Chłopiec, którym zawładnął mrok. Część 3.

Rok 1937.

 

- Panie profesorze, nie wiem jak panu dziękować – Josef siedział przed biurkiem Theodora Mollisona – Jak tylko dowiedziałem się, dlaczego to mnie dostąpił ten zaszczyt, postanowiłem przyjechać i osobiście panu podziękować. Uniwersytet Frankfurcki, naprawdę, to wiele dla mnie znaczy.

- Chłopcze – profesor odłożył okulary na blat i wygodnie rozsiadł się w fotelu – Jesteś bardzo zdolny, a twoja praca potwierdza jedną z moich najważniejszych teorii – mężczyzna splótł palce.

- Wiedza z zakresu dziedziczności pozwala określić, na podstawie fotografii, czy dana osoba ma żydowskich przodków – odpowiedział beznamiętnym tonem absolwent.

- Dlatego nie pozostało mi nic innego jak polecić cię mojemu koledze.

- Ale Instytut Dziedziczności, Biologii i Czystości Rasowej Trzeciej Rzeszy?

Starzec się uśmiechnął.

- Słyszę dumę w twoim głosie?

- Oczywiście! Bycie asystentem w takim miejscu to zaszczyt.

- Czym się zajmujesz?

- Współpracuję z samym profesorem Otmara Freiherra von Verschuera. Ten wybitny genetyk zajmuje się bliźniętami, fascynujący temat. Spisujemy raporty dla trybunałów sądzących Żydów, podejrzanych o utrzymywanie stosunków intymnych z Aryjkami.

- Ohyda! – mężczyzna spojrzał na ścianę gdzie znajdowało się zdjęcie Adolfa Hitlera – Na szczęście Führer dba o tych, którzy są czystej rasy i już niedługo nie będziemy musieli oddychać jednym powietrzem z tymi… Ścierwami.

- Tak – odpowiedział beznamiętnie młody człowiek.

- Myślę, że zajdziesz bardzo daleko – Theodor podrapał się po brodzie.

Nagle w pokoju zrobiło się minimalnie ciemniej, a oczy Josefa rozbłysły.

- Najwyżej – cicho szepnął młodszy mężczyzna.

Niedługo później absolwent wyszedł, a profesor rozejrzał się po pomieszczeniu.

- O! Już jest dobrze, muszę porozmawiać z dozorcą o tych żarówkach.

Mollison wstał i podszedł do okna, przez zaśnieżony dziedziniec właśnie przechodził Josef. Nie szedł sam, ktoś podążał koło niego. Nagłe pukanie do drzwi wystraszyło Theodora, dlatego nie zastanawiał się dłużej nad towarzyszem swego dawnego ucznia. Nie zastanawiał się nad nim, ani nad tym, że nie zostawiał śladów na śniegu.

Kilka miesięcy później Josef wyszedł z pokoju pełnego mężczyzn w czarnych mundurach. Hans czekał na niego na korytarzu i z uśmiechem na ustach podał mu rękę.

- Udało się? – zapytał.

- Oczywiście. Numer 5574974 – odpowiedział młody lekarz.

- W takim razie witaj w Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej – łysy mężczyzna podał mu skrawek materiału.

Josef wziął do ręki podarek i patrzył na niego przez chwilę.

- Tak… Taaak… Jesteś paaaaannneeemmm…

- Co mówiłeś, Hans? – czarnowłosy podniósł wzrok na członka NSDAP.

- Nic.

Josef rozejrzał się po korytarzu, ale stali tam sami. Wzruszył ramionami i założył na lewą rękę przepaskę z swastyką.

 

Rok 1938.

 

Günzburg, na obrzeżach miasta roślinność zalała pola morzem barw, a w domu rodzinnych Josefa rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła je Walburgia i zamarła. Zobaczyła mężczyznę w czarnym mundurze, wysokich oficerkach i czapką, którą zdobiła srebrna czaszka, symbol ugrupowania SS. Wiedziała, kim on jest, ta blada skóra, znane, ukochane, rysy twarzy, ale te zimne, martwe oczy, to przez nie matka nie poznała własnego syna.

- Witaj matko – odezwał się Josef.

- Witaj kochanie! – kobieta przytuliła syna i po chichu załkała, miała wrażenie, że ściska posąg lodowy.

Nagle pojawił się Karl.

- Synu! – wykrzyknął – Dlaczego nie pisałeś? Jesteś SS – krzyknął z łzami w oczach – Jestem taki dumny! – objął syna i zaprowadził go do salonu.

Walburgia stanęła w progu i obserwowała swoje najstarsze dziecko.

- Co się z tobą stało? – szepnęła do siebie.

- On stał się… Potężnyyyyy…

Odwróciła się gwałtownie, ale nikogo nie zobaczyła, zmarszczyła brwi i znów spojrzała na syna, a wtedy jej serce zamarło. Obok młodego lekarza siedziała mglista postać, niewyraźna, utkana z mgły, której ciało było nieskończonym wirem dymów. Zmrużyła oczy, by upewnić się, że nie ma zwidów i wtedy postać odwróciła się i spojrzenia wprost w jej oczy. Kobieta przetarła twarz, tajemnicza istota zniknęła, a Walburgia powstrzymywała szloch.

- Co się dzieje? – załkała i cicho przemknęła do kuchni.

Niedługo później Josef pożegnał się i wyszedł.

- Walburgio! Widziałaś? Jest wspaniały! Jestem taki dumny! Taki dumny! Zajdzie tak daleko, może nawet zostanie współpracownikiem samego Führera! – klasnął w dłonie Karl.

Kobieta usiadła na kanapie i zasłoniła twarz dłońmi.

- Co się stało? – zmartwił się ojciec Josefa.

- Gdzie nasz słodki synek, nasz malutki synek? – zaszlochała.

- Przestań! On już jest dorosły!

- Ale…

- Żadnych ale! Nasz wspaniały syn pnie się po szczeblach kariery, a ty biadolisz! – krzyknął Karl.

Później, wieczorem, gdy wszyscy udali się już na spoczynek Walburgia zapaliła lampkę i wyciągnęła stare pudełko ze zdjęciami. Spokojnie przeglądała fotografie, a uśmiech, pomieszany z żalem i smutkiem, wpełzł na jej twarz. Nagle źrenice kobiety się rozszerzyły, a oddech przyspieszył, pospiesznie sprawdziła poprzednią fotografię, potem następną. Sprawdzała z coraz większą gorączkowością i trzęsącymi się rękami i w pewnym momencie wszystkie fotografie spadły na dywan, a Walburgia zalała się łzami.

- Synku! Mój synku… Boże… - szeptała sama do siebie.

Na podłodze leżały zdjęcia przedstawiające Josefa, od najmłodszych lat, aż do nastoletnich. Na pierwszej, kilkunastomiesięczny chłopczyk, kąpany przez matkę, patrzy prosto w obiektyw, a w tle, w cieniu kata stała mglista postać. Na drugim, sześcioletnie dziecko stało przy huśtawce, a w cieniu drzewa majaczyła niewyraźna postać. Na kolejnym, Josef stał przy ojcu trzymającym młodszego z braci, a w szybie odbijała się tajemnicza, niewyraźna postać. I tak na każdym zdjęciu, nieodstępująca małego chłopca istota pojawiała się zawsze, jak tylko Josef był na zdjęciu.

 

Rok 1943.

 

Do Biura do spraw Ras i Przeniesień w Berlinie wszedł mężczyzna ubrany w mundur SS, rozejrzał się i podszedł do Josefa.

- Mam dla pana wiadomość – odezwał się spokojnie.

- Do mnie? – zdziwił się lekarz, aktualny pracownik biura.

- Tak Josef, do ciebie. Od Heinricha Himmlera – podał mu żółta kopertę.

Zapadła cisza, nikt z obecnych nie śmiał powiedzieć ani słowa.

- Dziękuję. Heil Hitler! – krzyknął mężczyzna unosząc wyprostowaną prawą rękę, po czym wyszedł.

Josef patrzył na kopertę, którą zdobiły symbole Trzeciej Rzeszy.

- Otwieraj! – podpowiedział jeden z współpracowników lekarza.

Mężczyzna rozerwał kopertę i zaczął czytać.

- I co? – odezwał się ktoś.

Triumfalny uśmiech pojawił się na twarzy Josefa, nagle wstał i podszedł do wyjścia.

- Josef, co się dzieje?

- SS wzywa – odpowiedział tajemniczo i wyszedł.

 

Wyprostowany jak struna stał w ogromnym pomieszczeniu ozdobionym flagami z swastykami. Za wielkim dębowym biurkiem siedział wysoki rangą oficer i notował coś w stosie dokumentów, który leżał na blacie.

- Drzewo genologiczne masz czyste.

- Oczywiście! – odpowiedział Josef.

Mężczyzna otworzył jakąś teczkę i nagle gwizdnął.

- Cóż za osiągnięcia na froncie. W 1940 roku byłeś w Kassel jako oficer medyczny, po miesiącu zostałeś awansowany na SS-Untersturmführera i wcielony do Waffen-SS. Wysłano cię na Ukrainę i tam otrzymałeś Krzyż Żelazny drugiej klasy, za bohaterstwo podczas ewakuacji załogi trafionego czołgu. Potem trafiłeś na jakiś czas do Polski. W 1942 wróciłeś na front do służby medycznej w piątej Dywizji Pancernej SS Viking. O! – oficer uderzył dłonią w blat – Po pięciodniowej bitwie o Batajsk otrzymałeś Żelazny Krzyż pierwszej klasy. Mimo ostrzału wyciągnąłeś dwóch żołnierzy z płonącego czołgu, a następnie udzieliłeś im pierwszej pomocy. Otrzymałeś również Czarną Odznakę za rany oraz Medal za Opiekę Nad Narodem Niemieckim. Jesteście również doktorem nauk medycznych, tytuł przyznany na Uniwersytecie Frankfurckim, oprócz tego masz bezpośrednie poparcie profesora von Verschuera, a sam Himmler kojarzy twoją dobrze wykonaną pracę w Polsce.

Mężczyzna wstał i podszedł do Josefa.

- Dlatego zostajecie awansowani do stopnia Hauptsturmführera SS!

- Dziękuję! – Odparł dumny z siebie doktor.

- A oto wasz nowy przydział. Jeden z lekarzy się rozchorował. Himmler uważa, że to idealne miejsce dla ciebie.

- Nie zawiodę Himmlera, Trzeciej Rzeszy i samego Führera!

- Wiem chłopcze, wiem!

Oficer widział już wiele, wiele żyć odebrał, wieloma osobiście pokierował, ale nawet jego skamieniałe serce drgnęło, gdy z bliska spojrzał w te zimne, martwe oczy.

 

Josef ubrany w lśniący czystością, czarny mundur SS, stanął przed samochodem, który go przywiózł.

- Podjedziemy pod same drzwi pańskiej kwatery – przypomniał żołnierz siedzący za kierownicą.

- Nie, jedź, zawieś moje rzeczy. Ja się przejdę, chcę obejrzeć dokładnie swoje miejsce pracy.

- Tak jest – odparł kierowca, w głębi ducha ciesząc się, że nie musi już znosić potwornej aury oficera.

Żołnierz odjechał, a Josef stał w tumanie, wniesionego przez koła, kurzu. W pyle nic nie było widać, oprócz dwóch czerwonych punkcików, oczu Josefa.

- Nareszcie… W doooomu… - szepnął nieznany głos.

- Tak – odparł mężczyzna – W domu – i ruszył przed siebie z wyrazem twarzy zwiastującym zgubę

Josef minął wielką bramę z ironicznym napisem Arbeit Macht Frei i tak do obozu Auschwitz zstąpił anioł śmierci.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • NataliaO 16.08.2015
    Rok 1938. - koniec tego fragmentu czytało się z nostalgią, całość jest wciągająca 5:)
  • Ronja 16.08.2015
    Świetne opowiadanie, czyta się jednym tchem. Temat ujęty ciekawie, oryginalnie, ale to już standard zauważyłam. Tak myślałam że chodzi o J.M., od momentu aplikowania na studia medyczne, ale nie zmienia to odbioru całości. Jedynie mam trochę niedosyt po zakończeniu, ostatni akapit wydał mi się poprowadzony zbyt szybko, takie "puf" i już ;). Tak, czy siak za całość należą ci się brawa.
  • Chris 16.08.2015
    Dziękuję Wam! Ronja - rozumiem Twój niedosyt ostatnim akapitem, no swoją obronę mam fakt, że to nie koniec historii, gdy tak będzie, zaznaczę to w tytule ;)
  • Ronja 16.08.2015
    Aaaaaaaaaa, o matko, to zmienia postać rzeczy! W takim razie czekam na kolejną część :)
  • KarolaKorman 17.08.2015
    Ja również czekam, bo uwielbiam takie tematy, oczywiście jako wzburzony obserwator tego, co człowiek potrafi zrobić drugiemu człowiekowi. Należą Ci się wielkie brawa za podjęcie tego tematu i opisanie go w tak przystępny sposób. Ciekawa jestem w którym momencie zakończysz tę historię. Czy będzie to koniec wojny, czy pójdziesz dalej aż do Argentyny. Zostawiam zasłużone 5 :)
  • Marzycielka29 17.08.2015
    Co ja mam napisać?! Doskonale wiesz jaki Jesteś dobry 5
  • wolfie 17.08.2015
    Przeczytałam wcześniej, ale dopiero teraz mam czas by skomentować. Ciekawi mnie jedna rzecz - kim jest ta mglista postać? Co do tożsamości głównego bohatera mam pewność, ale tej zagadki nie umiem rozwikłać. Zauważyłam jedną literówkę w słowie, ale to drobiazg. Za tą i poprzednią część dostajesz ode mnie dwie piątki :)
  • Angela 17.08.2015
    Zakończenie rozdziału zmroziło mi krew w żyłach. Co tu dużo pisać, pokłony dla Mistrza 5
  • Chris 17.08.2015
    Dziękuję Wam bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania