Opow *** Było to jutro
{Jednak wróciłem do pierwotnego tekstu}
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Musiał go zabić. Unicestwić raz na zawsze. Tyle mi krwi napsuł – pomyślał sobie – że została we mnie sama woda. Stał blisko ściany wysokiego czteropiętrowego budynku. Obmyślił plan bardzo dokładnie. Wiedział na sto procent, że pojutrze właśnie o tej godzinie, on tu będzie stać. Dokładnie w tym miejscu. Znał aż za dobrze jego zwyczaje. Przychodził tutaj tkwił jakiś czas i na coś się gapił.
Nie obchodziło go, na co tak patrzył. To był nieistotny szczegół. Nie miał żadnego wpływu na jego plan.
Miał natomiast wpływ: przełącznik czasu. Najnowsza nowinka w ich świecie. Co prawda, można go było użyć tylko dwa razy w całym swoim życiu, ale taka ilość w zupełności wystarczy. Zresztą wykorzysta tylko jedną.
Na skraju dachu, dokładnie nad tym miejscem, stała stara kamienna figura. Była tak zniszczona, że trudno było określić, co właściwie przedstawia. Wiele razy zgłaszano, że stoi tam na słowo honoru i w końcu komuś na głowę spadnie. Przyznawano racje, że tak... słusznie mówicie, ale nic w tej sprawie nie zrobiono.
I bardzo dobrze – pomyślał sobie. Wystarczy, że ją popchnę o właściwej godzinie. Jego zakichana mściwa mózgownica, pęknie jak dojrzały arbuz. Wyleci z niego całe pieprzone zło. Zostanie wdeptane w płytki chodnikowe. Rozmazane na wszystkie strony. Aż wreszcie przetarte w nieszkodliwy pył.
Przecież będzie stał dokładnie pod nią. Cztery piętra niżej.
Następnego dnia wszedł na dach. Spojrzał na nią. Stała na samej krawędzi. Teraz, z takiej perspektywy, wydawała się o wiele większa. Biały gołąb, który na niej przysiadł, by dołożyć swoją lepką cegiełkę, chwiał się razem z nią w porywach wiatru. Podfruwał co chwila, jakby pełen lęku, że zabierze go ze sobą w swoją ostatnią podróż.
Obiekt do likwidacji miał tam stanąć dopiero jutro.
Z przyczyn rodzinnych nie mógł tak długo zwlekać. Dlatego teraz tu był. Niebawem jego zegarek wskaże właściwą godzinę. Wiedział, że nie będzie problemu. Wystarczy silnie pchnąć. Zmieniacz czasu był włączony.
Tu na dachu było dzisiaj. Tam na dole: jutro.
Dochodziła godzina zrzutu. Sekundy się wlokły jak w gęstym syropie. Nie musiał patrzeć w dół, czy na pewno tam stoi. Był tego pewien. Zawsze stał. Spojrzał jeszcze raz na zegarek. Rozhuśtał ją. Chwiała się coraz bardziej.
Biały ptak sfrunął na jego rękę. Jakby chciał mu coś przekazać. Po chwili odleciał.
Wreszcie nadszedł upragniony moment. Za chwilę będzie po wszystkim. Jego utrapienie zniknie raz na zawsze. Będzie mógł spokojnie żyć. Zrealizuje swoje marzenia. Bez żadnych dokuczliwych przeszkód. Jeszcze tylko jedno zbawcze pchnięcie. Trochę mocniejsze, by zakłócić rytm w kierunku przepaści.
Poleciała.
Odruchowo otarł pot z czoła. Nieopatrznie włączył: zmieniacz czasu.
Znalazł się cztery piętra niżej.
Na chodniku.
Wczoraj.
Na linii jej lotu.
Chwilę przedtem nim go zmiażdżyła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
P.S. Komentarze 1,2,3 → dotyczą wycofanego tekstu.
Komentarze (6)
W świąteczne śniadanie – smacznego jajka.
Świąt Wielkanocy pięknych jak bajka... życzę
"Sekundy się wlokły jak w gęstym syropie." - fajne porównanie
Pozdrawiam i smacznych jajek:)
"Przychodził tutaj tkwił jakiś czas i na coś się glapił." - gapił (?)
"Jego zakichana mściwa łeb, pęknie jak dojrzały arbuz." - dziwne zdanie ... obacz słowo "łeb"
Pomysł super :) Zapachniało mi troszkę Asimov'em "Koniec Wieczności", tam ciągle latali w czasie.
Tu zakończenie jest ciekawe, co prawda domyślałam się, że możesz pojechać z pomysłem w tym kierunku, ale nie odebrało mi to smaku czytania ;) Pozdrowionka :))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania