Chłopiec, którym zawładnął mrok. Część 6
Mengele stał na schodach szpitala i oglądał dym wydobywający się z kominów krematorium. Zadrżał w listopadowym chłodzie, ale nie schował się w cieple budynku. Podszedł do niego doktor Kremer.
- Słyszałeś? – zapytał.
Josef zmarszczył brwi.
- A konkretniej?
- Komendant został przeniesiony.
- To niczego nie zmienia – wzruszył ramionami młody lekarzy.
- A wiesz kto go zastąpi?
Mengele zaczął schodzić po schodach, na ostatnim stopniu się odwrócił i spojrzał na Johanna.
- Jeżeli powiedziałem, że to niczego nie zmienia, to chyba nie za bardzo mnie to interesuje. Nie sądzisz? – zapytał, a ton jego głosu bardziej zmroził Kremera niż porywisty wiatr.
- A może powinno zacząć cię to interesować? – odezwał się mężczyzna stojący tuż przy Josefie.
Doktor spojrzał mu w oczuy i tak chwilę trwał.
- Friedrich Hartjenstein – oprócz poruszających się ust, na twarzy Josefa nie było żadnej innej reakcji – Ładny awans. Dowódca batalionu wartowniczego, a teraz komendant, ale nie, dalej mnie to mało interesuje – minął nowego dowódcę i odszedł.
Każdy inny zostałby przywołany do porządku, ale nie Mengele, jego aura i spojrzenie paraliżowały wszystkich, zarówno więźniów jak i Niemców. Postanowił przespacerować się po obozie, często tak robił. Wszyscy znikali z jego trasy, najszybciej jak potrafili. Kroczył powolnym krokiem, pan życia i śmierci, a przerażone dusze próbowały uchronić się przed jego sądnym spojrzeniem. Dotarł do baraku numer czternaście. Przywołał strażnika i kazał mu otworzyć, nigdy nie wchodził sam. Nastała całkowita cisza, gdy tylko więźniowie poznali gościa. Zstąpił do ich baraku, czyli ktoś zginie, taka była cena jego odejścia, czyjaś dusza.
- On – Josef wskazał kaszlącego mężczyznę.
- Nie! Panie! To mój syn, on dobrze się czuje, zaraz wyzdrowieje – łkał staruszek.
- Tak? – Mengele uniósł jedną brew.
- Oczywiście.
- A jakby umarł to byś rozpaczał?
- Umarłbym.
- A to ciekawe. Można umrzeć po stracie rodziny?
- Tak…
- Pokarz mi swą rodzinę.
Mężczyzna zbladł jeszcze bardziej, jeżeli to było w ogóle możliwe. Drżącą ręką wskazał drobnego młodzieńca.
- Mój drugi syn Jo…
- Nie pytałem o imiona!
- Tak jest. To mój kuzyn, a to dwóch braci.
Doktor skinął żołnierzowi, który wyciągnął z szeregu czterech mężczyzn. Josef wyciągnął broń, którą miał pod płaszczem i wymierzył w pierwszego, kuzyna starca.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Dooobrze, panie – zawodził dziadek.
Wystrzał rozerwał czaszkę mężczyzny, razem z kawałkami mózgu uleciało jego życie.
- Umierasz?
- Ja… Ja…
Drugi wystrzał. Zwłoki jednego z braci upadły na zimną ziemię.
- Dalej żyjesz? Dziwne.
Starzec padł na kolana i tylko krztusił się łzami. Broń została wymierzona w drugiego brata.
- Co z twoją teorią!?
Huk wypełnił barak, a zapach krwi wdarł się w nozdrza obserwujących tę scenę. Josef przyłożył lufę do czoła płaczącego młodzieńca.
- Aj, okłamałeś mnie starcze. Ciągle żyjesz, a miałeś umrzeć z żalu!
Ostatnia kula spenetrowała czaszkę chłopaka, wdarła się w jego myśli, owinęła je wokół gorącego metalu i wyrwała je z głowy razem z płynem mózgowo-rdzeniowym, kawałkami czaszki i samym życiem. Ojciec leżał na ziemi i głośno zawodził. Josef zrobił krok w stronę kaszlącego chłopaka.
- A teraz ostatecznie sprawdzimy teorię twojego ojca – i nacisnął spust.
Młodzieniec zacisnął mocno powieki, ale usłyszał tylko cichy brzdęk pustego magazynku. Otworzył oczy i zobaczył uśmiechniętego Mengele.
- Ktoś tu ma szczęście? – zapytał i wyciągnął otwartą dłoń w stronę żołnierza, który podał mu swoją.
Chwilę później ostatni pasiak, który był rodzina starca, leżał na zimnej ziemi, a jego puste spojrzenie omiatało zgniłe deski dachu. Josef kucnął obok zanoszącego się płaczem dziadka.
- Okłamałeś mnie. Nie umarłeś. Nie ładnie tak kłamać – ruszył w stronę wyjścia, w progu się odwrócił i spojrzał na przerażonych więźniów – Jutro ma być martwy z żalu. Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, ale jak przyjdę i on będzie oddychał to cały barak idzie do eliminacji. Przemyślcie to.
Gdy wychodził, dostrzegł jak wszyscy patrzą na leżącego starca, a ich twarze wyrażały mieszankę wszystkich uczuć.
Następnego dnia jeden z strażników wszedł do gabinetu Josefa.
- Doktorze Mengele, chciałem tylko poinformować, że znalazłem dziś trupa w baraku czternastym.
- Wybornie. Dziękuję ci – uśmiechnął się lekarz.
Żołnierz wyszedł, a doktor poszedł po Stefana. Znalazł go zapłakanego w swoim pokoju.
- Co się dzieje? – zapytał lekko zirytowany.
- Nie potrafię już. Mam dość! Ja tak dalej nie potrafię! – wyjąkał.
- Wzruszyłem się. Chcesz pomóc bliźniaczką bohaterze? To chodź – po czym wyszedł.
Stefan szybko się zebrał i z pustką rozrywającą serce poszedł za dawnym wspomnieniem przyjaciela. Kobiety leżały na metalowych stołach i konały. Życie z nich ulatywało z każdą sekundą. Majaczyły w gorączce, zapocone, czerwone. Mengele założył gumowe rękawice, maseczkę chirurgiczną i podszedł do zranionej dziewczyny. Podniósł marną imitację opatrunku i obserwował strumień ropy wypływający z rany. Rana była nabrzmiała, sina i wydobywał się z niej potworny smród. Josef wsadził w zakażony otwór swój palec, a ciało pacjentki instynktownie wygięło się w łuk.
- Pięknie – szepnął lekarz – A ty? – zwrócił się do siostry.
Ciało pokryte plamami. Twarz napuchnięta, oczy przekrwione. Ledwo oddychała.
- Brawo dziewczynki, jestem z was dumny!
Mengele podszedł do szklanej szafki, a wtedy dziewczyna przekrzywiła głowę i spojrzała na Stefana.
- Zabij mnie – szepnęła cichutko.
Serce mężczyzny ścisnęło się w potwornym żalu, współczuciu i ogromnym poczuciu winy.
- Nie! – krzyknął i podbiegł do Josefa.
Uznał, że do niego przemówi, jest przecież jego jedynym przyjacielem. Musi w nim jeszcze być ten dawny Josef.
- Nie rób tego! – powtórzył stojąc przed lekarzem.
Złapał go za ramiona i spojrzał głęboko w te zimne, ciemne oczy.
- Wiem, że tam jesteś. Gdzieś tam jeszcze jesteś. Czuję to, jest tam człowiek, który chciał zostać wielkim lekarzem. Dobry człowiek. Wiem to! Człowiek, w którym się zakochałem! Josef jesteś tam! Nie musisz ich krzywdzić, nie jesteś taki. Jesteś taki, jakim cię zapamiętałem, na pewno! Takim, jakim cię kochałem – łzy spływały po twarzy Stefana – Nie rób tego. Nie chcesz tego robić.
Josef opuścił głowę i patrzył w powierzchnię kafelek pod ich butami. Blondyn delikatnie dotknął jego podbródka i zmusił by na niego spojrzał, w tym samym czasie zbliżając swe usta. Myśli Stefana pędziły jak szalone i wtedy poczuł, co znaczy bolące z miłości serce, ale pomyślał, że wytrwa wszystko, wytrwa dla Josefa. Wtedy zobaczył oczy przyjaciela. Ciemne jak dwa lśniące kamienie, zimne i martwe, a jedyne, co w nich było to zwiastun śmierci. Serce Stefana wypełnił żywy ogień. Stęknął i złapał się za pierś. Poczuł kształt strzykawki, spojrzał na nią i z niedowierzaniem przeniósł wzrok na przyjaciela, lub to, co z przyjaciela zostało.
- Dlaczego? – wyjąkał i przewrócił się na kafelki.
Oddech stał się przerywany, ból rozsadzał mu pierś, jakby w sercu miał miliony okruchów szkła, które nieskończoną ilość razy wbijały się w tkanki organu. Mengele nawet na niego nie spojrzał, przekroczył przyjaciela i kontynuował badania na bliźniaczkach. Stefan patrzył na jego plecy i wtedy zobaczył mroczną, mglistą postać. Miał wrażenie, że wyszła ona z ciała Josefa i stanęła obok. Obraz zaczął tracić ostrość, wszystko się rozmazywało, traciło kontury. Ostatnie, co zobaczył to mglista postać podchodząca do jego ciała. Zastrzyk fenolowy zakończył swe działanie, a Stefan opuścił Auschwitz, na zawsze.
Komentarze (8)
Zastrzyk fenolowy zakończył swe działanie a Stefan opuścił Auschwitz, na zawsze.- Ukojenie nadeszło.
Świetnie piszesz to opowiadanie, czyta mi się super; 5:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania