Bractwo-Rozdział 2

– Ryszardzie jesteś pewien, że to dobra droga? – spytał, jadąc konno.

– Jeśli mój niemiecki dopisuję, to tak – odpowiedział, drapiąc się po brodzie.

– Według mnie wszystko w tym języku brzmi jak rozkaz do ataku.

– Przesadzasz Dawidzie.

– Zobacz, czyż tam czwórka uzbrojonych ludzi, nie dręczy tego chłopaka? – Jego ręka wskazywała na uzbrojonych rycerzy i wieśniaka. Podjechali do owej grupki, pytając:

– Witam waćpanów, a dlaczegoż to tacy wielmożni rycerze, takiego chłystka nękają? – po niemiecku odezwał się Ryszard.

– Odejdźcie panowie, nie wasza sprawa, kmiotek obiecał wspaniałą kuszę, a nasz pan chory przez nią teraz leży. Oćwiczymy go i puścimy wolno.

– Mówiłem waćpannom, że spust jest delikatny, lecz nikt mnie nie słuchał.

– Ja ci dam delikatny – Wreszcie uchwycili gagatka, zadarli mu ubranie, by karę wymierzyć. Dawid z Ryszardem naradzali się srodze, aż w końcu, ten znający tutejszy język powiedział:

– Ile złota muszę wyłożyć, byście panowie rycerze odpuścili mu jego winy?

– Chcesz panie za tego chłystka własne złoto wyłożyć? A co tam, dajcie trzy złote monety i rozstajemy się w zgodzie.

– Niech będzie – Dawid wyciągnął ową kwotę z sakiewki i podał rycerzowi, ten ugryzł jedną z monet, by sprawdzić, czy autentyczna, uzyskawszy, co chcieli odeszli. Młodzieniec odetchnął z ulgą, pokazał palcem na najbliższe zabudowania i powiedział:

– Wprawdzie nie mam nic cennego, by panom podziękować, ale podążajcie za mną, odpoczniecie w moim domu, a konie też zaznają chwili relaksu.

– Chłopak proponuje swoją gościnę, drogi Dawidzie – zwrócił się po angielsku do towarzysza.

– Jesteś pewny, że mamy na to czas? Musimy znaleźć Hansa Woltera jak najszybciej...

– Czyżby chodziło wam o Hansa Woltera, wynalazcę? – zapytał czystą angielszczyzną.

– Możliwe, skąd chłopcze znacie nasz ojczysty język? – podjechał do niego Ryszard.

– Moja matka była angielką, a ten, kogo szukacie to mój ojciec. Jestem Rudolf Wolter. Jak mi nie wierzycie, to chodźcie za mną.

– Co nam szkodzi Dawidzie – Wziął chłopaka na konia i pojechali według jego wskazówek. Czego tu nie było na tym podwórku, tyle różnych machin, które przyprawiały rycerzy o ból głowy. Zsiedli z wierzchowców i przywiązali je do słupa, by nie uciekły.

– Witam was moi drodzy wybawcy w moich skromnych progach.

– Mieszkasz tu chłopcze sam? A co z twoimi rodzicami?

– I tu pojawia się problem sir Dawidzie, tego kogo szukacie, zginął wraz z żoną na jakąś zarazę parę lat temu.

– Co teraz Ryszardzie?

– To może utrudnić nasze plany.

– Plany? Coś trzeba zbudować?

– To nie dla ciebie mały, potrzebujemy fachowca, a nie młodziaka, który tworzy samoniszczące się kusze.

– Ależ drogi panie, prosiłbym o więcej wiary we mnie, moje ostatnie dzieło zniszczyło się, ponieważ tutejszy pan to jakiś półgłówek, który nie rozumie instrukcji. Mówiłem, że lina w mojej broni jest o wiele bardziej napięta niż w zwykłym ustrojstwie i należy nałożyć bełt, gdy jest ona gotowa, a nie odwrotnie. Dostałem zamówienie na broń myśliwską, a nie wojenną. W łowiectwie trzeba precyzji i pewnej ręki, co innego na wojnie, dlatego nie użyłem normalnego spustu, tylko o wiele bardziej delikatnego. Dureń dostał bełtem w ramie, bo wpierw nałożył bełt, a potem przypadkowo wystrzelił przy przeładowaniu... – oburzył się Rudolf.

– Dawidzie, dajmy młodemu szanse, co nam szkodzi? Przynajmniej nie powinien umrzeć nam za szybko.

– Na twoją odpowiedzialność Ryszardzie – Podał młodemu plany, ten rozwinął je i oczy zaświeciły się mu z przejęcia.

– Jesteś w stanie to zrobić Rudolfie?

– To prosty projekt, dajcie mi dzień, a będziecie mieli cztery takie.

– Trzymam za słowo – Lecz młody już nie słyszał, całkowicie zatopił się w projekcie. Dwaj rycerze rozbili namioty i rozpalili ognisko, zjedli pieczonego dzika i posnęli. W południe zbudził ich wynalazca:

– Panowie udało się!

– Ale co, się udało?

– No, te fajne zabawki – Przyniósł cztery karwasze ze wbudowanymi klejnotami.

– Co są za świecidełka?

– To wy, nie znacie kamieni wzmacniających?

– A cóż to na boga, jest?

– Wszystkie kraje na wschód, poczynając od Niemiec, używa ich. Sprawiają, że dany oręż, bądź zbroja dostają jakieś atrybuty. Są różne kamienie, ale i tak trudno je znaleźć, na szczęście w głowie mam recepturę na parę z nich.

– To można je stworzyć?

– Tylko mój ojciec potrafił, dzięki naszej krwi widzimy jakie składniki się do tego nadają. Zanim je założycie, ostrzegam, że może zaboleć.

– Czyżbyś truciznę nam dał?

– Nic z tych rzeczy mości panowie, te kamienie w karwaszach są niezwykle potężne, macie szczęście, że je zrobiłem ponad rok temu, powodują, że ukryte ostrza stają się częścią was i nie da się ich zdjąć.

– A jeśli przyzwiemy przez przypadek?

– To niemożliwe, właśnie dlatego te błyskotki są tak cenne, nie mają żadnych wad, jak inne.

– Dobra, w razie czego będę na ciebie czekał w piekle chłopcze – Z lekkim niepokojem założyli nowe uzbrojenie, poczuli, jak wielki ból rozsadza ich ręce, na całe szczęście po paru sekundach minął, a Dawid ciężko dysząc, zwrócił się do Rudolfa:

– Mam nadzieję, że to diabelstwo działa, bo jak nie to nogi pourywam.

– Spokojnie, któż by przypuszczał. Hm... Bardzo ciekawe – rzekł, przypatrując się migającemu kryształowi.

– Co, demon zje nam ręce? – spytał z niepokojem Ryszard.

– Klejnot zmutował w kontakcie z ludzkim ciałem.

– Co to znaczy, Wolterze?

– Że możecie nowe funkcje ukształtować, tylko tyle mogę się domyślić – Obaj rycerze wstali, by wypróbować nowy sprzęt, raz za razem wyciągali ostrze i je chowali, sprawdzali, jak działa ta cała niewidzialność karwaszy i czy można je wyczuć. Dawid z niesmakiem przyglądał się ekwipunkowi:

– Trochę się dziwnie czuję, tak jakby było to niehonorowe...

– Mam to samo, towarzyszu, ale wierz mi, że walka to nie honor, tylko usprawiedliwione zabójstwo.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Freya 02.11.2018
    "– Zobacz, czyż tam czwórka uzbrojonych ludzie," - ludzi
    ", byście panowie rycerze rad byli?" - jednak liczba mnoga, "rad"? w l.poj.
    "który tworzy samo niszczące się kuszę." - samoniszszące i raczej - "kusze" w tym teges
    "potem przypadkowo wystrzelił przy przeładowaniu..." - trochę dziwne odnośnie kuszy, jeśli miałeś kiedyś taką możliwość...
    "– No, tę fajne zabawki – Przyniósł cztery" - te
    "– Spokojnie, o to bardzo ciekawe – rzekł, przypatrując się migającemu kryształowi." - "o to" - nieco dziwne
    "– Obaj rycerze wstali, by wypróbować nowy sprzęt, raz za razem wyciągali ostrze i je chowali, sprawdzali, jak działa ta cała niewidzialność karwaszy - może "ostrza", ale jak tam sobie...
    "tak jakby było to nie honorowe..." - może ”niehonorowe”?
    Nie wgłębiałem się w tematykę opka, bo i nie wiem o co biega, więc tylko tak :) pzdr
  • krajew34 02.11.2018
    Dzięki za wskazanie błędy, poprawiłem, co do:
    "potem przypadkowo wystrzelił przy przeładowaniu..." - trochę dziwne odnośnie kuszy, jeśli miałeś kiedyś taką możliwość... - głupi ludzie są zdolni do czynów, które w praktyce są niemożliwe.
    "– Obaj rycerze wstali, by wypróbować nowy sprzęt, raz za razem wyciągali ostrze i je chowali, sprawdzali, jak działa ta cała niewidzialność karwaszy - może "ostrza", ale jak tam sobie... - tu za to chodziło mi o pojedyncze ostrze, które każdy z nich sprawdzał.
    I tak umożliwiłeś temu tekstowi, stanie się troszkę lepszym, a za to należy się pochwała ;)
  • krajew34 02.11.2018
    * błedów
  • Freya 02.11.2018
    Zawsze jakieś wskazania błędów są tylko do uwzględnienia, nigdy nakazem. Jeśli popracowałeś sobie z Magdą, to już dobrze wiesz...
    Jeśli nie ma bariery komunikatywności, to zawsze cuś teges.
    Chyba jednak nie strzelałeś z kuszy ani łuku :)
  • krajew34 02.11.2018
    Ciii. Sprawe z kuszą pozostawmy fantastyce... A co do rad, to zawsze oceniam, które rzeczywiście są do poprawy, nie z edytuje na siłę całego tekstu dla komentarza, jednak jestem świadomy, że się zdarzają potknięcia większe lub mniejsze dlatego biorę każdą opinie na poważnie i z widziecznością ( choć nie zawsze moje ego, to wytrzymuje)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania