Ciekawostki historyczne (B). Odcinek 1. Gdzie i kiedy ochrzcił się Mieszko Pierwszy
Podobno, tak miały wykazać badania w postaci sondaży ulicznych, każdy przeciętny Polak zna trzy daty z historii ojczystego kraju: 966, 1410, 1939. Mam nadzieję, że również obecni tu czytający rozpoznają je bez trudu. Bingo! Chrzest Polski, bitwa pod Grunwaldem, początek II wojny światowej. O bitwie pod Grunwaldem pisał już Ozar, wezmę się więc teraz za chrzest.
Jak na wydarzenie, o którym pamiętają wszyscy i które (prawie) wszyscy potrafią datować, okoliczności chrztu Mieszka pozostają tajemnicze i budzą kontrowersje. Piszę „chrzest Mieszka”, a nie „chrzest Polski”, gdyż to drugie określenie jest mocno na wyrost. Tak naprawdę, w nieznanym nam bliżej miejscu i czasie ochrzcili się bowiem sam książę, jego rodzina, urzędnicy, drużyna itp. Wprawdzie była to elita tworzącego się państwa, ale o przyjęciu wówczas nowej wiary przez ogół ludności trudno mówić. Proces ten postępował opornie (o czym świadczą opinie współczesnych kronikarzy, np. Thietmara z Merseburga, a także wydarzenia tzw. „reakcji pogańskiej” w latach trzydziestych XI w.) i był mocno rozciągnięty w czasie. Tak naprawdę zakończył się dopiero w początkach XIII w. Lepiej więc używać zwrotu „chrzest Mieszka”.
W przypadku samego księcia mamy jednak prawo zadać pytanie tytułowe, gdzie i kiedy pierwszy historyczny władca Polski został ochrzczony? O dziwo, odpowiedzi wcale nie są jednoznaczne, nie ma ich wcale, albo też jest ich zbyt wiele i posiadają charakter słabo udokumentowanych hipotez. Do tego dochodzą różne rozgrywki ambicjonalne i polityczne, które towarzyszyły dyskusji na wspomniany temat. Można się było o tym przekonać dwa lata temu, gdy obchodzono uroczyście 1050 rocznicę chrztu. Oficjele przemieszczali się w szybkim tempie z Poznania do Gniezna, bo w obydwu miastach urządzono odrębne obchody, twierdząc przy tym, że chrzest odbył się właśnie u nich. A po drodze jest jeszcze Ostrów Lednicki, również nie pozbawiony szans w tym sporze. Na szczęście, pomiędzy Poznaniem i Gnieznem oddano kilka lat wcześniej do użytku drogę ekspresową, co znakomicie ułatwiło zadanie przedstawicielom władz. Przynajmniej nikomu nie przyszło do głowy, by pojechać z tej okazji do Magdeburga. Może i lepiej, jak zobaczymy.
Ale po kolei, czyli z obydwu poruszanych kwestia prostsza: kiedy? Może wydać się dziwne, że trzeba o to pytać, skoro przecież wszyscy wiedzą. Ale co tak naprawdę wiemy? W większości średniowiecznych roczników polskich znaleźć można następujący wpis: 966 - „Mesco dux baptisatur”, czyli „książę Mieszko przyjmuje chrzest”. Zapiska ta, a także kilka sąsiednich dotyczących małżeństwa Mieszka z Dąbrówką, narodzin Bolesława Chrobrego oraz ustanowienia pierwszego biskupa, powstały współcześnie do wydarzeń pod ręką jakiegoś duchownego, który wstawił je do prowadzonego przez siebie rocznika. Ten przypuszczalnie najstarszy rocznik polski później zaginął, ale treść zapisek zdążyli przejąć inni rocznikarze i inne roczniki. Przepisywali je od siebie wzajemnie, aż do końca średniowiecza. Obecnie zachowało się ok. 40 takich średniowiecznych roczników i większość z nich podaje właśnie rok 966 jako datę chrztu Mieszka. Ale są i takie, które datują to wydarzenie na rok 965 - np. rocznik Sędziwoja z Czechla (XV w.). Sprawa nie jest więc zupełnie jednoznaczna. Z pomocą przychodzą jednak badania nad czasem powstania i wzajemną zależnością roczników (tzn. kto od kogo i w jakiej kolejności informacje odpisywał). Pozwoliło to stwierdzić, że nie tylko zdecydowanie większa liczba zachowanych roczników podaje rok 966, ale w dodatku są to roczniki starsze, bardziej pierwotne, a więc lepsze. Czyli sprawę daty rocznej mamy mniej więcej załatwioną.
A co z datą dzienną? Tutaj nie posiadamy już żadnych, absolutnie żadnych wiadomości. Pozostają więc przypuszczenia i domysły. W tamtej epoce ważnych katechumenów, pogańskich dotąd królów czy książąt, starano się zwykle chrzcić w Wielką Sobotę. W 966 r. przypadała ona w dniu 14 kwietnia. Jeśli więc ktoś chciałby obchodzić rocznicę konkretnego dnia, to właśnie ten wydaje się najbardziej prawdopodobny, chociaż w żaden sposób nie potwierdzony.
Teraz kwestia druga, trudniejsza: gdzie? Tutaj źródła pisane zawodzą już całkowicie, nie przekazując na ten temat żadnych wiadomości. Ale to nie może przecież odstraszyć historyków. Przeciwnie, im mniej źródeł, tym więcej zazwyczaj hipotez. W kwestii miejsca chrztu również. Pojawiło się jak dotąd kilka poważnie traktowanych propozycji, opowiadających się za kandydaturą takiego czy innego ośrodka. Hipotezy te podzielić można ogólnie na dwie grupy: zagraniczne i krajowe. Ci, którzy opowiadają się za ewentualnością, że Mieszko ochrzcił się gdzieś poza granicami własnego kraju uzasadniają to głównie tym, że odpowiednią oprawę dla takiej ceremonii znaleźć można było tylko w jakiejś katedrze biskupiej. Było to bardzo ważne, by ukazać pogańskiemu dotąd ludowi wspaniałość, bogactwo i potęgę nowej religii, nowego boga oraz jego wyznawców – bardzo skuteczna wówczas forma propagandy. A ponieważ ani biskupstw ani katedr w Polsce wówczas nie było, wniosek jest oczywisty – należało udać się za granicę. Nawet wśród zwolenników „hipotez zagranicznych” nie ma jednak zgody, dokąd konkretnie. Pojawiły się trzy główne propozycje ;
Praga – o tym mieście i tamtejszej katedrze biskupiej jako miejscu chrztu napisał we wspomnianym już roczniku Sędziwój z Czechla. Był to żyjący w XV w. historiograf, zainteresowany historią Polski, zbierający materiały na temat przeszłości, sporządzający notatki itp. Skoro wymienił więc Pragę, to dlaczego twierdzimy, że żadne źródło nie podaje miejsca chrztu Mieszka? Otóż dlatego, że wszystko wskazuje na to, iż Sędziwój nigdzie tej informacji nie znalazł i wpis jest wynikiem jego własnych kombinacji. Skoro przyjęcie chrześcijaństwa nastąpiło przy pomocy czeskiej, to najbardziej logiczne wydawało się, by książę udał się celem ochrzczenia do katedry praskiej. Tak też napisał nasz historiograf. Niestety, nie wiedział, że w 966 r. Praga nie posiadała jeszcze własnego biskupstwa. To powstało bowiem dopiero w 973 r. (o czym wiadomo obecnie z innych źródeł). Cała kombinacja Sędziwoja oparta więc była na błędnych podstawach i można ją uznać nie tyle za źródło, co za pierwszą hipotezę polskiej historiografii na temat miejsca chrztu.
Ratyzbona – znaleźli się jednak tacy, którzy poszli tropem myśli Sędziwoja. Skoro sama Praga biskupstwa i katedry nie posiadała, to należało pojechać dalej, do stolicy diecezji, w której granicach pozostawały wówczas Czechy. A była to diecezja ratyzbońska właśnie, jedna z diecezji bawarskich. Na temat Ratyzbony jako miejsca chrztu napisano swego czasu bardzo wiele. Dowodów żadnych nie znaleziono, ale kilka poszlak owszem. Otóż Mieszko utrzymywał później jakieś kontakty z kościołem ratyzbońskim, czy ogólniej bawarskim. Przesyłał dary dla tamtejszych klasztorów, a w żywocie św. Udalryka (biskupa w bawarskim Augsburgu) zapisano, że mocą wstawiennictwa tegoż patrona (wówczas już zmarłego) uzdrowiony został z rany zadanej zatrutą strzałą książę słowiański Mieszko, który złożył z tego powodu bogate ofiary. Czy te poszlaki wystarczą, by uprawdopodobnić bawarską Ratyzbonę jako miejsce chrztu? Hipoteza ta nie zyskała powszechnego uznania.
Magdeburg – i tutaj dochodzimy do miejsca oraz ośrodka „wyklętego” przez polską historiografię zajmującą się wczesnymi dziejami rodzimego Kościoła. Dlaczego wyklętego? Gdyż to tutaj cesarz Otton I doprowadził w latach 962-968 do utworzenia nowego arcybiskupstwa (szło to opornie wobec sprzeciwu wielu ponoszących z tego tytułu straty innych biskupów niemieckich), które miało nawracać Słowian na Połabiu, ale i dalej na wschodzie. Nawracać i podporządkowywać kościelnemu zwierzchnictwu tego niemieckiego ośrodka. W późniejszym czasie arcybiskupi magdeburscy próbowali przy różnych okazjach doprowadzić do kasacji powstałego w 1000 r. polskiego arcybiskupstwa w Gnieźnie i poddać ziemie polskie własnej archidiecezji. Trwało to aż do czasów Bolesława Krzywoustego, czyli do XII w. Skąd więc Magdeburg jako potencjalne miejsce chrztu Mieszka? Historiografia polska zdecydowanie takie pomysły odrzuca. Mieszko w żadnym wypadku nie mógł ochrzcić się w Magdeburgu. Innego zdania byli (a często i nadal są) historycy niemieccy. Otóż według nich, Magdeburg to oczywiste miejsce chrztu polskiego księcia dlatego, że wcale nie przyjął on chrztu dobrowolnie, tylko został przymuszony w wyniku zwycięstw niemieckiego oręża. Konkretnie miał go do tego zmusić margrabia Marchii Wschodniej Gero, pokonując Mieszka w 963 r. Sprawa tej wojny to zresztą osobna kwestia do dyskusji. Tak czy inaczej, z historyków polskich prawie nikt za Magdeburgiem się nie opowiada (a nieliczni, którym się to zdarzyło, zmieniali później zdanie). Nie dziwi też, że pędzący w 2016 r. z Poznania do Gniezna oficjele nie pomyśleli nawet, by zajechać do Magdeburga (pomimo tego, że autostrada w tym kierunku też się znajdzie). A przynajmniej nikt im takiego pomysłu nie podsunął.
I wreszcie hipotezy krajowe, za którymi opowiada się obecnie większość polskiej historiografii. Argument o propagandowej roli wspaniałej oprawy chrztu zbijają oni celnie stwierdzeniem, że przecież do zagranicznej katedry Mieszko nie mógł zabrać swoich poddanych. Z księciem pojechali ewentualnie jego dostojnicy, część drużyny itp., a więc ludzie związani z władcą, którzy i tak bez problemu przyjmowali nową wiarę na jego rozkaz. Aby pokazać zwykłemu ludowi, że nastają nowe czasy, ceremonię należało urządzić na miejscu. Tak wspaniale, jak tylko się dało. Może nie nazbyt wspaniale, ale przynajmniej na oczach poddanych. I zresztą, skoro Mieszko ochrzciłby się gdzieś za granicą, to dlaczego żaden ośrodek, żadne biskupstwo, żaden klasztor nigdzie się tym nie pochwaliły? W tamtych czasach ochrzczenie ważnego katechumena było dużym powodem do chwały. I takimi osiągnięciami chwalono się szeroko, nawet w przypadku mniej znaczących władców czy wielmożów. Wprawdzie tzw. „wnioskowanie z milczenia źródeł” (czyli w praktyce wkładanie im w usta tego, czego jednak nie powiedziały – to jak branie pod swoje skrzydła elektoratu, który nie poszedł na wybory) jest zawsze bardzo zawodne i niepewne, to jednak w tym wypadku ma chyba rację bytu.
Skoro więc w Polsce, to gdzie konkretnie? I tu już zgody pomiędzy zwolennikami „hipotez krajowych” szukać próżno. W grę wchodzą nadto rożne ambicje lokalne. Za najbardziej prawdopodobne lokalizacje uznać można Poznań, Gniezno i Ostrów Lednicki. Poznań to ulubiona siedziba Mieszka, tutaj najczęściej rezydował, tutaj kazał się pochować, tutaj utworzono pierwsze biskupstwo (to też zresztą kwestia na osobną dyskusję). Ale i Gniezno nie pozostaje w tyle. To przecież gród starszy i tradycyjnie wówczas ważniejszy. Do tego dotychczasowy ośrodek kultu pogańskiego. To ostatnie mogło wprawdzie budzić jakieś opory i niechęć Mieszka, ale z drugiej strony, czyż byłoby lepsze miejsce do ukazania ludowi triumfu nowej religii? I jeszcze Ostrów Lednicki. Osobista siedziba Piastów, położona wyspie na Jeziorze Lednickim (przy drodze z Gniezna do Poznania). Posiadali tam wystawne, kamienne palacjum, obecnie główny obiekt skansenu archeologicznego. Kaplicę też tam, oczywiście, wzniesiono.
Mamy więc trzech kandydatów. Źródła pisane z oczywistych powodów milczą, na plan pierwszy wysuwa się więc archeologia. A może dałoby się odnaleźć ślady basenów chrzcielnych z czasów Mieszka? Bo w tamtych czasach chrzczono dorosłych zanurzając ich w wodzie razem z głową, a nie tylko skrapiając wodą, jak dzisiaj niemowlęta. Czyli obecne chrzcielnice zupełnie się do tego nie nadawały. Potrzebne były solidnych rozmiarów baseny (no chyba, że korzystano po prostu z jakiegoś jeziora, ale przecież w przypadku samego księcia i jego możnych to mało dostojne). I oto... We wszystkich trzech ośrodkach, w Poznaniu, Gnieźnie i Ostrowie Lednickim znaleziono ślady po takich basenach. Znaleziono w bezpośrednim sąsiedztwie albo nawet w obrębie murów katedr (Poznań i Gniezno) albo kaplicy (Ostrów Lednicki). To znaczy, tak naprawdę nie wiadomo do końca, co znaleziono. Obiekty zachowały się w stanie szczątkowym. Można przypuszczać, że były to dość głębokie, sporych rozmiarów doły wyłożone wapiennymi płytami. W dno każdego z nich wbito prawdopodobnie drewniany słup. - To po to, żeby katechumen miał się czego przytrzymać, gdy zanurzał się w basenie - argumentują zwolennicy hipotez o basenach chrzcielnych. - Ależ nie, to były zwyczajne doły do mieszania wapiennej zaprawy murarskiej, potrzebnej przy wznoszeniu kamiennych, murowanych budowli. A słupy to wsparcie dla prowizorycznych daszków, żeby deszcz nie padał i nie gasił wapna - odpowiadają przeciwnicy. I tak dyskusja, czy baseny chrzcielne, czy doły do mieszania wapna, pozostaje nierozstrzygnięta. Szuka się różnych analogii w budownictwie kościelnym na zachodzie Europy. Argumentem było np. to, że doły te znaleziono w obrębie murów wspomnianych katedr. - A więc raczej baseny chrzcielne, zawołali optymiści. - Ale na Zachodzie dla wygody często mieszano wapno w dołach usytuowanych właśnie w obrębie murów wznoszonej budowli – trwali przy swoim pesymiści. A gdyby tego jeszcze nie było dość, to obok wspomnianych Poznania, Gniezna i Ostrowa Lednickiego pojawiali się okazyjnie inni kandydaci. Bo i tam odkryto baseny chrzcielne, czy też doły do mieszania wapna, a każdy z takich ośrodków uważa się za bardzo ważny przynajmniej w średniowieczu, jeżeli nawet mniej znaczy obecnie.
W sumie więc, odpowiedzieć na pytanie, gdzie Mieszko się ochrzcił, nie potrafimy. Bardziej prawdopodobne, że w kraju, ale gdzie konkretnie, nie wiadomo. I chyba już nigdy wiadomo nie będzie.
Komentarze (27)
Chrzest Polski to śliski temat - zwłaszcza przy obecnie ukierunkowanej władzy, która odżegnuje się od prymatu religijnego :)
Podoba mi się chłodne spojrzenie bez oczywistych nacisków demagogicznych, wobec takich konstatacji...
Kupuję ten temat w całości, dawaj dalej - Ozar niech ma powody do zazdrości :) Pzdr
Zrobił to z powodów czysto politycznych choć łoże miało w tym swój udział! W tamtym czasie "bracia" Czesi wielokrotnie byli dla późniejszego bytu państwowego pt. Polska znacznie bardziej groźni niż Niemcy, którzy mieli ręce zajęte Słowianami Połabskimi (sponsorowanymi przez...Mieszka właśnie!). Dość powiedzieć, że Kraków i okolice, Śląsk i Małopolska były we władaniu Czechów wielokrotnie. Przyjęcie chrztu z rąk czeskich za pośrednictwem niemieckiego cesarza było genialna zagrywką strategiczną umożliwiająca powstanie państwa. Chrzest, jak słusznie zauważa Autor nie dotyczył Polski (bo i nie mógł!), chrzest przyjął Mieszko i jego dwór a i to zapewne nie w całości, bo wielu dla pozoru jeno się skąpało a w duchu dawne bogi wyznawało. Szczegół drobny - chrzest odbywał się przez zanurzenie neofity a nie polanie głowy! (ileż duszysczek niewinnych zmarło w czasie i bezpośrednio po uroczystości owej - kościół milczy, ale łatwo to sobie wyobrazić!).
Wielkie brawo i dzięki za artykuł! Dziękuję Autorowi.;) 5 (niestety wincy nie dajom!)
Polska uczelnia, zajęcia na kierunku politologia. Ostatnie zajęcia przed egzaminem.
- Ciebie Kowalski pierwszy raz widzę. Chyba będzie problem na egzaminie.
- Przecież chodzę i mam wiedzę.
- Dobrze. Kiedy wybuchła II WŚ?
Chłopak rzeczywiście wiedział, że w 1939. Co do miesiąca to nawet nie próbował strzelać.
- To w takim razie, kiedy się zakończyła?
Odpowiadający zakończenie II WŚ zawarł między rokiem 1942 a chyba 46 albo 47. Ale najlepszy jest finał.
-Oooo, przyjacielu słabo to widzę.
Młodzieniec wyraźnie się wściekł:
- A o co chodzi?! Ja nie miałem matury z historii.
Weny życzę, pzdr:)
Zaznaczam... podlecę w wolnej chwili bo temat ciekawy :)
Dzięki za ciekawą opowieść. Pozdrawiam :)
Dzięki za ciekawą opowieść. Pozdrawiam :)
(łac.) Cronica et gesta ducum sive . Poza tym nasze ziemie otaczałi władcy chrześçijañscy, a panował zwyczaj siłowego nawracania pogan. Pozdrawiam
A to ciekawe! I dlatego na dworze Angielskim był zakaz noszenia ekskluzywnych butów produkowanych.... w Krakowie !!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania