Poprzednie częściCisza duszy, rozdział pierwszy

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cisza duszy, rozdział trzynasty

^Courtney^

 

Kiedy zjadłam, alfa zabrał mój talerz, po czym kazał mi się położyć. Zachowywał się, jakbym była pięcioletnią dziewczynką a nie dwudziestoletnią kobietą. Kiedy chciał pocałować mnie w czoło, odsunęłam się. Mężczyzna wyprostował się i spojrzał na mnie zaskoczony.

 

- Mogę dostać jakąś książkę? - zapytałam cicho. Alfa westchnął, jednak pokiwał głową.

 

- Zaraz ci jakąś przyniosę. Thriller, romans czy fantastyka? - zapytał. Po krótki namyśle, stwierdziłam, że chcę po jednej z każdej wymienionej kategorii.

 

- Wszystkie trzy. - powiedziałam. Alfa uśmiechnął się, pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zauważyłam, że zostawił drzwi otwarte, jednak nie chcę powtórki. Boję się, że tym razem mnie uderzy. Po długiej chwili mężczyzna wrócił do pokoju, trzymając w rękach kilkanaście książek. Usiadłam powoli zdziwiona. Nie wiedziałam, że przyniesie mi ich aż tyle. Położył je na łóżku. Autorów znam, jednak nie czytałam jeszcze tych książek. Danielle Steel, C.L. Taylor, Alyson Noel. Na łóżku leżało chyba z dziesięć książek. Spojrzałam zszokowana na mężczyznę.

 

- Muszę cię teraz zostawić. Mam nadzieję, że nie zrobisz nic głupiego. Wrócę nim się obejrzysz, skarbie. - powiedział. Wzięłam do ręki pierwszą lepszą książkę i kiedy mężczyzna wyszedł zamykając drzwi, oparłam się powoli plecami o ścianę i zaczęłam czytać.

 

^Alfa Matthew^

 

Z bólem w sercu zostałem moją mate w domu samą, jednak muszę iść sprawdzić stan ludzi. Odtrutka została im podana, oczywiście nie zamierzam dawać krwi luny szamance. To jest kurwa wariactwo. Skierowałem się w stronę domu szpitala, gdzie pracuje Robert. Po kilku minutach drogi, wszedłem do niewielkiego budynku. Rozejrzałem się szukając mężczyzny lawirującego wśród dziewcząt. Kiedy go odnalazłem podszedłem powoli.

 

- Jaki jest ich stan? - zapytałem.

 

- Poprawia się. Jednak nie wszystkie miały tyle szczęścia.

 

- Ile znowu zmarło? - zapytałem. Mam nadzieję, że mała Emily przeżyła.

 

- Dwie dziewczyny. Pobiły się o coś, z czego jedna dźgnęła drugą nożem, a kiedy widziała jak razem z betą do nich biegliśmy, poderżnęła sobie gardło. Obie się wykrwawiły. - warknąłem cicho na te wieści. Odwróciłem się do reszty dziewcząt i spojrzałem na każdą srogo.

 

- Jeżeli jeszcze raz dowiem się o takiej sytuacji, dopilnuję, żebyście kurwa przeżyły i zginęły z moich rąk. Czy to jest jasne? - zapytałem głośno. Kiedy nie otrzymałem odpowiedzi, powtórzyłem pytanie.

 

- Tak alfo. - odpowiedziały chórem. Odszukałem wzrokiem dziewczynki. Leżała bokiem na łóżku i chyba spała. Spojrzałem na Roberta.

 

- Kiedy ta mała blondynka się obudzi i będzie całkowicie zdrowa, Hopper zabierze ją do pokoju przesłuchań. Kiedy skończysz przyjdź do mojego domu. Sprawdzisz stan Luny. - powiedziałem, wychodząc z domu. Muszę zająć się papierkową robotą. Poszedłem do domu głównego i skierowałem się do mojego biura. Po drodze słyszałem śmiechy wilkołaków. Odkąd znalazłem mate, każdemu poprawił się nastrój. Zastanawiające. Wszedłem do gabinetu. Na początku chciałem zabrać papiery do domu i pilnować Courtney, jednak będzie lepiej, jeśli połowę sprawdzę tutaj. Usiadłem za biurkiem i spojrzałem na papiery. W większości są to raporty z innych watah, które alfy muszą mi co dwa miesiące wysyłać. Zapomniałem o tym. Cały stos kartek. Wziąłem pierwszą teczkę i otworzyłem ją. Alfa Bryan, wataha północnej gwiazdy. Brak sprzętu i poprawa wśród ludzi. Żadnych strajków. Żadnych tortur. Na komputerze napisałem czego potrzebują, po czym wziąłem kolejną teczkę.

 

Oczy zaczęły mnie już boleć. Zamknąłem komputer i wyprostowałem się na krześle wzdychając. Spojrzałem na godzinę. Równo dwunasta w nocy. Cholera jasna. Wstałem z krzesła i skierowałem się do wyjścia z biura. Zamknąłem drzwi na klucz. Zbiegłem ze schodów i wyszedłem z domu głównego. Ciekawe czy moja słodka mate już śpi. Wszedłem do domu i nie zdejmując butów, skierowałem się do sypialni. Otworzyłem drzwi i spojrzałem na łóżku. Widziałem jak moja mate spięła się mocno.

 

- Spokojnie skarbie. To tylko ja. - powiedziałem cicho. Podszedłem do kobiety i usiadłem na łóżku, patrząc na jej twarz. Zmarszczyłem brwi, kiedy zobaczyłem ślady łez na jej policzkach.

 

- Płakałaś. Co się stało? - zapytałem. Kobieta powoli usiadła na łóżku.

 

- To przez koszmar. Przepraszam. - wziąłem ją delikatnie na kolana i zacząłem kołysać nami na boki.

 

- Przepraszam, że mnie przy tobie nie było. Co ci się śniło? - zapytałem.

 

- Jakaś kobieta. Mówiła dziwne rzeczy... Potem poczułam szczypanie na plecach i brzuchu i... - zaczęła. Zmarszczyłem brwi i szybkim ruchem, odkryłem jej plecy. Bandaże zniknęły, tak samo jak rany na jej plecach. Zawarczałem cicho.

 

- Mówiła coś? - zapytałem, kładąc dłonie na policzkach ukochanej.

 

- Tylko te jakieś dziwne słowa. - spiąłem się. Wiedźma jest nieobliczalna. Jednak pomogła mojej mate. Nauczyłem się, że jeżeli szamanka czegoś chce, to zrobi wszystko, żeby to zdobyć.

 

- Jest już późno. Chcesz wziąć prysznic? - zapytałem. Kiedy Courtney pokiwała głową, wstałem trzymając ją w ramionach i poszedłem do łazienki. Postawiłem kobietę na panelach, jednak przytuliłem ją od razu. Po kilku minutach odsunąłem się i wyszedłem z pomieszczenia. Wziąłem z szafy jakąś pierwszą lepszą koszulkę i bokserki, po czym wróciłem do mojej mate. Akurat ściągała koszulkę, jednak na mój widok zrobiła wielkie oczy i odwróciła się do mnie plecami. Zaśmiałem się cicho, zauważając jej słodkie rumieńce.

 

- Przyniosłem ci ubrania na zmianę. Jakbyś czegoś potrzebowała, zawołaj mnie. - powiedziałem. Dotknąłem dłonią jej policzka, po czym wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Poszedłem do kuchni zrobić coś na szybko. Padło na tosty. Po kilkunastu minutach, kiedy jedzenie było gotowe, wziąłem talerz i poszedłem do sypialni. Położyłem talerz na stoliczku i usłyszałem huk z łazienki.

 

- Courtney? Wszystko dobrze? - zapytałem, podchodząc do drzwi, jednak nie słysząc odzewu złapałem klamkę, jednak drzwi nie chciały ustąpić. Kurwa mać. Dopiero po trzech kopnięciach dostałem się do środka. Moja mate stała przerażona pod prysznicem a na środku jakiś mężczyzna. Zawarczałem głośno na niego. Ten spojrzał na mnie i uśmiechnął się. W dwóch susach znalazłem się przy nim i w momencie, kiedy zaczął mówić jakieś niezrozumiałe mi słowa, złamałem mu kark. Szamanka wysyła swoich podopiecznych. Podszedłem do ukochanej i wziąłem ją w ramiona. Cała dygotała. Owinąłem jej nagie ciało ręcznikiem, po czym wziąłem na ręce w stylu panny młodej i wyszedłem z łazienki. Usiadłem z kobietą na łóżku i sprawdzając, czy nic jej nie jest, przytuliłem mocno do swojego ciała. Czarnowłosa objęła mnie nieśmiało w pasie i położyła głowę na moim ramieniu.

 

- Mogę się ubrać? - zapytała cicho po dłuższej chwili. Posadziłem ją na łóżku obok, z szafy wziąłem nowe spodenki. Podałem jej je.

 

- A jakaś piżama? - na jej nieśmiałe pytanie, zdjąłem szybko koszulkę z siebie i nałożyłem na jej ciało, okryte ręcznikiem. Dziewczyna założyła szybko bokserki, po czym podała mi ręcznik. Rzuciłem go na podłogę i usiadłem obok niej, biorąc jej twarz w swoje dłonie.

 

- Teraz będziesz tam, gdzie ja. Przy mnie nic ci się nie stanie. - powiedziałem patrząc jej w oczy. Dziewczyna pokiwała głową. Zbliżyłem się powoli w stronę jej ust i delikatnie musnąłem je swoimi. Gdyby coś się jej stało, nie przeżyłbym tego. Muszę ją chronić. Nawet ceną swojego życia.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania