Chłopiec, którym zawładnął mrok. Część 8
Josef patrzył na gęsty dym unoszący się nad budynkami obozu. Nie pochodził jednak z kominów, jego źródło było gdzieś niżej. Czarny, gryzący, jak bestia pochłaniająca niebo bez ptaków. Koło lekarza pojawił się mężczyzna w białym kitlu i okrągłych okularach.
- Cóż takiego się stało, że sam Carl Clauberg zaszczycił mnie obecnością? – zaszydził Mengele nie patrząc na przybyłego.
- Musimy trzymać się razem, nie warto tworzyć obozów – westchnął doktor.
- Obozów? – Josef odwrócił się i spojrzał mu w twarz - Cóż za dobór słów. W takim miejscu. Jesteś niestosowny.
Carl zacisnął szczękę, ale nic nie powiedział. Mengele odwrócił się i znów spojrzał na dym
– Coś się pali?
- To Sonderkommando. Palą zwłoki węgierskich żydów.
- Dlaczego?
- Czy ty się niczym nie interesujesz? Jest 1944, a sytuacja na froncie zaczyna się robić nieciekawa. Tym cholernym Polakom nigdy nie jest mało, ze wschodu nadchodzą Ruscy – Clauberg splunął – radzieckie świnie, a Angole latają jak szarańcza. Oczywiście jeszcze te kleszcze, Amerykanie.
- Ale dlaczego nie palą zwłok w krematorium? Czwórka stoi kilkanaście metrów od nich.
- Czwórka już nie istnieje. Rozebrali ją, a te zwłoki? Razem z nimi palą dokumenty.
- Clauberg, co się dzieje? Himmler chce zatuszować sprawę obozu? – Josef przeczesał palcami czarne włosy.
Carl zrobił krok w stronę doktora.
- Mengele – szepnął – Ten obóz – rozejrzał się po budynkach – On – zbliżył się jeszcze bardziej – nigdy nie istniał. Nie wierzysz? To chodź, pokażę ci.
Ruszyli w stronę gęstego dymu. Schowani w cieniu jednego z krematoriów, obserwowali jak członkowie Sonderkommando wrzucali pliki dokumentów do dołu, wypełnionego palącymi się zwłokami. Nagle pojawiła się grupa żołnierzy, ich dowódca podszedł do pracujących na polanie. Chwilę z nim rozmawiał i w pewnym momencie wyciągnął broń i strzelił mężczyźnie prosto w głowę. Pył życia rozwiał się na wietrze pędzącym wśród tchnień śmierci obozu. Huk wystrzału był jak rozkaz dla pozostałych, unieśli broń i rozpoczęła się rzeź. Kule przeszyły najpierw powietrze, a następnie ciała zszokowanych członków komando. Ich martwe, puste skorupy padły na trawę. Dowódca wydał polecenie, żołnierze podnieśli ciała i zaczęli wrzucać do płonącego dołu.
- Mówiłem Mengele – szepnął Clauberg – Ten obóz nie istnieje.
Nowy komendant, Josef Kramer, stał na placu przed szpitalem SS i patrzył na jednego ze swoich oficerów.
- Prochy rozsypano w dołach i zakopano – odezwał się podwładny.
- Dobrze. A krematoria?
- Przygotowujemy do wysadzenia.
- Świetnie. Możesz odejść.
Mężczyzna się oddalił, a obok zarządcy obozu pojawił się Mengele.
- Sonderkommando. Co z nimi? – zapytał chłodno.
- We wrześniu zlikwidowaliśmy ponad dwustu, ale to wywołało bunt.
- Więc, co zrobiliście z resztą?
Kramer spojrzał na lekarza.
- A co mogliśmy zrobić? Zlikwidowaliśmy.
Josef tylko przyjął te informację do wiadomości, nie wywołała żadnej reakcji na jego twarzy. Mengele słyszał plotki o akcji we wrześniu. Po buncie, członkowie komando zostali zaprowadzeni między blok dziesiąty i jedenasty. Ustawiono ich w rzędzie pod, tak zwaną, ścianą śmierci i rozstrzelano. Nie zdążyli nawet zaprotestować, kule poszatkowały mężczyzn, tapetując ich uciekającym życiem bok baraku. Spłynęli po ścianie zostawiając krwawe smugi. Wrzuceni na stos, zostawieni sami sobie, by leżeli w świetle wrześniowego słońca.
- Mengele. Czy więźniowie są przygotowywani do wywiezienia w głąb Rzeszy? – Kramer skrzyżował ręce na piersi.
- Tak.
- A twoje dziwolągi?
Josef skrzywił się zirytowany tą obrazą jego wielkich dzieł mogących zmienić świat medycyny.
- Co z nimi?
- Posłuchaj mnie, jeżeli nie są w stanie przejść transportu, masz się ich pozbyć.
Josef bez słowa odwrócił się i ruszył do szpitala.
- Mengele! – komendant zatrzymał lekarza w półkroku – Natychmiast.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, wtedy Kramer gniłby już na piaszczystym podłożu. Josef wszedł do swej pracowni i spojrzał na dwóch mężczyzn na leżących metalowych stołach. Kości obciągnięte szarą skórą, praktycznie całkowity zanik mięśni. Szkielety, które wykonywały ostatnie, przedśmiertne ruchy, ostatnie, pełne błagania o skrócenie cierpień, spojrzenia. Lekarz podszedł do blatu, gdzie leżały jego notatki.
- Moje eksperymenty. Tyle badań na temat głodu, a on mi każe przerwać! – zrobił krok w stronę jednego z pacjentów.
- Wytrzymaliście tak długo, tak długo, już prawie kończyliśmy! Ach! – odwrócił się na pięcie i podszedł do szklanej szafki. Wyciągnął fiolkę i wbił igłę strzykawki w membranę. Wrócił do leżącego, po czym spojrzał w rozszerzone strachem oczy. Biedak widział nad sobą blade oblicze anioła śmierci, patrzył prosto w otchłań psychopatycznych myśli. Łzy strachu popłynęły po policzku, a wyschnięte usta układały się w kolejne wyrazy modlitwy. Igła powoli zbliżała się w stronę serca, już dotykała skóry, pacjent cicho łkał i wtedy powoli przebiła szarą powierzchnię. Mężczyzna zachłysnął się powietrzem, prowadząc walkę z bólem. Josef trzymał kciuk na tłoku, ale nie wcisnął go, nachylił się tylko jeszcze bardziej.
- Fascynujące – szepnął – Wiesz, że zaraz umrzesz, wiesz to. Co czujesz? Powiedz mi.
- Zabij mnie – wychrypiał więzień – Błagam… Zabij…
- Patrz, jaki jestem wspaniałomyślny - odpowiedział wprowadzając fenol do komory serca.
Pacjent przyjął piekący, potworny ból jak zapowiedź wolności. Poddał się całkowicie i po chwili znieruchomiał. Ocalony. Mengele podszedł do drugiego mężczyzny.
- Nie, nie, nie, nie – jęczał przywiązany do stołu.
Gdy Josef nachylił się nad nim, ten splunął mu w twarz.
- Potworze!
Lekarz wytarł się chustką wyciągniętą z kieszeni. Odłożył strzykawkę i wrócił do blatu. Po chwili trzymał w ręku kawałek taśmy, którą zakleił usta więźniowi. Mengele spojrzał mu w twarz.
- Wesołek z ciebie – szepnął głosem pełnym nienawiści.
Pacjent wiedział, że to oznacza wyrok. Przerażony obserwował doktora jak wiesza przezroczyste worki z kroplówką na haku stojaka. Podjechał nim do stołu i wbił igłę jednej kroplówki w prawe ramię, a drugiej w lewe.
- Tu – wskazał pierwszy worek – są niezbędne składniki odżywcze zastępujące pokarm, a tu – pokazał drugi – niezbędne sole mineralne hamujące odwodnienie.
Przez myśl mężczyzny przeszła szalona koncepcja, nadzieja na ratunek, ale wtedy zobaczył wyraz twarzy doktora i zdał sobie sprawę, że czeka go los o wiele gorszy nim nadejdzie śmierć. Mengele sprawdził kroplówki, zabrał wszystkie dokumenty i stanął w drzwiach.
- Żegnam. Miłego… Końca świata – zgasił światło i zamknął za sobą drzwi.
Przekręcił klucz w zamku, podszedł do biurka i wyciągnął przygotowaną kartkę. Do drewnianej powierzchni przybijał wiadomość, a w pomieszczeniu trwał niemy krzyk absolutnego przerażenia.
„Pracownia Zlikwidowana”
Komentarze (8)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania