Poprzednie częściChwila szczęścia.

Chwila szczęścia. cz.2/12

Pół roku później

- Róża wjechała z wielkim impetem do pokoju chłopaka.

- Co się stało, dlaczego tak szybko tu wjechałaś? Pali się gdzieś, czy co? - zapytał zdumiony chłopak dziewczynę.

- Nie. - Rzekła na początku nic, tak, że chłopak się zaczął zastanawiać: - Co mam robić ,ona chyba zwariowała. Mam podać jej jakieś leki czy wezwać karetkę?

Kiedy Róży minął ów dziwny napad śmiechu, odezwał się do niej.

- Przyniosę ci kubek wody ,bo wyglądasz jakbyś miała zaraz paść. Odpocznij trochę.

- Dzięki wielkie za troskę, na pewno chwila spokoju i ciszy przyda mi się.

- Nie wątpię kochana wariatko. No jak, powiesz mi, co takiego się stało? - zapytał.

- Tak, teraz już dam radę, kochany. Wiesz, bardzo cię przepraszam za to, że o mały włos byś przeze mnie dostał zawału, ale nie mogłam inaczej.

- Ok, rozumiem, ale wyduś wreszcie, co wywołało w tobie aż takie emocje, że aż szyba w kredensie poszła w drzazgi.

- Otóż po pierwsze, zdałam egzamin na prawo jazdy, a po drugie, dostałam się na uniwersytet na kierunek, który chciałam.

- Co takiego? Ty zdałaś wszystko za pierwszym razem? Nie wierzę. To wręcz niemożliwe. Ja zdałem za trzecim razem.

- Oho, mała nutka zazdrości się zakradła? No tak, teraz okazało się, że ta głupia dziewucha, ten ogromny i straszny tłumok okazał się w czymś lepszy.

- Nie, to nie tak, Różo, źle to sobie tłumaczysz. Ja tak nie myślę.

- To jak, jeśli mogę wiedzieć?

- Nie dręcz mnie, nie mam humoru.

-Właśnie widzę, że go nie masz. A myślałam, że się będziesz razem ze mną cieszyć. No trudno, nie trafiłam w dobry dzień. Jakoś to przeboleję.

- Pewnie, że się cieszę i to naprawdę bardzo, ale to bardzo mocno.

- To pokaż to jakoś, a nie siedzisz jak skazaniec, który posępnie czeka na ogłoszenie i wykonanie wyroku.

- No nie, ale żeś mnie teraz podsumowała, no.

- A co, nieprawda?

- No prawda, prawda, ty wszystko przewidująca istoto.

- Wiesz co? Wiedziałam, że tak będzie, ale nie jestem zmartwiona, bo za dwa tygodnie będziesz mógł się przekonać na własne oczy jak sobie radzę za kółkiem. Natomiast decyzję o przyjęciu mnie na uniwersytet mogę pokazać już teraz, chcesz? - Dziewczyna mówiła to z bardzo poważną miną.

- Pewnie, że chcę, pokaż mi ten świstek papieru.

- Może nie tonem rozkazującym, tylko łagodniej, co?

- Dobra niech tam będzie, jak chcesz.

- Ejże, co się stało, czemu jesteś zdenerwowany?

- Nie jestem, źle mnie odczytujesz.

- Karol, nie mieszkam tu od dzisiaj i już potrafię poznać, kiedy masz nerwa, a kiedy nie.

- Doprawdy? To w takim razie ty bardziej znasz mnie niż ja siebie. No pięknie, pięknie.

- Drwisz, a ja mówię poważnie. - Rzekła ze smutkiem w głosie.

Nie rozumiesz, kochany, że się martwię o ciebie, że na przykład zaplątałeś się w jakąś brudną sprawę i nie możesz się z niej wyplątać.

- To zabawne, bo ja pomyślałem o tym samym w chwili, jak padłaś na to krzesło i zaczęłaś się śmiać bez opamiętania. Powiem ci, że zacząłem się zastanawiać, czy nie wezwać karetki ze szpitala psychiatrycznego.

- Co? Z jakiego, kochany? Z psychiatrycznego?

- Tak jest, dobrze usłyszałaś.

- Ośmieszyłbyś się tylko. Ja nie jestem bowiem żadną wariatką, miałam rozmaite badania zrobione i wyszło, że poza problemem z ruchem, jestem zupełnie zdrowa.

- To super, cieszy mnie to.

- A wracając do poprzedniego tematu, to myślę, że to ja mam rację, a nie ty. Pamiętasz, o czym mówiliśmy?

- Tak pamiętam. Przepraszam za to, co było wcześniej. Miałaś stuprocentową rację mówiąc, że jestem zdenerwowany, ale wybacz, nie powiem nic o tym. Nie mogę, tajemnica.

- No ok. To rozumiem. Tajemnicy trzeba dochować, chociażby to było niekorzystne dla ciebie.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania