Chłopiec, którym zawładnął mrok. Część 1.

Przedstawiam Wam kilkuczęściowe opowiadanie oparte na prawdziwych wydarzeniach, lecz widziane przez pryzmat mojego postrzegania świata. Jest ono dla mnie ważne, bardzo skrupulatnie się do niego przygotowywałem i mam nadzieję, że poczujesz ten, dość ciężki, klimat. Mam chwilowy kryzys przy pisaniu "Kobiety o imieniu Liz" dlatego muszę odetchnąć przy czymś innym. Mam prośbę, jeżeli domyślasz się kim jest bohater, poczekaj z tym do przedostatniej/ostatniej części. Dopiera tam napisz, czy Twoje domysły były prawidłowe. Życzę miłej lektury.

 

Rok 1926.

 

Drzwi miejskiego szpitala w Günzburgu otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie mężczyzna niosący piętnastoletniego chłopaka na rękach. Rozhisteryzowana kobieta oraz dwóch małych chłopców wbiegło tuż za nimi.

- Pomocy! Potrzebujemy lekarza! – Karl staną na środku korytarza i rozglądał się za kimś, kto mógłby pomóc jego synowi.

- Co się stało? – pielęgniarka podbiegła do przestraszonych rodziców – Zawołajcie lekarza!

- To mój syn, Josef, zasłabł podczas spaceru, na którym właśnie byliśmy. Stało się to niedaleko szpitala, więc od razu go przyniosłem.

- Bardzo dobrze pan zrobił, proszę go tu położyć – wskazała wolne łóżko tuż przy ścianie.

Po chwili pojawił się lekarz, wypytał rodziców o wszystkie szczegóły, a następnie zabrał dziecko na badania. Karl siedział na krześle i przytulał płaczącą żonę.

- Spokojnie Walburgio – szepnął we włosy kobiety – Nic mu nie będzie. Pamiętasz ile razy wychodził z opresji? Ile razy chorował, a ile razy miał wypadek? Zawsze jednak ze wszystkiego wychodził bez szwanku. Pamiętasz, jak miał sześć lat? O mało nie utopił się w beczce z deszczówką, a zakażenie krwi? Byliśmy pewni, że umrze, a jednak Josef się nie dał. Nie wiem, kochana, kto nad nim czuwa, ale nie pozwala mu umrzeć i teraz też nie pozwoli.

Zrozpaczona matka uśmiechnęła się przez łzy i mocniej przytuliła do męża.

- Obyś miał rację – wyjąkała.

Czekali wiele godzin, lecz wreszcie pojawił się starszy mężczyzna w białym kitlu. Jego twarz schowana za okrągłymi okularami z grubymi szkłami wyrażała zatroskanie.

- Co mu jest, panie doktorze? – Walburgia zerwała się z miejsca.

Lekarz uniósł ręce w uspokajającym geście.

- Najprawdopodobniej wiemy już, co mu dolega, lecz potrzebujemy jeszcze kilku dni.

- Co to jest?

- Zapalenie szpiku kostnego.

- Co? – załkała kobieta i schowała twarz w materiale marynarki męża.

- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy.

- Czy możemy go zobaczyć? – zapytał łapiącym się głosem Karl.

- Oczywiście, proszę za mną – westchnął doktor i zaprowadził ich na odział.

Serca rodziców ścisnęły się w bólu, gdy zobaczyli swe nieprzytomne, blade dziecko. Walburgia pochyliła się nad synem i delikatnie gładząc jego ciemne włosy, zapewniała o swej miłości. Karl trzymał ręce na ramionach swoich młodszych dzieci, po chwili kucnął i spojrzał w ich zapłakane twarze.

- Josef nie może umrzeć – jęknął Karl, imiennik swego ojca.

- Tak, nie może! On jest taki mądry – dodał Alois.

- Nie umrze – zapewnił ich ojciec – Obiecuję wam! Wasz braciszek wyzdrowieje.

Starsza kobieta, wyniszczona śmiertelną chorobą, z bladością symbolizującą, że kostucha już wyssała większość życiodajnej energii, przechodziła koło sali, w której zebrali się bliscy wokół leżącego Josefa. Staruszka zatrzymała się i spojrzała na chłopca.

- Taki młody, nie powinno cię tu być – szepnęła.

I wtedy to dostrzegła. Cień stojący w kącie pomieszczenia. Niewyraźna postać, jakby utkana z mgły, obserwowała młodzieńca leżącego na łóżku. Nagle istota powoli przekręciła głowę i spojrzała wprost na kobietę. Nie miał on twarzy, tylko mglisty kształt głowy, ale ona i tak czuła, że przeszywa ją spojrzeniem. Serce wypełnił zimny strach, który zaczął rozchodzić się na wszystkie tkanki, pędząc nitkami układu nerwowego. Łzy napłynęły jej do oczu, a panika wygrała bitwę o zmysły, pacjentka szybkim krokiem zaczęła się oddalać.

- Biedny chłopiec – wyrwało jej się z pomiędzy sinych, spękanych warg.

 

Rok 1930.

 

- Josef! Ale jak to? Chciałeś studiować stomatologię! – Walburgia uważała, że syn nie powinien zmieniać zdania w ostatniej chwili.

- Uspokój się kobieto! – Karl złapał chłopaka za ramię – Zdał maturę, ma już dziewiętnaście lat, jest mężczyzną i musi decydować o swoim losie. Wybrał medycynę i to też będzie studiował.

- Ale w Monachium?

- Milcz! Milcz i bądź dumna, jak i ja jestem!

Josef uśmiechnął się do ojca. Jego ciemne włosy, zaczesane do tyłu, mocno kontrastowały z bladą skórą. Chłopiec rzadko się uśmiechał, jego twarz przypominała rzeźbę w litej skale, nieruchomą, pozbawioną emocji. Nie miał on kolegów, jego towarzyszami zabaw byli młodsi bracia, a zabawy, tak naprawdę, nie interesowały Josefa już od bardzo dawna. Uwielbiał czytać, robił to w każdej wolnej chwili. Gdy ojciec zorientował się, jak syn jest uzdolniony, starał się rozwinąć zainteresowania swego dziecka. Karl, inżynier, właściciel odlewni produkującej sprzęt rolniczy i młynarski, miał możliwości i pierworodny na tym bardzo korzystał, a fakt, że był ulubieńcem rodziny jeszcze bardziej mu pomagał. Interesował się biologią, filozofią, zoologią i antropologią, czy fizyką. Wyizolowany, zawsze cichy. Nigdy nie płakał, nie okazywał uczuć, chłodny w relacjach międzyludzkich. Jednak nikt nie zwracał na to uwagi, rozpieszczany i traktowany jak rodzinny geniusz, zawsze pozostawiony własnym myślom i tajemniczym ścieżkom.

 

Nadszedł październik. Josef położył walizkę na łóżku w pokoju należącym do bloku przeznaczonego dla mężczyzn, w budynku, w którym mieszkali studenci wydziału filozofii i medycyny Uniwersytetu Monachijskiego.

- Cześć – odezwał się wesoły głos od strony wejścia.

Chłopak odwrócił się i zobaczył roześmianego blondyna.

- Cześć – odpowiedział.

- Jestem Stefan, będziemy razem mieszkać – uśmiech nie schodził z twarzy nowoprzybyłego.

- Fajnie – Josefowi dużo brakowało do uśmiechu.

- Ty jesteś z tych spokojnych, co rzadko się odzywają? – Stefan usiadł na swoim łóżku i rozejrzał się po pokoju – Może to i dobrze, ja jestem gadatliwy, czyli będziemy się uzupełniać. Trochę tu – szukał odpowiedniego słowa – surowo.

- Mi się podoba – rzucił współlokator wesołka.

- Lubisz minimalizm?

Nie doczekał się odpowiedzi. Pokój był jasny, bez ozdób i fotografii, tylko niezbędne meble i dwa łóżka z białą pościelą. Spartańskie warunki, ale młodzieńcy nie mieli zamiaru narzekać.

Dwa dni później zaczęły się pierwsze wykłady. Stefan stał się pierwszym przyjacielem Josefa, byli nierozłączni. Ponury student chłonął wesołość blondyna, a ten z kolei nie mógł się nacieszyć faktem, że współlokator jest taki zdolny i pomagał mu z trudniejszymi zadaniami.

Pewnego wieczoru, po ciężkim dniu zajęć, przyjaciele przebrani w pidżamy siedzieli, każdy na swym, łóżku.

- O czym myślisz? – zapytał Stefan.

- O jutrzejszym wykładzie z antropologii.

- Musisz przestać myśleć tylko o nauce, to cię zabije.

- Za to ty powinieneś myśleć o niej częściej – odparł Josef – Ta książka, którą dziś czytałeś, to nie była filozofia.

- Nie! – przyjaciel wyciągnął z pod poduszki podejrzane dzieło – To o wojnie. Bardzo ciekawa!

- O wojnie? Jakiej wojnie?

- Pierwszej wojnie światowej! Nawet nie wiedziałem, że nasz kraj miał tylu dzielnych ludzi!

- Ale przegraliśmy – podsumował zachwyt współlokatora Josef, który militariom nie interesował się w najmniejszym stopniu.

- To był przypadek, mieliśmy pecha! Jakbym tam był to…

- To zginąłbyś pierwszy!

- Josef! – krzyknął Stefan – To był żart! Rozwijasz się!

- Bredzisz – zaśmiał się chłopak.

Długo rozmawiali o walkach, bohaterach wojennych, czy weteranach, aż w końcu zmorzył ich sen. Nagle Stefan się przebudził, przetarł dłonią oczy i wsłuchał się dźwięki nocy. Usłyszał szept.

- Co mówisz Josef?

Odwrócił się i spojrzał na łóżko przyjaciela. Mglista postać nachylała się nad łóżkiem młodzieńca i szeptała mu coś do ucha.

- Josef? – zapytał zaspany blondyn.

Nastała cisza i wtedy istota spojrzała chłopakowi w oczy, a po chwili rozwiała się jak rozdmuchany dym. Stefan zmarszczył brwi, po czym znów zasnął, a rano niczego nie pamiętał.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • NataliaO 16.08.2015
    początek taki normalny, dość przyciężkawy, ale z biegiem przyjemny spacer oczu po zaciekawiającym opowiadaniu. Zajefajny tytuł; 4:)
  • wolfie 16.08.2015
    Początek nawet interesujący. Liczę na to, że to będzie miało związek z II wojną światową, gdyż osobiście uwielbiam te klimaty. Jedyna uwaga - w słowie stanął, zjadłeś literkę "ł". Zostawiam 4 :)
  • KarolaKorman 17.08.2015
    Mnie bardzo się podoba, mam już swojego faworyta. Nie zmieniłeś imion, idę dalej 5 :)
  • Angela 17.08.2015
    Tytuł przyciągający uwagę. Nie zgodzę się z Natalią, początek był miłym wprowadzeniem
    w głąb historii. Zostawiam 5 : )
  • Marzycielka29 17.08.2015
    Jedyne co napiszę, to Wow!!! 5
  • Maria Carolina 27.01.2016
    Wiem kto to *______* mój miszcz *_* lece czytać dalej :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania