Było, minęło
Zainspirowany przez Rithę (Dziękuję!) i informację o wściekliźnie.
Wiedziony potrzebą nie pamiętam jaką, jadę do centrum. Właśnie zmierzam w kierunku Żaka, gdy do mych uszu wpada dźwięk psiego jazgotu. Ujadanie jest dokładnie na mojej trasie, więc po chwili widzę malutkie czarne coś, biegające i szczekające na wszystko. Nie boję się psów, kotów, koni, ani żadnych innych czworonogów. Boję się panicznie pijawek, nie kocham wijów i innych pełzających. Psina mi nie straszna, wszak kocham drzewa i zwierzęta. Ludzi nie za bardzo. Dochodzę do hałaśnika, a ten, niesięgający mi nawet do pół łydki kurdupel, startuje do mnie jak rakieta i gryzie w udo niemal na wysokości pachwiny. Takie skoczne bydle!
Co miałem załatwić, załatwiłem i wracam do Wrzeszcza, gdzie przyszło mi mieszkać. Zdejmuję porteczki. Na udzie w miejscu ukąszeń sińce, a w dwu miejscach maleńkie ranki. Hm, myślę sobie, wścieklizna dość niesympatyczny rodzaj śmierci, a przeżywalność zerowa. Co prawda mógłbym wykończyć kilka osób, które mi się naraziły, ale jaki sens, skoro bym tego nie zobaczył? No, nic trza iść na pogotowie. Szczepienie faktycznie jest niefajne, a jego skutki równie „wesołe” („jeden procent porażenia nerwów twarzy albo odbytnicy...” cholera!! „Trzy promile - śmierci...”), mimo wszystko jest to jakiś losowy, ale jednak, wybór!
Niesiony słuszną ideą wsiadam w ósemkę i jadę na Aleje Zwycięstwa. Na Pogotowiu (to proszę Czytelnika jest rok 1964!) pan doktór każe pokazać miejsce pogryzienia.
— Szczepić — decyduje, nawet nie spojrzawszy dokładnie na obnażone udo. Wypisuje receptę i każe odebrać w aptece bezpłatną szczepionkę, po czym zgłosić się w ambulatorium na dole dokąd obiecuje osobiście niebawem przybyć. Idę więc piętro wyżej do apteki. Pobieram lek i myślę sobie zdjęty troską o doczesną powłokę; „A może nie trzeba szczepić? Przecie psina gryzła przez spodnie. Ślina na nich została a poza dwoma maleńkimi rankami – może to obtarcia?? - żadnych głębszych i widocznych ran nima...”
W laboratorium banda studentów medycyny na praktyce wesoło gaworzy, a ja szukam w głowie argumentów, by uniknąć szczepienia. Wchodzi w rozwianym kitlu władca bandy i decyzji.
— Panie doktorze — mówię z nadzieją — proszę spojrzeć, przecież pies mi dziur w nodze nie zrobił, piany na pysku nie miał, a w środku miasta wściekłego...
— Szczepić! Proszę nie dyskutować — przerywa i zwracając się do jednego ze studentów dodaje: — proszę przygotować iniekcję.
Wpieklony takim obrotem sprawy mówię do niego:
— Wie pan co panie doktorze? To ja panu teraz napluję w oko i będziemy się obaj szczepić, bo to przecież tylko szczepienie prawda?
Facet spogląda na mnie jakbym zmienił się w kobrę i nie spuszczając ze mnie oczu powoli wycofuje się za studentów i dalej za drzwi. Banda biało ubranych adeptów śledząca dialog (wszak to część praktyki!!) uśmiecha się coraz szerzej, by po zamknięciu drzwi zacząć radośnie gaworzyć.
Szczepienie to dwadzieścia zastrzyków dookoła pępka podawanych codziennie. Do dwunastego czułem się znośnie. Potem... było ciężko. Po latach dowiedziałem się, że powinienem dostać zwolnienie od pracy na cały czas szczepienia i leżeć. Młodość jest silna, ale i niedoinformowana, przeżyłem bez zwolnienia. Reasumując warto może zadać pytanie, co ważniejsze czy bezpłatna szczepionka, czy brak zwolnienia, który mógł wykończyć pacjenta.
Komentarze (14)
Możesz amputować kropkę z tytułu i...
" Dochodzę do chałaśnika, a ten, niesięgający mi nawet do pół łydki kurdupel" - tu się nie czepiam, a pytam? To od "hałasu?" Bo jeśli tak, to wisz...
A chałaśnik... no dobrze że pierwszy maja zlikwidowali, bo możnaby uszy moje zamiast flag wszelakich ... - Dzięki wielkie :)
Alle koniec końców opowiadanie całkiem fajne, (a i morał mądry) więc ogólnie to nie oceniam, ale aprobuję :)
„Hm, myślę sobie, wścieklizna dość niesympatyczny rodzaj śmierci, a przeżywalność zerowa” – serio zerowa? Wow
„Szczepienie to dwadzieścia zastrzyków dookoła pępka podawanych codziennie” – seeerio? O jacie
Fajna historia :) Uważaj na wiewiórki! Rude, to fałszywe :p
Dzięki za wizytę i komentarz :)
Bardzo mi się podobało.
Nie śmiej się, ale się wzruszyłam:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania