Było by prościej gdyby był sukinsynem
Człowiecze serce bywa zdolne do buntu, a jeśli już się zdecyduje, gotowe pognać poprzez zgliszcza zdrowego rozsądku, ku sobie tylko znanemu celowi. Bywa samolubne i chciwe.
Ból powoli odbierał świadomość. Powiedzieć, że poczuje setki noży, tnących jej wnętrzności od środka, to tak, jak gdyby wcale nie otwierać ust. Starała się zredukować narastający w piersi krzyk, do ledwo słyszalnego jęku, nic nie mogła jednak poradzić na drżenie własnego ciała i krople potu, spływające po skroni. Wiedziała, że jej nie zabije, jeszcze nie teraz, święta Bilutian była potrzebna żywa, przynajmniej do momentu złożenia jej w ofierze. Stary mistrz mógł jednak sprawić, by pożądała śmierci.
- Smarkulo Zhu, co z tobą? - Kiedy klapa namiotu uchyliła się, owiało ją świeże powietrze, a ręce Shinera uniosły bezwładne ciało, odgarnęły do tyłu splątane włosy.
Nienawidziła go, nie miała jednak dosyć siły, by się wyrwać. Mogła jedynie przeklinać bogów, za to, że uczynili ją świętą i element pradawnej przepowiedni. Mogła też przeklinać Shinera, że wbrew jej woli postanowił zatrzymać ją przy sobie.
- Miałeś nie tykać Smarkuli! - Usłyszała wściekły głos, a kiedy została delikatnie wypuszczona z objęć, udało jej się choć trochę rozchylić powieki, by ujrzeć rozgrywającą się przed nią scenę.
Młody mężczyzna schwycił Starego Mistrza za ramiona i potrząsnął nim.
- Mówiłem ci, obejmę tron nawet bez pomocy skarbu, nie potrzebuję go. Potrzebuję tej dziewczyny przy swoim boku. Nie masz prawa jej torturować, bo wkrótce uczynię ją królową. Daj mi odtrutkę!
- Shiner, opamiętaj się, twoi rodzice zapewne przewracają się w grobie – Starzec mówił spokojnie jak do dziecka. - Obiecałem im, że uczynię cię cesarzem. Cóż znaczy życie jednej dziewczyny, kiedy rozpościera się przed tobą cały świat, gotowy ci się skłonić, kiedy wstąpisz na tron.
- Nie przekonam cię Dziadku – z głębokim westchnieniem stwierdził młody mężczyzna.
Odsunął się nieznacznie, a w jego dłoni błysnął sztylet. Nie zaatakował, jego własna krew z przebitego ramienia zmieszała się z piachem pod stopami.
- Jeżeli nie mogę pomóc Smarkuli Zhu, mogę przynajmniej cierpieć wraz z nią – wysyczał i usiadł ciężko obok dziewczyny.
Stary mistrz zamrugał kilkakrotnie, z niedowierzaniem, a na zoranej zmarszczkami twarzy pojawił się grymas bólu. Jego jedyny potomek wybrał własną drogę, dla kobiety postawił na szali swoje zdrowie i życie. Tę bitwę musiał uznać za przegraną.
Kiedy Shiner kilka chwil później podawał dziewczynie pigułki z antidotum, na jego ustach błąkał się prawie chłopięcy uśmiech.
- Widzisz Smarkulo, mówiłem, że tylko ja mogę cię obronić.
Komentarze (9)
Pozdrawiamy ja i moja piateczka,
Kawa.
że przedstawiona scenka przypadła Ci do gustu.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
A tekst... plastyczny i wcale nie taki jednoznaczny myślę też. Pozdrawiam - 5
Bardzo pięknie namalowany obraz naszych zwątpień w dobro. Przeplatasz współczesność z watkami baśni, A w niej wszystko może się zdarzyć. serce dajesz nam na dłoni już w pierwszych wersach i niesiesz przez całą narrację.
Ale kto jak nie ty tak może pisać...
Pozdrawiam ciepło
przypadł do gustu.
Pozdrawiam serdecznie : )
przypadł do gustu.
Pozdrawiam serdecznie : )
Tylko słowo "pigułki" wg. mnie można by zastąpić synonim dla podtrzymania klimatu po ostatnią kropkę.
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania