Ciekawostki historyczne (B). Odcinek 1. Gdzie i kiedy ochrzcił się Mieszko Pierwszy

Podobno, tak miały wykazać badania w postaci sondaży ulicznych, każdy przeciętny Polak zna trzy daty z historii ojczystego kraju: 966, 1410, 1939. Mam nadzieję, że również obecni tu czytający rozpoznają je bez trudu. Bingo! Chrzest Polski, bitwa pod Grunwaldem, początek II wojny światowej. O bitwie pod Grunwaldem pisał już Ozar, wezmę się więc teraz za chrzest.

Jak na wydarzenie, o którym pamiętają wszyscy i które (prawie) wszyscy potrafią datować, okoliczności chrztu Mieszka pozostają tajemnicze i budzą kontrowersje. Piszę „chrzest Mieszka”, a nie „chrzest Polski”, gdyż to drugie określenie jest mocno na wyrost. Tak naprawdę, w nieznanym nam bliżej miejscu i czasie ochrzcili się bowiem sam książę, jego rodzina, urzędnicy, drużyna itp. Wprawdzie była to elita tworzącego się państwa, ale o przyjęciu wówczas nowej wiary przez ogół ludności trudno mówić. Proces ten postępował opornie (o czym świadczą opinie współczesnych kronikarzy, np. Thietmara z Merseburga, a także wydarzenia tzw. „reakcji pogańskiej” w latach trzydziestych XI w.) i był mocno rozciągnięty w czasie. Tak naprawdę zakończył się dopiero w początkach XIII w. Lepiej więc używać zwrotu „chrzest Mieszka”.

W przypadku samego księcia mamy jednak prawo zadać pytanie tytułowe, gdzie i kiedy pierwszy historyczny władca Polski został ochrzczony? O dziwo, odpowiedzi wcale nie są jednoznaczne, nie ma ich wcale, albo też jest ich zbyt wiele i posiadają charakter słabo udokumentowanych hipotez. Do tego dochodzą różne rozgrywki ambicjonalne i polityczne, które towarzyszyły dyskusji na wspomniany temat. Można się było o tym przekonać dwa lata temu, gdy obchodzono uroczyście 1050 rocznicę chrztu. Oficjele przemieszczali się w szybkim tempie z Poznania do Gniezna, bo w obydwu miastach urządzono odrębne obchody, twierdząc przy tym, że chrzest odbył się właśnie u nich. A po drodze jest jeszcze Ostrów Lednicki, również nie pozbawiony szans w tym sporze. Na szczęście, pomiędzy Poznaniem i Gnieznem oddano kilka lat wcześniej do użytku drogę ekspresową, co znakomicie ułatwiło zadanie przedstawicielom władz. Przynajmniej nikomu nie przyszło do głowy, by pojechać z tej okazji do Magdeburga. Może i lepiej, jak zobaczymy.

Ale po kolei, czyli z obydwu poruszanych kwestia prostsza: kiedy? Może wydać się dziwne, że trzeba o to pytać, skoro przecież wszyscy wiedzą. Ale co tak naprawdę wiemy? W większości średniowiecznych roczników polskich znaleźć można następujący wpis: 966 - „Mesco dux baptisatur”, czyli „książę Mieszko przyjmuje chrzest”. Zapiska ta, a także kilka sąsiednich dotyczących małżeństwa Mieszka z Dąbrówką, narodzin Bolesława Chrobrego oraz ustanowienia pierwszego biskupa, powstały współcześnie do wydarzeń pod ręką jakiegoś duchownego, który wstawił je do prowadzonego przez siebie rocznika. Ten przypuszczalnie najstarszy rocznik polski później zaginął, ale treść zapisek zdążyli przejąć inni rocznikarze i inne roczniki. Przepisywali je od siebie wzajemnie, aż do końca średniowiecza. Obecnie zachowało się ok. 40 takich średniowiecznych roczników i większość z nich podaje właśnie rok 966 jako datę chrztu Mieszka. Ale są i takie, które datują to wydarzenie na rok 965 - np. rocznik Sędziwoja z Czechla (XV w.). Sprawa nie jest więc zupełnie jednoznaczna. Z pomocą przychodzą jednak badania nad czasem powstania i wzajemną zależnością roczników (tzn. kto od kogo i w jakiej kolejności informacje odpisywał). Pozwoliło to stwierdzić, że nie tylko zdecydowanie większa liczba zachowanych roczników podaje rok 966, ale w dodatku są to roczniki starsze, bardziej pierwotne, a więc lepsze. Czyli sprawę daty rocznej mamy mniej więcej załatwioną.

A co z datą dzienną? Tutaj nie posiadamy już żadnych, absolutnie żadnych wiadomości. Pozostają więc przypuszczenia i domysły. W tamtej epoce ważnych katechumenów, pogańskich dotąd królów czy książąt, starano się zwykle chrzcić w Wielką Sobotę. W 966 r. przypadała ona w dniu 14 kwietnia. Jeśli więc ktoś chciałby obchodzić rocznicę konkretnego dnia, to właśnie ten wydaje się najbardziej prawdopodobny, chociaż w żaden sposób nie potwierdzony.

Teraz kwestia druga, trudniejsza: gdzie? Tutaj źródła pisane zawodzą już całkowicie, nie przekazując na ten temat żadnych wiadomości. Ale to nie może przecież odstraszyć historyków. Przeciwnie, im mniej źródeł, tym więcej zazwyczaj hipotez. W kwestii miejsca chrztu również. Pojawiło się jak dotąd kilka poważnie traktowanych propozycji, opowiadających się za kandydaturą takiego czy innego ośrodka. Hipotezy te podzielić można ogólnie na dwie grupy: zagraniczne i krajowe. Ci, którzy opowiadają się za ewentualnością, że Mieszko ochrzcił się gdzieś poza granicami własnego kraju uzasadniają to głównie tym, że odpowiednią oprawę dla takiej ceremonii znaleźć można było tylko w jakiejś katedrze biskupiej. Było to bardzo ważne, by ukazać pogańskiemu dotąd ludowi wspaniałość, bogactwo i potęgę nowej religii, nowego boga oraz jego wyznawców – bardzo skuteczna wówczas forma propagandy. A ponieważ ani biskupstw ani katedr w Polsce wówczas nie było, wniosek jest oczywisty – należało udać się za granicę. Nawet wśród zwolenników „hipotez zagranicznych” nie ma jednak zgody, dokąd konkretnie. Pojawiły się trzy główne propozycje ;

Praga – o tym mieście i tamtejszej katedrze biskupiej jako miejscu chrztu napisał we wspomnianym już roczniku Sędziwój z Czechla. Był to żyjący w XV w. historiograf, zainteresowany historią Polski, zbierający materiały na temat przeszłości, sporządzający notatki itp. Skoro wymienił więc Pragę, to dlaczego twierdzimy, że żadne źródło nie podaje miejsca chrztu Mieszka? Otóż dlatego, że wszystko wskazuje na to, iż Sędziwój nigdzie tej informacji nie znalazł i wpis jest wynikiem jego własnych kombinacji. Skoro przyjęcie chrześcijaństwa nastąpiło przy pomocy czeskiej, to najbardziej logiczne wydawało się, by książę udał się celem ochrzczenia do katedry praskiej. Tak też napisał nasz historiograf. Niestety, nie wiedział, że w 966 r. Praga nie posiadała jeszcze własnego biskupstwa. To powstało bowiem dopiero w 973 r. (o czym wiadomo obecnie z innych źródeł). Cała kombinacja Sędziwoja oparta więc była na błędnych podstawach i można ją uznać nie tyle za źródło, co za pierwszą hipotezę polskiej historiografii na temat miejsca chrztu.

Ratyzbona – znaleźli się jednak tacy, którzy poszli tropem myśli Sędziwoja. Skoro sama Praga biskupstwa i katedry nie posiadała, to należało pojechać dalej, do stolicy diecezji, w której granicach pozostawały wówczas Czechy. A była to diecezja ratyzbońska właśnie, jedna z diecezji bawarskich. Na temat Ratyzbony jako miejsca chrztu napisano swego czasu bardzo wiele. Dowodów żadnych nie znaleziono, ale kilka poszlak owszem. Otóż Mieszko utrzymywał później jakieś kontakty z kościołem ratyzbońskim, czy ogólniej bawarskim. Przesyłał dary dla tamtejszych klasztorów, a w żywocie św. Udalryka (biskupa w bawarskim Augsburgu) zapisano, że mocą wstawiennictwa tegoż patrona (wówczas już zmarłego) uzdrowiony został z rany zadanej zatrutą strzałą książę słowiański Mieszko, który złożył z tego powodu bogate ofiary. Czy te poszlaki wystarczą, by uprawdopodobnić bawarską Ratyzbonę jako miejsce chrztu? Hipoteza ta nie zyskała powszechnego uznania.

Magdeburg – i tutaj dochodzimy do miejsca oraz ośrodka „wyklętego” przez polską historiografię zajmującą się wczesnymi dziejami rodzimego Kościoła. Dlaczego wyklętego? Gdyż to tutaj cesarz Otton I doprowadził w latach 962-968 do utworzenia nowego arcybiskupstwa (szło to opornie wobec sprzeciwu wielu ponoszących z tego tytułu straty innych biskupów niemieckich), które miało nawracać Słowian na Połabiu, ale i dalej na wschodzie. Nawracać i podporządkowywać kościelnemu zwierzchnictwu tego niemieckiego ośrodka. W późniejszym czasie arcybiskupi magdeburscy próbowali przy różnych okazjach doprowadzić do kasacji powstałego w 1000 r. polskiego arcybiskupstwa w Gnieźnie i poddać ziemie polskie własnej archidiecezji. Trwało to aż do czasów Bolesława Krzywoustego, czyli do XII w. Skąd więc Magdeburg jako potencjalne miejsce chrztu Mieszka? Historiografia polska zdecydowanie takie pomysły odrzuca. Mieszko w żadnym wypadku nie mógł ochrzcić się w Magdeburgu. Innego zdania byli (a często i nadal są) historycy niemieccy. Otóż według nich, Magdeburg to oczywiste miejsce chrztu polskiego księcia dlatego, że wcale nie przyjął on chrztu dobrowolnie, tylko został przymuszony w wyniku zwycięstw niemieckiego oręża. Konkretnie miał go do tego zmusić margrabia Marchii Wschodniej Gero, pokonując Mieszka w 963 r. Sprawa tej wojny to zresztą osobna kwestia do dyskusji. Tak czy inaczej, z historyków polskich prawie nikt za Magdeburgiem się nie opowiada (a nieliczni, którym się to zdarzyło, zmieniali później zdanie). Nie dziwi też, że pędzący w 2016 r. z Poznania do Gniezna oficjele nie pomyśleli nawet, by zajechać do Magdeburga (pomimo tego, że autostrada w tym kierunku też się znajdzie). A przynajmniej nikt im takiego pomysłu nie podsunął.

I wreszcie hipotezy krajowe, za którymi opowiada się obecnie większość polskiej historiografii. Argument o propagandowej roli wspaniałej oprawy chrztu zbijają oni celnie stwierdzeniem, że przecież do zagranicznej katedry Mieszko nie mógł zabrać swoich poddanych. Z księciem pojechali ewentualnie jego dostojnicy, część drużyny itp., a więc ludzie związani z władcą, którzy i tak bez problemu przyjmowali nową wiarę na jego rozkaz. Aby pokazać zwykłemu ludowi, że nastają nowe czasy, ceremonię należało urządzić na miejscu. Tak wspaniale, jak tylko się dało. Może nie nazbyt wspaniale, ale przynajmniej na oczach poddanych. I zresztą, skoro Mieszko ochrzciłby się gdzieś za granicą, to dlaczego żaden ośrodek, żadne biskupstwo, żaden klasztor nigdzie się tym nie pochwaliły? W tamtych czasach ochrzczenie ważnego katechumena było dużym powodem do chwały. I takimi osiągnięciami chwalono się szeroko, nawet w przypadku mniej znaczących władców czy wielmożów. Wprawdzie tzw. „wnioskowanie z milczenia źródeł” (czyli w praktyce wkładanie im w usta tego, czego jednak nie powiedziały – to jak branie pod swoje skrzydła elektoratu, który nie poszedł na wybory) jest zawsze bardzo zawodne i niepewne, to jednak w tym wypadku ma chyba rację bytu.

Skoro więc w Polsce, to gdzie konkretnie? I tu już zgody pomiędzy zwolennikami „hipotez krajowych” szukać próżno. W grę wchodzą nadto rożne ambicje lokalne. Za najbardziej prawdopodobne lokalizacje uznać można Poznań, Gniezno i Ostrów Lednicki. Poznań to ulubiona siedziba Mieszka, tutaj najczęściej rezydował, tutaj kazał się pochować, tutaj utworzono pierwsze biskupstwo (to też zresztą kwestia na osobną dyskusję). Ale i Gniezno nie pozostaje w tyle. To przecież gród starszy i tradycyjnie wówczas ważniejszy. Do tego dotychczasowy ośrodek kultu pogańskiego. To ostatnie mogło wprawdzie budzić jakieś opory i niechęć Mieszka, ale z drugiej strony, czyż byłoby lepsze miejsce do ukazania ludowi triumfu nowej religii? I jeszcze Ostrów Lednicki. Osobista siedziba Piastów, położona wyspie na Jeziorze Lednickim (przy drodze z Gniezna do Poznania). Posiadali tam wystawne, kamienne palacjum, obecnie główny obiekt skansenu archeologicznego. Kaplicę też tam, oczywiście, wzniesiono.

Mamy więc trzech kandydatów. Źródła pisane z oczywistych powodów milczą, na plan pierwszy wysuwa się więc archeologia. A może dałoby się odnaleźć ślady basenów chrzcielnych z czasów Mieszka? Bo w tamtych czasach chrzczono dorosłych zanurzając ich w wodzie razem z głową, a nie tylko skrapiając wodą, jak dzisiaj niemowlęta. Czyli obecne chrzcielnice zupełnie się do tego nie nadawały. Potrzebne były solidnych rozmiarów baseny (no chyba, że korzystano po prostu z jakiegoś jeziora, ale przecież w przypadku samego księcia i jego możnych to mało dostojne). I oto... We wszystkich trzech ośrodkach, w Poznaniu, Gnieźnie i Ostrowie Lednickim znaleziono ślady po takich basenach. Znaleziono w bezpośrednim sąsiedztwie albo nawet w obrębie murów katedr (Poznań i Gniezno) albo kaplicy (Ostrów Lednicki). To znaczy, tak naprawdę nie wiadomo do końca, co znaleziono. Obiekty zachowały się w stanie szczątkowym. Można przypuszczać, że były to dość głębokie, sporych rozmiarów doły wyłożone wapiennymi płytami. W dno każdego z nich wbito prawdopodobnie drewniany słup. - To po to, żeby katechumen miał się czego przytrzymać, gdy zanurzał się w basenie - argumentują zwolennicy hipotez o basenach chrzcielnych. - Ależ nie, to były zwyczajne doły do mieszania wapiennej zaprawy murarskiej, potrzebnej przy wznoszeniu kamiennych, murowanych budowli. A słupy to wsparcie dla prowizorycznych daszków, żeby deszcz nie padał i nie gasił wapna - odpowiadają przeciwnicy. I tak dyskusja, czy baseny chrzcielne, czy doły do mieszania wapna, pozostaje nierozstrzygnięta. Szuka się różnych analogii w budownictwie kościelnym na zachodzie Europy. Argumentem było np. to, że doły te znaleziono w obrębie murów wspomnianych katedr. - A więc raczej baseny chrzcielne, zawołali optymiści. - Ale na Zachodzie dla wygody często mieszano wapno w dołach usytuowanych właśnie w obrębie murów wznoszonej budowli – trwali przy swoim pesymiści. A gdyby tego jeszcze nie było dość, to obok wspomnianych Poznania, Gniezna i Ostrowa Lednickiego pojawiali się okazyjnie inni kandydaci. Bo i tam odkryto baseny chrzcielne, czy też doły do mieszania wapna, a każdy z takich ośrodków uważa się za bardzo ważny przynajmniej w średniowieczu, jeżeli nawet mniej znaczy obecnie.

W sumie więc, odpowiedzieć na pytanie, gdzie Mieszko się ochrzcił, nie potrafimy. Bardziej prawdopodobne, że w kraju, ale gdzie konkretnie, nie wiadomo. I chyba już nigdy wiadomo nie będzie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (27)

  • Freya 25.11.2018
    Nie zagłębiałem się nigdy aż tak w odnośną genezę takowego wydarzenia, ale wydaje mi się, że twoje dywagacje mają właściwą zasadność. Tak w sumie, to zawsze najbardziej istotną rzeczą było dla mnie - po kiego chuja to zrobił... Raczej nie było to wyłącznie wynikiem afektu ku Dobrawie, tylko tak się układały sprawy polityczne i religijne w okolicznych państwach, że właśnie teges się stało. Ale wiem jednocześnie, że bardzo często decydujące wydarzenia historyczne, były wynikiem całkowicie szurniętych dążeń i w ogóle nie miały nic wspólnego z dobrem społeczeństwa, państwowości itd., tylko potem dorabiano odpowiednio kłamliwe, wysokiej klasy motywy patriotyczne czy religijne - wobec zaistniałych sytuacji pospólnych - tak aby te działania miały głęboki przekaz dla potomnych.
    Chrzest Polski to śliski temat - zwłaszcza przy obecnie ukierunkowanej władzy, która odżegnuje się od prymatu religijnego :)
    Podoba mi się chłodne spojrzenie bez oczywistych nacisków demagogicznych, wobec takich konstatacji...
    Kupuję ten temat w całości, dawaj dalej - Ozar niech ma powody do zazdrości :) Pzdr
  • Karawan 25.11.2018
    najbardziej istotną rzeczą było dla mnie - po kiego chuja to zrobił...
    Zrobił to z powodów czysto politycznych choć łoże miało w tym swój udział! W tamtym czasie "bracia" Czesi wielokrotnie byli dla późniejszego bytu państwowego pt. Polska znacznie bardziej groźni niż Niemcy, którzy mieli ręce zajęte Słowianami Połabskimi (sponsorowanymi przez...Mieszka właśnie!). Dość powiedzieć, że Kraków i okolice, Śląsk i Małopolska były we władaniu Czechów wielokrotnie. Przyjęcie chrztu z rąk czeskich za pośrednictwem niemieckiego cesarza było genialna zagrywką strategiczną umożliwiająca powstanie państwa. Chrzest, jak słusznie zauważa Autor nie dotyczył Polski (bo i nie mógł!), chrzest przyjął Mieszko i jego dwór a i to zapewne nie w całości, bo wielu dla pozoru jeno się skąpało a w duchu dawne bogi wyznawało. Szczegół drobny - chrzest odbywał się przez zanurzenie neofity a nie polanie głowy! (ileż duszysczek niewinnych zmarło w czasie i bezpośrednio po uroczystości owej - kościół milczy, ale łatwo to sobie wyobrazić!).
    Wielkie brawo i dzięki za artykuł! Dziękuję Autorowi.;) 5 (niestety wincy nie dajom!)
  • Ozar 25.11.2018
    Karawan Do tego co bardzo słusznie napisał Karawan mogę tylko dopisać, że dla podejścia do nas Niemców chrzest niewiele zmienił. Dam przykład. Kiedy Zakon krzyżacki zapraszał do walki z Polską rycerzy z zachodu - jak ich nazwał Sienkiewicz gości - to przedstawiano im wojnę z Polską jako krucjatę przeciw poganom, którzy tylko udawali chrześcijan (450 lat po chrzcie), a o Żmudzinach czy Litwinach mówiono że nawet nie udają a dalej czczą swoich dawnych bogów. I ta propaganda działała całkiem dobrze, bo wielu z tych rycerzy naprawdę wierzyło że będzie nawracać mieczem niewiernych.
  • Ozar 25.11.2018
    Bardzo sie cieszę że napisałeś. Piszesz lekko, bardzo ciekawie i merytorycznie. Czasy początków tak państwa polskiego jak i chrześcijaństwa w Polsce nie są zbyt dobrze znane i warto je pokazywać. Co do daty chrztu to rok 966 przyjęto i w zasadzie temat zamknięto. Taką datę podają uczniom nauczyciele na wszystkich szczeblach nauczania. Z tego co ja wiem źródła podają zazwyczaj rok 966, ale tak jak napisałeś też lata od 962 do 968. Jednak przyjmujemy rok 966 i na razie nikt tej daty nie obalił jakimiś dokumentami, czy wiarygodnymi przekazami. Co do miejsca to rzeczywiście zarówno Poznań, Gniezno i Ostrów Lednicki pretendują do tego mienia. Akurat na Ostrowie jestem praktycznie co roku i kiedyś trafiłem na profesora historii, który oprowadzał swoich studentów po wykopaliskach. Według jego zdania to właśnie tu miał miejsce chrzest i muszę przyznać że argumentował bardzo ciekawie i merytorycznie. Od tego czasu obstawiam Ostrów. A co do chrztu gdzieś poza granicami, to jakoś nie chce mi sie wierzyć, bo wiem jak wiele złego Mieszko doświadczył od Niemców. Praga już prędzej, ale jak piszesz że tam nie było biskupstwa, to w zasadzie też odpada. Coż może jakieś nowe odkrycia, albo znalezione dokumenty pozwolą dojść gdzie to miało miejsce tak w 100%. Dzisiaj możemy sobie gdybać i w zasadzie mamy 30 parę procent na to że mamy rację. Jeszcze raz wielkie dzieki.
  • Ozar 25.11.2018
    5 oczywiście.
  • Mane Tekel Fares 25.11.2018
    Autentyczna sytuacja w skróconym zapisie:
    Polska uczelnia, zajęcia na kierunku politologia. Ostatnie zajęcia przed egzaminem.
    - Ciebie Kowalski pierwszy raz widzę. Chyba będzie problem na egzaminie.
    - Przecież chodzę i mam wiedzę.
    - Dobrze. Kiedy wybuchła II WŚ?
    Chłopak rzeczywiście wiedział, że w 1939. Co do miesiąca to nawet nie próbował strzelać.
    - To w takim razie, kiedy się zakończyła?
    Odpowiadający zakończenie II WŚ zawarł między rokiem 1942 a chyba 46 albo 47. Ale najlepszy jest finał.
    -Oooo, przyjacielu słabo to widzę.
    Młodzieniec wyraźnie się wściekł:
    - A o co chodzi?! Ja nie miałem matury z historii.
  • Ozar 25.11.2018
    Dokładnie tak jest. ja się z tym stykam codziennie, ucząc moje córki historii. Ale że na politologii - akurat mój kierunek - ktos tego nie wiedział to już skandal. U mnie taki gośc raczej nie miałby szans bo mój profesor od historii choćby Polski był bardzo wymagający, nie mówiąc juz o historii polityki. Cóż ja właśnie dlatego piszę takie artykuły o historii żeby choć trochę coś tam wbić do głów.
  • Mane Tekel Fares 25.11.2018
    Ozar Wiem, że ten chłopak obronił tytuł zawodowy magistra nauk o polityce...Dziś trzeba naprawdę bardzo nie chcieć, aby nie ukończyć studiów.
  • Ozar 25.11.2018
    Mane Tekel Fares Tak, ale sam powiedz jaki z niego politolog, kufa taki jak ze mnie filozof, albo astronauta. To smutne ale ludzie decydując sie na taki kierunek powinni mieć chociaż ogólne pojęcie o historii, inaczej to zupełne nieporozumienie.
  • Mane Tekel Fares 25.11.2018
    Ozar Ludzie decydując się na jakikolwiek kierunek nie zawsze muszą mieć pojęcie... Za to nauczyciele powinni. I wyobraźmy sobie, że taki chłopak został nauczycielem. To możliwe.
  • Ozar 25.11.2018
    Mane Tekel Fares No tak, ale czego ten gość mo,że nauczyć młodych? Bzdur które sam wyczytał i pewnie będzie powielał.
  • Nefer 25.11.2018
    Dzięki za wszystkie komentarze. Przyczyny, dla których Mieszko chrzest przyjął, to temat na osobny felieton i może też taki napiszę, w ramach kontynuacji.Co prawda, jak słusznie zauważył Freya, to temat śliski, nawet dzisiaj. Miałem już sytuację, że osoba duchowna nie podała mi ręki przy dość oficjalnej okazji. To po tym, gdy zapoznałem ją z dyskusjami na temat motywów decyzji MIeszka. Przecież to zupełnie jasne, dlaczego się ochrzcił. Po prostu nie mógł się doczekać i o niczym innym nie marzył, razem z całym narodem. :D Raz jeszcze dziękuję za ciekawe uwagi.
  • Ozar 25.11.2018
    Nefer pisz dalej dlatego .że poruszasz ciekawe tematy i dla tego że piszesz o czasach które ja nie znam zbyt dobrze.
  • Blanka 25.11.2018
    No proszę;) Aż chce się zakrzyknąć: "A nie mówiłam!":)
    Weny życzę, pzdr:)
  • Nefer 27.11.2018
    W takim razie zapraszam, oczywiście, bo chyba jeszcze coś skrobnę.
  • Agnieszka Gu 27.11.2018
    Witam,
    Zaznaczam... podlecę w wolnej chwili bo temat ciekawy :)
  • Nefer 28.11.2018
    Zapraszam.
  • Agnieszka Gu 29.11.2018
    Zatem przybyłam :) Fajnie opisany kawał historii, bez narzucania i rozstrzygania na siłę. Szkoda, że z czasów przedchrześcijańskich tak niewiele informacji ostało się do naszych czasów.
    Dzięki za ciekawą opowieść. Pozdrawiam :)
  • Agnieszka Gu 29.11.2018
    Zatem przybyłam :) Fajnie opisany kawał historii, bez narzucania i rozstrzygania na siłę. Szkoda, że z czasów przedchrześcijańskich tak niewiele informacji ostało się do naszych czasów.
    Dzięki za ciekawą opowieść. Pozdrawiam :)
  • Nefer 29.11.2018
    Agnieszka Gu Racja. Ziemie polskie leżały we wczesnym średniowieczu raczej na uboczu. Nie przyciągały kupców, podróżników ani szczególnej uwagi autorów źródeł. Z czasów przedpanstwowych mamy zaledwie pięć tekstów które mówią coś o ziemiach polskich. Trzy z IX wieku i dwa z pierwszej połowy wieku X. I bywa, że są to zaledwie krótkie wzmianki. Wszystko to zapiski autorów zagranicznych. A rodzimą tradycję spisał dopiero Gall Anonim w XII w. To co zapamiętanie poddano jeszcze autocenzurze, bo o pogańskich przodkach opowiadać i spisywać zbyt wiele nie wypadało. Dzięki za uwagę i również pozdrawiam.
  • AnonimS 02.12.2018
    Z czasów przed chrześćciańskich prawie nic nie wiadomo bo dopiero z chrześcijaństwem na nasze ziemie dotarło pismo i wraz znam zwyczaj zapisywania najważniejszych zdarzeń . Kronika Galla Anonima, inaczej Kronika Anonima tzw. Galla lub Kronika polska, pełny tytuł Kronika i czyny książąt czyli władców polskich (łac. Cronica et gesta ducum sive principum Polonorum) – pierwsza polska kronika, nieukończona. Spisana po łacinie, prawdopodobnie w latach 1113–1116, przez anonimowego autora zwanego Gallem Anonimem. Najstarszy zachowany rękopis pochodzi z XIV wieku i znajduje się w zbiorach Biblioteki Narodowej. Kronika Galla Anonima
    (łac.) Cronica et gesta ducum sive . Poza tym nasze ziemie otaczałi władcy chrześçijañscy, a panował zwyczaj siłowego nawracania pogan. Pozdrawiam
  • Nefer 03.12.2018
    Nic dodać, nic ująć.
  • Karawan 02.12.2018
    Ziemie polskie leżały we wczesnym średniowieczu raczej na uboczu. Nie przyciągały kupców, podróżników ani szczególnej uwagi autorów źródeł.
    A to ciekawe! I dlatego na dworze Angielskim był zakaz noszenia ekskluzywnych butów produkowanych.... w Krakowie !!
  • Karawan 02.12.2018
    No chyba, że Autor miał na myśli lata 400 - 900 kiedy państwo powoli i w trudzie formowało swoje istnienie. ;)
  • Nefer 02.12.2018
    Karawan Dokładnie tak. Chodzi o wiek IX i pierwszą połowę X , z tego czasu mamy pięć (dosłownie) tekstów pisanych, które cokolwiek o ziemiach polskich mówią.
  • denga 11.01.2019
    Ciekawy artykuł. Od kilku lat pasjonuję się naszą najstarszą historią i cieszę się, że znalazłam na portalu ludzi, którzy mają coś do powiedzenia na ten temat – niestety ja w tej dziedzinie jestem tylko „bajarzem”. Pozdrawiam
  • Nefer 14.01.2019
    Dzięki za wpis. Mieszko Pierwszy to postać pod wieloma względami kluczowa dla naszej historii, a wiemy o nim bardzo niewiele, tak naprawdę. Gdy znajdę chwilę czasu, postaram się napisać ciąg dalszy tego eseju, traktujący o dyskusji nad motywami decyzji Mieszka w sprawie przyjęcia chrztu. O tej kwestii wspominali zresztą niektórzy z komentatorów, wypada więc spełnić ich życzenia. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania