Bractwo-Rozdział 5

Zanim wkroczyli do swej nowej posiadłości, zakupili nowe ubrania u arabskiego handlarza, było raczej mało prawdopodobne, by wydał ich znienawidzonej władzy. Położyli arabską piękność na osiołku Rudolf i ruszyli do zakupionego miejsca, Dawid zapytał:

– Otrzymałeś wszystkie dokumenty tego miejsca? – Ryszard uśmiechnął się.

– Akt własności, zwolnienie z podatków i tak dalej – odpowiedział, pokazując mu te wszystkie papiery z wyraźną pieczęcią.

– Zwolnienie z podatków? – odrzekł zdumiony, czytając treść.

– Właścicielem było państwo, więc sypnąłem trochę więcej złota urzędnikowi i wydał mi takie coś – Machnął ręką, tak jakby załatwił, coś łatwego.

– Czasem zastanawiam się, czy nie masz jakiś diabelskich korzeni – odparł, kręcąc głową z uznaniem.

– Kto wie, po mojej matce wszystkiego można się spodziewać. Według wskazówek funkcjonariusza, to tu – Ich oczom ukazała się okazała posiadłość dwupiętrowa z ogromnym gankiem i licznymi zabudowaniami gospodarskimi, w oddali majaczyło zapuszczone pole.

– Powiedz mi, dlaczego chcieli się tego pozbyć? Z zewnątrz nic nie zniszczona, w takim samym stanie jest reszta budynków.

– Węże... – Na dźwięk tego słowa Dawid się wzdrygnął, mógł wiele przecierpieć, lecz tę oślizgłe, syczące paskudztwa wywoływały u niego obrzydzenie.

– Idealnie do mojego eksperymentu, możecie panowie przenieść tę niewiastę? Potrzebuję czegoś z mojej torby, a niestety wyciągniecie spod tego ciała jest niemożliwe – Oczy młodzieńca zaświeciły się nową energią.

– Rudolf, ty na pewno jesteś mężczyzną? Przecież mogłeś to wykorzystać, by sobie po dotykać. – Przyjaciele roześmiali się, lecz Rudolf zbył to gestem dłoni i ponurym głosem stwierdził:

– Ryszardzie daj mi spokój z tymi dziwnymi istotami, lepiej się dogaduję z moimi wynalazkami, niż z nimi.

– Czyżbyś miał jakieś nieprzyjemne zdarzenie?

– Daj spokój, weźmiecie ją, czy nie?

– Uspokój się Rudi, przyjacielu zechcesz czynić honory?

– Od kiedy nie jesteś chętny do tego?

– Wolę owcę niż kozice górskie, chyba rozumiesz, co mam na myśli?

– Boisz się ostrych kobiet i tyle – Delikatnie uniósł nieprzytomną ze zwierzęcia i momentalnie dostał kopniaka w głowę, a ofiara zaczęła uciekać, jednak po chwili upadła na twarz. Dawid podbiegł do niej i zawołał:

– Młody, jest tutaj choć jeden budynek bez tych gadów?

– Zaraz sprawdzę – Z sakwy wyciągnął garść ziół oraz bukłak wody, polał je liście, a one zamieniły się w obłoki pary, które zawisły nad posiadłością i budynkami po lewej. Wynalazca odkrzyknął:

– W tym obok ciebie żadnej istoty żywej nie ma, zostawiam was na chwile, a sam zajmę się nieproszonymi gośćmi – Młodszy z rycerzy z ostrożnością chwycił ranną, teraz dopiero zauważył potworne rezultaty tortur, połamane kości, siniaki, krwawiące cięcia na skórze, z gniewem odezwał się do towarzysza:

– Nigdy nie uwierzę, że takie rzeczy robią dla Boga, nawet jeśli ktoś byłby winny zarzutom, to nie godzi się tak traktować drugiej osoby. Nieważne, że inna wiara, jakoś nie słyszałem, by Jezus podniósł rękę na swoich prześladowców...

– Jesteś dziwny giaurze, współczujesz swojemu wrogowi – odezwała się cicho po hiszpańsku.

– Dlaczego niby wrogowi? – odparł Dawid w tym samym języku.

– Jesteś mieszkańcem tych terenów, więc pewnie wiesz, że każdy tu biję się o ziemię, a szczególnie nie lubią Arabów.

– Dla twojej wiadomości, jestem Anglikiem – powiedział otwarcie.

– Skąd więc tak dobrze mówisz w ich języku – Spojrzała na niego swoimi pięknymi oczętami, a Dawid poczuł, jak serce mu przyspiesza.

– Znam angielski, hiszpański, francuski i łacinę, a Ryszard angielski, niemiecki, francuski, łacinę i arabski – Zaczął wyliczać na palcach.

– Czy każdy w twojej ojczyźnie jest takim uczonym? – odparła, nadal patrząc mu w oczy.

– Miałem szczęście urodzić się w rodzinie szlacheckiej – odkaszlnął, by ukryć zmieszanie.

– Co zamierzacie ze mną zrobić? Spróbujcie ze mnie zrobić niewolnice, a któreś nocy wbiję wam nóż w plecy – wysyczała, a dłonie złożyła w pięści.

– Przede wszystkim przedstawmy się, ja jestem Dawid Woodhall, mój towarzysz to Ryszard Tower, a ten młody pogromca węży to Rudolf Wolter. A ty jak się zwiesz?

– Jestem Jasmin Namur – Pod wpływem jej głosu zaczął cały drżeć, jednak opamiętał się, gdy w drzwiach stanął Ryszard.

– Namur znaczy po arabsku tygrys, bardzo adekwatne nazwisko – rzekł, biorąc łyka z bukłaka.

– Niestety według islamu, kobiety są podrzędne, więc musi brzmieć męsko. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – I znowu jej spojrzenie padło na Dawida.

– Na razie postaramy się, cię wyleczyć, a później zrobisz, jak będziesz chciała. – Odparł, kierując wzrok na przyjaciela.

– Panowie, załatwiłem wszelkie gady w okolicy – Wkroczył do środka, uśmiechnięty Wolter.

– Pokaż, żartujesz sobie? – Całe podwórze pełne było martwych gadów.

– Ile tego jest?

– Około dwustu – Ryszard gwizdnął z uznania.

– Młody umierasz oprawiać zwierzęcia?

– To podstawowa umiejętność w lesie.

– To chodź za mną, skóry można sprzedać, a ich mięso jest przepyszne, mamy szczęście, że to akurat był ten gatunek – Zostawili tę dwójkę samą, Dawid na chwile wyszedł, a później wrócił ze swoją torbą i jednym dużym pakunkiem, rzekł:

– Proszę wprawdzie rzeczy męskie, ale powinny wystarczyć, zaraz też zrobię maść na pani rany. – odparł, sadowiąc się przy niej.

– Mogą być, widziałam, jak ten młody wykonywał magię, jesteście czarownikami? – spytała lekko z lekiem i z ciekawością w głosie.

– Raczej zielarzami, te zaklęcia to po prostu odpowiednie zioła i magiczne kamienie, mam wyjść? – Miał nadzieje, że odpowie twierdząco. Ta kobieta działała na niego zbyt bardzo.

– Czyżbyś nigdy nie widział nagiej kobiety? Mnie twoja obecność nie przeszkadza – odparła, próbując ściągnąć poplamioną bluzkę.

– To nie ma znaczenia, szacunek wymaga, bym to uczynił – Dawid speszył się, uciekając wzrokiem.

– Skoro musisz, to się odwróć plecami, jesteś zupełnie inny od moich rodaków i mieszkańców tego półwyspu.

– Wielu mówi mi, że jestem dziwakiem i nie korzystam z nadarzającej się okazji – Odwrócił się plecami, wyjął moździerz i tłuczek, pozbierał trochę ziemi, wlał do niej wody i dorzucił w różnych proporcjach cztery rodzaje sobie znanych ziół, a potem zmieszał je ze sobą, nie zmieniając pozycji, powiedział:

– Gotowe.

– To możesz od razu jej użyć. – Skierował się w jej stronę, była naga do połowy, choć z tej perspektywy widać było tylko tylną cześć korpusu z wieloma ranami po biczowaniu, skóra w wielu miejscach była naderwana.

– Nie mów, że nawet pleców się wstydzisz – rzekła kpiąco.

– Wiele razy obcowałem z kobietami, tylko przeraziły mnie twoje rany na pięknej skórze – nie mógł się pohamować z zachwytem nad wspaniałym ciałem.

– A o to ci chodzi. Boli, ale bywało gorzej, szczególnie kiedy wbiłam nóż mojemu przyszłemu mężowi i ojciec się o tym dowiedział. Dostał od niego sześć wielbłądów za mnie, zaprowadził mnie do stajni, gdzie użył bata dla niewolników, skończył, gdy polewanie wodą, nie cudziło mnie, następnego dnia uciekłam.

– Widzę, że twoje życie nie było usłane różami – Jęknęła z bólu, gdy delikatnie dotknął maścią jej zranionego miejsca.

– Musisz wytrzymać, zaraz przyrządzę napar, dzięki któremu twoje zdrowie szybciej wróci do pełnej kondycji – odparł, starając się delikatnie rozprowadzić lęk na uszkodzoną skórę.

– Dużo wiesz jak na zwykłego rycerza. – stwierdziła, krzywiąc się z bólu.

– Nasz młody jest uczonym i dzięki nie mu wiemy dość dużo o ziołach. Odpoczywaj, my musimy ocenić stan budynków i ile pójdzie złota na remont. Kwatera główna nie może być ruiną, w końcu jest opoką... – I wyszedł, dziewczynę zaciekawiły słowa o kwaterze głównej, co ci trzej niewierni mają zamiar zrobić?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania