Poprzednie częściCierpienia starego Wertera

Cierpienia starego Wertera cz.II

puściłem tydzień temu.

Dom zastałem taki jak w chwili odejścia - nawet nie zabrana z pośpiechu koszula leżała na oparciu krzesła. Żona siedziała na złożonej wersalce,- obok niej stał balkonik bez którego się już nie poruszała.

Już jestem - oznajmiłem w przedpokoju .Tak zawsze mówiłem kiedy wracałem późno do domu.

Spojrzała na mnie badawczo . Schudłeś. Złapała za rączki balkonika - zagrzeję Ci jedzenie.

Nie. Nie teraz - odpowiedziałem Zadzwonię na pogotowie. Wezmą cię na Oddział .

Zareagowała stanowczo.

Pogotowie nic tu nie da. To nie jest nagły przypadek .Trzeba mieć skierowanie. Przez chwilę milczeliśmy oboje. Odezwała się pierwsza.

 

To Sławciu nie osteoporoza …….to przerzuty - mówiła dalej spokojnie.

Brzmiało to jak wyrok.

Po raz pierwszy opuściła mnie nadzieja. Chyba straciłem też całkiem głowę bo trzymając ją za rękę zacząłem mówić z żalem jak niesłusznie skrzywdzony chłopiec.

 

Tak długo na Ciebie czekałem. Wszystko dla Mojego Pikusia robiłem.

Ja wiem……..odpowiedziała

 

Siedzieliśmy przy sobie bez słów. W końcu zrobiłem to co powinienem zrobić na początku – pocałowałem Ją na powitanie

Z trudem wstała i trzymając się balkonika podreptała do kuchni żeby zagrzać mi obiad Włączyłem telewizor i rozłożyłem tapczan. Pierwszy raz od półtora roku pozbawiony cewnika znowu mogliśmy spać razem.

 

Niedziela – dzień czwarty

 

Rano obudziłem się obolały. Wyjałowiony po operacji organizm nie poradził sobie z wirusem grypy. Wbrew wczorajszym ustaleniom pierwszą myślą jaka mi przyszła do głowy to jak najszybsze umieszczenie żony w szpitalu. Wydawało mi się że każda minuta bez podjęcia natychmiastowego leczenia grozi jej nieodwracalnymi skutkami .

Żona ubrana w szlafrok z głową w papilotach krzątała się w już kuchni. Wstała wcześniej żeby zrobić śniadanie.

- Pomogę Ci – powiedziałem na powitanie .

- A najlepiej to idź się połóż, przyniosę ci śniadanie do łóżka – dodałem przejmując od niej talerze.

Kiedy leżała już w łóżku ze stoliczkiem na kolanach powiedziałam stanowczo.

- Jak tylko zjesz – dzwonimy na pogotowie - .

Znowu tak jak wczoraj zareagowała gwałtownie.

- Nie, nie dzisiaj - jest niedziela!

- Posiedzimy sobie przy kawie - pooglądamy telewizor , zrobię Ci obiad - oznajmiła takim tonem jakby ten dzień był jakimś wyjątkowym.

- Poza tym dodała jakby na usprawiedliwienie - musisz odpocząć . A … od jutra będę się leczyć. Widząc moją minę w końcu zagroziła – jak zadzwonisz nie zjem śniadania.

 

- 5 -

Kiedy jadła zwróciłem uwagę że mimo choroby w którą nie do końca wierzyłem wyglądała tak jak zawsze, była tylko trochę bledsza niż zazwyczaj co było zrozumiałe zważywszy że od tygodnia nie wychodziła w ogóle z domu. Po południu chociaż poruszanie sprawiało jej ból - opierając się o balkonik przygotowała obiad.

Niepokój o żonę towarzyszył mi jednak przez cały dzień i w odróżnieniu od żony pragnąłem żeby jak najszybciej się skończył.

Wiesz - położę się na wersalce - bo jednak łatwiej mi będzie wstawać w nocy – powiedziała wieczorem co przyjąłem z ulgą bo w tym czasie miałem już około 40 stopni gorączki czego śpiąc razem nie dałoby się ukryć.

 

Poniedziałek - dzień piąty

 

Gorączka która towarzyszyła mi przez większą część nocy – nad ranem ustąpiła .

Rozbity i osłabiony zwlokłem się z łóżka .

- Pójdziesz do lekarza rodzinnego i zamówisz wizytę domową – usłyszałem energiczny głos żony którą budzik komórki najwidoczniej też obudził.

- Włóż też świeżą koszulę - jest w szafie w przedpokoju - i nie zapomnij o czipach - są tam gdzie zawsze – komenderowała.

Bezczynność która była najgorszą rzeczą którą znosiłem dobiegła końca. Mimo tragicznego położenia poczułem się psychicznie lepiej.

W przychodni byłem pierwszy .Chociaż lekarz rodzinny miał już komplet pacjentów - panie z rejestracji wyraziły zgodę na moje wejście do gabinetu poza kolejnością. Po godzinie oczekiwania wywołano moje nazwisko.

Za niewielkim biurkiem siedziała kobieta w wieku balzakowskim ubrana w biały kitel

- Słucham Pana – odezwała się pierwsza.

- Przyszedłem żeby zapisać żonę na wizytę domową -odpowiedziałem.

- Żona nie przyszła bo prawie nie chodzi – dodałem.

Na stojąco zacząłem opowiadać historię choroby żony . Słuchała dalej z coraz większym zainteresowaniem przeglądając dokumenty.

- Niech Pan usiądzie – odezwała się w końcu.

- Tu mam odnotowane że,dwa miesiące temu wystawiłam żonie skierowanie do reumatologa – i co?

zapytała

- Stwierdzono osteoporozę ... odpowiedziałem.

Proszę, to wyniki prześwietleń - dodałem podając jej lekarskie dokumenty.

Żonę musi bardzo boleć – odezwała się po chwili ze współczuciem.

Zacząłem nieskładnie mówić nie trzymając się już chronologii.

Robię co mogę. Mamy skierowanie na tomograf – ale badanie dopiero za dwa miesiące. Nie udało mi się tego przyśpieszyć. Żona bierze to co jej przepisano - leki, środki przeciwbólowe ,witaminy - mimo to jest coraz gorzej . Nie wiem co dalej robić – zakończyłem zdesperowanym tonem.

Będę u Państwa po południu - zdecydowała . Proszę podać adres .

- To kilka domów stąd. Ja po Panią przyjdę – będzie szybciej - odpowiedziałem.

- Dobrze – odrzekła - proszę przyjść o 15-ej.

Po powrocie do domu zająłem się sprzątaniem mieszkania . Przyniosłem też z I piętra pościel którą żona z moją pomocą zmieniła. Dom - dorobek całego Naszego życia był wygodny ale już nie dla ludzi w naszym wieku. Od kiedy dzieci wyniosły się na”swoje” - na piętro gdzie były sypialnie prawie nie zaglądaliśmy.

W końcu zrobiłem to co żona nazywała „ogólnym ładem” .Nadszedł też czas wyjścia po lekarza.

Kiedy weszliśmy z Panią doktor do pokoju - żona leżała na wersalce ubrana w szlafrok

który kupiłem jej na ostatnie urodziny.

Chciała bym porozmawiać z żoną na osobności – odezwał się Nasz gość.

Pełen złych przeczuć wyszedłem do kuchni. Czekanie - od jakiegoś czasu moja specjalność

- 6 -

 

trwało całą wieczność. Chyba nigdy go nie zapomnę.

Wreszcie Pani doktor poprosiła mnie na rozmowę.

Żona leżała na wersalce jak poprzednio lecz tym razem z obnażonymi piersiami . Bezładnie rozłożone na kołdrze ręce podkreślały dramatyzm tego co zobaczyłem.

Wszystko to wydało mi się nierealne. Było jak widok Elenai z obrazu Pana Malczewskiego.

Tyle że żona żyła. Na prawej piersi widać było dużą krwawiącą ranę .

Usłyszałem głos Pani lekarz która zaczęła mówić do nas obojga.

To zaniedbana długo nieleczona rana .

Nie wiedziała Pani że to może być rak? - zwróciła się z wyrzutem do żony. Żona milczała. Brak odpowiedzi skwitowała – nie wiadomo czy w takim stanie lekarze będą widzieli sens podjęcia działań . Szpital może odmówić leczenia.

Choć od dłuższego czasu przeczuwałem najgorsze to jednak kiedy to nastąpiło przyjąłem

to dziwnie spokojnie. .Czułem tylko że zły los który we mnie uderzył chce mi odebrać coś bardzo drogiego.

Przez chwilę patrzyłem na żonę i Panią doktor która wypełniła formularze związane ze skierowaniem żony do szpitala.

- Zrobić Pani kawę? – tym pytaniem do Pani doktor wróciłem do rzeczywistości.

- Nie ,dziękuję – odpowiedziała .

- Jeszcze dziś – zaczęła mówić po chwili do Mnie i do żony - przyjedzie po żonę pogotowie - w szpitalu pobiorą żonie wycinki do badań. Dobrze by było - ciągnęła dalej - żeby żona do czasu otrzymania wyników pozostała w szpitalu - uzasadniłam to szczegółowo we wniosku. Ale to już nie ode mnie zależy – zakończyła swój wywód..

- Czeka Nas Panie Sławomirze dużo pracy – zwróciła się bezpośrednio do mnie.

- To mój telefon – podała mi wizytówkę. Proszę zadzwonić kiedy przyjadą po żonę.

- A teraz zrobimy żonie opatrunek – niech się Pan przygląda – może się przydać.Zwróciła się do żony - gdzie Pani trzyma opatrunki?

Kiedy zostaliśmy sami usiadłem na krześle przy żonie. W głowie miałem pustkę.

Dotarło do mnie że, żona której bezgranicznie ufałem przez co najmniej ostatnie dwa lata ukrywała przede mną i dziećmi swój stan zdrowia . Nie chciała z nami żyć? Cały sens życia które razem spędziliśmy – prawie pięćdziesiąt lat „na dobre i złe” - stanął nagle pod znakiem zapytania.

 

Rozumiem że Mnie można nie kochać , ale …….. …..własne dzieci - powiedziałem cicho -prawie do siebie.

Spojrzała na mnie jak na kogoś kto spadł z księżyca i uśmiechnęła się. Tak jakby chciała powiedzieć „Tyś chyba zwariował”.

Wykręciłem numer do jedynej żyjącej jeszcze siostry żony z którą rozmowa należała do jej codziennego rytuału.

Całą złość na żonę poczucie własnej krzywdy , wreszcie chęć odreagowania – przeniosłem do telefonu.

No cześć , jak się czuje Asia ?– usłyszałem głos jej siostry .

Słuchaj – mówiłem głośno prawie krzycząc tak żeby żona słyszała .Był lekarz. Stwierdził że to rak. Wiesz ona cały czas ukrywała że ma raka .Oszukiwała nas . Skrzywdziła nas wszystkich!

Daj mi Asie. Przekazałem żonie komórkę. Z satysfakcją widziałem jak zmienia się na twarzy podczas rozmowy z siostrą. Z jej zdaniem zawsze się liczyła. Z miny jaką miała wywnioskowałem że siostra ma taki sam pogląd na to co się stało jak ja. Długo jeszcze rozmawiały. Wreszcie żona przekazała mi telefon. W słuchawce usłyszałem wzburzony głoś szwagra.

- Wiem wszystko – ratuj ją, - nie żałuj pieniędzy.

Późnym wieczorem pogotowie zabrało żonę do szpitala. Pojechałem za karetką do izby przyjęć.

- Będę rano – powiedziałem do żony kiedy wieźli ja na oddział. Nie odpowiedziała – była

obrażona.

- 7 -

 

Wtorek - dzień szósty

 

Gorączkę miałem nie tylko w nocy ale również rano kiedy się obudziłem. Wyszło na to że, polopiryną się nie wyleczę. Na wizytę do lekarza zapisałem tym razem siebie. Z terminem za dwa dni. Było już po lekarskim obchodzie kiedy trafiłem na Oddział. Dyżurująca pielęgniarka gdzieś wyszła więc szukałem żony po omacku zaglądając do kolejnych sal szpitalnych. Czułem się niezręcznie bo zaglądanie do pokoi gdzie były same kobiety wprawiało nie tylko mnie w zakłopotanie.

Wreszcie znalazłem ją w przepełnionym pokoju na dostawionym łóżku. Nawet nie mogłem usiąść bo nie było krzesła. Żona nie miała też własnej szafki.

- Gdzie masz swoje rzeczy.? - spytałem na powitanie.

- Kubek,sztućce i ręczniki trzymam na oknie - resztę w torbie pod łóżkiem -odpowiedziała

Położyłem torbę z termosem i wodą mineralną na podłodze i usiadłem na brzegu łóżka.

- Miałaś jakieś badania ? - pytałem dalej.

- Nie - może jutro pobiorą mi wycinki - odpowiedziała.

Rozmowa zeszła na naszych chłopców.

- Lesiu robi dla Pikusia obiad - po południu go przywiozę. Nie wiedziałem że Nasz „Misiaczek” umie gotować.

- Skąd mogłeś wiedzieć jak cię ciągle nie było w domu- odpowiedziała. Nie ma żony więc go nauczyłam. O niego jestem bardziej spokojna niż o ciebie dziadku O….(tu wymieniła Nasze nazwisko) .

- Zadzwonić do Grzesia ? - zapytałem.

- Ani się waż. Zepsujemy im całą podróż poślubną - odpowiedziała. Zresztą za dwa dni mnie wypiszą.

Wieczorem zadzwoniłem do znanej mi z partyjnych zebrań Panią Dyrektor Szpitala.

- Dzień dobry, mówi (wymieniłem nazwisko) – telefon do Pani dała mi Nasza wspólna znajoma pani Mariola.

- Słucham Panie Sławku - odezwał się głos z drugiej strony Dziś wieczorem pogotowie zawiozło Moją żonę na Oddział ………………….. w stanie ciężkim. Mam niezbyt typową prośbę - proszę mnie źle nie zrozumieć - nie proszę o nic co mogłoby mieć jakikolwiek indywidualny charakter związany z pobytem żony w szpitalu. Chodzi mi jedynie zachowanie przez szpital obowiązujących procedur .

Po drugiej stronie usłyszałem usztywniony głos i oficjalną odpowiedź.

- Dopilnuję żeby wszystkie procedury były zachowane .

Polopiryna którą zażywałem 3-y razy na dzień przestała działać .Przyłożyłem do czoła zmoczony w zimnej wodzie ręcznik. Po kilku minutach był suchy. Jeszcze kilka razy w ciągu nocy go zmieniałem zanim zasnąłem.

 

Środa - dzień siódmy

 

- Ma Pan zapalenie oskrzeli. A za chwilę może być zapalenie płuc – oznajmił po wyjęciu słuchawek z uszu lekarz.

- Powinien Pan leżeć – dodał stanowczo i wypisał receptę.

- To silny antybiotyk – proszę go wykupić i się położyć a przy większej gorączce – ciągnął dalej

- niech pan robi zimne okłady. Przepisałem też Panu syrop.

Leki zażyłem w drodze do szpitala.

Kiedy wszedłem do sali zauważyłam że łóżko żony prze

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania