Charyzmatyk II - Wyspa Kukułek, rozdział 1

INFORMACJA OD AUTORA: Mini-powieść jest niebezpośrednią kontynuacją "Pruderyjnej Dziwki" :) Nie trzeba czytać "Pruderyjnej...", by chłonąć historię, ale przyda się, by lepiej zrozumieć wydarzenia w "Wyspie Kukułek"

 

_______________________________________________________________________

 

Gdzieś na krańcu świata rosły na brzegu jeziora sosny i modrzewie. Powietrze pachniało szyszkami i żywicą, igliwiem pokrywającym piaszczystą, grząską plażę, z której właśnie odbijał mężczyzna. Zanurzył wiosła w tafli, odepchnął się.

Raz.

Drugi.

Trzeci.

Pomiędzy gałęziami, na czerwonawej tarczy zachodzącego słońca, dostrzegał migotanie. Furkot skrzydeł nosił się wyraźnie nad jeziorem.

Ku-ku. Ku-ku-ku.

A więc okres godowy, uznał mężczyzna, wsłuchując się w charakterystyczne kukanie. Wyznaczało mu rytm, dźwięk adorujących się wzajemnie ptaków dyktował ruch ramion, odepchnięcie, zamknął oczy - tylko szum ustępującej przed łódką wody dawał mu znać, że zbliża się do wyspy. Niemalże słyszał w falach mijające sekundy.

Szarpnęło, czółno uderzyło o korzenie. Zarzucił linę na jeden z nich, przywiązał, ruszył pomiędzy drzewa. Bose stopy zatapiały się w piasku, unikały szyszek. Szedł, dopóki nie znalazł się daleko od brzegu. Obejrzał się tylko raz - bardziej, by usłyszeć jeszcze raz podniebne amory niż zobaczyć jezioro.

Ku-ku. Ku-ku-ku.

Zatrzymał się dopiero przy jedynym liściastym drzewie w całym lesie - stary klon stał pośrodku polany, odgrodzony od sosen i modrzewi trawiastym okręgiem. Niczym intruz. Niczym wyklęty. Podrzutek.

Mężczyzna usiadł pod tym drzewem.

I wyzionął ducha.

 

***

 

Dorian Oxley, jego kumpel po fachu i prawie-alkoholik, siedział naprzeciwko Koena Strassa, nałogowego lenia i zawodowego palacza, z miną tak błagalną, że mógłby nią wygrać wszystkie sprawy rozwodowe, gdyby ten facet kiedykolwiek wziął ślub. I, siłą rzeczy, rozwód.

Ale Dorian nie miał zamiaru wziąć ślubu. Za to miał zamiar wcisnąć Koenowi fuchę, której w gruncie rzeczy żaden z nich nie potrzebował, ale w okolicy dostępni byli akurat tylko dwaj egzorcyści w przedziale cenowym, który mieścił się w rocznym budżecie okręgowej policji. Głupio jednak okręgówce odmówić. Z prostego powodu: stanowiła ona główne źródło pracy dla charyzmatyków i duchołapów. Zwłaszcza wydział zabójstw lubił ich wzywać przynajmniej raz w miesiącu, chociażby w celach “rutynowego zabezpieczenia miejsca zbrodni przed siłami paranormalnymi”, jak to ujmowali w raporcie.

I obie strony tę współpracę pielęgnowały. A jednym z aspektów tej pielęgnacji było przyjmowanie fuch - lub wciskanie ich kolegom, byleby ktoś się sprawą zajął - kiedy nikt wyjątkowo nie narzekał na brak kasy.

Więc siedzieli w kuchni, przy śniadaniu, jeden popijając poranną wódkę z kawą, drugi zapijając kawą papierosa.

I Koen już wiedział, że się zgodzi.

Ta błagalna mina Oxleya kończyła wojny. Ale Strass nie miał zamiaru poddać się bez walki.

- Dorian, obecnie mam wystarczająco kasy, by wylegiwać się przez miesiąc. Całe cztery tysie od Mecenatu Mnożenia Mamony za wypędzenie ghula ze skarbca.

- Mogli go po prostu ustrzelić. - Dorian nie był pod wrażeniem. - Zwykły ghul za cztery tysie?

- Najzwyklejszy. - Koen uśmiechnął się niczym szachraj, któremu udało się okantować wszystkich przy pokerowym stole. Aparycja rysunkowego jeża tylko dodawała mu do cwaniackiej aury. - Cztery tysie. W gotówce. Od razu po robocie. Cudowne uczucie, polecam.

- Naciągać bank, bo korposzczury nie znają się na nieumarłych? Czemu na to nie wpadłem? - Oxley udał, że się zastanawia, by wrócić z sarkastycznym tonem: - Och tak, bo ja nie lubię robić klientów w chuja. Ghul jest wart max tysiak, Strass. I to jeśli go wkurwią przed wypędzeniem.

- Prawda? Nic, tylko korzystać z okazji. A Ty, Oxley - zaciągnął się, wypuścił - czemu ty nie weźmiesz fuchy od okręgówki? Coś ostatnio takiego zrobił?

- Zjawa. Jackie. Babka, która dała mi tę fuchę strzeliła sobie przy niej w łeb. Nieciekawa historia. Na szczęście wystawiła czek przed zgonem.

- I to ja jestem oportunistą? - prychnął Koen, sięgając po filiżankę z kawą i z niesmakiem zauważając, że nic nie zostało. Wstał, dolał sobie z ekspresu, oparł się o kredens z pełnym wyrzutu spojrzeniem.

- Ty nie odróżniasz nawet pragmatyka od oportunisty. Ty jesteś oportunistą. Ja pragmatykiem.

Strass pokręcił głową z dezaprobatą. Najwyraźniej nie widział różnicy między jednym a drugim. Przynajmniej w tej sytuacji.

- Babka cię chociaż nie prześladowała jak zrealizowałeś czek po jej trupie?

- Nie, nie widziałem jej. Parę razy mi się wydawało, ale wiesz… strzeliła sobie w łeb przy mnie. To mogło być echo.

- Kac.

- Co?

- Kac pośmiertny. Ekskluzywnie dla egzorcystów - sarknął Koen, podając dzbanek z kawą Dorianowi. Obserwował jak ten miesza zawartość piersiówki z płynną kofeiną w proporcjach, które tylko on mógł znieść. - No dobra. To czemu nie chcesz wziąć tego zlecenia? Zadzwonili do ciebie, nie do mnie.

- Pewnie mieli moją wizytówkę pierwszą z wierzchu, wiesz, że im nie robi różnicy.

- No nie wiem. Ostatni raz jak egzorcyzmowałem dla nich, spłonęła szopa. Ty z tą swoją harmonijką pracujesz znacznie… schludniej.

- Właśnie - Dorian zrobił minę, która wyraźnie świadczyła, że Koen nie usłyszy nic miłego - miejsce jest w lesie. Suchym. Mógłbyś wziąć coś innego do roboty niż, wiesz, zapałki i ogólnie ogień?

Koen westchnął ciężko, czując, jak powoli dochodzi do punktu, gdzie po prostu chciałby świętego spokoju. Chociaż lubił Doriana, to jednak potrafił być upierdliwy do granic wytrzymałości. Nie winił go - on sam nie miał najlżejszego charakteru. U egzorcystów to coś, co wpisywało się w linię pracy i (często) w CV - “trudny charakter”.

- Przychodzisz tutaj, pijesz moją kawę, wciskasz mi fuchę, której nie potrzebuję i jeszcze mi mówisz, że nie mogę korzystać z zapałek. I gadasz, jakbym już się zgodził.

- Cały ja. Siła perswazji.

- Raczej tej żałosnej mordy. Nawet trójkącik byś ugrał tą swoją cholerną miną.

- Siła perswazji - powtórzył Oxley dobitniej, rzucając spod krótkiej brody złośliwym uśmiechem.

Koen przygładził blond włosy, nastroszone we wszystkich kierunkach. Nie dziwił się, że ludzie widzą w nim czasem rysunkowego jeża - nawet on nie mógł powstrzymać tych skojarzeń. Nie, kiedy widział siebie w takiej fryzurze w lustrze.

- No dobra. Ale pożyczysz mi swoje karty, moje spłonęły. I zwracasz mi za benzynę. I pożyczasz GPS, bo mój padł, a wyczerpałem już internety na telefonie.

- Serio? Coś ty robił?

Strass wzruszył ramionami, nieco zażenowany.

- Netflix i Youtube.

- I pewnie porno - mruknął Dorian bez większego zdziwienia. Rzucił na szklany stół talię kart, lusterko kosmetyczne i szkicownik. - Masz, przydadzą się też inne alternatywy. Przynajmniej będziesz musiał mieć dobry powód, by spalić las.

- Bardzo śmieszne, ha ha, Koen egzorcyzmuje ogniem, boki zrywać.

- Mistrz ciętej riposty. Miejsce znajduje się na jakiejś Wyspie Kukułek. Sto trzydziesty kilometr w stronę czterdziestki czwórki. Dam znać Stralczykowi, że przyjedziesz.

- Będzie zachwycony - stwierdził beznamiętnie Strass. Wskoczył na moment do sypialni, założył golf, kurtkę, psiknął się byle jakim perfumem i wmówił sobie w międzyczasie, że wcale nie musi brać prysznica tego ranka, skoro brał go wczoraj wieczorem. Pozbierał jeszcze mniej lub bardziej egzorcystyczne zabawki - pudełko zapałek, parę zapalniczek, kilka rzemyków z ręcznie wykonanymi metalowymi ornamentami, stary rewolwer, którego wprawdzie nie używał od ładnych paru lat, ale zawsze wolał go mieć przy sobie. Niczym gumkę - lepiej mieć i nie używać niż nie mieć, kiedy będzie potrzebna.

Sądząc po narzekaniu Oxleya na dotykową klawiaturę, pewnie już zdążył znaleźć trasę. Westchnął.

A miał ten dzień spędzić na bezproduktywnym nicnierobieniu.

Nie potrafił jednak odmówić Oxleyowi.

Lub po prostu miał naturalny instynkt do pakowania się w kłopoty.

 

***

 

Dojeżdżając na miejsce dalej rozgrywał w głowie wszystkie scenariusze rozmowy, w których odmawiał Dorianowi i kazał mu spierdalać na szczaw. Rekompensował sobie w ten sposób swoje gwałtowne zaniki asertywności za każdym razem, kiedy ten dziad pojawiał się w pobliżu. I chociaż już zdarzało się, że Oxley wciskał Koenowi parę fuch, to jednak tym razem Strass nie mógł powstrzymać drobnego poczucia niesprawiedliwości, wiedząc, że jego kumpel zmierza właśnie nachlać się na sześćdziesiąte urodziny rodziców, kiedy on jedzie w jakieś nigdy i nigdzie.

Sto trzydziesty kilometr w stronę nigdy i nigdzie.

Przy drodze machał do niego charakterystycznym lizakiem policjant. Koen zjechał i przez chwilę mocował się z uczuciem bardzo podobnym do tego, które towarzyszy mu każdego ranka, kiedy próbuje wstać z łóżka. Gigantyczna grawitacyjna studnia bezsilności, która wsysała go w siedzenie. Wiedział, że kiedy wstanie, to nie będzie już odwrotu.

Spojrzał na zegarek. Była jedenasta rano.

Policjant zapukał w szybkę.

- Ech, kurwa - jęknął Koen, otwierając drzwi i gramoląc się na zewnątrz. W nozdrza uderzył ostry, mocny zapach iglastego lasu i świeżego powietrza. Coś, czego dawno nie zażywał.

- Pan Strass, tak? Ten hycel na duchy?

- Charyzmatyk, młody - poprawił go egzorcysta beznamiętnie. Już zbyt wiele razy to słyszał, by chociaż budziło jakieś ślady oburzenia. Nikt nie szanował duchołapów. - Stralczyk ci nie mówił?

Policjant-żółtodziób, sądząc po gładkiej, młodzieńczej twarzy, uśmiechnął się półgębkiem. Mocno wymuszonym półgębkiem.

- Hycel brzmi prościej - rzucił z bezczelnym spojrzeniem pewnego siebie szczeniaka.

- Podobnie jak pies, prawda? - Koen odwzajemnił się złośliwym uśmiechem. Pogratulował sobie w duchu ciętej riposty. Policjantowi zrzedła mina. Egzorcysta wykorzystał niezręczną chwilę, by kliknąć przycisk na kluczykach. Cztery zsynchronizowane pyknięcia potwierdziły, że drzwi w Fordzie się zamknęły.

- Mam pana odwieźć na miejsce. Proszę do radiowozu.

- Czy, skoro lubisz mówić prościej, młody - do suki?

Ale młody nie skomentował. Właściwie to nie powiedział już niczego do samego brzegu jeziora. Siedział tylko z zaciętą miną, wpatrując się uparcie w wyboistą drogę. Ciszę wypełniało wszędobylskie kukanie.

Ku-ku. Ku-ku-ku.

Zatrzymał się przy plaży, łódka bujała się, przywiązana do wystających z wody korzeni. Z tej odległości Koen mógł już dostrzec Wyspę pośrodku jeziora. Nie widział żadnych połączeń, mostów lub kładek do niej - była samotną warownią z naturalną fosą i jedynymi lokatorami w postaci kukułek. Wszyscy inni byli jedynie gośćmi.

Koen nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gośćmi bardzo niemile widzianymi.

Widok przysłoniła mu znajoma twarz - pełna zmarszczek, ze starannie pielęgnowanym wąsem i oczami, które widziały przed sobą tylko świetlaną przyszłość. W postaci zniczy na nagrobku.

Maksymilian Stralczyk, detektyw o aparycji smutnego buldoga i kręgosłupie moralnym sztywnym niczym kij od szczotki. Niekoniecznie typ, z którym Strass wyszedłby do pubu, ale jedyny, którego zdołał polubić z całej policyjnej watahy. Czy raczej - jedyny, z którym miał relację zakładającą obustronną tolerancję.

- Koen.

- Max.

Uścisnęli sobie prawicę.

- A więc poznaliście naszego nowego oficera, Radzinsky’ego - Stralczyk wskazał na policjanta, który wygramolił się z radiowozu za egzorcystą. - Dobrze, wyjaśnił ci coś?

- Ta - Koen puścił młodemu oczko - wygadany ten twój żółtodziób. Ale nie wspomniał nic o sprawie, wolał, bym usłyszał wszystko od ciebie. Prawda, Radzinsky?

- Dokładnie tak, panie Stralczyk.

- Dokładnie tak, Max - potwierdził Strass, uśmiechając się szeroko.

Ale detektyw nie był głupi.

- Dobra, Radzinsky, zaczekajcie w aucie. - Max miał czasami głupią manierę mówienia do kogoś tak, jakby był całym tłumem. Albo “towarzyszem”. - Wy, Strass, chodźcie ze mną.

Trzasnęły drzwi radiowozu. Stralczyk wskazał na łódkę.

- Co, znowu nazwali cię hyclem? Pieprzone świeżaki…

- Bywa, Max, taki zawód. Na was też wołają psy.

- Ty jesteś zbyt wredny, by to przemilczeć. Ja za stary, by mnie to obchodziło.

Jakby na potwierdzenie tych słów Stralczyk jednym susem wskoczył do łódki z wyższego konara i chwycił za wiosła. Koen z trudem się wgramolił za nim, czując zażenowanie. Była to stała część jego relacji z detektywem - za każdym razem, kiedy pracowali razem Max wyglądał, jakby zaraz miał zdobyć Mount Everest, kiedy Strass padał już na pierwszym piętrze klatki schodowej.

Żadne z nich nigdy wprawdzie tego nie skomentował, ale Koen podejrzewał, że detektywa rozpiera duma, kiedy widzi w jak dobrej sprawności fizycznej się utrzymuje mimo prawie emerytalnego wieku.

Odwiązali łódkę, wiosła uderzyły o taflę.

Kukanie stawało się powoli nieznośne.

Ku-ku. Ku-ku-ku.

- Dobra, Max, o co chodzi? I czemu najpierw Oxley?

Plusk. Wiosła.

- Rozejrzyj się, głąbie. To las. Chcę, żeby dalej tutaj stał na koniec dnia, a nie spłonął, bo rzucisz zapałkę w niewłaściwe miejsce.

- Mówiąc o paleniu - Koen wyciągnął z kieszeni papierosa, podpalił zapalniczką, zaciągnął się. Miał wrażenie, że łamie jakieś prawo odnośnie niepalenia w lesie, ale istniały regulacje, które nawet detektyw Stralczyk miał w dupie.

- Kopsnij no jednego.

Po chwili obaj obserwowali lokalny krajobraz przez pióropusze nikotynowego dymu. Przez takie urokliwe miejsca - iglasty, pomarańczowo-zielony las, dzikie, sękate korzenie wystające spod tafli jeziora niczym morskie smoki, wyspa i przelatujące wszędzie kukułki - Koen miał wyrzuty sumienia, że był domatorem. Starał się więc myśleć o komarach i o tym, po co właściwie go tutaj sprowadzono.

- Więc? - Spojrzał na Stralczyka, który próbował jednocześnie wiosłować i palić.

- Więc - zaczął detektyw - mamy trupa.

- Tego się nie spodziewałem - sarknął Koen, strzepując popiół do wody. Do listy wyrzutów sumienia dołączyło zaśmiecanie dziewiczej natury.

- I tego trupa - zaciągnął się - nie możemy zidentyfikować.

- Co, nie ma twarzy? Odgryziona? Odcięta? Stopiona?

- Nie. Zobaczysz.

Pozwolili, by te słowa powisiały przez chwilę nad taflą jeziora. Stralczyk dopalił papierosa, wyrzucił peta i wziął się za wiosłowanie.

Ku-ku. Ku-ku-ku.

Dobili do brzegu. Szyszki zachrzęściły pod czółnem.

- Kto to w ogóle zgłosił? - Koen zarzucił linkę na większy sęk i zawiązał. Kiepski był z niego marynarz, ale wystarczy. - Miejscowi tubylcy?

- Nie. - Stralczyk po prostu zeskoczył na ląd, kiedy egzorcysta bujał się niepewnie na korzeniach i próbował nie wpaść do wody. - Miejscowy komendant znalazł liścik na swoim biurku z opisem miejsca i by się tam udać. Anonimowe zgłoszenie, powiedziałbym.

- I co, tak po prostu wysłał jakiegoś szeregowego, by to zbadał?

- To nie jest jakaś bardzo niespokojna okolica, Koen. Pewnie liczyli na jakąś akcję. Mundurowych na takich zadupiach czasem świerzbi. Większość z nich nawet nie wyrwała nigdy gnata z kabury. A kiedy już tutaj dotarli - detektyw wskazał od niechcenia gdzieś między drzewa - to zadzwonili po nas, bo sami nie wiedzą, co z tym robić. Ot, marzenia o wielkim śledztwie i strzelaniu rozbijają się o brak doświadczenia i wyobraźni.

- Stralczyk, nie prosiłem o wykład - Charyzmatyk zrównał krok z ponurym buldogiem, stopy zapadały się w piaszczystym podłożu - tylko o informację. Facet znalazł liścik i co, stwierdził, że to normalne? Przecież to oczywiste…

- Że ktoś chce, byśmy znaleźli to ciało i ktoś wiedział, że to ciało tutaj jest. Tak, wiem. To nie jest jakoś specjalnie skomplikowane. Ale co miał zrobić? Olać to? Facet po prostu spełnił zasrany obowiązek. Czy może masz pretensje, bo nie chciało ci się ruszać dupy z wyra?

- Mi się nigdy nie chce ruszać dupy z wyra.

Szli z dobry kwadrans zanim trafili na polanę, gdzie, otoczony zewsząd przez sosny i modrzew, rósł klon. Rozłożysty, gruby i z pewnością stary - bezczelnie rzucał wyzwanie wszystkim iglakom dookoła, lecz nic nie przekroczyło trawiastej bariery, jaką był otoczony.

Koen rzadko bywał zaskoczony, w tym zawodzie trzeba mieć umysł otwarty szeroko niczym drzwi żydowskiego lichwiarza, ale nawet on nie mógł teraz powstrzymać klasycznego rozdziawienia gęby. Ostatnim razem czuł się podobnie, kiedy zjawa nastolatka zapytała go o hasło do Wi-Fi.

- To klon jest imigrantem, czy po prostu jest otoczony przez imigrantów? - szepnął egzorcysta do Stralczyka.

- Śmieszne - Stralczyk nawet się nie uśmiechnął - zadzwoniliśmy do znajomego leśniczego. Według niego, to nie ma prawa tutaj rosnąć.

- Cóż, to drzewo wyraźnie nie szanuje praw tej ziemi.

Strass przyjrzał się niewielkiej postaci leżącej w trawie między korzeniami. Przywodziły na myśl szpony wyrastające spod ziemi. Gotowe zamknąć się niczym kwiat rosiczki, gdy tylko ofiara da się zwabić.

Duchowy radar charyzmatyka zaczął szaleć. Mimo ciepłej aury owinął go kokon chłodu, delikatny powiew zimna musnął czubki palców, nos, uszy. Stralczyk tego nie czuł - nie widział nieumarłych, brakowało mu odpowiedniego zmysłu.

Koen zaczął obchodzić polanę, nie przekraczając jednak kręgu trawy. To był teren, na który nie zapuściłby się bez przygotowania. Detektyw oparł się o drzewo, założył ręce na klatce, czekał. Wiedział, że charyzmatyka lepiej nie poganiać.

- Twoi ludzie coś widzieli? - krzyknął egzorcysta, kiedy obchodził klon z drugiej strony. Czuł, że coś wisi w powietrzu, między gałęziami, konarami, być może schowane w trawie niczym wąż. Na karku ciążyło mu znajome uczucie bycia obserwowanym - bał się tylko, że ktokolwiek go obserwuje, patrzy właśnie na jego bezbronne plecy.

- Czuli, że coś jest z tym miejscem nie tak. Ale nie, żaden z nich nie ma twoich zdolności.

Żaden z nich nie widział śmierci swojego bliskiego.

Koen zrobił pełne kółko. Żadnych dodatkowych śladów. Sięgnął do kieszeni, wymacał torebkę z talkiem.

- Domyślam się, że chcesz wybadać, czy ty też go nie widzisz? - rzucił Stralczyk, obserwując leniwie jak egzorcysta obchodzi polanę po raz kolejny. Biały pył osiadał na źdźbłach.

- Go?

- Ją. To. Coś. Nie wiem, cokolwiek to jest.

- Dowiemy się. Daj znać, jakbyś widział, że talk gdzieś ulatuje albo znika.

Koen czuł coraz mocniejsze podmuchy zimna. Albo nieumarły się zbliżał, albo zaczynał się wkurwiać. Dotknął machinalnie pudełka zapałek w kieszeni - ot, stary nawyk, by poczuć się bezpieczniej. Jakby policjant dotykał broni tuż zanim wpakuje się do meliny pełnej dilerów.

Przypomniało mu to o czymś.

- Max, wyjmij broń, proszę - rzucił, kiedy skończył drugie okrążenie. Talk nie ujawnił niczego nowego, chociaż egzorcysta nie spuszczał wzroku z oszronionej polany. Jeśli było tutaj coś, co ma naturę fizyczną, to talk od razu rozpyli się w miejscu, gdzie nieumarły się pojawi. Jeśli było tutaj coś, co natury fizycznej nie ma, to Strass po prostu odetchnie z ulgą - przynajmniej nic nie odgryzie mu twarzy. Gorzej, jeśli w okolicy krążył ten rodzaj, który potrafi przybierać postać materialną kiedykolwiek sobie tego życzy. Chociaż wtedy pewnie nie obyłoby się bez ofiar już wtedy, kiedy przyjechali tutaj policjanci.

Usłyszał ciche pyknięcie otwieranej kabury, szczęk zamka w pistolecie. Stralczykowi nigdy nie trzeba było powtarzać.

- Jakieś wnioski?

- Nieśmiałe to coś - stwierdził ostrożnie Koen, dalej wodząc wzrokiem po okolicy. - Raczej to nie jest ten wredny rodzaj nieumarłego. Ani drapieżny. Nie mam migreny ostrzegawczej, więc póki co jest w porządku. Nie każe nam wypierdalać. Nie obiecuję, że tak zostanie.

- Ale jest tutaj?

- Tak.

Potwór wisiał w powietrzu. Czuwał, czekał, patrzył, Strass parę razy miał wrażenie, że wygląda tuż znad jego ramienia.

- Max, użyję lusterka. Cokolwiek to jest, nie chce być widziane, więc pewnie się wkurwi, kiedy to wywabię. Szykuj gnata.

- I w co mam niby strzelać? - Stralczyk nie wyglądał na przekonanego, ale chwycił pistolet w dwie dłonie, skierował lufę nieco wyżej.

- W powietrze przede mną. Gotowy?

Koen wziął głęboki wdech. Dobył zapalniczki, odbezpieczył zamknięcie. Drugą dłonią ścisnął lusterko kosmetyczne. Na jego brzegach jeszcze można było dostrzec ślady pudru.

- Gotowy.

Spojrzał w odbicie.

Było tam. Było na całej polanie.

Wiło się pomiędzy korzeniami i gałęziami, wisiało na konarach, spływało po liściach i rozbijało się na tysiące strumieni pełznących w trawie. Nie miało twarzy, nie miało nawet określonego kształtu, przypominało miazmat, bezkształtny, poplątany zlepek dusz, emocji i pasywnej agresji. A jednak żyło. I patrzyło wprost na Koena.

Ciało pod drzewem poruszyło się, podniosło niczym pacynka targana za sznurki. Kobieta. Na oko dwudziestoparoletnia. Nigdy wcześniej jej nie widział, lecz nie mógł zatrzymać myśli, że ona znała go aż za dobrze.

Mrugnął. Ciało znów leżało nieruchomo.

Ból głowy eksplodował w skroniach, oślepił go na moment, rzeczywistość pociemniała, schowała się w kolorowych powidokach. Potwór wisiał w powietrzu i patrzył na wskroś. Charyzmatyk poczuł jak lodowaty podmuch przenika przez kręgosłup, kości, mrozi nerwy na czubkach palców. Miał wrażenie, jakby spojrzał na dno głębokiej studni, a studnia odwdzięczyła mu się otworzeniem ślepi.

W ślepiach ziała groźba.

Podreptał do tyłu, zachwiał się, upadł, poczuł jak ląduje w igliwiu, jak noga zahacza o korzeń, nie potrafił zareagować, cały czas tonąc w powidokach, zahipnotyzowany przez migrenę i spojrzenie potwora.

Strzał. Stralczyk?

Zmusił się, by mrugnąć i kosztowało go to resztę sił potrzebnych do zachowania przytomności.

Wszystko zgasło. Oprócz ku-ku.

Ku-ku-ku.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (41)

  • Karawan 16.07.2017
    Widać masz takiego (a może tego?) sympatyka jak Zdzisław B (który, co by nie napisał, ma jedynkę). Ja zaś jestem fanem krasnoludzkiego zaklęcia rytego na młotach bojowych: "Na pohybel sqrwysynom" i z tego powodu zostawiam 5. Zostawiam również i dlatego, bo mogę i chcę. A chcę, bo podoba mi się pomysł. ;)
  • Arysto 18.07.2017
    A widzisz, Karawanie, to nie pierwszy raz ;) Prześladują mnie od dawien dawna, więc nihil novi, wszystko po staremu. Cieszę się, że Tobie i jeszcze jednej osobie przypadło do gustu. Następny rozdział dzisiaj!
  • Jared 28.07.2017
    [WARTO PRZECZYTAĆ, WARTO PRZECZYTAĆ]

    Masz, mała reklama na głównej XD

    Bardzo stylowe. Wielki bonus za "I wyzionął ducha" wyjęte z czapki. To dobrze udowadnia, że nawet mały, króciutki fragment może wywołać zaskoczenie. Uwielbiam takie mikrozaskoczenia i sądzę, że jest to jedna z najlepszych metod, żeby nie uśpić czytelnika przy opisach :P Działo się dużo (+), co jest wielkim sukcesem na tak małym odcinku utworu. Było i napięcie i retardacja akcji, i sarkazm, i spowalniacze, i przyspieszacze. Rozdział kompletny, jak na moje oko. Dobra narracja, bez nadmiaru szczegółów, a jednocześnie precyzyjna i pomysłowa. Małe partie opisowe, znowu bonus. Z rzeczy do poprawy, nie, do "ulepszenia" - to lepsze słowo, to etap, w którym Charyzmatyk wyczuwa obecność w lesie. To napięcie można by jeszcze bardziej przeciągnąć, a z ukazaniem tego, yhm, potwora-ducha, whatever, zaczekać jeszcze rozdział :P Co do dialogów, ocena oczywista :P Nie tylko były finezyjne i płynne, ale zastąpiły narratora w snuciu powieści i jeszcze nakreśliły sylwetki bohaterów. Bardzo dobrze. Śmiałe 5 :P

    Formalności:
    Babka cię chociaż nie prześladowała jak zrealizowałeś czek po jej trupie? - przecinek przed "jak"
    Obserwował jak ten miesza zawartość piersiówki z płynną kofeiną w proporcjach, które tylko on mógł znieść. - przecinek po "obserwował"
    Dojeżdżając na miejsce dalej rozgrywał w głowie wszystkie scenariusze rozmowy - przecinek przed "dalej"
  • Nerd 28.07.2017
    Jeszcze nie przeczytałem, ale fakt. Jeżeli Jared coś poleca, to warto przeczytać. Jak będę miał czas to dodam komentarz.
  • Jared 28.07.2017
    Ojej, jaka mam renome xDD
  • Arysto 28.07.2017
    Jared Hejo ;) Widzę, że dalej masz do mnie sentyment pod The Globe :D Dziękować, dziękować!

    Dzięki za formalności - obecnie odpoczywam od pisania po ukończeniu Wyspy Kukułek, ale siądę pewnie do poprawy i edycji w przyszłym tygodniu. Dodałem sobie komentarze w .docsie w odpowiednich miejscach z dopiskiem "TAKO RZECE JARO" :D

    No i cieszę się, że się podobało - mimo dużej przerwy w czytaniu mnie :P
  • Jared 28.07.2017
    Hejo, jejo. : P Przerwa ogolna byla od Opowi, tylko sie wchodzilo na forum, popatrzec, kto zgodnie z grafikiem sie dzis napierdala xD Jak mnie nie wezma do roboty za szybko, to zmierze sie z caloscia Charyzmatyka ; )
  • Dzięki reklamie przeczytam pózniej
  • Arysto 28.07.2017
    Zapraszam ;) Do kawy i do herbaty! Albo nawet do kakao :P
  • Zdzisław B. 28.07.2017
    Przeczytałem wersalikami na głównej... zaglądnąłem... Kurde, dużo tekstu, a ja nie mam tyle czasu. Znam siebie, zaraz zacznę wyszukiwać miejsca do ew. poprawy i na komentarz zejdzie mi godzina albo dwie... nie! Nie dzisiaj.
    Jednak po wczorajszym poczytaniu różnych komentarzy pod niektórymi autorami zapisuję "Jared dał reklamę na głównej. Gdzieś tam Arysto wcześniej mi się obił, i dobrze mi się obił. Znaczy nie dosłownie obił, ale odbił w matrycy pod kopułką. Zaglądnąć i poczytać, kiedy wyskrobię więcej wolnego czasu i oczywiście najdzie mnie chuć... tfu! - chęć".
  • Zdzisław B. 28.07.2017
    PS. No dobra, wziąłem się i przeczytałem pierwszy akapit, do "I wyzionął ducha" . Fakt, dobrze napisane, świetne podsumowanie przez zaskoczenie :) Znaczy, podoba mi się, sprawna narracja - więc, jak w poprzednim komentarzu: "cza bendzie poczytać".
    PS. Mam do początku sugestię zmiany (dość niezręczne sformułowania, wg mnie):
    *igliwiem pokrywającym piaszczystą, grząską plażę, z której właśnie odbijał mężczyzna. Zanurzył wiosła w tafli, odepchnął się. - igliwiem pokrywającym piaszczystą, grząską plażę, od której właśnie odbijała łódka. Mężczyzna, który w niej siedział, zanurzył wiosła w tafli wody/w wodzie (w czego tafli?)
    Za początek daję 4,9 (gdyby nie to sformułowanie...) = 5.
  • Arysto 28.07.2017
    Odpowiem od razu na oba komentarze: a dziękuję, cieszę się, że pozytywnie obiłem się o ucho tu i ówdzie. Miło wiedzieć, że robię jakieś postępy w pisaniu, bo mi coraz trudniej je dostrzec - tutaj zaczynają się subtelności, kurdełe ;) Mam nadzieję, że rozdział 2 równie dobry będzie!

    Co do sugestii - spoko, tylko po nałożeniu powtórzenia się zbyt chamskie. Jak pisałem już Jaredowi - obecnie odpoczywam po ukończeniu, ale zasiądę do edycji w przyszłym tygodniu. Dodaję koment w docsie z dopiskiem "Zdzisiu B". :)

    Dzięki i następnego!
  • Nerd 28.07.2017
    Chyba za dużo się czegoś takiego naczytałem. Tekst poprawny i nic więcej... Inspirowany prawdopodobnie Constantinem. Plus za inteligentne dialogi i bardzo dobry opis. Brakuje mi tu jednak braku nie przewidywalności. Ot tekst zgodny z kanonami gatunku. 4.
  • Arysto 28.07.2017
    Hej ;)

    Możliwe, Hameryki nie próbuję odkryć, po prostu opowiedzieć dobrą historię. Co do inspiracji - to tak jak z Wiedźminem - cokolwiek napisane z kolesiem, który walczy mieczem zawieszonym na plecach i posiada odrobinę słowiańskiego klimatu, będzie równane do Wiedźmina i nazywane kopią. Wspólne elementy z tego jednak nie czynią Wiedźmina. Tak samo jako tutaj Hellblazer - fakt, inspirował mnie - ale tak samo Van Hellsing, Hellsing, Devil May Cry, Stranger Things, Sin City, Seria o Felixie Castorze, Gabriel (film), książki Dukaja i Gaimana i mógłbym tak jeszcze wymieniać, ile w ciągu życia zebrałem inspiracji do tego, by w końcu ulepiło się to w "Charyzmatyka" ;) tak samo jak do sci-fi inspiruje mnie Watts lub Dukaj.

    Więc... cóż, od kanonu nie ucieknę, tak samo jak od porównań. Szkoda tylko, że do filmu (bo przez Constantine'a rozumiem film - którego nie lubię :P), a nie do ciekawszych pozycji :D

    Mam nadzieję, że w miarę powieści, stanie się to ciekawsze, o ile będziesz czytał dalej :) Miłego!
  • Nerd 28.07.2017
    Arysto tak mi się skojarzyło po prostu, a uwiesz mi da się wprowadzić zmiany choć lekko. To po prostu mieszanina kryminału i fantasy, ale mówię piszesz poprawnie. Zobaczymy, jak będe miał czas to poczytam. Constantin to komiks, zekranizowano go później :P
  • Nerd 28.07.2017
    Ps: Możnaby było zrobić to ala King, ale tekst za mało brutalny :P
  • Nerd 28.07.2017
    Ps 2: Film łba nie urywa, komiks o wiele lepszy.
  • Arysto 28.07.2017
    Nerd Hellblazer to komiks o Constantinie :D Wymieniłem go.

    Zmiany niby można wprowadzać, ale ja jestem za naturalnym ciągiem historii. Nie mieszam jej na siłę, jeśli mi to nie pasuje. A jeszcze nie czytałem nigdzie o opętanych kukułkach. Mam na tyle doświadczenia na karku, by wiedzieć, gdzie mieszać, a gdzie lepiej nie fiksować na siłę :P Uwierz mi.

    Brutalnością też nie lubię epatować, bo to bez sensu i pod publiczkę. A'la Martin - ot, brutalnie i seks. I nic więcej.
  • Nerd 28.07.2017
    Arysto no to mnie zaintrygowałeś. Widać, że masz pojęcie o czym piszesz. A kukły? Zajrzyj do "Wesela" Wyspiańskiego. Takie demony nazywano Chochołami :)
  • Arysto 28.07.2017
    Nerd Kukułki. Nie kukły :D
  • Nerd 28.07.2017
    Arysto to tylko miejsza wersja ;) Od laleczki Chaki po strachy na wróble. Taki motyw, humanoidalnych przedmiotów, jest naprawdę popularny.
  • Nerd 28.07.2017
    Ps: dlatego podobają mi się bardziej artgstyczne opisy demonów. To trochę pójście na łatwiznę.
  • Nerd 28.07.2017
    Sorki, źle przeczytałem. A oglądałeś "Kruka", albo ptaki Hickoka.
  • Nerd 28.07.2017
    Trudno coś wymyśleć nowego. Lepiej po prostu mieszać style.
  • Nerd 28.07.2017
    Tak czy inaczej. Opętani ludzie, zwierzęta, przedmioty to klasyka. Dlatego napisałem, że zgodne z kanonem.
  • Arysto 29.07.2017
    Nerd Ale ja nie twierdzę, że nie masz racji - bo masz. Po prostu dla Ciebie to minus, a dla mnie nie, bo moim celem nie było mieszanie gatunkowe, próby zmiany kanonu lub znalezienia czegoś oryginalnego. Skupiam się na oryginalności bohaterów i historii niż gatunkowej :) Po prostu. Mam jednak nadzieję, że znajdziesz odchyły od normy i coś dla siebie :)
  • Nerd 29.07.2017
    Arysto ja cię nie gnębię. BO MASZ TALENT. Tylko na twoim poziomie, wymaga się czegoś więcej. Nie tylko historyjki do opowiedzenia. I będę się kuźwa czepiał, byś mi pokazał na co cię stać naprawdę. Bo to co tu jest, to tylko ułamek twoich możliwości. I nie piszę tu tego, by postawić ci szpilę w dupsko. Tylko chcę ci pokazać, że stać cię na o wiele więcej. Naprawdę. To co tu przedstawiłeś, to nic w stosunku do tego, co naprawdę potrafisz.
  • Arysto 29.07.2017
    Nerd Hej, hej, hej, spokojnie, ustalmy jedną rzecz: absolutnie nie czuję się gnębiony/deprecjonowany/uciskany. Umiem radzić sobie z krytyką i doceniam fakt, że wytknąłeś mi szczerze coś, co Ci przeszkadza i podzieliłeś się opinią. Jako doświadczony twórca doceniam szczerość i sprawia mi mnóstwo radochy dyskutowanie o tym :) więc serio, serio - nie mam Ci nic za złe i szpili w dupie nie czuję. Po prostu staram się połączyć wątki ;D

    A to, co naprawdę potrafię - Panie, poczekaj Pan na powieść... Najlepszy proch trzyma się na najlepsze armaty, jo? :D
  • Nerd 29.07.2017
    Arysto to czekam, bo to u góry to dla mnie po prostu historyjka i tyle :)
  • Arysto 29.07.2017
    Nerd Luz :D O, btw. czytałeś Aaranovitcha "Noce Londynu"? Albo "Księżyc nad Soho"? Panie, polecam!
  • Nerd 29.07.2017
    Arysto nie, z pewnością przeczytam... po dziesiątym kupie :) A i coś sobie przypomniałem :P Mam nadzieję, że nie będę długo czekał tak jak w przypadku ''Imienia róży", tam to można spokojnie ominąć 70 stron lektury i nic się szczególnego nie traci :P
  • Nerd 28.07.2017
    Już wiem jaki mam problem z tym tekstem. Jest on wyjęty jakby z podręcznika "Jak powinno się pisać opowiadania". Tekst sam technicznie super, ale na pewnym poziomie potrzeba czegoś więcej. Ty masz technikę opracowaną do perfekcji, ale brak w tym tekście ciebie.
  • Arysto 29.07.2017
    Cóż, trudno, na to już nie poradzę. Uważam, że w tekście jest sporo mnie - jednak za każdym razem przybieram nieco inny styl i ogólnie jestem dosyć elastyczny jeśli chodzi o bycie mną w opowiadaniach lub powieściach. MIło mi, że technika opanowana, a co do mnie - to po prostu się czuje ;) Charyzmatyków pisze mi się fajnie, luźno, tak jakbym wbijał do ulubionej knajpy - od razu jestem u siebie. Dlatego się dziwię odczuciu. Zgodziłbym się, że np. w takim moim "The Globe", które Jared uwielbia, mogłoby być mało mnie, bo to eksperymentowanie było.

    Ale tutaj? Kurde, dałeś mi zagwozdkę :P
  • Po przeczytaniu komentarzy Nerda troche już zwątpiłem, czy chcę czytać Twój tekst. Miał bardzo wyważony osąd. Jednak dobrze, ze przeczytałem choc nie do herbaty, kakao czy kawy. Znakomicie nadaje sie do wanny z gorąca wodą. Jeśli to jest kontynuacja, która bedzie miała swój ciąg dalszy to jak najbardziej warto to wszystko przeczytać. Będę Cię bserwowsl jeśli cos jeszcze wrzucisz to znów sobie poczytam w wannie:) Reklama Jareda nie kłamała WARTO PRZECZYTAĆ ! Mozesz oczekiwać pięciu gwiazdek. Pozdrawiam :)
    Ps nie zgodzę sie z Nerdem, ze w tekście brak Ciebie. Ja czuje, ze autor gdzieś tam ciagle sie czai i knuje... :)
  • Arysto 29.07.2017
    Hej ;) Cóż, zawsze ma równoważnię - Jared kontra Nerd. A poza tym jestem jedną z osób, które, mogę to powiedzieć, tworzyły ten portal za czasów świetności, jeszcze zanim Nunek i Neuro wyzywali się od kurw i chujów na forach. Dziękuję za komentarz, cieszę się, że się spodobało i hej, o wannie nie pomyślałem, super pomysł - aczkolwiek sam preferuję prysznice! :D
  • Nerd 29.07.2017
    Arysto to już się nie dziwie skąd ten kunszt, z byle skąd się nie wziął :P
  • Arysto byłem w ciężkim szoku kiedy tu dołączyłem. Spodziewałem sie tu tylko ludzi bardzo kulturalnych grzecznych i uprzejmych. Przecież wstąpiłem miedzy literatów. Nuncjusz szybko sprowadził mnie na ziemie:)
    Ale to nie miejsce na to.
    Pod prysznicem nie poleżysz i nie posaczysz wina czytając sobie w cieplej wodzie. Tu wyższość ma zdecydowanie wanna.
  • zaciekawiony 29.07.2017
    Bardzo przyjemny tekst, napisany konsekwentnie w przyjętych założeniach, żart we właściwym miejscu, opis postaci we właściwym miejscu. Przydałyby się jednak fragmenty mówiące więcej o bohaterach, pewnie są zaplanowane na później.

    Bardzo się poprawiłeś, pierwszą wartą wytknięcia rzecz zauważyłem dopiero w drugiej połowie:
    "Żadne z nich nigdy wprawdzie tego nie skomentował" - żadne (...) nie skomentowało; ewentualnie żaden nie skomentował.

    Jak na razie 5/6
  • Arysto 02.08.2017
    Hej ;) Z innych komentarzy wnioskuję, że śledzisz mnie od jakiegoś czasu (albo od czasu do czasu) - cieszę się, że widzisz postęp, to dużo dla mnie znaczy. No i miło mi niezmiernie, że tekst sprawił przyjemność. Błędy zapisuję sobie w docsie - niestety, obecnie jestem na wakacjach, ale zasiądę do poprawek po powrocie z literackiego urlopu :)
  • Canulas 30.07.2017
    Najlepsze, co tu czytałem. (jak na razie) Mam wręcz masochistyczne skłonności do rozpływania się nad fenomenem pojedynczego zdania i stwierdzenia. Tu takie znalazłem, i wiadomo, o jakie chodzi.
    Czuć klimat Constantine'a, ale to tylko kolejny plus.
    Bardzo dobrze zarysowania postacie. Wtrącenia. Zwracanie uwagi czytelnika na różne aspekty, czy ukazywanie danej sceny inaczej, niż tylko poprzez wysłużony i wyeksponowaney już zmysł wzroku.
    Przekleństwa nie rażą, a podkreślają stan emocjonalny postaci lub charakter.

    Dwa wnioski:
    System oceniania powinien być do 10 lub przynajmniej mogłaby być opcja takiej oceny (powiedzmy, raz na miesiąc)
    Wniosek drugi: Można by (może jest, nie wiem) zorganizować jakiś schowek, gdzie każdy mógłby sobie ulubione opowiadania dodać.
    Tyle ode mnie.
    Ocena to czysta formalność.
  • Arysto 02.08.2017
    Hej ;) Dzięki wielkie! Cieszę się, że przypadło do gustu. Masochizm bardzo pozytywny, jeśli taki, jak opisujesz :D

    Constantine to dla mnie bardziej Hellblazer, podobnie bardziej Carey książkowy niż komiksowy, Van Hellsing itd. Inspiracje z różnych dzieł, nawet z mangi Claymore. :)

    A no, te feature'y bardzo by się przydały na opowi, ale na admina nie poradisz ;( Miłego! I mam nadzieję, że doczytasz do końca :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania