Poprzednie częściCisza duszy, rozdział pierwszy

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cisza duszy, rozdział czwarty

^Alfa Matthew^

 

- Macie go znaleźć do kurwy, bo wam wszystkim łby pourywam!

 

- Przepraszamy alfo. Kiedy go znajdziemy, od razu oddamy w twoje ręce. - odpowiedział mój beta, kiedy stał ze swoją grupą zwiadowców w moim gabinecie.

 

- Jakim cudem do cholery zwykły człowiek zabił wilkołaka i wam zwiał?! To zwykł człowiek, do jasnej cholery! - zacisnąłem dłonie w pięści i walnąłem w biurko, z którego spadły wszystkie rzeczy. Moi ludzie pochylili głowy, ukazując skruchę, jednak beta nie mógł. Jest moją prawą ręką do kurwy, a pod jego nosem zginął nasz człowiek.

 

- Alfo, ten człowiek miał broń ze srebrnymi nabojami. Nie wyczuliśmy go, dopóki nie trafił Adamsa prosto w serce. - wytłumaczył się wilk. Ryknąłem wkurwiony.

 

- Macie mi go tu przyprowadzić. Już was tu nie ma! Ty beto, zostajesz. - powiedziałem. Pięciu wilkołaków opuściło mój gabinet. Podszedłem do barku, w którym trzymam alkohol i nalałem whisky do dwóch szklanek. Podałem jedną Hopperowi, który przyjął ją, kiwając głową. Opróżniłem szybko swoją, tak samo, jak mężczyzna.

 

- Kiedy złapią to ludzkie ścierwo, Ryan ma wydobyć od niego wszystkie informacje. Kto go wysłał, skąd miał broń i ilu ludzi jeszcze jest w grupie. Może nawet wykorzystać jego najbliższych, chcę mieć te informacje. - powiedziałem, siadając na krześle za biurkiem. Byłem sfrustrowany, ale po tej wiadomości w moich żyłach krąży gniew.

 

- Co zamierzasz teraz zrobić alfo?

 

- Pakuj się. Jedziesz ze mną do innych watah podlegających mi. Weź więcej ubrań, wstąpimy do każdej watahy w naszym stanie. Musimy pilnować, aby więcej do takich sytuacji nie doszło do kurwy. Wyruszamy jeszcze dziś o świcie. - powiedziałem. Beta skinął głową, po czym wyszedł z gabinetu. Odchyliłem się na krześle i westchnąłem głośno. Jako jedyny główny alfa nie mam swojej wybranki. Każdy już znalazł, ale ja tego szczęścia nie mam. Muszę przestać o tym myśleć. Wyciągnąłem kartkę i zacząłem wypisywać nazwy miast, w których zostały utworzone przeze mnie mniejsze watahy. Razem jest ich szesnaście. Jeśli dowiem się, że w którymś jest jakaś koalicja, a wybrany przeze mnie alfa na to nie zareagował, podniesie tego konsekwencje. Do San Antonio w Teksasie pojedziemy na końcu. Muszę sobie wyjaśnić pewne sprawy z Alfredem. Doszły mnie słuchy, że pozabijał dziesięciu mężczyzn. Nie po to kurwa ich tam zesłałem, żeby ten idiota ich powybijał. Wziąłem komórkę do ręki i wybrałem numer alfy Bernarda. Ten odebrał za pierwszym razem.

 

- Przygotujcie dwa pokoje. Dzisiaj się u was zjawię z betą. - powiedziałem bez owijania.

 

- Tak jest alfo. - rozłączyłem się, komórkę włożyłem do kieszeni dżinsów, po czym wstałem i wyszedłem z pomieszczenia. Trzeba coś zjeść. Skierowałem się po schodach na dół do kuchni, w której stały trzy omegi i przygotowywały kolację dla wilkołaków. Kiedy wyczuły moją obecność, pokłoniły się.

 

- Witaj alfo. - powiedziały jednocześnie. Kiwnąłem tylko głową.

 

- Przygotujcie mi kolacje. Będę jadł w kuchni. - powiedziałem. Muszę jednak porozmawiać z Hopperem na pewien temat. Kazałem wilczycy go zawołać. Zjawił się w kuchni po kilku minutach.

 

- Tak alfo? - pokazałem mu krzesło naprzeciw mnie. Usiadł i spojrzał na mnie z pytaniem w oczach. Czekałem, aż omegi skończą przygotowywać jedzenie, co zajęło mi jakieś pięć minut. Później zaniosły wszystko do jadalni. Blondynka podała nam talerze z kolacją, po czym wyszła z kuchni, dzięki czemu zostaliśmy sami.

 

- Musimy zabrać jeszcze jedną osobę. Najlepiej lekarza. - powiedziałem, biorąc kawałek steka do ust. Beta pokiwał głową.

 

- Myślisz, że znajdziesz mate Matt?

 

- Mam taką nadzieję, Hopper.

 

- Wiesz, że prawdopodobnie będzie ona człowiekiem? Każdy główny alfa, a jest was sześciu, ma główną lunę, która jest człowiekiem. Nie zdarzyło się, żeby była nią wilczyca. - powiedział.

 

- Doskonale o tym wiem, dlatego chcę zabrać ze sobą lekarza. Nie wiemy, w jakiej watasze się ona znajduje. Nawet nie wiem, czy kurwa żyje. - odpowiedziałem sfrustrowany. Hopper uśmiechnął się lekko.

 

- Gdyby nie istniała, poczułbyś to. Znajdziesz ją na pewno. Jestem tego pewien, a jak nie wiesz, to możemy iść do...

 

- Nawet nie przypominaj mi o tej szamance. Nie będę chodził po rady do jakiejś wróżki czy za kogokolwiek ona się uważa. Sam ją odnajdę, a sam Lucyfer mi w tym kurwa nie przeszkodzi.

 

^Courtney^

 

Ocknęłam się, kiedy poczułam zimną wodę na swojej skórze. Wzięłam głęboki wdech i się rozejrzałam. Moim pierwszym odruchem była próba uwolnienia się, więc szarpnęłam szybko unieruchomionymi rękami, jednak od razu dostałam w twarz. Przestałam się ruszać. Wzrok miałam wbity w podłogę. Czekałam na kolejny cios, jednak ten nie nadszedł. Otworzyłam oczy i spojrzałam na wilkołaka, co było moim błędem.

 

- Kto pozwolił ci na mnie patrzeć? - zapytał sucho, uderzając mnie z pięści w brzuch. Jęknęłam cicho na zadany mi ból.

 

- Przepraszam. - wyszeptałam, jednak ciosy zaczęły się powtarzać. Uderzał mnie z całej siły w żebra i twarz. Kiedy przestał, próbowałam otworzyć oczy, jednak widziałam na tylko jedne.

 

- Mam nadzieję, że teraz powiesz mi wszystko, co wiesz. - odezwał się głos zza mną. Przełknęłam głośno ślinę.

 

- Ja nic nie wiem. Nie brałam udziału w żadnym spisku ani strajku. - powiedziałam, za co oberwałam. Nie wiem, ile to trwało. Alfa zadawał pytania, ja odpowiadałam, a beta mnie bił. Byłam jego workiem treningowym. Nagle przestałam odczuwać ból.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania