Poprzednie częściBursztynowa stodoła część 1

Bursztynowa stodoła część 12

Antkowi na usta cisnęła się odpowiedź – łatwo powiedzieć, lecz trudniej zrobić – jednak postanowił nie komplikować sobie życia i poczekać na pierwsze efekty swojej nieudanej pracy artystycznej. Może i zmieniłby swoje negatywne podejście do pomysłu Hanusi gdyby kiedykolwiek coś takiego wykonał. Niestety bursztyn był dla niego obcą materią, a jego cała wiedza o nim ograniczała się do lekcji w szkole, na której pierwszy raz go zobaczył i dowiedział się, że powstał z żywicy przed milionami lat.

Przez cały dzień Antosia nosiło po całym obejściu. Był tak podekscytowany jutrzejszą dostawą nowego ciągnika z przyczepą, że wszystko leciało mu z rąk. Koniecznie potrzebował jakiegoś zajęcia i najlepszym rozwiązaniem jakie wpadło mu do głowy, było posprzątanie starej stodoły, krytej ręcznie robioną dachówką karpiówką, którą zamknął ojciec.

Wrota dawno nie otwierane ze skrzypieniem przyrdzewiałych zawiasów ustąpiły z oporem i za nimi ukazały się nie wymłócone sterty snopków trzech zbóż. Długo przeleżały w stodole przynajmniej dwadzieścia lat i w niewytłumaczalny sposób przetrwały nienaruszone przez gryzonie. Ojciec jeszcze w latach dziewięćdziesiątych zawarł je w dniu swojej śmierci mówiąc.

- Skurwysyny doprowadzili do tego, że bardziej opłaca się palić zbożem niż węglem. Ja tego nie zrobię, niech ono poleży i poczeka do lepszych czasów.

Z ciężkim sercem ucałował kłosy z wystającego snopka ze sterty na wysokości twarzy, zamknął stodołę i padł martwy. Matka w tym dniu została wdową zaledwie na dwa lata i dołączyła do ojca. Mogła jeszcze żyć – mówili ludzie. Taka młoda i już poszła w ślady męża. Chłop zabrał ją ze sobą, szkoda dzieciaka. Został sierotą i pewnie zabiorą go do domu dziecka, a tam łatwo nie będzie z tą jego ułomnością. Prawdopodobnie tak by było, lecz kuzynka ojca zamieszkała na gospodarstwie pomimo sędziwego wieku i matczyła Antosiowi do pełnoletniości.

Wspomnienie tamtych dni wycisnęły łzy z oczu mężczyzny, które wytarł rękawem roboczej kurtki. Ślady brudu pozostały na twarzy Antka niczym kamuflaż na obliczu komandosa, a on wzorem innych bojowników wziął się do działania. Podszedł do starej drewnianej młocarni, odrzucił leżącą dookoła niej słomę i obejrzał ją ze wszystkich tron. Wydawała się na oko sprawna, więc postanowił ją uruchomić. Stary potężny, jak na swoje czasy siedmio kilowatowy silnik elektryczny stał w miejscu w jakim umieścił go ojciec i w końcu doczekał się lepszych czasów, które nastały wraz z dopłatami unijnymi dla rolnictwa i jego przysposobiony syn, wziął pas transmisyjny i połączył nim dwie maszyny. Przekręcił wyłącznik i nagle pas ślizgając się zmienił położenie. Klamra spinająca dwa końce przemykała mu przed wzrokiem, oznaczając pełny obrót.

Antek stał niczym słup soli wsłuchany w charakterystyczny rytmiczny odgłos młocarni i przypominał sobie, co ojciec zrobiłby na jego miejscu. Ręką sięgnął do półki nad silnikiem i z niej wziął starą kostkę czegoś czarnego. Dawny chłopiec, a dziś mężczyzna, nie przypominał sobie nazwy i wyszedł mu jakiś rodzaj smoły, który dzięki swojej lepkości po podgrzaniu miał za zadanie zapobiegać ślizganiu się pasa przy obciążeniach.

Młocarnia huczała rytmem zapomnianym przed laty i rwała się do swojej roboty niczym młoda panienka na pierwszy bal. Szum jednostajny, niesłyszany już dziś, rozszedł się po sennej o tej porze roku okolicy. Zaledwie garstka zapomnianych przez śmierć starych rolników odpowiedziała na ten dźwięk szybszym biciem serca. Krew w żyłach żwawo krążyła jakby i ona chciała dołączyć do rytmu trzepaków.

Hanuś oderwała wzrok od ekranu laptopa przez chwile wsłuchiwała się w odgłosy. Dźwięki dolatujące do niej były nieznane, obce i nie przypominały jakichkolwiek usłyszanych. Dudnienie nie było niepokojące, więc ponownie skupiła się na obserwowaniu napływających wpłat na konto.

Antoś stojąc przy pracującej bez obciążenia młocarni zastanawiał się, co w pierwszej kolejności przy niej ojciec robił. Chcąc, nie chcąc podążał jego śladami, ponieważ innego wzorca do naśladowania nie miał. Dlatego rozglądał się za pustymi workami i gdy je dostrzegł, przejrzał je czy są całe. Pierwszy umieścił w uchwycie przymocowanym do maszyny, a służącym do wysypywania się wymłóconego zboża. W następnej kolejności podstawił stary szaflik pod otwór zsypowy oddzielonych od ziarna nasion chwastów, które następnie były palone, aby nie rozsiewały się po polach.

Stanął przy stole z przodu młocarni, złapał najbliższy snopek pszenicy, wyszczerbionym nożem przeciął sznurek. Dopiero wtedy mógł go podzielić, niewielkimi porcjami wkładał kłosami w otwór. Maszyna dostała obciążenie, zmieniła rytm i pochłonęła pierwszą partię. Snopek znikł we wnętrzu i kolejny był potrzebny, w iście ekspresowym tempie. Szum uległ zmianie na wolniejszy, lecz dzięki wyłuskaniu z kłosa wsypały się do worka pierwsze ziarna. Wymłócona słoma wyleciała na końcu maszyny, a plewy pomknęły metalową rurą do wydzielonego pod poddaszem miejsca.

Kobietę zaniepokoiły odgłosy dochodzące z końca obejścia, lecz niemożliwe było ich dokładne zlokalizowanie, ponieważ okna z budynku mieszkalnego nie obejmowały tej części podwórka. Zaniepokojona wybiegła z domu tak jak stała. Gdyby widziałby ją w tym momencie jakiś mężczyzna z pewnością zagwizdałby z zachwytu. Natomiast ona nie zawracała sobie głowy takimi drobiazgami i szybkim krokiem podeszła do otwartych drzwi stodoły. Widok ją zaniepokoił, gdy czynności jakie wykonywał Antek uznała za niebezpieczne. Maszyny jaką obsługiwał nie znała, lecz przez lata naoglądała i nasłuchała się reportaży o wypadkach w rolnictwie, powstałych przy obsługiwaniu różnych maszyn. Najbardziej bała się o swojego wybranka, kiedy wkładał zboże kłosami w otwór maszyny i gdy ona je połknęła w połowie. Ten pacan przytrzymywał je, żeby ona dokładnie wyłuskała ziarna. Cholera – powiedziała do siebie – jeszcze nie zostałam żoną, a mogę stać się wdową pozbawioną perspektyw na przyszłość. Koniecznie musiała mieć baczenie na igrającego ze śmiercią chłopa. Dlatego pobiegła do domu przebrać się w jakiś strój sportowy.

Po włożeniu kilku snopków w młocarnię Antek zmuszony był wyłączyć silnik, chcąc odrzucić jak najdalej od młocarni słomę. Sterta pod ścianą szybko urosła i uświadomił sobie, że pod nią stoi prasa. Kolejne przenoszenie dało mu czas na przypomnienie sobie, w jaki sposób ojciec dołączał ją za młocarnią. Naśladując jego poczynania po otwarciu tylnych drzwi stodoły umieścił ją w przeznaczonym na nią miejscu i podłączył jej napęd do źródła zasilania, w niemal identyczny sposób jak wcześniej młocarnię. Kiedy tego dokonał powstał swoisty zestaw do młócenia.

Nowa porcja wymłóconego zboża, zmusiła do kolejnego wyłączania silników i odrzucenie sprasowanej słomy, wymiany worka pełnego ziarna na pusty. Przed włączeniem w pierwszej kolejności silnika prasy zobaczył w drzwiach wejściowych swoją Hanuś i sądząc po dziwacznym ubraniu, przyszła mu z odsieczą. Jedynie, co mógł jej odpowiedzieć na propozycję pomocy, to zaproponowanie podsuwania snopków na wyciągnięcie ręki. Takie usprawnienie przyspieszyło wkładanie zboża do młocarni, lecz szybciej następowały postoje.

Antoś bał się o siebie przez Haneczkę wywijającą niewprawnie widłami. Obserwując jej poczynania podziwiał jej kształty oraz zgrabność chaotycznych ruchów. Nawet gdy zaliczała dziesięć niepowodzeń przy podrzuceniu jednego snopka, wszystko robiła z gracją. Niczym baletnica tańcząca naokoło ducha, którego ona go tylko widzi. Podczas jednej z wielu przerw stało się, co było do przewidzenia i Hanuś z tą swoją delikatną skórą była mocno przez słomę pokłuta. Nawet jednego słowa skargi na różowe pręgi z jej ust nie usłyszał, lecz domagała się rewanżu z tą różnicą, że on będzie na dole.

Przyjemnie i wydajnie spędzili dzień przy omłotach. Tak oboje twierdzili, gdy zmęczeni całodzienną pracą zamykali wrota stodoły po zakończeniu porządkowania i po odtransportowaniu pełnych worków ziaren do spichlerza.

Antek tak jak stał poszedł do obrządku. Haneczka zamierzała wziąć kąpiel, spojrzeć na stan konta i szykować kolację w takiej, właśnie kolejności.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 13.12.2019
    Nawet zboże kiedyś było inne skoro utrzymało się tyle lat. Wspomnienia wycisnęły u Antka łzy. A Hanuś okazuje się, że jest kobietą, która żadnej pracy się nie boi. A mnie przypomniały się czasy u dziadków.

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania