym mówił ale jakie mogą być konsekwencje? Najważniejszym pytaniem było to, jak daleko miałby się posunąć w zemście. Jednak czuł niesamowite podniecenie na samą myśl o tym. Głos ojca kompletnie go omamił. Stracił resztki zdrowego rozsądku, które jeszcze gdzieś w umyśle obijały się w jego głowie jak kamyki na dnie rzeki. Spojrzał lśniącym w blasku księżyca kocim wzrokiem w stronę cienia i zadał pytanie, które mogło zmienić jego życie.

 

– A więc co mam robić?

 

Nagle poczuł chłód, przenikający go na wylot. Z jednej strony to było straszne, a z drugiej wspaniałe uczucie. Cień poruszył się w świetle księżyca. Usłyszał odpowiedź, a słowa ciche dobiegały z daleka niczym echo.

 

– Podejdź do mnie synku.

 

Bez chwili namysłu wstał z łóżka pewnym krokiem szedł w stronę okna, gdzie stał cień. Już wiedział, że zrobi wszystko co powie mu jego ojciec, który powinien nie żyć, a jednak wciąż był w pobliżu i stoi w jego pokoju, rozmawia z nim, a teraz pomoże mu zemścić się i naprawić całe zło, które go spotkało. Stanął przed nim pełen nadziei i podziwu, tak jak za dawnych lat kiedy był dzieckiem. Głos odezwał się po raz ostatni tej nocy.

 

– Zamknij oczy.

 

Powiedział to jakby zdradzał jakiś sekret, piekielną tajemnicę tak mroczną, którą można tylko wyszeptać. Zamknął oczy. Czuł jednocześnie przerażenie i radość. Nagle poczuł silny ucisk w piersi. Nie mógł złapać tchu. Chciał krzyczeć, lecz z gardła wydobywał się ledwie słyszalny jęk. Przewrócił się na podłogę nie mogąc się w żaden sposób poruszyć. Czuł jakby ktoś zacisnął ręce na jego krtani żelaznym chwytem. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że jego ojciec mógłby zrobić mu krzywdę. Starał się krzyczeć jednak nie mógł. Dusił się, odpływał daleko w noc. Nie było już nic. Tylko mrok. Spadał coraz głębiej i głębiej w ciemności, wydając niemy krzyk. Spadał, spadał, spadał...

 

***

 

Otworzył oczy z głośnym wrzaskiem i złapał głęboki oddech. Był cały przepocony i zmęczony. Koszulka kleiła mu się do ciała. Czuł jak serce mu wali w piersi w rytm dobrego, szybkiego kawałka rockowego. Starał się uspokoić. Położył się i zaczął zastanawiać czy to był tylko sen, czy to tylko umysł płata mu figle?.....Nie, coś było nie tak, czuł się inaczej, jakby coś go zmieniło. Coś lub ktoś. Nagle uświadomił sobie, że leży na podłodze przed oknem patrząc na księżyc, którego światło padało na jego porośniętą zarostem twarz. Czuł się jakoś inaczej. Lepiej, silniej, pewniej. Wtedy go olśniło. Zrozumiał, że to nie był zwykły sen, a coś dodaje mu sił, a głos, który słyszał we śnie nadal mówi do niego w głowie, wskazując mu rozwiązanie.

 

Wiedział jedno, ta noc zmieniła wszystko i już nie jest sam. Nigdy nie był sam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 18.07.2020
    Włóczykij→Interesująco i ciekawie napisane. Jest swoisty klimat jakby... pewnego ''zapętlenia"→Pozdrawiam:)→5
  • Włóczykij 18.07.2020
    Dziękuję za opinię :)
  • Freya 18.07.2020
    "Tegoroczne lato było wyjątkowo mokre, a początek września okazał się jeszcze gorszy." – ten przecinek nie jest konieczny
    "Przewrócił się z impetem na podłogę, pokrytą starymi i popękanymi płytkami." – tutaj także
    "Spojrzał na obraz wiszący

    na prawo od drzwi wejściowych." – myk w zapisie (nie wiem w jakim systemie piszesz) czasem trzeba manualnie poprawić
    "Poczuł zapach stęchlizny, alkoholu

    i dymu papierosowego. Dawno nie otwierał okien, a matka rzadko tu wchodziła. Włączył światło, podszedł do swojego starego komputera i zalogował się. Czekał

    aż system operacyjny Windows Vista ożywi programy. Gdy to się stało powoli skierował kursor na okienko z programem ALLPlayer do odtwarzania muzyki." – tutaj podobnie i jeszcze dalej... Żadna tragedia ale pokazuję ?

    "wsłuchując w głos wokalistki, która śpiewała Some times you wonder if this fight is worth while." – ja bym zamieścił w cudzysłowie... tytuł, cytat itp.
    ale zetknąłem się z twoim podejściem ?

    "To wszystko przez niego - zaczął dyskusję w myślach." – półpauzę powinieneś, kurwa i ten dywiz jejku?

    "Zobaczą, że tego człowieka nie wolno lekceważyć –zakończył groźbą wewnętrzny monolog." – spacja po półpauzie
    Brak konsekwentnego zapisu; dywiz albo półpauza & te dziwne wielokropki ? Trzy kropki są wielokropkiem.
    "Marie Fredriksson śpiewała Listen to your heart when he's calling for you." – jak wcześniej

    Tekst jest przygnębiający, więc bardzo wiarygodny ? Pozdr
  • Włóczykij 18.07.2020
    Dziękuję za cenne uwagi :) Pozdrawiam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania