Ciekawostki historyczne (B). Odcinek 2. Królestwo za konia! Ryszard III - zbrodniczy potwór czy ofiara propagandy Tudorów?

Ryszard III z dynastii Yorków, król Anglii w latach 1483-1485 to w Polsce postać niezbyt znana. Jeżeli ktoś w ogóle o nim słyszał, to najczęściej jako o tym, który miał wołać „Królestwo za konia!”. Słowa te stały się przysłowiowe, symbolizując jakąś nagłą, przemożną potrzebę, dla której zaspokojenia człowiek gotowy jest oddać wszystko, co posiada. Okrzyk ten Ryszard wznieść miał na polu bitwy pod Bosworth, gdy zabito pod nim wierzchowca i gdy za wszelką cenę chciał zdobyć nowego, by ratować się ucieczką. Kilka chwil później zginął. A przynajmniej słowa takie włożył w jego usta William Szekspir w swojej sztuce „Ryszard III”.

Mało znany w Polsce, w Anglii Ryszard III należy jednak do najsłynniejszych w długiej galerii władców tego kraju. A raczej, do najbardziej osławionych. To modelowy wręcz przykład króla – potwora, prawdziwego demona zbrodni, ociekającego krwią swoich ofiar. I do tego godny takiego monstrum wygląd fizyczny: ohydny, garbaty karzeł, z nierównymi ramionami. Tak fatalną reputację król zawdzięcza dziejopisom tworzącym swoje dzieła pod panowaniem pierwszych władców z nowej dynastii Tudorów: Henryka VII oraz Henryka VIII. To Henryk VII zdobył koronę dosłownie po trupie Ryszarda, a jego prawa do tronu (podobnie jak i Tudorów w ogóle) były bardzo wątpliwe. W tej sytuacji pokonanego poprzednika należało zohydzić i przedstawić w jak najgorszym świetle.

Usłużni autorzy kronik nie czekali nawet na bezpośrednie polecenia nowego władcy lecz na wyścigi przystąpili do wykonywania tego zadania, znacznie przekraczając przy tym wszelkie granice prawdopodobieństwa. Cóż, niektórzy z nich, np. John Rous, pisali przedtem o poległym królu bardzo pozytywnie (za jego życia) i teraz musieli zatrzeć to złe wrażenie. A potem Ryszard miał jeszcze pecha podwójnego, trafił bowiem pod pióro dwóch prawdziwych geniuszy: sir Tomasza Moore'a – najwybitniejszego humanisty i pisarza angielskiego tej doby, oraz przede wszystkim samego Williama Szekspira, największego dramaturga wszech czasów. Obydwaj oni poświęcili ostatniemu z Yorków odrębne utwory, Tomasz Moore „Historię króla Ryszarda Trzeciego” (ok 1513 r.), a Szekspir sztukę „Ryszard III” (około 1593 r.). Obydwa dzieła zostały napisane znakomicie pod względem literackim, na miarę swoich autorów i utrwaliły na wieki wieków obraz króla-potwora. Sir Tomasz pisał na dworze kardynała Mortona, osobistego wroga Ryszarda - którego zresztą w swoim czasie zdradził, obficie czerpiąc informacje od swego protektora. Miał też ambicje, by dla celów wychowaczo-dydaktycznych dać w tym dziele modelowy obraz „złego księcia”, jako „antyprzykład”. I w ten oto sposób cele literackie znakomicie dały się połączyć z chęcią przypodobania się protektorowi oraz nowym władcom Anglii. Z kolei w czasach Szekspira nikt już praw Tudorów do tronu nie kwestionował i nie wymagały one specjalnej obrony. Dzieje Ryszarda III należały do odległej o ponad 100 lat przeszłości. Dramatopisarz poszukiwał jednak barwnych i inspirujących tematów dla swoich sztuk historycznych, poświęconych różnym dawnym władcom Anglii. Trafił na dzieło sir Tomasza Moore'a, które w pełni docenił za jego żywość i dramatyzm właśnie. Dodając do tego własne pomysły oraz olbrzymi talent, stworzył jeden ze swoich najsłynniejszych utworów. Może nie najwybitniejszy spośród wszystkich, jeśli chodzi o głębię postaci i różnorodność charakterów, ale za to z burzliwą, prawdziwie dramatyczną akcją. Tak oceniają to znawcy sztuk Szekspira. Tak czy inaczej, „Ryszard III” to jedno z częściej wystawianych dzieł dramatopisarza. Czyż można się więc dziwić, że pod takimi piórami propaganda Tudorów nabrała blasku i pozorów prawdy. A sam król został na długo zohydzony. Dopiero rodząca się, nowoczesna historiografia angielska poczęła od XVIII w. zastanawiać się nad prawdziwym przebiegiem wypadków i stopniowo, nie bez oporów, oczyszczać oraz rehabilitować postać Ryszarda III. Obecnie przedstawia się go wręcz jako władcę wybitnego, najpierw lojalnego sługę i współpracownika swego brata, Edwarda IV, potem dobrego administratora, rozumiejącego potrzeby warstw ludowych, starającego się brać je w obronę przed feudałami i stwarzającego im możliwość realizowania własnych ambicji. Poniżej kilka sztandarowych kalumnii rzucanych na Ryszarda oraz obecne próby ich obalenia.

 

Cechy fizyczne – w klasycznej wersji propagandy tudorowskiej Ryszard to potwór już od samych narodzin, a nawet wcześniej. Miał jakoby pozostawać w łonie matki, lady Cecylii Nevill, przez dwa lata, aby umożliwić w końcu narodziny trzeba było jakoby rozpruć jej łono, a sam noworodek ukazał się owłosiony i wyposażony w komplet zębów (!). Później dzieje się jeszcze gorzej. Ryszard wyrasta na potwornego, garbatego karła, z nierównej długości ramionami. Opowieści o narodzinach to oczywiste bzdury, których nie trzeba komentować. Natomiast odporu wymaga zarzut drugi. Ryszard był młodzieńcem, a potem mężczyzną o niskim wzroście i zwłaszcza w młodości wątłej budowie. W tamtych czasach stanowiło to poważną przeszkodę, by zostać dobrym rycerzem i wojownikiem. A Ryszard koniecznie chciał nim być, zapatrzony zwłaszcza w swego starszego brata, przyszłego króla Edwarda IV. To bohater jego młodości, dzielny, przystojny, silny, znakomity rycerz, a potem i dowódca. Podziwiał go, pragnął mu służyć i dorównać. W tym celu odbywał z wielkim samozaparciem intensywne, wielogodzinne ćwiczenia we władaniu bronią; pomimo ułomności wątłego ciała. W rezultacie cel osiągnął, potrafił dobrze posługiwać się orężem. Wyrobił sobie jednak przy tym obciążany silniej prawy bark, który rozrósł się bardziej niż lewy. To dało początek późniejszym opowieściom o garbatym karle.

 

Złe rządy – Ryszardowi zarzucano gnębienie poddanych podatkami, zdzierstwa, rozliczne nieprawości, faworyzowanie pochlebców itp., itd. Wszystko zgodnie ze standardowym zestawem cech złego władcy. Tymczasem już jako książę potrafił wykazać się zaletami dokładnie przeciwnymi. Edward IV powierzył mu trudne zadanie zarządzania północą kraju, przy zawsze niespokojnej granicy szkockiej. Rezydujący w mieście York (mateczniku dynastii) Pan Północy (czyli Ryszard) spisywał się w tej roli znakomicie. Pozostawił po sobie bardzo dobrą pamięć oraz zyskał życzliwość mieszkańców tej części kraju. Dowodem niech będzie to, że zawsze chętnie ściągali pod jego sztandary i dostarczali żądanych kontyngentów wojskowych. Na miasto York i ludzi z tamtych okolic zawsze mógł liczyć, także jako król. Jego własne, krótkie w sumie panowanie, również dało okazję do dokonania ważnych, celowych reform. Za jego rządów po raz pierwszy w dziejach Anglii starano się planować budżet, czyli z góry wyznaczać poszczególne dziedziny, na które pójdą określone sumy ze skarbca. Usprawnił administrację dóbr królewskich, zwalczając nadużycia i korupcję. Starał się ograniczyć wszechwładzę feudałów, którzy opanowali sądy i wykorzystywali je do ochrony własnych interesów oraz gnębienia ludu. To wszystko nie zjednywało mu przyjaciół wśród wielkich panów.

 

Krwawy tyran – lista ofiar, które miały stracić życie za sprawą Ryszarda jest tak obszerna, że nie sposób jej wyliczyć. Kogóż to on nie zabił? Miał jakoby własnoręcznie zamordować obalonego już dawno temu i więzionego w Tower szalonego króla Henryka IV, jego syna – Edwarda, księcia Walii, również. Żona samego Ryszarda, Anna Nevill, także miała zostać otruta z rozkazu męża. Brat, Jerzy, książę Clarence, padł ofiarą intryg potwora. Wykaz ofiar jest o wiele dłuższy, to tylko najważniejsze z nich (oprócz dwóch, o których za chwilę). Nie da się ukryć, że Ryszard najpierw jako Lord Protektor (regent),a potem jako król wydawał liczne wyroki śmierci. Czasy, w których żył, epoka okrutnej wojny domowej, wojny pomiędzy Lancastrami a Yorkami, dwoma gałęziami dynastii Plantagenetów (1455-1485), była jednak twarda i bezlitosna. Zdrady i knowania, spiski i bunty zdarzały się na każdym kroku, podobnie jak dramatyczne zmiany sytuacji. Z pozbawionego praw banity królem (albo odwrotnie) można było zostać bardzo łatwo. Nic dziwnego, że czasy tej tzw. Wojny Dwóch Róż pisarz fantasy G.R.R. Martin wykorzystał jako inspirację do stworzenia swojej sagi „Pieśń lodu i ognia”, bardziej znanej pod filmowym tytułem „Gry o tron” (co przyznaje w wywiadach). Ryszard stracił w gwałtowny sposób ojca i jednego z braci, bezlitośnie zabitych tego samego dnia na polu bitwy. Dwukrotnie musiał uchodzić z kraju, zdradzany był przez ludzi najbliższych i zdawałoby się, najbardziej zaufanych. Intrygowała przeciwko niemu królowa, Elżbieta Woodwille, którą Edward IV poślubił „z miłości”, pomimo stosunkowo niskiego pochodzenia (była zwykłą szlachcianką), a która omotała następnie męża i zwalczała wszystkich jego krewnych i przyjaciół, by torować drogę dla własnej, niezwykle ambitnej i zachłannej rodziny. Ryszard, w zasadzie słusznie, to jej przypisywał winę za fizyczny i moralny upadek Edwarda IV, który z bohaterskiego, przystojnego i potrafiącego okazywać wspaniałomyślność rycerza przekształcił się z czasem w zgnuśniałego satrapę, ulegającego knowaniom żony. Ryszard pomimo to służył mu wiernie, ale nie miał zamiaru dopuścić do tego, by po śmierci brata w stosunkowo młodym wieku (1483 r.) faktyczną władzę przejęła właśnie królowa i jej pazerni krewni, sprawujący kontrolę nad synem i następcą zmarłego, małoletnim Edwardem V. Rodzina królowej była zresztą powszechnie znienawidzona. Jeśli chodzi o konkretne, wymienione powyżej osoby, to Henryk IV został uduszony na osobisty rozkaz Edwarda IV, sam Ryszard co najwyżej przyniósł te polecenia do Tower i musiał dopilnować ich wykonania. Misja wprawdzie niepiękna, ale nie podjął się jej z własnej woli. Syn Henryka, książę Edward, zginął podczas ucieczki z pola bitwy pod Tewkesbury, a bezpośrednią odpowiedzialność ponosił za to wspomniany wyżej Jerzy, książę Clarence, który nie przyjął jego próby poddania się. Bezwzględnością tą chciał prawdopodobnie zatuszować niedawną zdradę, jakiej dopuścił się wobec Edwarda IV. Kilka lat później i on z kolei padł ofiarą własnej lekkomyślności, wygórowanych ambicji oraz intryg królowej. Królewski brat skazał go na śmierć, w dowód łaski pozwalając wybrać jej rodzaj. Książę wybrał utopienie w małmazji, trunku, w którym szczególnie gustował. Nie przyszło mu do głowy, by postąpić jak ulubiony błazen króla Francji Henryka II, który w podobnej sytuacji (bezlitośnie drwił z władcy, ale pewnego razu popełnił okropny błąd i pozwolił sobie na podobne żarty z królewskiej faworyty) wybrał śmierć... ze starości. Ubawiony monarcha spełnił to życzenie i tym samym darował mu życie. Ryszard lubił wesołego zazwyczaj, lekkomyślnego i potrafiącego korzystać z życia brata, do jego upadku i egzekucji ręki nie przyłożył, obwiniał natomiast za tę śmierć Elżbietę Woodville oraz jej krewnych. Może dlatego ich samych też potraktował później bez litości, wysyłając na szafot brata królowej, sir Anthony'ego Woodville'a. To jednak Ryszarda miano posądzać o spowodowanie śmierci brata, który jako starszy zagradzał mu drogę do tronu. Już wtedy miał bowiem jakoby myśleć o sięgnięciu po koronę. Najboleśniejszą obelgą potwarców w służbie Tudorów stało się jednak oskarżenie Ryszarda o otrucie własnej żony, Anny Nevill. Pochodziła ona ze znakomitej rodziny, jej ojciec, hrabia Warwick, przez całe lata był przyjacielem i główną podporą Yorków. Małżeństwo ułożono dla związania obydwu rodzin jeszcze w dzieciństwie Ryszarda i Anny, ale książę darzył dorastającą narzeczoną autentycznym uczuciem. Dowodem niech będzie to, że gdy jej ojciec niespodziewanie zdradził Edwarda IV, a kilka miesięcy później poległ w bitwie pod Barnet, walcząc z królem oraz samym Ryszardem, ten ostatni nie wycofał się z planów małżeństwa, pomimo niechęci monarchy. Odnalazł przebywającą w klasztorze Annę, pozbawioną majątku i oparcia córkę zdrajcy, po czym doprowadził do ich ślubu. W swoim czasie razem z mężem została koronowana. Anna nie cieszyła się jednak dobrym zdrowiem, często chorowała. Ostatecznie załamała ją śmierć ich jedynego syna w 1484 r. Kilka tygodni później sama rozstała się z tym światem, co Ryszard przeżył bardzo boleśnie.

 

Największa zbrodnia Ryszarda – tym, o co ostatniego z Yorków oskarża się najczęściej, to pozbawienie tronu, uwięzienie w Tower, a następnie potajemne zamordowanie własnego bratanka, małoletniego Edwarda V, syna Edwarda IV. Razem z z nim zginął też jego młodszy brat, Ryszard, książę Yorku. W 1674 r. podczas prac remontowych w twierdzy przypadkowo odkryto zamurowaną pod jednymi ze schodów w Tower skrzynię ze szkieletami dwojga chłopców, ze śladami śmierci przez uduszenie. Niemal na pewno są to szczątki obydwu królewiczów, które przeniesiono następnie do Opactwa Westmnister i pochowano wśród grobowców królów Anglii. Miejsce odkrycia skrzyni przyciąga natomiast po dziś dzień dużą uwagę zwiedzających. W jakich okolicznościach umarli obydwaj chłopcy i kto ich zabił? Najczęściej oskarżano o to Ryszarda właśnie. To on, po śmierci brata, przejął opiekę nad bratankami i ogłosił się Lordem Protektorem (regentem), odsuwając aspirującą do tej roli królową oraz rozprawiając się z jej krewnymi. Zapowiedział rychłą koronację Edwarda IV, do której jednak nigdy nie doszło. Królewiczów umieszczono w Tower (twierdza pełniła też rolę rezydencji królewskiej), jakoby ze względów bezpieczeństwa. Początkowo widywano ich jeszcze, gdy bawili się na dziedzińcu, potem już się nie pokazywali. Tymczasem ujawniono rewelacje ogłoszone przez pewnego, godnego zresztą szacunku biskupa, jakoby małżeństwo Edwarda IV i Elżbiety Woodville nie było prawowite z punktu widzenia przepisów kościelnych. Chodziło o złożoną jakoby wcześniej przez Edwarda obietnicę matrymonialną wobec innej damy, co w tamtych czasach uważano za niemal równoznaczne z samym sakramentem. Edward do ascetów nie należał, coś takiego mogło więc być nawet prawdą. Nie jest jasne, czy to Ryszard sfabrykował te doniesienia, czy też tylko skwapliwie je podchwycił. Wiedział już, że bratanek nie darzy go zaufaniem i odczuwa przed nim strach, nastawiony tak przez królową. Sam z kolei musiał czuć obawę, że w przyszłości razem z królem Edwardem V mogą powrócić do władzy jego matka i inni krewni, nie wszystkich bowiem zdołał dosięgnąć. Uważał też zresztą, iż czasy są zbyt burzliwe na rządy trzynastoletniego chłopca. Ogłoszono więc, że małżeństwo Edwarda IV i Elżbiety Woodville było nieważne, a ich dzieci jako pochodzące z nieprawego łoża nie posiadają praw do tronu. W tej sytuacji korona przypadła samemu Ryszardowi. Tym posunięciom nowego króla zaprzeczyć nie można, chociaż można je zrozumieć. Czy jednak rozkazał zamordować bratanków? Okoliczności sprawiły, że stał się głównym podejrzanym, a dla wielu nieprzychylnie nastawionych po prostu jedynym i oczywistym. Nie jest to jednak do końca prawdą. Podejrzanych można wskazać jeszcze dwóch. Jeden z nich to sam Henryk VII Tudor, główny i w końcu zwycięski rywal Ryszarda do władzy. Przedstawiał się on jako spadkobierca dynastii Lancastrów, rywali Yorków. Ich zwolennicy uznawali go zresztą za takowego tylko z braku kogoś lepszego, a prawa Henryka do tronu były bardzo wątpliwe. Swoje roszczenia wzmocnił po zdobyciu korony małżeństwem z Elżbietą, najstarszą z córek Edwarda IV. W ten sposób przejmował także prawa Yorków. Osoby żywych książąt, synów Edwarda IV, w oczywisty sposób musiałyby przeszkadzać i jemu. Czyż więc nie mogło być tak, że znany skądinąd z braku skrupułów w takich sprawach Henryk VII nie rozkazał cichaczem zamordować obydwu chłopców, gdy w 1485 r. znalazł ich jako więźniów w Tower? Miałby z pewnością mniej oporów niż podziwiający niegdyś ich ojca Ryszard. Takie hipotezy też wysuwano. Henryk ma jednak to szczęście w tej ponurej sprawie, że przeprowadzone w XX w. analizy medyczne (przede wszystkim stomatologiczne) odnalezionych szczątków obydwu chłopców pozwoliły z dużą pewnością i dokładnością określić ich wiek w chwili śmierci. Obydwaj musieli zginąć w 1483 r., a więc pod panowaniem Ryszarda, gdy Henryk Tudor był tylko wygnańcem we Francji. To jednak nie oznacza jeszcze potwierdzenia winy króla. Otóż pojawia się następny podejrzany, Henryk, książę Buckingham. Był to kolejny przedstawiciel rozrodzonej dynastii królewskiej, dalszy krewny Ryszarda. Nie tak jednak daleki, by samemu nie snuć planów zdobyciu władzy, które spróbował zrealizować. Początkowo wydatnie wspierał Ryszarda w jego rozprawie z kliką Woodvillów, zyskując przyjaźń i zaufanie króla, oparte na podzielaniu wspólnych ideałów przywrócenia starych, dobrych obyczajów rycerskiej i wasalnej wierności. Opuszczając Londyn jesienią 1483 r. by stłumić jakieś pomniejsze niepokoje na prowincji, Ryszard pozostawił Buckinghama w stolicy, powierzając mu pełnię władzy w swoim zastępstwie, w tym zarząd Tower. Wkrótce później książę zdradził, opuścił Londyn, udał się do swoich dóbr, gdzie liczył na poparcie i podniósł bunt. Rebelia została szybko stłumiona, a Buckingham dał głowę. Ryszard nie krył autentycznej nienawiści i pogardy dla swego niedawnego przyjaciela oraz głównego, zdawałoby się, zwolennika. Wielu innym uczestnikom buntu darował życie, w tym nawet biskupowi Mortonowi, notorycznemu intrygantowi, który w istocie namówił Buckinghama do tego nieprzemyślanego i skazanego na klęskę przedsięwzięcia. Swoją drogą, to właśnie on, już jako kardynał przekazał w przyszłości sir Tomaszowi Moorowi zohydzony obraz Ryszarda. Czyż ta bezlitosna srogość króla akurat i głównie wobec księcia wynikała tylko z samej zdrady? A może wiedział już, że przed wyjazdem z Londynu Buckingham rozkazał zamordować królewiczów? Jemu również stali na drodze do tronu, a całe odium można było bezpiecznie zrzucić na Ryszarda. Z tego ostatniego król doskonale zdawał sobie sprawę. Wiedział, że cokolwiek by nie zrobił, nigdy już nie zdoła w pełni oczyścić się z zarzutu popełnienia potwornej zbrodni. Może to dlatego zrodziła się w nim autentyczna nienawiść wobec krewnego? Na koniec dodajmy, że wśród ludu krążyły potem przez lata wieści, że albo Edward V, albo jego brat Ryszard, książę Yorku, zdołali się cudownie uratować i żyją w ukryciu. Takie bajania zdarzają się przy podobnych okazjach bardzo często, w wielu rożnych krajach. Te okazały się jednak groźne dla władzy Tudorów, pojawiło się bowiem kilku samozwańców, doszło do niebezpiecznych buntów. Henrykowi VII zależało na udowodnieniu, że obydwaj królewicze są naprawdę i nieodwołalnie martwi. Najlepiej w taki sposób, by to Ryszarda obciążyć odpowiedzialnością za ich śmierć. Stąd usilne działania jego propagandzistów. Czy wszystkie te okoliczności pozwalają oczyścić króla z zarzutu zamordowania bratanków? Zapewne nie. Ale istnieją jednak poważne wątpliwości, które sąd historii powinien uwzględnić.

 

„Królestwo za konia!”, czyli tchórzostwo Ryszarda – okrzyk ten stał się najbardziej znanym „czynem” w życiu króla. Jak już wspomniałem, miał tak wołać na chwilę przed śmiercią, gdy zabito pod nim wierzchowca i rozpaczliwie szukał nowego, by uciec z pola przegranej bitwy pod Bosworth. A raczej taką scenę przedstawił z niezrównanym wyczuciem dramatyzmu Szekspir w swojej sztuce „Ryszard III”. I tak przeszła do legendy oraz przysłowia, przedstawiając przy okazji pokonanego króla jako tchórza. Ten ostatni zarzut jest z gruntu niesprawiedliwy i fałszywy. Pomimo nieszczególnych warunków fizycznych oraz wątłej postury, Ryszard stał się dobrym, by nie powiedzieć bardzo dobrym rycerzem i wojownikiem. Osiągnął to wytrwałym, intensywnym treningiem w sztuce posługiwania się orężem. Nigdy nie unikał walki i często rzucał się w największy jej wir. Co ważniejsze, był też dobrym dowódcą. Potrafił zachować odwagę i zimną krew w największym ogniu bitwy, umiał zarówno wytrwać w twardej, uporczywej obronie, jak i przejść do ataku, gdy nadeszła właściwa chwila. Wielokrotnie walczył u boku Edwarda IV, który powierzał mu ważne funkcje dowódcze. W tym charakterze walnie przyczynił się do wielkich zwycięstw królewskiego brata pod Barnett i Tewkesbury w 1471 r. Bitwy te stoczono w odstępie tygodnia i na ponad dekadę utrwaliły rządy Yorków. Szczególnie to drugie zwycięstwo było w dużej mierze dziełem Ryszarda. Dlaczego przegrał więc swoją ostatnią i najważniejszą batalię pod Bosworth w 1485 r.? Przegrał, tracąc koronę, życie i dobrą sławę? Stało się tak skutkiem zdrady. Gdy w latem tego roku Henryk Tudor wylądował w Anglii, gromadząc pod swoimi sztandarami zwolenników rodu Lancaster, król wyruszył mu naprzeciw, wzywając wojska swoich zarządców i wasali. Ale nie wszyscy odpowiedzieli, wielu wolało trzymać się z boku, czekając na rozwój wydarzeń. Szczególnie cynicznie postąpili bracia Tomasz i William Stanleyowie, którzy zgromadziwszy znaczne siły sprzyjali potajemnie Henrykowi, ale obawiali się wystąpić otwarcie. W rezultacie znaleźli się w pobliżu Bosworth, czekając, na którą stronę przechyli się szala bitwy. Można tu dodać, że lord Tomasz Stanley raz już spiskował przeciwko Ryszardowi, był nawet więziony, ale ostatecznie król darował mu życie i uwolnił. Po rozpoczęciu bitwy Ryszard obserwował wydarzenia z niewielkim oddziałem odwodowej jazdy. Gdy większość wojsk obydwu stron zaangażowała się w walkę, postanowił rozstrzygnąć losy wojny nagłym uderzeniem na poczet stojącego również na uboczu Henryka. Ruszył więc do osobistej szarży, omijając łukiem główne pole bitwy. Ostrzegano go, że będzie musiał przejechać w pobliżu hufca Stanleyów, zlekceważył jednak to niebezpieczeństwo, uważając, że nie ośmielą się oni nic uczynić, dopóki żyje i walczy, a po zwycięstwie jako pierwsi padną mu do stóp i okażą gorliwą lojalność. Samego Henryka, raczej marnego rycerza i wojownika, swoją szarżą natomiast zaskoczył. Tudor nie miał wystarczających sił, by atak zatrzymać, do osobistego pojedynku się nie kwapił. Schronił się za szeregiem własnych ludzi. Pędzący na czele Ryszard dostrzegł wśród wrogów sir Johna Cheyney'a, znanego z potężnej postury oraz umiejętności władania orężem. Swego czasu okazywał mu łaskawość w różnych sprawach, a ten oto stanął przeciwko niemu. Zaatakował wroga bez wahania, głośno zarzucając mu zdradę. I powalił na oczach wszystkich, zadając śmiertelny cios toporem, który był ulubioną bronią Ryszarda. Następnie ruszył dalej, starając się przebić do Henryka Tudora, pewien, że w ten sposób rozstrzygnie wreszcie ich spór. I tak może by się stało, gdyby lord Stanley nie uznał tej właśnie chwili za najlepszą, by zasłużyć się w oczach zwycięzcy. Zaatakował poczet króla od tyłu, przesądzając o losach bitwy oraz korony. Otoczony przez wrogów, Ryszard walczył do końca, wykrzykując: „Zdrada! Zdrada! To jest zdrada!” Wreszcie padł. W taki sposób jego ostatnią walkę oraz śmierć z rąk nieprzyjaciół (a właściwie to zdrajców) przedstawili nawet niektórzy co bardziej obiektywni autorzy z epoki Tudorów. Słowa „Królestwo za konia” włożył mu w usta dopiero Szekspir, ale to one przeszły do legendy i przyniosły Ryszardowi jedyną sławę, która pozostała u potomnych. W chwili śmierci miał 32 lata.

W nowszej historiografii postać Ryszarda nie jest już przedstawiana w aż tak ciemnych barwach jak dawniej. Powstało sporo prac starających się ukazać króla w świetle pozytywnym, niektóre przetłumaczono na język polski. Przede wszystkim wydaną po raz pierwszy w 1955 r. biografię pióra wybitnego znawcy epoki, amerykańskiego historyka P.M. Kendalla „Ryszard III” (polskie wydania Warszawa 1980, 1997). Chociaż to dzieło ściśle naukowe, prawdziwa panorama całej epoki Wojny Dwóch Róż, czyta się je niczym powieść, tyle tam dramatycznych wydarzeń, bitew, gwałtownych zwrotów sytuacji, zdrad, krwi i nienawiści, ale i bardziej wzniosłych uczuć. Nic dziwnego, że ten okres dziejów Anglii zainspirował G.R.R. Martina. W języku polskim ukazała się też praca popularyzatorska G. Bidwella „Diabelski pomiot”, Katowice 1974. Tytuł przewrotny, bo postać króla ukazuje autor w świetle pozytywnym. W ostatnim czasie opublikowano w Polsce również kilka powieści osnutych na motywach losów Ryszarda III, przede wszystkim trylogię autorstwa S.K. Penman, wydaną w USA w latach osiemdziesiątych XX w. Pozostaje jednak pytanie, czy zdołają one przesłonić wizerunek stworzony przez geniusza, czyli Williama Szekspira oraz pamięć o jego słowach (bo były to w istocie słowa dramatopisarza) - „Królestwo za konia!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • AnonimS 02.12.2018
    Ciekawy kawałek historii przedstawiłeś. Faktycznie mało znany epizod. Henryk VII ojciec dużo sławniejszego Henryka VIII który doprowadził do rozdziału kościoła od Rzymu. W wyniku czego powstał narodowy kościół anglikański. Jakoś nie widzę entuzjazmu wśród czytających. Ostatnio historia nie jest trendy. Pozdrawiam
  • Nefer 02.12.2018
    Ha. Zdziwiłbyś się, jaki dyskusje toczą się tutaj pod różnym tekstami na tematy historycznei. Niekiedy bgardzo ogniste. Swoją drogą, o Tudorach słyszało wielu (choćby dzięki serialowi), ale o okolicznosćiach ich dojścia do władzy niewielu. A były bardzo dramatyczne i warte chyba przypomnnienia.
  • Ozar 02.12.2018
    Znakomity artykuł. Bardzo ciekawie opisałeś władcę, który rzeczywiście jest mało znany wśród ludzi. Można powiedzieć, że gdyby nie Shakespeare i jego Ryszard III to nie byłby znany wcale, no oczywiście poza światem historyków. Kurde moje ciekawostki to takie popularnonaukowe teksty, a twoje to wręcz wykład akademicki.
    Czytając tekst, możemy zobaczyć, że zła propaganda, oczernianie i wprost kłamanie na temat władców, książąt czy wodzów nie jest wymysłem czasów współczesnych, a istniała od zawsze.
    Bardzo się cieszę, że piszesz, bo znasz te okresy historyczne, w których ja jestem mało obeznany.
    Przy okazji taka ciekawostka z wiązana ze sztuką Shakespeare. Otóż mój znajomy był krytykiem teatralnym i kiedyś został zaproszony na przyjęcie, gdzie była sama elita :adwokaci, profesorowie, znani lekarze, dyrektorzy dużych firm, banków itd. Podczas rozmowy jakoś pojawił się temat sztuk Shakespeare, w tym także Ryszarda III. No jak na elitę przystało, większość potwierdziła, że zna sztukę, że była w teatrze, że znakomity tekst itd.
    Mój znajomy tak siedział i słuchał, aż wreszcie nie wytrzymał i zaczął pytać w jakim teatrze, kiedy i jak odebrano przesłanie, jacy aktorzy itd. No i zrobiło się cicho jak po śmierci organisty. Nagle stolik, przy którym siedziało około 10 osób, stał się jakby toksyczny, bo jeden po drugim odchodzili, tak że znajomy został sam. To taki przykład jak szpanowanie tzw. elit może doprowadzić do wpadki. Gdyby nie trafili akurat na krytyka teatralnego, który nie dość, że wiedział, kiedy grano taką sztukę, to jeszcze znał bardzo dobrze teks i wiedział, kto kogo grał, to dalej dyskusja trwałaby, a oni by sami siebie oszukiwali. Niestety gość, zadając kilka podstawowych pytań, pokazał im, że nie dość, że nie byli, to jeszcze nie znają ani tego, ani innych dzieł anglika. 5 oczywiście.
  • Nefer 02.12.2018
    Bodajże Zaciekawiony przywołał postać Ryszarda III w dyskusji o zniesławionych władcach pod Twoim tekstem o Kaliguli. To podsunęło mi myśl, żeby napisać osobny artykuł, tym bardziej, że to postać bardzo ciekawa, a jej losy ułożyły się niezwykle dramatycznie. Co do spomnianych przedstawicieli "elity". Cóż, takie "szpanowanie" bez pokrycia zdarza się, niestety, często.
  • Zaciekawiony 25.01.2019
    No szkoda, że nie wspomniałeś o książce "Córka czasu", w której pewien detektyw stara się poukładać relacje aby dowiedzieć się, czy Ryszard III by taki jak to przedstawiały go jeszcze w tamtym czasie podręczniki szkolne.

    Podobnym przypadkiem postaci zdemonizowanej przez popularną literaturę jest kardynał Richelieu.
  • Nefer 25.01.2019
    Przyznam, że nie znam tej powieści, może dlatego, że wydano ją w serii "kryminalnej". Temat i sposób jego ujęcia wydają się frapujące, więc może sięgnę przy czasie. dzieki za informację. Richelieu... No, nie jest to postać "dobrego wujka", raczej zimny gracz o władzę i jeszcze zimniejszy sługa interesu państwowego, nie cofajacy się też przed intrygami. Ale buty "uszyli" mu przede wszystkim Aleksander Dumas i "Trzej muszkieterowie". Na to nic już nie poradzi.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania