Chwila szczęścia.

Chwila szczęścia

 

Cześć jestem Róża mam czternaście lat. Chcę opowiedzieć wam trochę o sobie chociaż może nie każdemu się ta pisanina spodoba, ale nie dbam o to.

jestem niską osobą o zielonych oczach i długich , lśniąco czarnych włosach.

Jak już napisałam nieco wyżej, mam czternaście lat. Jestem niepełnosprawna. Dokładniej mówiąc jestem przykuta do łóżka, ale wcale mi to nie przeszkadza w normalnym życiu towarzyskim.

Mam bardzo wielu wspaniałych i oddanych przyjaciół, którzy przychodzą do mnie albo zabierają mnie gdzieś.

Może myślicie, że taka osoba jak ja nie umie się dobrze wysłowić albo napisać hm .. , wypracowania?

Powiem tak:

Z każdym można się porozumieć, wystarczy odrobina wyobraźni i dobrej woli, a wszystko się uda.

Jak chodzi o mnie, to ja piszę mówiąc, gdyż i ręce i nogi mam sparaliżowane. Na szczęście technika poszła do przodu. :D

Mam wszystko tak dostosowane w pokoju, że mogę sama się obsłużyć bez angażowania ludzi.

Otoczona jestem maszynami, które dają mi specjalne jedzenie, bo normalnego, chociaż bardzo bym chciała, nie mogę przyjmować.

Mam też urządzenie, które mnie przebiera i pilnuje porządku w moim pomieszczeniu. Te maszyny to moje życie. Jak by ich nie wymyślono, to mnie by tu nie było, bo w zasadzie one robią wszystko, czasem nawet oddychają za mnie.

Tak.

Teraz zapewne nie jeden i nie jedna z was się zaczął i zaczęła zastanawiać

Po co ta dziewczyna właściwie żyje. Wszystko za nią wykonują rozmaite maszyny.

Po co ona żyje?

Jaki to jej życie ma sens?

Przecież ona nigdy nie pójdzie na dyskotekę, nie upije się do nieprzytomności, nie pójdzie z chłopakiem na wymarzoną randkę, ani nie pomoże rodzicom, ani im nie poprzeszkadza.

No do kitu!

Powiem wam, że jest coś większego niż te wszystkie rzeczy, które byście mogli wymyślić. O co chodzi? Po prostu o życie.

Ono samo w sobie jest wartością nie do przecenienia.

Zniszczyć życie jest naprawdę bardzo łatwo, ale sprawić, żeby było, już takie proste nie jest.

Nie można bawić się w Pana Boga i decydować

Ten ma żyć, a ten już nie.

Łatwo jest decydować za kogoś, ale co zrobisz, kiedy to zdarzy się tobie?

- Byłam kiedyś mimowolnym światkiem rozmowy mojej mamy z sąsiadką. Wymiana zdań była w zasadzie na mój temat. Jak chcecie wiedzieć, to powiem wam, że nie podsłuchiwałam. To one rozmawiały głośno.

Przytoczę tę rozmowę.

- Helenko, jak wy macie ciężko. Wiesz, nie bierz tego do siebie, ale gdybym ja urodziła takie dziecko jak ty, to bym sama poprosiła o zamianę niemowlaków. Przecież takie dziecko to hańba dla rodziców. Nie można się nim pochwalić, tylko trzeba trzymać w domu – ze smutkiem w głosie powiedziała znajoma.

- Gabrysiu, nie gadaj bzdur. Przyznaję, takie dziecko potrzebuje więcej miłości i czułości niż zdrowe, ale potrafi oddać sto razy więcej niż się mu ofiaruje.

- Ciekawe, jak taka kaleka może oddać cokolwiek. – sąsiadka poddała w wątpliwość słowa mamy.

- Chociażby przez uśmiech. – Odrzekła mama, która nie ustępowała w tej potyczce słownej ani o jotę. No i jest jeszcze coś moja Gabrysiu. Twoje dzieci urosną i się wyprowadzą, a moja dziewczynka zostanie ze mną na zawsze.

- Masz rację. Czeka mnie nudna starość - skapitulowała rozmówczyni.

Jeżeli zaś chodzi o moją rodzinę, to mam wspaniałych rodziców, którzy dbają o mnie jak mogą chociaż w zasadzie nic robić przy mnie nie muszą, bo maszyny robią wszystko za nich.

Powiem wam, że próbuję sobie wyobrazić, jak by wyglądało moje życie, gdybym urodziła się zdrowa.

Czasem fajnie jest zatonąć w marzeniach, nie myśleć o tym, że nie można ruszyć żadną częścią ciała, że jest się zamkniętym w ciele jak ptak w klatce, że można się kontaktować ze światem jak ktoś przyjdzie albo za pomocą specjalnego komputera, który ma wbudowany czujnik głosu, potrafiący przenieść na ekran to co mówię.

Często zaglądam na portale społecznościowe, czym zadziwiam moich w pełni sprawnych znajomych. a ja funkcjonuję jak każdy człowiek.

Możecie zapytać jak ja to robię, przecież mam ograniczenia i to ogromne.

Cóż, powiem tak:

Sprzęty, w które jestem zaopatrzona, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i wielkiej pracy wielu ludzi umożliwiają mi w miarę normalne życie. Nie mogę się samodzielnie przemieszczać, ale to mnie nie wykreśla ze świata ludzi.

Chociaż niektórzy twierdzą, że takie osoby nie powinny żyć, że psują sobą piękny i zadbany świat, że niczego nie wnoszą do społeczeństwa, że tylko biorą. Ja sądzę inaczej.

Jakiś czas temu zrobiłam małą sondę wśród znajomych i zapytałam ich:

Chcecie żebym umarła?

Oni odpowiedzieli bez zastanowienia:

Róża! Zwariowałaś! Co za myśli chodzą ci po głowie. Ty jesteś naszym skarbem. My dzięki tobie możemy poznać, co to znaczy naprawdę być z kimś i służyć, nie oczekując odpłaty.

Bardzo prosimy , nie zadawaj nam więcej takich pytań. One bolą.

W taki oto sposób dowiedziałam się, że ludzie, których wybrałam na przyjaciół nie są przy mnie

z litości czy dla jakiegoś zysku. Po prostu są.

Jeżeli chcecie sprawdzić, czy ci, których wybraliście na przyjaciół są warci waszej przyjaźni, zróbcie im taki test.

Nie myślcie, że z tego powodu, że jestem sparaliżowana, ominęła mnie szkoła i wszystko co z nią związane. Mam normalne sprawdziany i kartkówki. Z tym, że ja mam to wszystko w domu.

Wiecie co?

Ja tak bym chciała usiąść w normalnej ławce, pokłócić się z koleżankami i kolegami, ale niestety, zostaje mi tylko leżenie i cóż, nic więcej.

Kiedyś na jednym wypadzie ze znajomymi usłyszałam:

- „Ja cię, ale ona ma fajnie. Wszyscy skaczą wokół niej i pytają:

-”Nie jest ci zimno? A może za gorąco?”

Nie musi nigdzie biegać, się nie zmęczy, nie nosi ciężkiej torby z zakupami ani plecaka z książkami.

Takiej to dobrze.

Kiedy moi przyjaciele to usłyszeli, poczerwienieli z wściekłości i chcieli wręcz się rzucić na tę osobę, ale uspokoiłam ich szybko:

- Kochani, spokój, proszę, ja pogadam z tą dziewczyną, tylko się nie wtrącajcie.

Odpowiedzią na prośbę była cisza.

Wiesz co? – Odezwałam się do dziewczyny, która zabawiała się zamkiem od kurtki, a na mój głos podskoczyła, obracając się i szukając źródła dźwięku.

Kiedy mnie zobaczyła i zorientowała się, że to do niej, chciała odejść, ale jeden z moich towarzyszy ją powstrzymał:

- Zaczekaj!

- O co chodzi? – zapytała speszona.

- Ona ma ci coś do powiedzenia.

- Ale, ale ja nie… - Urwała.

- Możesz podejść trochę bliżej? – Zapytałam. – Wiesz, ja słyszę i rozumiem co się mówi. Dam ci propozycję. Zamieńmy się chociaż na jeden dzień. Ja dam ci moje łóżko i paraliż, a ty dasz mi swoje zdrowe nogi. Co ty na to?

Dziewczyna przerażona odeszła bez słowa.

- Brawo Róża, brawo, ale jej przygadałaś.

- Kochani. Nie chodziło mi o to żeby jej przywalić, ale o to, by pomyślała, ale dzięki wielkie.

Jestem raczej spokojna, nie wybucham, choć zdarzają się chwile, że krzyczę. Wtedy wszyscy schodzą mi z drogi, chociaż nie mogę podnieść ręki, by uderzyć czy choćby pogrozić palcem.

Czasem, jak na to patrzę, to chce mi się śmiać, bo nagle okazuje się, że to ja, ta sparaliżowana, „kaleka”, mam więcej do powiedzenia, niż wielu w pełni zdrowych ludzi.

Wiecie, był taki czas, że rodzice bali się mnie puszczać na noc do znajomych, bo przecież ja nic przy sobie nie zrobię, a maszyny, która będzie pilnować porządku, nie zabiorę. Ani tej, która mnie przebiera. No, i wśród znajomych nie ma żadnej osoby, która jest przeszkolona w takim zakresie, jaki ja potrzebuję, ale przekonałam rodziców, że nie mają się czego bać, że ludzie, z którymi będę, są odpowiedzialni i nie dadzą mnie skrzywdzić. Po długich namowach zgodzili się i od tej pory puszczają mnie bez żadnych obiekcji i obaw. Chociaż zdarza się, że zamiast zabawiać się przyjemną pogawędką, muszę wysłuchiwać:

- „Różyczko dobrze się bawisz?

- Nie jesteś ubrana za lekko?

- Radzą sobie z odmierzaniem twego jedzenia?

- Kiedy wrócisz do domu?”

Ciężko jest wysłuchiwać non stop tych samych pytanek, kiedy odpowiedzi są niezmienne

A one, no …, te pytania, pojawiają się, jak tylko wyjeżdżam na więcej niż jeden dzionek.

Jeżeli ciężko to wam sobie wyobrazić, to włączajcie sobie co... hm, pięć dni ten sam utwór, a będziecie mieli jako takie wyobrażenie tego, co mam ja.

Wiecie co?

Wiem, że to głupie marzenie, ale chciałabym się nauczyć robić makijaż, tak jak to robi obecnie prawie każda dziewczyna w moim wieku.

Chociaż z drugiej strony, zastanawiam się, na co przydałaby mi się ta umiejętność. Przecież nie wyjdę nigdy na wybieg modelek, nikt nie będzie zamieszczać moich zdjęć na pierwszych stronach poczytnych gazet ani na okładkach.

Ja jestem tylko sparaliżowaną nastolatką, która ma swoje marzenia i plany na to, co zrobić, żeby to życie, które jeszcze jest przede mną, nie było zbyt szare, monotonne i jednostajne.

Kiedyś myślałam, że chłopaka może mieć tylko w pełni sprawna dziewczyna, ale zmieniło się to moje myślenie, gdy poznałam Karola. On ma niebieskie oczy i czarne włosy. Największą jego zaletą są trzy cechy:

To, że jest cichy, skromny i nie lubi wywyższania się i puszenia jak paw. Poza tym lubi porządek, nie jest bałaganiarzem. I w dodatku chętnie pomaga innym.

Wypatrzyłam go na jednym z portali internetowych, ale nie od razu odważyłam się napisać do niego. Początkowo śledziłam jego wpisy, które nie były wulgarne czy obrażające, jak poniektórych, którzy czasem wpadali na mój profil.

Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia, kiedy zaczęłam z nim pisać, najpierw przez portal, a potem na e-mailu. Akcja potoczyła się tak szybko, że jak teraz myślę o tym, to sama jestem w szoku.

Karol pisze do mnie bardzo często. Gdy mam gorszy dzionek, on potrafi sprawić, że śmieję się niemal do łez.

Widzieliśmy się już nie raz.

Kiedyś miałam przyjaciółkę, która powtarzała, że zawsze będziemy razem, że jej nie przeszkadza to, że ja tylko leżę , a wszystko za mnie robią inni. Jednak to się zmieniło pewnego pięknego dnia. Zadzwoniła na numer domowy. Odebrała mama.

- Halo. Słucham.

- Witam, Tu Morgana, może pani dać Różę do telefonu?

- Chwileczkę.

- Róża, Morgana do ciebie, podnieś u siebie słuchawkę!

- Tak? – Odezwałam się, naciskając guzik mego ekstra aparatu, który odbierałam jak wszystko- mówiąc.

- Pierwsza odezwała się Morgana. Początkowo było fajnie.

- Cześć młoda, jak leci?

- Cześć. Po staremu, ale chyba nie dzwonisz na domowy, by spytać co u mnie. Przecież o to mogłaś zapytać, dzwoniąc na moją komę albo wysłać esa. Nigdy nie dzwonisz na domowy. Stało się coś?

- Nie. Nic się nie stało, poza tym, że wygadałaś moją największą tajemnicę wszystkim na około. Teraz całe miasto gada.

- Morgana! Coś ty , ja nikomu nic nie wygadałam! – Krzyknęłam. Nigdy nic takiego nie przyszłoby mi do głowy. – dodałam po dłuższej chwili milczenia z obu stron.

- To wyjaśnij mi, skąd wszyscy o tym wiedzą i gadają.

- Przepraszam, ale nie mam bladego pojęcia.

- No tak, jasne, jasne. A kto ma wiedzieć jak nie ty?! Tylko tobie o tym powiedziałam.

- Morgana, czekaj, wolniej, o czym ty w ogóle gadasz. Nie czaję. O jakiej tajemnicy? Ty już dawno mi nic nie mówisz. Musiałaś mnie z kimś pomylić.

Po tym zdaniu ponownie zapadła cisza, ale prędko została przerwana przez moją przyjaciółkę, która kipiała nietajoną wściekłością:

- Nie wiedziałam Różo, że masz taką krótką pamięć. Wiesz, coś ci powiem zanim odłożę słuchawkę:

Ciesz się, że jesteś niepełnosprawna, bo jak by było inaczej, to policzyłabym się z tobą. A tak zostawię cię w spokoju, bo los już cię ukarał wystarczająco.

- Morgana, powiedz mi proszę, jesteśmy jeszcze przyjaciółkami?

Powiem wam, że nie wiem skąd w takiej chwili wzięło mi się to pytanie. Jej odpowiedź była bardzo krótka.

- Nie. Cześć. I odłożyła słuchawkę.

Zabolało mnie takie postawienie sprawy przez osobę, która była mi najbliższa zaraz po rodzicach. Nauczyłam się jednego. Chociaż była to trudna i bolesna lekcja, obecnie dobieram przyjaciół rozsądniej. Teraz patrzę inaczej.

Róża, Karol przyjechał! – Zawołała mama kwadrans po telefonie Morgany.

- Super - Przeszło mi przez głowę. Zaraz tu wejdzie i zobaczy, że płakałam. Na pewno będzie chciał wiedzieć , dlaczego jego „myszka” ma oczy pełne łez. Co mu powiem, nie wiem. Chyba prawdę.

-Cześć, Różyczko! Dobrze cię znów widzieć, stęskniłem się bardzo za tobą. – Wyrzucił to

z siebie jednym tchem.

- Cześć Karolku. - Odwzajemniłam powitanie. Starając się na niego nie patrzeć, by nie dostrzegł tego, co tak usilnie pragnęłam przed nim ukryć, ale daremne były moje wysiłki, gdyż dostrzegł to, że jestem jakaś inna niż zazwyczaj i zapytał, siadając nieopodal mnie:

- Kochana, co się stało? Nie patrzysz w moją stronę. Dlaczego? Chodzi o to, że nie pisałem cały tydzień?

- Nie, nie o to.

- A może ostatnio uraziłem cię czymś?

- Ach Karol, Karol. – Wyszeptałam nie mając siły na nic więcej.

- Róża popatrz na mnie, proszę. Płakałaś. Opowiedz. Co się zdarzyło? - Ponowił swoje pytanie, a ja już nie mogłam dłużej zwlekać z odpowiedzią , chociaż nadal żadne słowo nie chciało mi przejść przez gardło. W końcu, tak mało czasu minęło od tragicznego dla mnie telefonu Morgany.

Nie naciskał, czekał w milczeniu. Tylko patrzył na mnie smutniejszym wzrokiem.

- Wiesz. Odezwałam się wreszcie. - Zadzwoniła dziś Morgana.

- Tak, i co? – Spytał tylko.

- Zrobiła mi awanturę o tajemnicę, której nie wygadałam.

- Ona twierdzi inaczej tak?

- Tak. Zanim odłożyła słuchawkę, powiedziała, że mogę się cieszyć, że jestem niepełnosprawna, bo jak by było inaczej, to by się ze mną rozprawiła, ale nie będzie mi nic robić, bo los dał mi wystarczającą karę. A na sam koniec powiedziała, że zrywa przyjaźń ze mną.

- To małpa! – Krzyknął, co nie zdziwiło mnie wcale, bo też miałam takie myśli.

- Co teraz? – Zapytał

- Na szczęście mam innych przyjaciół - odpowiedziałam

- Tak. I mnie. Ja będę przy tobie zawsze.

- Karol, nie mów hop, póki nie przeskoczysz.

- Różo, moja droga, spokojnie, wiem co mówię, nie zwariowałem.

- Mam taką nadzieję, Karolu, bo nie zamierzam odwiedzać cię w pokoju z gumowymi ścianami

i drzwiami bez klamek.

- Ha ha. Różo, myszko moja. To było zabawne.

- Być może, ale ja mówiłam poważnie.

- Tak, wiem, ale nie mogłem się powstrzymać. Przepraszam.

- Spoko. - rzekłam bardzo nieswoim głosem.

- Kochana, bierzesz jakieś leki? Nie chcę byś się rozłożyła.

- Tak, biorę, nie martw się, nie rozłożę się na części pierwsze. Nie będziesz musiał składać mnie jak układankę z puzzli.

- Powiem ci, że trochę nad tym boleję – Rzekł ze śmiechem.

- Ja też. Gdybyś miał możliwość złożenia mnie na nowo, to mógłbyś tak dopasować elementy, by wszystko grało. Bym mogła chodzić, skakać, tańczyć, tylko ja nie wiem czy miałabym ten sam charakter , czy i to by nie uległo zmianie. Czy nie stałabym się głupią, zarozumiałą gąską, chcącą stale zmieniać partnerów.

- Na pewno nie, kochana, ale jak słusznie zauważyłaś, nie mogę ułożyć cię na nowo.

To nie jest w mojej mocy, ale podobasz mi się taka jaka jesteś i nie chcę byś była inna. Chyba, że Ten, który jest w górze sprawi, że staniesz na nogi, to będę go chwalił jeszcze bardziej.

- Karolu, Boga trzeba chwalić zawsze, niezależnie od tego, czy ma się zdrowe nogi czy nie, czy ma się zdrowe oczy czy nie.

- Rozumiem, że chcesz mi powiedzieć, że trzeba Go chwalić zawsze i za wszystko, czy tak, mój nigdy niegasnący promyku nadziei?

-Tak, właśnie to, mój śmieszny człowieku.

- Jak to fajnie brzmi w twoich ustach, moja księżniczko.

- Daleko mi do takiej panny. - Rzekłam ze smutkiem.

- Bliżej niż myślisz - Dodał po chwili. Wiesz, takimi ludźmi jak twoja była przyjaciółka, Morgana nie ma co zaprzątać sobie głowy i myśli. Lepiej myśleć o tych, którzy są i zawsze będą przy tobie.

 

Parę dni później.

 

- Cześć Różo, o czym tak myślisz? Jeszcze nigdy tak zadumanej cię nie widziałem. – Powiedział Karol stając naprzeciw mnie.

- O, Karol, co za niespodzianka. Proszę, daj mi chwilę. Zaraz ci wszystko powiem.

- Dobrze. Tylko, proszę, nie każ mi czekać w nieskończoność.

- Bądź spokojny, aż tak długo nie będziesz musiał czekać.

- To dobrze, ulżyło mi. - wyszeptał.- Ty nie w domu Różo? – zapytał.

- Jak widać. – Odpowiedziałam krótko.

- Przecież jest chłodno, możesz się przeziębić i potem nie wychodzić z domu przez wiele tygodni. Zresztą, jak byłem u ciebie ostatnio, to bolało cię gardło. Musisz na siebie uważać, kochana.

- Spokojna głowa, gardło mnie już nie boli. A musisz wiedzieć, że moje łóżko ma specjalny czujnik

i termometr do mierzenia ciała, a także temperatury zewnętrznej. Karolu ja nie jestem więźniem, który musi siedzieć stale w zamknięciu, muszę czasem wychynąć z mojej przewspaniałej dziury. :D

- Fajna nazwa. Twoi rodzice wiedzą jak mówisz na swój pokój?

- Nie, ale co im do tego? To moje królestwo i mogę nazwać je jak tylko mi się podoba.

- Tak, oczywiście. Ja tego nie kwestionuję. Nie obrażaj się na mnie, proszę.

- To za błaha sprawa na obrażanie się, Karolu. Nie masz pojęcia jak lubię patrzeć na odlatujące ptaki. Wiem, że to trochę dziecinne, ale czasem lubię wyobrażać sobie, że mam skrzydła i latam. Pozwala mi zapomnieć o… - urwałam nieoczekiwanie.

- Zapomnieć o czym, Różyczko?

- O teraźniejszości.

- Hm. Czy i mnie chciałabyś wymazać z twojej przestrzeni? – spytał trochę smutno i trochę zaczepnie jednocześnie.

- Nie, ciebie nie. – Odpowiedziałam poważnie, Ale wszystko inne tak.

- Dlaczego? – Zapytał.

- Dlatego, że to nie jest świat dla mnie.

- Rozumiem, chociaż to trochę dziwne i zabawne, ale dobrze, że masz wyobraźnię, przynajmniej się nie nudzisz. :D

- Tak, to prawda, na nudę narzekać nie mogę.

Bardzo cię proszę uważaj na siebie, ryba.

- Nie rozśmieszaj mnie, Karol. Co ja mogę sobie zrobić leżąc. Mogę jedynie nabawić się odleżyn.

- Nie zrozumiałaś przenośni. – Powiedział trochę poirytowany.

- - Być może, przepraszam. – Rzekłam, uśmiechając się do niego trochę filuternie.

- No ok. Przyjmuję przeprosiny Mała - rzekł pociągając mnie lekko za ucho.

- Wiesz, tak bym chciała ci oddać to pociągnięcie za ucho, ale nie mogę niestety. – Rzekłam z nutką lekkiej groźby, a po chwili milczenia z obu stron dodałam pytanie:

- A ty może jesteś olbrzymem, tak? – Zapytałam z bardzo poważną miną.

- Wiesz, zależy dla kogo. Dla ciebie mogę nim być, bo ty leżysz, ale uwierz mi, że jak byś stanęła, to ty byłabyś wyższa ode mnie.

- Skąd o tym wiesz, Karolu? Nigdy nie widziałeś mnie stojącej i zapewne nigdy nie ujrzysz. 

- Tak, wiem o tym, ale umiem to ocenić.

- Po czym?

- Proszę, nie każ mi wygłaszać wykładu. Nie mam na to ochoty.

- No dobrze. Niech ci będzie, Karolku.

- Po krótkim czasie Karol odezwał się z troską

- Długo już jesteś na tym podwórzu?

- Nie. Chwilkę przed twoim przyjazdem dotarłam tutaj. Prawdę mówiąc , nie spodziewałam się dzisiaj gości.

- Aha, ale jak widzisz jestem.

- Tak, widzę i bardzo mnie to cieszy, ale czemu nie zadzwoniłeś, że będziesz? Przygotowałabym się jakoś.

- Zepsuł mi się telefon, a zresztą, nie dowiedziałaś się jeszcze, że ja lubię robić niespodzianki?

- No, hm. – Mruknęłam tylko w odpowiedzi. A po chwili zmieniłam temat.

- Wiesz, chciałabym mieć kiedyś dzieci, choć zdaję sobie sprawę z tego, że to może zostać tylko w sferze marzenia , bo jestem sparaliżowana. Wiem, że aby mieć swoje pociechy, trzeba mieć chociaż częściowo sprawne ręce. A ja tego nie mam. : No, ale nic, muszę cieszyć się z tego, co mam. Przecież niektórzy nie mają nawet tego, co mam ja. A kto wie, może kiedyś medycyna znajdzie rozwiązanie takich trudnych problemów jak mój. I że takie osoby jak ja będą mogły cieszyć się z bycia matką. Przecież są tacy, którzy mają jeszcze gorzej niż ja.

Wiesz co? – Kontynuowałam swój temat.

Tak bym chciała być kiedyś mamą. Marzy mi się wziąć maleństwo na ręce i przytulić je , kołysać przy piersi i pośpiewać mu kołysanki. Cudowne byłoby pójść z nim na spacer, czuć wiosenne słońce na twarzy i cieszyć się zwykłym dniem, małą, cudowną codziennością. I chociaż wiem, że w moim stanie nic takiego nie wchodzi w grę i nigdy moje marzenia się nie spełnią, to dobrze jest chociaż na chwilę podążyć za wyobraźnią.

Wiem, że to trochę śmiałe marzenia, ale kto marzy, ten nie zginie w odmęcie teraźniejszości. :D

Kiedyś miałam sen.

Siedziałam na ławce. Byłam zdrowa, a obok mnie siedział ktoś, kogo nie mogłam rozpoznać, bo miał zasłoniętą twarz, a niedaleko nas na trawniku bawiła się gromadka dzieci. Ach, jaki to był cudowny widok i wspaniały sen.

Cieszę się, że miewam takie sny, bo wtedy wiem, że nie jestem i nigdy nie będę sama.

Wszystkie dziewczyny mają swoje marzenia. Jedne się spełniają, inne nie. Moje marzenie jest bardzo rodzinne, daje mi dużo radości i nadziei.

- Różo, masz piękne marzenia. - Powiedział tylko i wyszedł, nie mówiąc nawet cześć.

Powiem wam, że wstrząsnęło mną trochę jego dziwne zachowanie. Nie spodziewałam się takiej reakcji na moje słowa o dzieciach. Przecież to jest fajny temat. Myślałam, że dołączy do tej rozmowy, że to nie będzie monolog, ale się pomyliłam. No cóż, spróbuję inaczej następnym razem.

Zastanawia mnie jedno. On ma rodzeństwo, a najwyraźniej boi się tego tematu. Ciekawe dlaczego.

Może po prostu nie jest gotowy na takie tematy. Jest niedojrzały. Uważa, że takie osoby jak ja nie powinny snuć planów na przyszłość, bo i tak będą z nich nici. Ale przecież od rozmów nie zjawiają się dzieci. Ja tak lubię marzyć i myśleć o tym, że kiedyś ta zła farsa się zwinie jak zwija się starożytne księgi, ale na razie trzeba żyć tak jak się da.

Ciekawe czy się do mnie odezwie, czy będzie milczał jak grób

Ja, nawet gdybym chciała się do niego odezwać, nie mogę, bo zgubiłam gdzieś jego wizytówkę, którą mi dał. A jeżeli chodzi o e-maila to albo zmienił, bo nie mam odpowiedzi na wiadomości, które mu wysłałam, albo jest tak zajęty, że nie sprawdza poczty.

- Różo, masz gościa!- Zawołała mama.

- O matko, kto to? Czyżby Karolowi przypomniało się o moim istnieniu?- Przemknęło mi przez myśl.

Poprosiłam mamę, żeby wprowadziła gościa do mojego pokoju! Ku memu rozczarowaniu to nie był Karol, ale chłopak, którego widziałam raz i obiecałam sobie, że w miarę możliwości będę go unikać, ale jak widać rozsypało się w pył to moje postanowienie, bo on jakoś dowiedział się gdzie mieszkam i przyszedł do mojego domu.

- Ok. Mamo, dziękuję za wprowadzenie Daniela. Zajmę się nim. – Udało mi się wydusić.

- Nie ma sprawy córeczko. Jak będziecie chcieli herbatę starczy, że nadusisz przy twoim magicznym sprzęcie guzik.

- Wiem mamo, ale dzięki za tę instrukcję. - Uśmiechnęłam się na koniec do niej.

- Proszę bardzo. Już was zostawiam.

- Cóż Danielu? Co mi powiesz nowego? Dawno się nie widzieliśmy prawda?

- Tak, prawda, Różyczko.

- Daniel, ile razy mam ci powtarzać, że nie znoszę jak tak na mnie mówisz. Taka forma mego imienia jest zarezerwowana tylko i wyłącznie dla mego chłopaka, którym, jak zapewne wiesz, jest Karol. - Uniosłam się trochę.

- Przepraszam, zapomniałem.

- To co cię tu sprowadza? – Zapytałam ponownie.

- Karol. – Powiedział , krótko.

- Jak to Karol? – Zapytałam niedowierzająco i z lekkim niepokojem. Stało się coś?

- Hm. – Mruknął w odpowiedzi. Widzę, że nic nie wiesz. – Dodał po dość długiej chwili ciężkiego milczenia.

- No mówże człowieku zanim dostanę zawału. – Szepnęłam.

- Karol miał wypadek. Jest w ciężkim stanie.

- Jak ciężkim? – Zapytałam niemal bez tchu.

- Jest nieprzytomny i ma połamane ręce i nogi. Lekarze również nie wykluczają wstrząsu mózgu.

- O matko! – Krzyknęłam z rozpaczą. - Jak to się stało i kiedy?

- Zapewne powiedział ci, że pracuje, to znaczy hm… pracował na budowie

- Nie, nie powiedział mi o tym. - Powiedziałam przełykając łzy i szybko mrugając oczami. Myślałam, że jest na mnie zły, dlatego nie przyjeżdża i nie odpisuje na e-maile.

A ty skąd wiesz o wypadku?

- Pracuję na tej budowie i widziałem jak się to stało.

- Wy nie macie tam żadnego zabezpieczenia? – Zapytałam, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o zdarzeniu.

- Mamy. Liny, ale Karol nie zdążył się obwiązać. – Rzekł z widocznym smutkiem na twarzy.

- Rozumiem. Dzięki, że poinformowałeś mnie o tym. Wiesz może czy jego telefon działa? Chciałabym do niego zadzwonić , kiedy odzyska przytomność.

- Bardzo przepraszam, ale niestety nie wiem.

- No trudno. Raz jeszcze dzięki.

- Różo?

- Tak, Danielu?

- Karol tyle razy mówił o tobie, w zasadzie to buzia mu się nie zamykała.

- To miło. Nie powiedziałeś jeszcze, kiedy to się stało. – Zmieniłam temat.

- Sorry. Jasne. - Ten nieszczęsny wypadek zdarzył się dwa dni temu.

- Och! – Krzyknęłam, nie mogąc opanować emocji, które we mnie wezbrały.

- Co się stało? Zawołać twoją mamę? – Zapytał zaniepokojony.

- Nie. Nie ma takiej potrzeby, już jest dobrze. – Powiedziałam po dłuższej chwili.

- Zbladłaś. – Powiedział przyglądając mi się uważnie.

- Nie. To tylko tak światło pada z okna. – Rzekłam z wymuszonym uśmiechem.

- Róża, nie kłam. Widzę przecież, że jest coś na rzeczy. Powiedz.

- Daniel, na litość boską przestań mi wmawiać coś, czego nie ma.

- Ok. Nie będę ciągnął cię za język, jak zechcesz to sama powiesz. Masz tu mój numer. Jak się czegoś dowiem o stanie Karola, dam znać. – Powiedziawszy to, skierował się w stronę drzwi.

- Dzięki. – Szepnęłam zbielałymi wargami, bardziej do siebie niż do niego.

Tak sobie leżę i myślę, że w gruncie rzeczy to dobrze, że jestem niepełnosprawna, bo nie mogę zrobić nic głupiego lub czegoś, co by zagroziło memu życiu. Wiadomość o wypadku mego ukochanego tak mną wstrząsnęła, że jak bym mogła, to bym popędziła do niego jak na skrzydłach, żeby przy nim być jak się ocknie, ale nie mogę.

Tak bym chciała, żeby to, o czym się dowiedziałam było tylko strasznym snem, który się lada chwila rozwieje jak dym i nastanie piękny jasny dzionek, a Karol będzie przy mnie. Ciekawe czy jeszcze kiedyś go usłyszę, czy powie do mnie –„ Cześć Różo, jak się masz?” Mam nadzieję, że tak. Chociaż mówią, że nadzieja jest matką głupich, ale ja się z tym nie zgadzam.

Karolu, mam ci tyle do powiedzenia, musisz obudzić się i żyć i Nie poddawaj się. Wiem, że mnie nie słyszysz, ale wiem, że czujesz to, jak cię kocham. A ta miłość nie jest płocha ani ulotna; jest twarda

i stała jak granitowa skała.

- Piękne to. – Usłyszałam nagle.

- Kto to? Spytałam bez tchu

- Zgadnij.

- Karol! – Wykrzyknęłam, nie mogąc powstrzymać okrzyku radości. Skąd ty tu…? – Urwałam niespodziewanie dla samej siebie.

- Przywołałaś mnie. - Rzekł ze śmiechem.

- Ale ja nic nie rozumiem. Był u mnie Daniel i powiedział, że miałeś wypadek, że masz wstrząs mózgu i połamane ręce i nogi.

- Ach, ten Daniel. Zawsze musi wszystko po swojemu ubarwić. I co, uwierzyłaś mu?

- Tak. Opowiedział to tak, że się nie dało nie uwierzyć.

- Przepraszam, kochana Różo za niego. On zawsze opowiada takie historie.

- To ty Karolu nie byłeś w szpitalu?

- No , że byłem to prawda, kochana, ale nie miałem ani wstrząsu mózgu, ani połamanych rąk czy nóg.

- Jeśli tak było jak mówisz, to dlaczego się nie odzywałeś?

- Byłem bardzo, ale to bardzo zajęty.

- No ok. Ale gdzie byłeś?

- Na badaniach.

- Jakich badaniach? – Zapytałam trochę zniecierpliwiona.

- Standardowych. No, musiałem uaktualnić komplet badań do pracy.

- I to wszystko?

- Tak.

- Rany, a ja tu zaczęłam od zmysłów odchodzić.

- Naprawdę, naprawdę przepraszam. Nie mam pojęcia, co strzeliło mu do głowy.

- No ja też nie wiem, ale dobrze, że jesteś cały i zdrowy. - Wybierzemy się gdzieś, kochany aby uczcić twój, hm … nadzwyczajny powrót?

- A dokąd byś chciała się wybrać?

- Na Hawaje. – Rzekłam ze śmiechem, od którego zadzwoniły szyby w oknach mojego pokoju.

- Załatwione - Powiedział Karol, uśmiechając się szeroko.

Karol dotrzymał słowa, pojechaliśmy na Hawaje. Było wystrzałowo. Tylko szkoda, że nie mogłam zabrać ze sobą mego komputerka, bo wtedy mogłabym opisywać wszystko dzień po dniu. A teraz mogę spisać tylko to, co utkwiło mi najbardziej w pamięci. No, ale trudno.

Postaram się wszystko przelać na papier.

Wyruszyliśmy z domu dwudziestego piątego czerwca przed świtem, słońce jeszcze dobrze nie wzeszło, kiedy wzbiliśmy się w powietrze. Ech, to był lot. Nie zapomnę go do końca życia.

Obok nas siedziało małżeństwo, chyba z Ameryki, bo nawijali non stop po angielsku ze specyficznym akcentem właściwym tylko dla tego narodu.

Kiedy wylądowaliśmy, Karol wyniósł mnie na rękach. Uśmiać się można było jak się spojrzało na twarze zdumionych pasażerów.

- Dokąd jedziemy? – Zapytałam, kiedy usadowiliśmy się w specjalnym samochodzie, dostosowanym do przewozu wózków.

- Do hotelu Liana. Z okna jest przepiękny widok na ocean.

- Tak bym chciała zamoczyć nogi. – Powiedziałam rozmarzonym głosem, ale wiem, że to jest niemożliwe.

To smutne. Być tu i nie móc zamoczyć nóg.

- Masz rację, powiedział Karol, który przygotował dla mnie niespodziankę, ale zdradził ją dopiero następnego dnia.

Otóż, rankiem wybraliśmy się na plażę jak ze snu.

Piasek złoty, sypki i ogrom wody.

Kiedy to zobaczyłam, pomyślałam, że spadnę z mojego jakże nie przyjaznego legowiska.

- Teraz niespodzianka. – Powiedział Karol dosłownie odklejając mnie od gumowego poszycia mojej klatki i niosąc mnie do brzegu gdzie fale się załamywały.

- Karol, dasz radę? Fale wyglądają na duże. Boję się. – Odezwałam się.

- Spokojnie, królewno nie pozwolę na to, by któraś z tych dzikich fal mi ciebie odebrała, jeśli zginiemy to razem.

Te słowa nie uspokoiły mnie ani o jotę, ale nie miałam czasu na wyperswadowanie tego jakże szalonego pomysłu memu ukochanemu, bo znaleźliśmy się bardzo blisko huczącej spienionej, pomimo braku wiatru, wody.

- Uważaj! – Krzyknął A ja zacisnęłam oczy i usta z całej siły, jaką mogłam wykrzesać w tamtym momencie. Gdyż oczami na szczęście mogę sama ruszać

Po chwili wyszliśmy z kipieli, a ja się zarzekałam, że nigdy więcej nie weźmie mnie na taką eskapadę, ale oczywiście on nic sobie nie robił z moich słów i jeszcze nie raz brał mnie , tym razem odpowiednio zabezpieczoną, do wody.

W gruncie rzeczy muszę przyznać, że to było całkiem fajne przeżycie.

Chodziliśmy po różnych tamtejszych plażach, muzeach, restauracjach i widzieliśmy dwa rekiny, które chyba szukały czegoś do zjedzenia. Matko, dobrze, że nie znaleźliśmy się w zasięgu paszcz tych okropnych żarłaczy.

Strasznie szybko leciał nam czas i tak dobiliśmy do dnia, kiedy trzeba było się pożegnać z pięknymi Hawajami. Wróciłam do kraju opalona na brązowo.

- Miesiąc po powrocie do kraju znalazłam się w szpitalu.

Nie mam pojęcia jak długo byłam nieprzytomna. Gdy się ocknęłam, siedział przy mnie Karol i mama. Rozmawiali przyciszonymi głosami tak, że nie mogłam rozpoznać słów.

Nie mogłam o nic zapytać bo miałam rurkę intubacyjną, ale, co mnie zdziwiło, nie leżałam na intensywnej terapii, tylko na zwyczajnej sali. Może byłam tam wcześniej?

Kiedy próbuję sięgnąć pamięcią wstecz, nie pamiętam nic. Jest tylko czarna dziura, która mnie przeraża.

Lekarz pojawił się następnego ranka, żeby oznajmić, że cierpliwie muszę poczekać jeszcze jeden dzień, aby pozbyć się rurki intubacyjnej. Postał dłuższą chwilę przy moim łóżku i powiedział coś do osoby, która była obok mnie.

Bardzo prędko przeszła ta noc. Chyba spałam, chociaż mam wrażenie, że czuwałam.

- Ciekawe, kiedy przyjdzie lekarz – Zastanawiałam się, z niecierpliwością licząc upływające minuty, które były dla mnie jak wieczność. Wreszcie usłyszałam jakiś ruch przy drzwiach.

- No Różo, jesteśmy. A ty jesteś gotowa? – Zapytał lekarz podchodząc, chociaż nie czekał na odpowiedź. To była formalność.

- Po chwili powiedział

- Nabierz dużo powietrza. Teraz.

- Zrobiłam jak kazał i po chwili poczułam się wolna, mogłam swobodnie odetchnąć.

- Ach, jak dobrze nie mieć tej rurki w gardle. Myślałam, że się przez nią uduszę. – Odezwałam się próbując rozejrzeć się po sali, ale nic z tego nie wyszło.

- Mogłaś mieć takie wrażenie. – Usłyszałam.

- Karol, to ty? - Zapytałam. Nie byłam pewna, czy to tylko sen.

- Tak, Różo to ja.

- Czemu jestem w szpitalu? Gdzie jest moja mama? – Zapytałam.

- Powoli, mała nie wszystko na raz.

- Ach, więc dla ciebie jestem mała, tak? Wiesz, dawno tego nie słyszałam z twoich ust.

- Wiem, ale do rzeczy. Pytałaś czemu znalazłaś się tu. Hm, cóż. Straciłaś przytomność i miałaś długi bezdech.

- A moja maszyna? Przecież to jedna z nich zawsze…

- Tak, Różo, ona radziła sobie przy krótkim bezdechu, ale ten był dłuższy – przerwał mi Karol

- To kto zawiadomił mamę?

- Pisk, mała.

- Co za pisk, nie rozumiem.

- Cóż. A twoja mama wróciła do domu. Musi wypocząć, czuwała przy tobie cztery dni.

- Rozumiem, kochany, ale… - Urwałam nagle, bo nieoczekiwanie zachciało mi się dziwnie spać. A Karol widząc to zawołał:

- Różo, nie zasypiaj! Mów do mnie, proszę, ale ja oddalałam się coraz bardziej w krainę snu i słyszałam ostatnie zdanie jak przez mgłę,

- Ale ja nie chcę spać Karolu. Ja już się wyspałam. – Wyszeptałam.

- Znów śpi? – Zapytał lekarz wchodząc na salę po jakimś czasie.

- Tak, doktorze, chyba śpi. Czy to wpływ leków?

- Nie, leki, które podajemy Róży nie wywołują takich skutków. Wyniki ostatnich badań wskazują, że Róża ma wiele małych, nachodzących na siebie guzków.

- Gdzie, doktorze?

- w głowie.

- Można coś z tym zrobić? Ja ją kocham.

- Niestety, nie mamy możliwości wyleczenia Róży.

- Więc ona umrze?

- Niestety tak. Przykro mi.

- Ja się na to nie zgadzam! To nie tak miało być!

- Wie pan, muszę skonsultować się z innymi lekarzami, ale proszę przygotować się na najgorsze. Jeżeli nie będzie dobrych rokowań, zdecydujemy się na odłączenie Róży od aparatury.

- Nie, doktorze! Przecież ona żyje. Widziałem jak otworzyła oczy, ona tylko śpi.

- Proszę nie łudzić się zbytnio. To nie potrwa już długo.

- Karol wyszedł z sali załamany po rozmowie z lekarzem, który prowadzi moją ukochaną i powlokłem się do domu.

- Jakiś czas później.

- Karol, idziesz do Róży?

- Tak, obiecałem jej to. Stało się coś?

- Nie ma jej na sali. – Powiedziała jej mama, która siedziała z kubkiem wody na korytarzu.

- Jak to nie ma? To gdzie ją przenieśli? – Pytał opanowanym głosem, ale w środku cały się trząsł

z przerażenia.

- Jest na intensywnej terapii. Miała zapaść, z której udało się lekarzom ją wyprowadzić, ale mówią, że z kolejnej może się nie dać.

- Rozumiem. Mogę do niej pójść?

- Możesz, ale ostrzegam, to może być dla ciebie szok.

- Dziękuję.

- Aha, ona leży w sali numer sześć!

- Różo, nie odchodź, nie zostawiaj mnie.

- Nie warto do niej mówić, ona nie słyszy. – Odezwał się jakiś głos z drugiego końca sali.

Chłopak odwrócił się w tamtym kierunku ze zdziwieniem oraz oburzeniem na twarzy i odezwał się:

- Ja wiem, że człowiek traci zdolność słyszenia i wszystko inne w chwili śmierci, ale ona jeszcze żyje. – - Nie, drogi panie, jej już na tym świecie nie ma. Tylko serce bije. A swoją drogą, myśleliście o tym, że ona mogłaby być dawcą?

- Nie, doktorze, ani jej mama, ani ja nie zgodzimy się na to nigdy!

- Proszę pomyśleć, ilu ludziom mogłaby w ten sposób pomóc. Jej te narządy już nie są i nie będą potrzebne.

- Doktorze, przepraszam, że przerywam w jakże ekscytującym momencie, ale mam jedno pytanie mogę je zadać?

- Tak, proszę. – Rzucił, krótko. Patrząc na swoje pięknie ukształtowane palce.

- Czy gdyby komuś z pana rodziny przytrafiło się takie nieszczęście, jakie spadło na nas , podjąłby pan decyzję o odłączeniu czy oddaniu narządów do przeszczepu, nie mając pewności co do tego, w jakim stanie jest mózg?

- Powiem tak. Zdecydowałbym się na to, bo wiem, że wątroba i serce mogłyby uratować komuś życie.

- A ja nie. - Rzekł cicho Karol.

- Widzę, że pan nie ustąpi tak łatwo. Musi pan mocno kochać tę dziewczynę. – Powiedział lekarz.

- To nowotwór nie zajął wszystkich narządów?

- No… - mruknął lekarz w odpowiedzi, zrobiwszy przy tym dziwną minę i dodał po chwili pytanie:

- Kto powiedział, że ta dziewczyna ma nowotwór?

- Nie mam pojęcia, który z panów to przekazał. Jesteście bardzo podobni do siebie w tych białych fartuchach.

- Rozumiem, dziękuję za informację. Ale mimo wszystko, proszę się zastanowić nad moją propozycją. A ja dowiem się co z tym nowotworem.

- Nasze stanowisko się nie zmieni, doktorze.

- Mam dobre wieści. Róża się ocknęła. - Powiedział lekarz, gdy zobaczył Karola na korytarzu trzy dni później.

- Super! Dziękuję panu bardzo. Mogę do niej wejść? Mam dla niej malutki prezent.

- Tak, ale tylko na chwilę.

- Proszę być uważnym i delikatnym względem pacjentki. Nie będę przed panem ukrywał. jej dni są naprawdę policzone.

- Dobrze, doktorze Obiecuję, nie zabawię u niej długo.

- Mam taką nadzieję.

- Nie miejcie takich smutnych głosów, ja nie umarłam, tylko spałam. To już dzień? – odezwałam się, wprawiając obecnych w zdumienie.

O czym tak panowie rozprawiają? Zapytałam, próbując przedrzeć się wzrokiem przez ciemność, która mnie obległa z wszystkich stron jak drapieżnik słabą ptaszynę.

- Pytałem doktora, jak będzie dalej przebiegać twoje leczenie, Różo. – Usłyszałam.

- Rozumiem, kochany. Karol, ja nie widzę! – Zawołałam zrozpaczona po chwili.

- Spokojnie, kochana, to minie, zobaczysz, będzie dobrze. – Próbował mnie uspokoić, chociaż i jemu głos się okropnie trząsł.

- No tak, odezwał się inny głos. Choroba postępuje i wcale nie próżnuje.

- Kto to? Lekarz?- Zapytałam niepewnie.

- Tak, Różo, lekarz.

- Wiadomo dlaczego nie widzę? - Rzuciłam pytanie w ciemność.

Odpowiedzią była ogromna cisza, która aż zadzwoniła mi w uszach.

- Jest tu ktoś?! Ja chcę widzieć! Widzieć!- Krzyczałam, ale to nie przynosiło żadnego efektu.

- Cicho, Różo, cicho. - Przedarł się do mojej świadomości ciepły cichy głos męski.

- Chociaż lekarze nie dają ci zbyt dużych szans na przeżycie , to ja wierzę, że nie spełni się ten scenariusz.

- Jaki scenariusz, o czym ty mówisz człowieku?

- Lekarze mówią, że masz jakieś guzki w głowie, że masz je od dawna i, że nic nie można z tym zrobić.

- Ach więc to nie był sen. To prawda, ja umrę! – Wykrzyknęłam z rozpaczą.

- Słyszałaś moją rozmowę z lekarzem? To niemożliwe, przecież spałaś.

- Kochany, to nie był sen.

- Jak nie sen, to co?

- Nie mam pojęcia, to jakiś dziwny stan. Trudno mi go opisać.

- Nadal nie ma mojej mamy? – dodałam zmieniając temat.

-Jeszcze nie ma.

- Czy myślisz, że jest zła?

- Na kogo, na ciebie?

- Nie, tak ogólnie. Na zaistniałą sytuację.

- Myślę, że nie, dlaczego miałaby być zła? No i na kogo?

- A ty nie jesteś przemęczony? Siedzisz przy mnie już bardzo długo. Czas, żebyś odpoczął. Idź do domu.

- Nie, ja zostaję tu, przy tobie, kochana Różo.

- Ale ty też musisz odsapnąć. Nie może być tak, że ja będę zawsze w centrum.

- Dla mnie może, bo cię kocham.

Zaśnij teraz, musisz dużo wypoczywać żeby zupełnie wydobrzeć.-

- Dobrze, spróbuję, kochany chociaż nie wiem czy się uda. Mam tyle rozmaitych myśli w głowie.

Kilka dni później.

- Witaj moje najśliczniejsze słoneczko.

Jak się dzisiaj czujesz?

- Nie najgorzej, Karolku. Co słychać w szerokim, dalekim świecie?

- Hm. – Mruknął. Co odebrałam jako zastanawianie się.

- Na drzewach zaczęły rosnąć zamiast liści samochody, po ulicach zaczęły chodzić samobieżne roboty, w sklepach są sprzedawane elektroniczne dzieci. Wymieniać dalej?

- Karol, ja nie przeniosłam się w przyszłość. – Powiedziałam ze śmiechem.

- To prawda, ale w takim razie nie mam ci co opowiadać bo w zasadzie wszystko wiesz.

- Oj Karol, Karol.

- Ach, zapomniałbym, mam dla ciebie małe coś.

- Dla mnie? – Zapytałam z niedowierzaniem.

- Tak dla ciebie. Proszę wyciągnij ręce w stronę, gdzie słyszysz mój głos.

- Dobrze, już to robię.

- Uważaj, nie zrzuć, to delikatny sprzęt – Powiedział i położył mi na dłoni mały przedmiot.

- No dobrze.

Hm. Nie pachnie, nie da się tego zjeść, to jest… -No co to?

- Przecież to jest telefon. Ty głupia, mała gąsko. – Powiedział, pociągając mnie lekko za włosy. nie tając rozbawienia.

- Co? To jest telefon?

- Naciśnij guzik pod strzałką w dół i dziewiątkę. – powiedział.

- I tylko tyle? Nie trzeba nic więcej robić? – Zapytałam, nieświadomie wywołując kolejną salwę śmiechu mego towarzysza.

- Jak naciśniesz to usłyszysz. - Powiedział po dłuższej chwili.

- O rany. Skąd ją wytrzasnąłeś? – Zapytałam.

- Tego nie powiem, to moja słodka tajemnica, ale możesz być pewna, że nie ukradłem jej.

- To mi wystarczy. Tylko daj mi szybki instruktarz, co mam robić , żeby do ciebie się dodzwonić.

- Ty rymujesz i wcale tego nie czujesz. – Zauważył.

- Widzisz jak na mnie super działasz?

- Tak. Widzę. Przyjdę jutro. Trzymaj się.

- Ok. Dzięki, że pomyślałeś o mnie.

- Nie ma sprawy, wiesz, w ten sposób pomogłem również sobie.

- Tak, z pewnością, kochany Karolku.

- Dobra, będę już naprawdę spadał, trzymaj się do jutra, cześć

- Cześć, Karol. – Powiedziałam próbując mu przesłać buziaka.

Kiedy wyszedł, czekała mnie nieprzyjemna niespodzianka.

Wpadła do mnie dziewczyna, której już strasznie dawno nie widziałam i mówiąc szczerze myślałam, że już nigdy jej nie zobaczę na horyzoncie. Ach, jak ten los jest przewrotny.

- Róża! Jak się czujesz? Pytam, bo wyglądasz marnie.

- Cześć Klaudio. – Przywitałam przyjaciółkę. Czuję się koszmarnie. Masz jakąś sprawę do mnie?

- Ach, czy ja zawsze muszę przychodzić do ciebie tylko jak mam problem do rozwiązania?

- No… Nie, ale zazwyczaj tak było.

- Hm. – Mruknęła tylko. - W zasadzie to przyszłam do ciebie z paroma wiadomościami, bo jak się domyślam, nie czytasz tutaj żadnych gazet i nie oglądasz telewizji regionalnej. Mam rację?

- Tak, masz, stuprocentową. Ja tu nie mam czasu na czytanie i oglądanie.

- To co robisz całe dnie?

- Mam rozmaite zajęcia i rozmowy.

- Aha, rozumiem. To pierwsza przynoszę ci hm, nowinki z miasta?

- Tak, pierwsza.

- To słuchaj. W zeszłym tygodniu w centrum naszego miasta wybuchł pożar. W jego wyniku zginęły dwie osoby, było to małżeństwo. Policja doszła do tego, że owi ludzie mieli córkę, która była w takim stanie w jakim jesteś ty.

- To teraz już wiem, dlaczego nikt nie podnosił słuchawki jak dzwoniłam! Mamo! Tato! Ja chcę do was, nie zostawiajcie mnie, proszę! – Zaczęłam krzyczeć.

- Ciszej, nie krzycz i tak cię nie usłyszą.

- Wyjdź! Idę spać.

- Co? Spać o tej porze, przecież dopiero kwadrans po piętnastej.

- Jak chcesz wiedzieć , to ci powiem , dlaczego śpię o tej porze.

- No, wal.

- Dostaję leki, które działają rozluźniająco i nasennie. A swoją drogą to nie chcę słuchać dalej. Właśnie zniszczyłaś mój piękny, kolorowy, pomimo niepełnosprawności świat.

- Przykro mi, że zburzyłam tą twoją idyllę, Różyczko. - Wiesz, ja ci nie odpuszczę, jeszcze mnie popamiętasz. – Powiedziała ze śmiechem, w którym można było wyczuć groźbę.

- Nie wiedziałam, że jesteś tak okrutna i bez serca, Klaudio. Dotąd sądziłam, że naprawdę jesteś moją przyjaciółką, ale się pomyliłam już drugi raz.

-O, co słyszę, kto jako pierwszy dostąpił zaszczytu odejścia z twojej arcydługiej listy przyjaciół?

- To nie twoja sprawa.

- Może nie jest to moja sprawa, ale jak wiesz, ja I tak zawsze wszystkiego się dowiaduję jak nie bezpośrednio, to w inny sposób, który nie ukrywam, bardziej lubię.

-Miałaś iść pięć minut temu. – Wtrąciłam szybko swoje zdanie, widząc, że moja nieznośna rozmówczyni zamierza wygłosić jeszcze jakiś referat.

- Od kiedy żyjesz na zegarek?

- Od zawsze, no wynoś się już! Nie chcę cię nigdy widzieć!

- No dobra, dobra, matko, co za jędza. Jak wyjdę , to możesz być pewna, że moja noga nie postanie w żadnym twoim pomieszczeniu, przebrzydła, ohydna karykaturo człowieka!

Po wyjściu „przyjaciółki”, która okazała się nieczuła na cudze nieszczęście, okropnie się rozpłakałam i przez długi czas nie mogłam się uspokoić. Ogarnął mnie przemożny strach o to, że teraz nie ma dla mnie miejsca, że nie mam już nic.

Po jakimś czasie przyszedł do mnie Karol. Przytulił mnie na powitanie.

- Cóż ja widzę, moja kochana kruszynka płakała?

- Tak, Karolku płakałam przez byłą przyjaciółkę, która… - Urwałam przez ponowny atak ogromnego żalu.

- Rodzice, tak? – Zapytał tylko.

- No. – Mruknęłam, bo na więcej nie starczyło mi siły.

-Słyszałem o wszystkim, ale nie będę cię męczył i wywoływał kolejne zresztą zupełnie niepotrzebne łzy.

- Jesteś kochany, dziękuję. – - Uśmiechnęłam się przez łzy, które nie wyschły jeszcze.

- Co się stało? Dlaczego posmutniałaś?

- Ona powiedziała, że jeszcze ją popamiętam. Boję się, że wymyśli albo już ma w swojej łepetynie jakiś okropny pomysł, który prędzej czy później zrealizuje.

- Będzie dobrze, zobaczysz. Czuję, że to był tylko taki żart.

- No dobrze, dość już smutków, teraz mam inny temat, który też jest ważny dla nas. Jeżeli martwiłaś się o to, gdzie zamieszkasz po wyjściu z tego ohydnego szpitala, to już nie musisz o tym myśleć. Zamieszkasz ze mną.

- Jak to z tobą?

- Dom jest dostosowany do tego, abyś mogła wszędzie zmieścić się z twoim wspaniałym łożem.

- Rany, przecież to kosztowało majątek!

- Mniej niż przypuszczasz, kochana.

Zresztą czego się nie zrobi dla ukochanej osoby? - Powiedział to z blaskiem w oczach. Więc musiałam uwierzyć.

- Karol?

- Tak najdroższa?

- Mnie jeszcze długo nie wypiszą.

- Wiem, ale zaczekam tyle, ile trzeba będzie, nie martw się, żadna dziewczyna nie zajmie nigdy twojego miejsca.

- Dziękuję. To bardzo szlachetne z twojej strony. Przepraszam cię, ale teraz pójdę spać.

- Dobrze moja śliczna perełko. Zdrzemnij się ,a ja posiedzę przy tobie.

Dwa tygodnie później.

- Rany, gdzie ja jestem? Co to za dziwne miejsce? Jaka cisza, nikogo nie słychać. Co robić, zacząć krzyczeć ? Boję się. Przyjdzie ktoś czy nie? Chyba ktoś idzie.

- No, nareszcie obudziła się księżniczka. - Usłyszałam chropawy głos.

- Przepraszam, mogę dowiedzieć się, gdzie obecnie się znajduję?

-Patrzcie ją, co za zuchwałość. Jak przyjdzie czas to się dowiesz. A teraz siedź cicho. Po chwili jakby zmiękł i powiedział:

- Wolnego malutka, wolnego.

- Wolałabym teraz. – Odezwałam się trochę przestraszona.

- Dokąd ci tak śpieszno, cudowna laleczko? - Odezwał się inny głos, który wydał mi się znajomy, ale ponieważ jestem niewidoma nie mogłam sprawdzić czy to on.

- Do domu i mojego chłopaka. – Powiedziałam i chwilę później tego pożałowałam.

- Jeżeli chodzi o chłopaków, martwić się nie musisz będziesz ich miała całe pęczki.

- Ja chcę do Karola! Do Karola! - Zawołałam.

- Cicho bądź! Bo już nigdy go nie zobaczysz!

- Przyłóż jej niech wie kto tu rządzi!

- Dobrze, już się robi szefie.

Po chwili usłyszałam szept.

- Zacznij zawodzić i proś, żebym przestał.

- Ale ja nic nie czuję, mam kłamać? – Zapytałam też szeptem.

- Tak, właśnie to masz z robić.

- Dobrze, chociaż nie wiem czemu.

- Później zrozumiesz, no dalej.

- To boli! – Zawołałam łzawym głosem zgodnie z instrukcją, którą otrzymałam przed sekundą, ale nie było oddźwięku na ten mój krzyk.

- Dobra, Tony, wystarczy. Nie chcę oddać pokaleczonej dziewczyny.

- Zastanowiło mnie to zdanie, dokąd oni mnie chcą oddać? Poleżę cichutko, może się dowiem czegoś więcej.

- Edek, chyba to nie był dobry pomysł, żeby ją porywać, cały biznes nam zepsuje. Odstawmy ją tam skąd ją wzięliśmy, przecież jest tyle innych ładnych lalek, które można będzie wykorzystać.

- Tony, nie gadaj bzdur, gdzie znajdziemy kalekę taką jak ta?

- Popatrz no na jej oczy Przyjacielu, ona nie widzi. Na co nam ślepa?

- Masz ci los, nadałaby się.

Te wszystkie zdania wypowiedzieli w mojej obecności, wcale nie zwracając na mnie uwagi. W tym momencie byłam dla nich jak powietrze.

- Co to za ludzie? Czego ode mnie chcą?

- Ja bym na twoim miejscu Edwardzie nie ruszał tej… Wygląda na taką, która potrafi ugryźć.

- To się ją utemperuje.

- Ja nie chcę znowu za ciebie siedzieć.

- Jesteśmy wspólnikami, czy nie?

- Niby tak, Edwardzie, ale ja mam już tego ukrywania się i sprzedawania po kryjomu żywego i to jeszcze wadliwego towaru serdecznie dość. Rozumiesz!

- Aha, czyli wycofujesz się ze w spółki, dobrze rozumiem? Ok, ale pieniądze zostają u mnie.

Jeżeli się wycofasz, zostaniesz bez grosza, jesteś tego świadomy, kochasiu?

- Tak, jestem.

- I mimo to chcesz mnie opuścić?

- Tak, chcę. Nie mogę już patrzeć na te dziewczyny, którym jest gotowany gorszy los niż u nas w kraju w pierwszym lepszym domu gdzie są panienki lekkich obyczajów.

- Rozumiem. Obrońco kalekich, niepotrzebnych osób.

- Kiedy zrozumiałam o czym jeden z siedzących nieopodal mężczyzn mówi zachciało mi się wrzeszczeć, ale nie zrobiłam tego, bo przeraziłam się, że podejdzie i uderzy mnie w twarz. Chociaż nie mogłam ich zobaczyć , to wydaje mi się, że dobrze ich sobie wyobraziłam.

Jeden wysoki, muskularny, zawsze ubrany na czarno i z wiecznie za ciśniętymi ustami.

A drugi, to niski, niepozorny człeczyna, który zawsze wykonywał rozkazy hardego

Nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i nagły jęk bólu a po chwili moje łóżko zostało w prawione w ruch i zostałam wywieziona z owego ciasnego pomieszczenia , w którym się niemal dusiłam.

- Zaczekaj tu. Za chwilę przyjdę. Idę się rozejrzeć. Jesteśmy na terenie szpitala .

- Jest tutaj! – Usłyszałam po pięciu minutach jakiś podekscytowany głos. A później zrobiło się bardzo gwarno wokół mnie i padały pytania:

- Gdzie panna była, droga Różo?

- Chłopak panny tu niemal od zmysłów odchodził i wymyślał przeróżne historie.

- Ja byłam w podziemiach tego budynku. Tam ma swoją siedzibę grupa, która porywa takie dziewczyny jak ja i sprzedaje je za granicę.

- W podziemiach szpitala? – Zapytał policjant, którego nie słyszałam wcześniej, a który musiał tu siedzieć od początku.

- Tak, dokładnie.

- Skąd wiesz, że byłaś tu cały czas?

- Dowiedziałam się, jak mnie tu przytransportowano, proszę pana.

- Od kogo? – Kontynuował pytanie mężczyzna. Po tonie głosu domyśliłam się, że to policjant.

- Nie mam pojęcia, ja nie widzę.

- No tak, to fakt.

- Myślę, że możesz już trafić na normalną salę. – Powiedział lekarz, który zbadał mnie porządnie.

- Jak nie będziesz robiła żadnych niepotrzebnych wypadów , to w przyszłym tygodniu będziesz mogła wyjść. – Dodał.

- Z tym, że ja doktorze nie mam domu. – Odezwałam się smutno.

- Nie musisz się zamartwiać. Widziałem twojego chłopca, powiedział, że teraz tylko czeka aż się znajdziesz cała i zdrowa to cię stąd zabierze.

- Hura! Jak się cieszę. Dziękuję.

- Kiedy się wyjaśniło kto zrobił nam takiego psikusa i został przykładnie ukarany, a ja zostałam wypisana do domu pewnego pięknego dnia odezwałam się do Karola.

- Fajnie byłoby się gdzieś wybrać, nudno jest tak stale siedzieć w domu.

- Masz rację, ryba a co byś powiedziała na wyjazd do Francji?

- Francja?, Stolica mody? Byłoby niesamowicie!!!

Wejść na sam szczyt Wieży Eiffla, zwiedzić Luwr, przejść pod Łukiem Triumfalnym, to wszystko byłoby niesamowite, Karolu, ale tylko wtedy, gdybym mogła samodzielnie się poruszać, ale łóżko. Za wąsko na to, by poruszać się na nim.

- Kochana. Nie martw się wszędzie wjedziesz, są duże windy i szerokie drzwi i ulice.

- Skoro tak to czemu by nie, tylko…

- Czemu urwałaś?

- Pojedziemy za twoje pieniądze. A ja tak nie chcę, nie chcę być stale na twoim utrzymaniu, kochany.

- Ach oto ci chodzi. Nie, ryba nie pojedziemy za moje, ale za nasze.

- Co?! Jak? Za nasze?

- Zwyczajnie. Poszperałem trochę w dokumentach, okazało się, że masz odłożone parę tysięcy w banku. Twoi rodzice nie zostawili cię z niczym.

- Co słyszę, przeglądałeś moje dokumenty?! Jakim prawem! Nie zapytałeś mnie o zgodę. Jak mogłeś.

- Byłaś nieprzytomna, więc nie mogłem tego zrobić.

- Ty zawsze masz na wszystkie pytania gotowe odpowiedzi? - Rzuciłam pytanie. W zasadzie nie licząc na odpowiedź.

- Nie, Różo, nie zawsze.

- To dobrze. – Mruknęłam pod nosem.

- Co tam mamroczesz?

- Nic takiego,

- Zaczęliśmy rozmawiać o pieniądzach, kochana. A ten temat zawsze wzbudza sprzeczki wśród ludzi. - Odezwał się cicho Karol.

- Masz rację. Przepraszam cię, nie mam pojęcia co mi się stało. Nigdy tak nie reagowałam.

- Spoko. – Odezwał się wesoło.

- Ale powiedz , jak się dowiedziałeś o tym, że nie jestem biedna jak mysz kościelna?

- Widzę, że ten temat nie daje ci spokoju.

- Dziwisz się?

- No, w zasadzie nie.

- No to słucham. – Powiedziałam.

- Zadzwonili z banku.

- Co? Z jakiego?

- Sorry, nie zapamiętałem nazwy.

- Skąd wzięli twój numer?

- Tego nie wiem, Różo.

- Wiesz, Karolu, To jakaś dziwna sprawa, te pieniądze.

- Dlaczego tak uważasz?

- Nie przypominam sobie, żeby moi rodzice mieli jakieś oszczędności.

- Rozumiem, ale może macie rodzinę za granicą, może oni… - Urwał nieoczekiwanie.

- Nie przypominam sobie, chociaż kto wie, może być i tak. W końcu rodzice nie mówili mi o wszystkim.

- No widzisz. – Odezwał się.

- Podyktuj ten numer sama go wystukam na mojej komie i pogadam. – Odpowiedziałam.

- Ok. Jak sobie panna życzy.

Po dziesięciu minutach już wszystko wiedziałam. Miał rację, chociaż nie mam pojęcia jakim sposobem zdobył ten numer, bo koniec końców nie powiedział.

- Powiedz, skąd przyszedł ci pomysł, żeby jechać do Francji?

- Od zawsze chciałem się tam wybrać. A od chwili kiedy poznałem ciebie, to moje pragnienie z jakiejś przyczyny jest jeszcze większe.

- To ciekawe, Karolu o czym mówisz, bo raczej z osobą taką jak ja, która nic sama przy sobie nie zrobi takie pragnienia – marzenia raczej stopniowo zanikają, a nie rozkwitają.

- Tak, wiem, ale u mnie jest właśnie tak, jak powiedziałem.

- To kiedy lecimy do tej krainy jak ze snu?

- Za miesiąc.

- Że kiedy, aż za miesiąc, dlaczego?

- Wtedy nie będzie aż tak okropnie gorąco, no i bilety będą w lepszej cenie niż teraz.

Karol, nie możemy opierać naszej przyjaźni i związku na kłamstwie czy niedomówieniach. Rozumiesz to?

- Tak, rozumiem najmilsza.

- Obejrzymy nasze zdjęcia z wypadu nad jezioro? – Zapytałam, gdy Karol umilkł.

- Dobrze, tylko przyniosę sobie jakiś sok.

Oglądaliśmy albumy do późna.

Żyliśmy raczej w zgodzie, rzadko się kłóciliśmy , w większości sytuacji byłam z nim jednego zdania. ,

Pół roku później.

Karol. Musimy porozmawiać. Powinieneś znaleźć sobie inną dziewczynę. Mnie już nie zostało dużo czasu na tym świecie.

- Różo ja nie chcę innej, chcę ciebie. Jak ty to sobie wyobrażasz. Że nagle zdecyduję, że odchodzę. Zapomnę o wszystkim?

- Ja też chcę być z tobą, ale chciałabym też, żebyś ty był szczęśliwy. A przecież wiem, że ze mną będzie coraz więcej kłopotów.

- A może oni się mylą? – Karol zmienił temat. Może to zupełnie inna choroba. Nie zastanawia ciebie, że lekarze tak szybko postawili diagnozę? Nie robili wielu badań, od razu stwierdzili, że to musi być rak?

- Nie wiem, ale, kochany nie rób sobie złudnych nadziei. Znasz diagnozę, więc przygotuj się na najgorsze.

- Tyle razy się pomylili, oby i tym razem tak było.

- Jak myślisz Karolu, czy gdyby te zmiany zostały wykryte wcześniej, to dałoby się je chociaż w jakimś stopniu usunąć albo zmniejszyć?

- Nie mam pojęcia, Różo, ale mam prośbę. Nie rozmyślaj tak nad tym. Postaraj się zmienić tor myślenia.

- Kiedy nie mogę. To samo wciska mi się do głowy.

- Rozumiem, ale proszę spróbuj.

- Karol, o co chodzi?

- Powiedz, myślisz, że mogłam się urodzić z tą chorobą? To przecież możliwe. Rak powoli toczył mój organizm, który wreszcie przestał się bronić.

- Różo prosiłem cię o coś. – Rzekł smutnym głosem.

- Wiem, kochany, ale ja muszę znać odpowiedź na to pytanie.

- Nie jestem lekarzem. – Rzekł tylko.

- Wiem o tym, dlatego prościej mi o to pytać. Ciągle się zastanawiam, co miało wpływ na mój paraliż? Czy gdybym wiedziała więcej o mojej chorobie, łatwiej byłoby mi się z nią pogodzić. Bo przecież lekarze robią, co w ich mocy, żeby mi pomóc.

- Różo, moja droga, przecież lekarze postawili już diagnozę, dobrze wiesz o twoich chorobach. A że nie na wszystkie pytania możemy uzyskać odpowiedzi , to trudno. Poczekamy, medycyna ciągle się rozwija, naukowcy odkrywają wciąż nowe metody leczenia. Musimy mieć nadzieję, przecież mówiliśmy o tym nie raz. – Odezwał się z ledwo tajoną złością.

- Rozumiem, ale wiesz jak trudno odsunąć od siebie te wszystkie czarne myśli. Wybacz, nie chcę być nudna ani natrętna. Przecież też chciałbyś wiedzieć wszystko o chorobie, która ciebie dotyka.

- Aleś się zawzięła no… Rozumiem i wiem, że w twoim przypadku, rzeczywiście nie można wykluczyć różnych możliwości. Zadowolona?

- W pewnym sensie tak. Dziękuję i przepraszam.

- Nie ma za co, to mała kropelka do tego co zrobiłaś ty. Naprawdę.

- Nie chciałam cię urazić, wybacz mi

- Wiem.

- Pamiętasz nasze Hawaje? Były piękne.

Tak, pamiętam, wiesz żałuję jednego.

- Czego?

- Że nie poprosiłem cię tam o rękę.

Czułbym się lepiej.

- A ja nie, Kochany. Miałabym świadomość odchodząc, że związałam ci życie, bo wiem, że raz złożywszy ślubną przysięgę nigdy byś jej nie zerwał. Nawet wtedy, gdyby minęły lata od mojej śmierci.

- Zapewne masz rację, ale nie mógłbym inaczej, gdyż kocham cię nad życie.

- Ech, ty mój wariacie. – Uśmiechnęłam się lekko i dodałam pytanie:

- Która godzina?

- Szósta trzydzieści, kochana, a czemu pytasz?

- Bo na ósmą zostanie mi podana moja papka śniadaniowa, a zanim to nastąpi, chciałabym zdrzemnąć się trochę i dodałam po chwili - Jeśli pozwolisz.

- Jasne ,śpij, ja też się zdrzemnę.

Po kilkunastu minutach Karol podszedł do łóżka dziewczyny i zauważył, że ma otwarte oczy

- Nie śpisz już?

- Nie, Karolku, nie mogę.

- Dlaczego? Przecież jeszcze nie czas na śniadanie.

- Wiem, ale myślałam o nas.

-O nas? Rybeńko, czemu trudzisz sobie takimi sprawami głowę i to jeszcze o tak wczesnej porze?

-Bo, Karolu rzadko zdarza się para, która potrafi tak się dogadać jak my.

- Masz rację, Różo. A powiedz, podnieść ci zagłówek?

- Nie, bo zamierzam jeszcze spać.

- Ale Różo, wiesz, która jest godzina?

- Nie, ale nie chcę na razie wiedzieć. Jestem zmęczona.

- Co? Zmęczona po przespanej nocy?

- Karolu, Karolu, widzę, że nie czuwałeś całej nocy, bowiem gdyby tak było, wiedziałbyś, że obudziłam się parę razy, ale nie mam ci tego za złe, gdyż wiem, że byłeś bardzo zmęczony, a nade mną czuwały moje anioły stróże.

- Nici z twojej drzemki, Różyczko, bowiem już ósma wybija.

- Trudno, nadrobię później. Możesz zerknąć jaka jest pogoda?

- Tak mogę, ale przecież ty sama możesz to sprawdzić .

- Tak, ale termometr jest schowany w pudełku, a ono jest poza moim zasięgiem.

- No dobrze, wygrałaś, mała. Na razie jest piętnaście stopni, ale będzie cieplej.

- Rozumiem, dziękuję.

- Pamiętasz, że dzisiaj przychodzi lekarz na wizytę?

- Rany! Zupełnie zapomniałam, dziękuję za przypomnienie. O której on ma tu być?

-Chyba o jedenastej, ale nie dam głowy, bo może wyrobić się szybciej z objazdem pozostałych pacjentów, wtedy zjawi się prędzej.

- O jedenastej, Dobrze, że nie wcześniej, bo nie chciałabym by zastał bałagan. – Powiedziałam nie słysząc ostatnich słów chłopaka, skupiwszy uwagę na czym innym.

- Ależ tu jest porządek. Można by jeść z podłogi bez obawy.

- Przesadzasz, aż tak czysto tu nie jest.

Chyba ktoś dzwoni do drzwi, Karolu.

- Oooooo, Różo to pan doktor.

- Myślę, że możesz wprowadzić.

- Dzień dobry doktorze.

- Dzień dobry panno Różo.- Rzekł z niskim ukłonem, który rozbawił dziewczynę.

- Z jakimi wieściami tym razem pan przychodzi, doktorze?

-Z dobrymi przychodzę tym razem. – To mówiąc uśmiechnął się do obojga.

- To słuchamy.

- Wiele bym dał by wszystkim pacjentom przynosić takie wiadomości.

Otóż guzki, które miałaś w głowie zniknęły, najprawdopodobniej wchłonęły się, ale by się upewnić zrobimy jeszcze jedno badanie.

- Karol, słyszysz to! Mam szanse stać się taka jak wszyscy, hura!

- Widzisz i po co było to gadanie o rychłej śmierci?

- Tak nie było potrzebne, ani trochę, chociaż był moment, że myślałam, że rychło się sprawdzi.

- Droga Różo, rzekł doktor. To, że nie umrzesz teraz od raka nie znaczy, że nie umrzesz nigdy, ale muszę cię pocieszyć. Każdego to kiedyś czeka.

-To mnie pan pocieszył, doktorze, nie ma co. – Rzekłam ze śmiechem i odprowadziła zwiastuna dobrych wieści wzrokiem do drzwi.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • lolitka 15.11.2016
    dobrze się to czyta?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania