Poprzednie częściChwila szczęścia.

Chwila szczęścia. cz. 2/1

Chwila szczęścia

Już trzeci miesiąc leci od chwili, gdy dowiedzieliśmy się, że straszny wyrok został cofnięty, a ja nadal nie mogę się pozbierać ze szczęścia. Róża to wszystko co mam, lubię jak woła: Karol, nie śpię już, przyjdziesz do mnie? Jak pomyślę o tym, że jeszcze trzy miesiące temu zastanawiałem się czy nie prosić o zrobienie trumny dla mojego kochanego słoneczka, to aż coś ściska w gardle. Ale żyje, ona i ja zagrożenie minęło.

Róża dostała kule i uczy się chodzić z nimi. Kiedy ma kule w rękach, to jestem przy niej, by jak coś, szybko ją złapać. Uczy się zaskakująco szybko i już niebawem razem będziemy spacerować, tak jak tego pragnęła od zawsze. Cieszę się, że jestem potrzebny, to oddala smutne i czasem straszne wspomnienia.

Dzisiaj wziąłem Różę na wózek i zawiozłem ją na spacer w moje ulubione miejsce. Myślałem na zmianę to o Róży, która siedziała koło mnie, to o mojej bardzo dawno niewidzianej siostrze Ricie, którą wzięła na wychowanie jej matka chrzestna, po którejś z rzędu pijatyce naszych rodziców. Mnie nikt nie chciał przygarnąć, ale się nie żalę, bo przynajmniej poznałem prawdziwy smak życia, z jego radościami i utrapieniami. Musiałem wcześnie zacząć na siebie zarabiać, ale i to wyszło mi na dobre, bo po kilku latach pracy mogłem zabrać moją ukochaną do naszego własnego domu.

- Idziemy do wody? - zapytałem przerywając samemu sobie tok myśli.

- Jak chcesz i masz tyle siły, by mnie utrzymać, to możemy, czemu nie, kochany - rzekła z uśmiechem.

- Różyczko pamiętasz nasz wyjazd na Hawaje?

- Tak, pewnie, że pamiętam, to było coś naprawdę pięknego, Karolu. Pamiętam te spojrzenia ludzi na lotniskach, gdy patrzyli ze zdumieniem na nas, a w zasadzie na ciebie, jak mnie niosłeś, pamiętam także jak niemal odlepiłeś mnie od tamtej okropnej śliskiej gumy. Dobrze, że teraz nie musisz tego robić. - Mówiąc to wzdrygnęła się i zaraz potem uśmiechnęła się szeroko wyciągając ręce do góry.

- O tak, kochana, chociaż szkoda mi jednego.

- A czego ci szkoda? - zapytała mrużąc oczy.

- A no tego, że nie będę już mógł cię wnieść na rękach na pokład samolotu tak jak wtedy.

- Kochany, a kto ci zabroni? - zapytała filuternie.

- No, nie wiem, myślałem, że… - zaniemówił na chwilę.

- Karolku nie myśl tyle, bo myśliwym zostaniesz. :D

- Skąd to znasz, nie słyszałem tego jeszcze od ciebie.

- No, hmmm. Stare to jak świat, kochany.

Idziemy w końcu do tej wody? Czy tak będziemy gadać tylko, że idziemy, a naprawdę tu zostaniemy, i tu ślicznie zakwitniemy?

- No idziemy, a jakże! - To powiedziawszy podniósł z wózka dziewczynę i ruszył szalonym pędem w stronę wody.

- Karol, nie wygłupiaj się! - Krzyknęła trochę przestraszona nagłością ruchu.

- Wyluzuj, kochanie. Pamiętasz, co powiedziałem na bajecznych Hawajach?

- Tak, pamiętam. Powiedziałeś, że woda tobie mnie nie zabierze, ale wtedy miałeś mnie na specjalnych sznurkach, a teraz nie.

- Tak, kochana, ale wtedy byłaś bardziej bezwładna niż teraz.

Teraz to jesteś bardzo sprawna, jakby patrzeć na tamten czas i na teraz.

- Aha, dobrze wiedzieć, Karolu, ale jeszcze nie jest tak jak bym chciała, by było.

- Różo, kochana, sprawności nie nabędziesz w ciągu jednego dnia, do tego potrzeba lat.

- Lat? Myślałam, że szybciej się da. - Rzekła i spuściła głowę zasmucona.

- Na myśleniu daleko nie zajdziesz, ale jak z tym myśleniem połączysz działanie, to owszem, możesz zajść bardzo, bardzo daleko, nawet dalej niż ja.

- Ech bajdurzysz, Karolu i tyle. Wracajmy na brzeg, zimno mi.

- Pamiętasz jak powiedziałaś mi kiedyś, że chciałabyś mieć dzieci?

- Tak, pamiętam. Wtedy zbyłeś mnie milczeniem i wyszedłeś bez słowa. Zabolało mnie to bardzo, ale zrozumiałam, że to nie był czas na wspominanie o tym. Cieszę się, że to ty zacząłeś ten temat.

- Tak, wyszedłem, bo musiałem przetrawić ten jakże absurdalny na tamten czas temat.

- A uważasz, że teraz jest lepszy czas ku temu?

- Tak. Ty jesteś sprawniejsza i w ogóle jesteśmy starsi, nie jesteśmy już takimi małolatami jak wtedy. Teraz mogę pomyśleć o założeniu rodziny.

- Karolu przecież od tamtego czasu minęły dopiero trzy miesiące, nie staliśmy się wiele bardziej dorośli niż byliśmy wtedy - rzekła dziewczyna.

- Co, dopiero trzy miesiące? Niemożliwe. Musiało minąć więcej, kochana.

- To zerknij na kalendarz, jak wrócimy do domu, a stwierdzisz, że tym razem to ja mam rację, kochany, a nie ty.

- Dobrze, sprawdzę, ale wróćmy do poprzedniego tematu - rzekł zdecydowanie.

- Jak sobie życzysz, kochany. To co, mam szukać ślubnej sukienki?

- Możesz - odparł z uśmiechem.

- To zadzwonię do Julki, by pomogła mi wybrać coś.

- Do Julki? Przecież ona ma małego, no i jak się dowie, z czym dzwonisz, to cię wyśmieje, ale i dużo pomóc może, ale wiesz, lepiej poproś kogoś innego.

- Widzę, że jesteś do niej uprzedzony, a ona nie jest wcale taka zła.

- Może i nie jest, ale ja wolę na zimne dmuchać niż się sparzyć, i tobie też to radzę, kochana.

- Dzięki za tą radę, ale już postanowiłam, i zadzwonię do niej.

- Ok. Zrobisz jak zechcesz, ale jak coś, to pamiętaj, że cię ostrzegałem.

- Tak, jasne - odmruknęła.

- A powiedz mi jeszcze proszę,

skąd się znacie?

- Stare dzieje, Karolku - rzekła tylko a po chwili dodała.- Już do niej dzwonię.

- Halo, Julka?

- Tak, przy telefonie, kto mówi?

- Tu Róża, ta od Karola Sachera.

- Aaa. Teraz poznaję. No, co tam Różo?

- Mam mały romans do ciebie. - Powiedziawszy to zaśmiała się lekko.

- No? - mruknęła Julia.

- Potrzebuję sukienkę, ale nie taką zwykłą, bo białą- ślubną.

- Karol oświadczył się tobie?! - Krzyknęła ze zdumieniem Julia.

- Tak, zrobił to, a co myślałaś może, że całe życie będzie wolny? - zapytała Róża niewinnie.

- No, nie, ale że zapytał ciebie, to w głowie mi się nie mieści. Przecież on by mógł mieć dziewczyn na pęczki.

- Tak prawda, ale wybrał mnie. Więc jak, pomożesz mi z tą sukienką, czy mam zadzwonić do kogo innego?

- Nie, no, Róża pewnie, że ci pomogę. Tylko kiedy?

- Może jutro?

- Dobra, to do jutra, ale pamiętaj, że ja chcę być na waszym ślubie.

- Do jutra, cześć. - Róża odłożyła słuchawkę na miejsce i zamyśliła się.

- I co tam? Jak wyniki rozmowy? - Zapytał chłopak wyrywając dziewczynę z zamyślenia.

- W sumie dobrze, przyjdzie jutro, by pomóc mi z sukienką.

- Super. Na kiedy rezerwujemy salę i inne rzeczy?

- Hm. Na najbliższy wolny termin, kochany.

- Ok., ale zdajesz sobie sprawę z tego, że to może być rok czekania, albo nawet więcej?

- Tak, wiem. Ale, Karolu, kogo zaprosimy na nasz ślub? Wiesz przecież, że ja nie mam nikogo.

- Kochanie, a musi ktoś być? Nie możemy zrobić bardzo kameralnie, to jest tylko ty, ja no i rzecz jasna ksiądz, który nas pobłogosławi?

- No, hmmm - rzekła -Może tak być, tylko, twoi przyjaciele.

- O nich się nie martw. I tak by nie przyszli - rzekł.- To co, zwijamy manatki i idziemy stąd? - zapytał po chwili.

- Jeśli znudziło cię patrzenie na wodę, to owszem, możemy ruszyć stąd, ale dokąd pójdziemy teraz? - zapytała ciekawie.

- Niespodzianka - rzekł tylko.

- Ja bardzo lubię niespodzianki, ale i boję się ich a Karol chyba o tym zapomniał. - Przeszło Róży przez głowę, ale nic nie powiedziała na to głośno.

Postanowiłem, że pokarzę mojej ukochanej jak wygląda miasto wieczorną porą i zabiorę ją do restauracji, bo jak dotąd, zawsze jadała tylko w domu. Tak więc zacząłem pomału realizować swój plan. Ona całkiem ubrana siedziała na wózku a ja Już jakiś czas siedziałem z butami w rękach, by wcisnąć do nich stopy, ale coś mnie powstrzymywało. Kiedy wreszcie przemogłem tę dziwną niemożność, założyłem buty i udaliśmy się w stronę wyjścia z plaży. Ona nie spytała czemu tak długo nie zakładałem butów a ja nie miałem ochoty się tłumaczyć z tego stanu, jaki mię ogarnął. Po jakimś czasie wsadziłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem plik zdjęć, na których byłem ja i dziewczyna. Róża zerknęła przez ramię, zapytała cicho.

- Kto to, kochany? Kogo przedstawiają te zdjęcia?

Wyrwany z zamyślenia tym pytaniem podskoczyłem lekko.

- Kochany, jeśli znalazłeś inną dziewczynę, to powiedz, a zniknę z twego życia jak znika śnieg na wiosnę. Nie jestem już leżąca, poradzę sobie, ale proszę powiedz.

- Ja nie chcę, byś znikała z mojego życia, bo bez ciebie cały ten świat jest niewiele wart. Ta dziewczyna, którą widzisz na zdjęciach, to moja siostra, Różo. - Powiedziałem i dodałem po chwili milczenia. - Fajnie było by ją zobaczyć i zamienić chociaż dwa słowa. A ja nie wiem nawet czy jest w tym mieście.

- Karolu, przecież jest prosty sposób, by się tego dowiedzieć! - Powiedziała.

- No a jakiż to sposób, kochana? - zapytał nieufnie? - Nie powiesz mi chyba, bym poszedł do wróżki, co?

- Nie, pewnie, że nie, kochany, ona tylko kity potrafi ludziom wciskać i tyle. Jest lepszy i tańszy sposób niż wróżka.

- No, zamieniam się w słuch, mów.

- Jak myślisz, żyje jeszcze któryś z twoich dawnych sąsiadów?

- No, hm. Nie mam bladego pojęcia, ale myślę, że tak, a czemu pytasz o to?

- Dlatego zapytałam, bo czasem ludzie wiedzą, co dzieje się na około.

- Róża, jesteś wielka! Wlałaś mi otuchę do serca, dziękuję ci.

- Nie ma za co, ale gdzie idziemy? Do domu to chyba w drugą stronę, co?

- Tak, w drugą, ale my idziemy coś zjeść. Nie ma nic w lodówce. - skłamał.

- Wieziesz mnie do restauracji? Mnie, taką brzydulę i na wózku?

- Róża, nie jesteś brzydka, to po pierwsze, a po drugie, ludzie na wózkach też mogą chodzić w takie miejsca.

- Dziękuję za komplement, kochany, ale ja myślę, że nie nadaję się do takich miejsc.

- Nie gadaj bzdur, Różo nadajesz się na sto procent. Zresztą już za późno na zmianę, jesteśmy już na miejscu. - Mówiąc to pchnął duże szklane drzwi.

- Który stolik jest nasz? - zapytała rozglądając się ciekawie po sali, która była zapełniona niemalże w całości.

- Nasz stolik jest w drugiej sali, kochana. - Odpowiedział puszczając do niej oko.

- Acha, rozumiem. Dlaczego zatem nie idziemy tam, tylko stoimy tutaj? - zapytała z nutką podejrzliwości w głosie.

- Bo tutaj składa się zamówienia, kochanie.

- A kelner nie przynosi jadłospisu na stolik?

- Czasem przynosi, ale nie zawsze.

- Rozumiem.

- Powiedz, co tobie zamówić?

- Hm. Taki ogromny wybór, nie wiem. Co zamawiasz dla siebie?

- Frytki i zimne piwo, kochana zamawiam dla siebie a dla mojej wspaniałej towarzyszki, co zamówić?

- Frytki i sok pomarańczowy poproszę.

Po tak skromnej kolacji udaliśmy się do domu, gdyż zrobiło się całkiem ciemno i późno.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Polonista 29.01.2018
    Trochę za słodkie coś.

    ...Postanowiłem, że pokarzę mojej ukochanej... POKAŻĘ
    ...siedziała na wózku a ja Już jakiś czas...już, a nie Już
    ...tłumaczyć z tego stanu, jaki mię ogarnął... mnie, a nie mię
  • Agat 25 29.01.2018
    Ale tak generalnie całkiem miło zapowiadające się opowiadanie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania