Charon
Charon siedział w bezruchu na brzegu Styksu, otulony aksamitnym półmrokiem podziemnego świata,
którego stagnacji już od ponad milenium nie mąciło nic, prócz delikatnych zmarszczek leniwego
nurtu.
Kiedy wraz z ostatnim prawdziwym wyznawcą umarli dawni bogowie, Charon pozostał jedynym który
nie odszedł. Przez jeden ludzki wiek opłynął wszystkie rzeki świata podziemnego, w poszukiwaniu
czego lub kogokolwiek, kto mógł przetrwać zmierzch dawnych wierzeń. Nie znalazł niczego. Ostatnia
wyprawa zawiodła go do samego Okeanosa, lecz nawet tam zastał tylko kaleczącą uszy ciszę. Wrócił
więc na swe nabrzeże, wyciągnął łódź w której złożył wiosło, usiadł na skraju szerokiej wstęgi rzeki i
nie poruszył się już nigdy. Jego myśli płynęły sennie, niczym nurt, w poszukiwaniu odpowiedzi
dlaczego został tylko on, kiedy wszystko inne się skończyło. Ale nawet te rozważania skamieniały
wraz z upływającym czasem, zamieniając się w otępiającą pewność wiecznego trwania.
***
Charon siedział na brzegu Styksu, kiedy bezruch jego świadomości zatrzepotał pojedynczą myślą.
Zrodziła się ona z wrażenia delikatnego blasku, który padł na skuloną postać przewoźnika, a którego
źródło znajdowało się gdzieś na rzece. Bóg, pewien mylności tego wrażenia, niechętnie uniósł swoją
starą głowę i skierował blade ogniki oczu ku środkowi nurtu. Błękitna poświata bijąca od
kilkudziesięciu świetlistych tworów unoszących się na wodach Styksu zrazu oślepiła starca, którego
boskie oczy od dawna oglądały tylko wewnętrzny mrok jego powiek. Jednak już po chwili wzrok
przywykł na tyle, by przewoźnik mógł dojrzeć kilkadziesiąt jaśniejących owali, niczym gwiezdne boje
tkwiących w miejscu, naprzeciw pływom i prądom rzeki.
Stary bóg podniósł swoje zmęczone bezruchem ciało i skierował kroki w kierunku łodzi,
zdecydowany przyjrzeć się kształtom z bliska. Niewielki korab zaklekotał po deskach, zanim gładko
wsunął się w mroczną toń Styksu, zabierając ze sobą przewoźnika w pierwszy od wieków rejs.
Charon zbliżył się do jednego z przedmiotów i trącił go końcówką wiosła. Ten tylko lekko zachybotał
na wodzie, by po chwili znieruchomieć w tym samym miejscu. Ośmielony brakiem reakcji, starzec
wyciągnął kościste ręce i pochwycił owal. Przedmiot był ciepły w dotyku i zaskakująco lekki. Nic też
najwyraźniej nie trzymało go uwiązanego do dna, bowiem bez przeszkód zdołał go wyciągnąć i złożyć
na dnie łódki. Popłynął po drugie jajo, a później po następne. Gdy zdołał zebrać wszystkie w swojej
szalupie, powrócił na brzeg i delikatnie przeniósł przedmioty, składając je nieopodal miejsca przez
ostatnie stulecia okupowanego przez jego stare ciało. Usiadł i zaczął wpatrywać się w stos
błyszczących wewnętrznym błękitem kształtów.
- Czym wy jesteście jajka? – jego suchy, szeleszczący głos uwolnił się z oków ust, burząc tysiącletnią
ciszę.
Bóg nie spodziewał się usłyszeć odpowiedzi na zadane pytanie. Jednak ją dostał. W swojej głowie
usłyszał gwar setek głosów, odpowiadających unisono:
- Tym właśnie, Charonie. Jajkami.
Zaskoczony przewoźnik, równie cicho jak przedtem, zadał kolejne pytanie:
- Jajkami czego?
- Z nas wyklują się nowi starzy bogowie, by powrócić i sprawować pieczę nad światem. Jesteśmy
psyche prawdziwych wiernych którzy poświęcili się by odrodziło się to, co zapomniane. – usłyszał.
- Bogowie powrócą do świata który już ich nie chce, albo znów ich nie zechce. Jakiż w tym sens?
Odradzanie i umieranie, umieranie i odradzanie… i ja, pozostawiony by trwać. – zaszeleścił z goryczą
Charon.
- Świat ludzi się zmienił. Znów potrzebuje herosów i czempionów, czarowników i kapłanów, wyroczni
i magii. I bogów których można zobaczyć, usłyszeć, doświadczyć. My, poprzez wiarę i poświęcenie,
jesteśmy tego przykładem. Ścięte w świecie ludzi plony naszych żyć, zamieniły się w skorupki
chroniące boskie ziarna, które zakiełkowały w mulistych ogrodach Okeanosa, gdzie wszystko się
zaczyna. Ziarna płynąc wbrew prądom rzek Hadesu, przebyły Acheront, który nasycił je melancholią i
smutkiem za minionymi dniami. Dalej wbrew prądom, omijając ognie Pyriflegetonu, przebyły
Kokytos, z którego dowiedziały się czym jest zdrada i poznały jej ból, spijając kwaśne jej krople. – chór
głosów brzmiał coraz czyściej. – Teraz w Styksie posmakowały strug gniewu i jego następstw. A my,
jako skorupki jajek, nie pozwalałyśmy im chłonąć zbyt wiele, by dać im umiar.
- Jaka jest więc moja w tym rola? – zapytał Charon.
- Ta sama od zawsze. Ty przetrwałeś zmierzch, by dotrwać nowego świtu i zostać nauczycielem
nowych bogów. Ale nim to nastąpi, musimy zanurzyć się w Lete, przewiezione z powrotem przez
Styks i Kokytos.
- Dlaczego miałbym ich uczyć? Czego może nauczyć ich zmęczony, głupi bóg który cały swój boski żywot
spędził na brzegu Styksu, nawet wtedy gdy nie było już bogów, ich wyznawców i nie było nawet
nadziei? – zaszeleścił przewoźnik.
- Cierpliwości. Oraz trwania w obowiązku. To od ciebie będzie zależeć jak wykorzystają to czym
pozwoliliśmy im nasiąknąć. A od nich będzie zależeć jaki stanie się świat ludzi. Oto i obol nadziei,
przewoźniku.
- Lete jest rzeką zapomnienia. – przypomniał stary bóg.
- Lete odbiera wspomnienia. Lete przechowuje w sobie odebrane wspomnienia. Nowi bogowie
muszą sobie przypomnieć, czym niegdyś byli i jak się takimi stali, by nie musieć powtarzać minionych
błędów. Lete, poprzez nas, da im te wspomnienia. Tyle ile trzeba. – odpowiedziały głosy.
- Zabiorę was tam i bogowie powrócą wykluwając się z waszych skorup. A wówczas ja zostanę ich
nauczycielem. Jeśli takie jest moje przeznaczenie. – przyrzekł.
- Dziękujemy Charonie. A teraz daj nam śnić ostatnie sny, zanim okrzepniemy i nasze łupiny rozpadną
się, dając początek nowemu życiu. Nowym bogom. I nowemu światu.
Komentarze (2)
Pzdr
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania