Poprzednie częściCisza Przed Burzą - Rozdział I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Cisza Przed Burzą - Rozdział II

Obudził się równo w pół do dziewiątej. Poleżał jeszcze chwilę, po czym podniósł się z wąskiego łóżka stojącego w lewym rogu pokoju. Przeciągnął się, a następnie zabrał z szafy bieliznę, skarpety, czarną bluzę bez kaptura z logo Adidasa oraz ciemne spodnie od dresu. Na tą bluzę odkładał dobre pół roku, chociaż kosztowała jedynie sto osiemdziesiąt złotych. U nich w rodzinie nigdy nie było łatwo. Wziął ciuchy na goły bark i poczłapał do łazienki. Wziął szybki prysznic, umył zęby, ubrał się i był gotowy na dzień. Po codziennej toalecie poszedł jeszcze na chwilę do swojego pokoju. W swojej sypialni miał wszystkie cztery ściany w kolorze granatowym. Obok łóżka miał duże okno z przysłoniętą, białą roletą. Przed łóżkiem stała drewniana, duża szafa, a po drugiej stronie beżowe biurko z czarnym fotelem, na którym Wiktor usiadł. Wyciągnął telefon i wykonał jedną z czynności nastolatków, czyli sprawdził swoje social media. Zrobił "snapa" z widokiem zza okna oraz filtrem godziny, zalajkował kilka postów na Fejsie oraz na końcu wszedł na Messengera. Zignorował wszystkie napisane do niego nowe wiadomości, a wszedł w konwersację z Łukaszem. Ten pisał do niego o godzinę dostarczenia towaru. Wiktor zgodnie z prawdą odpisał, że ma wolny cały dzień i jest to obojętje. Umówili się na godzinę dziesiątą, a biorąc pod uwagę iż było już dziesięć po dziewiątej, nie zostało dużo czasu.

Siedemnastolatek wstał, schował komórkę i powędrował do kuchni. Tam jadła jajecznicę ciemnowłosa kobieta o smutnych oczach. Podobnie jak Wiktor, miała bladą cerę. Poprawiła włosy spięte w warkocz i obróciła się, gdy usłyszała kroki syna.

— Cześć, Wiktor. — przywitała się, machając widelcem w jajecznicy.

— Cześć, mamo. Ja za jakieś dwajścia minut będę wychodził, z Kubą idę. — poinformował nastolatek, podając imię jednego z kolegów.

— No dobrze, ale nie wracaj późno.

— Mamo, mam dla ciebie dobre wieści. Ogarnąłem sobie pracę u sąsiadów gościa z klasy i być może przez te półtora tygodnia uda mi się uzbierać na tą wycieczkę.

— Nie wiem czy to dobry pomysł, ale jeśli chcesz połączyć pracę ze szkołą i tam jechać to proszę bardzo.

— Zrobię sobie kanapkę i zaraz wychodzę.

Wyciągnął chleb z jednej z szafek wiszących na ścianie i położył je na talerz. Posmarował je masłem, nałożył na nie dwa plastry wędliny i poszedł do siebie. Zjadł szybko, jeszcze chwilę posiedział, po czym nadszedł czas dostawy. Zabrał jeszcze z plecaka zieloną zapalniczkę i ostatnią fajkę z wczoraj. W przedpokoju ubrał swoje czarne, sportowe buty z białymi sznurówkami, a następnie rzucił krótkie "cześć", zamykając za sobą drzwi. Zbiegł po schodach na parter, a gdy wyszedł z klatki i oddalił się na pewną odległość odpalił papierosa. Zaciągając się dymem ze szlugi, zmierzył ścieżką na przystanek Osiedle, gdzie pod kebabem "Balham" umówił się z dostawcą.

Kiedy zaszedł na miejsce, Łukasza jeszcze nie było. Podjechał minutę czy dwie później autobusem linii osiemset siedem. Wiktor wyrzucił w bok kiepa i podał rękę starszemu koledze.

— Chodź usiąść. — szepnął Łukasz, obracając się dyskretnie za siebie.

Siedli na ławce pod blokami kilkanaście metrów za przystankiem.

— Daj kasę.

Wiktor wygrzebał z kieszeni mały plik banknotów owinięty gumką i wręczył go dilerowi. Ten przeliczył na szybko pieniądze, a gdy wszystko się zgadzało, dał mu wzamian papierową torebeczkę z jednej z dąbrowskich restauracji. W środku była pół litrowa butelka po Pepsi, w której znajdowało się dziesięć woreczków z marihuaną.

— Tu masz dostawę na dzisiaj i na jutro, bo ziomkowi się kończy dobry towar. Hajs mi dasz w poniedziałek przed szkołą. Ema.

Łukasz wstał z ławki i szybkim krokiem powędrował na przystanek. Wiktor zabrał torebeczkę i przebiegł przez ulicę, a następnie ścieżką zmierzył w kierunku domu.

— E. Poczekaj. — Ktoś mocno złapał go z boku za ramię. Wiktor nerwowo spojrzał, a z ławki obok podeszło do niego dwóch chłopaków. Obaj byli podobni, mieli krótkie włosy, byli ubrani bardzo podobnie, dresy i bluzy w tych samych kolorach. Z twarzy również się przypominali. Różnili się jedynie posturą oraz kolorem włosów. Wiktor ich znał. To byli bracia, Dawid i Maciej. Ten pierwszy był dziewiętnastoletnim blondynem, a drugi rok starszym szatynem, którzy także był bardziej umięśniony. Mieszkali blok od Wiktora. Byli znanym rodzeństwem na Gołonogu, ponieważ handlowali razem trawą.

— Co jest? — spytał Wiktor.

— Doszły do nas słuchy, że wkręciłeś się w interes. Teraz latasz z towarem, co? — Uśmiechnął się Maciej.

— No tak wyszło, a co jest?

— Przejdźmy się do nas. Tam to obgadamy, okej?

— Ta.

W ciszy ruszyli obok siebie. Przeszli koło bloku Wiktora, a następnie skręcili w prawo. Weszli do pierwszej klatki trzypiętrowego, ciemnozielonego bloku z numerem pięć. Weszli na ostatnie piętro, gdzie bracia dilerzy mieszkali. Maciej otworzył kluczem drzwi i wszedł pierwszy. Kiedy Wiktor przekroczył próg mieszkania, od razu poczuł znajomy zapach marihuany. Nie zdejmując butów, skręcili do pokoju na lewo, gdzie mieścił się salon. Podrapane, piaskowe ściany, nieduży telewizor na ścianie, a na wprost niego skórzana, brązowa kanapa oraz drewniany stół, na którym leżała popielniczka, bletki OCB, osmolona lufka oraz pusta samarka po zielsku. Wiktor czuł się trochę niezręcznie, bo mimo wszystko nie wiedział do końca o co chodzi.

— To co, chłopaki, o co chodzi? — Zaczął temat.

— Możemy razem zdziałać więcej. Wiesz, że też jesteśmy w biznesie. Możemy dostarczać ci zajebisty sort, powiedz tylko słowo. Mieszkamy obok siebie, więc nie ma problemu do siebie podejść i dostarczyć to i tamto. Dodatkowo jeśli chcesz, to możemy załatwić ci po znajomości dobre pixy, też świetnej jakości. — skrócił Dawid.

— Co do pixów i innych dragów to nie. Tematem jeszcze mogę handlować. Tylko mam układ z gościem, codziennie daje mi dziesięć gieta za stówę i mam to sprzedać. Więc jeśli wezmę jeszcze od was, to nie dam rady tego wszystkiego sprzedać w jeden dzień. — myślał realnie siedemnastolatek.

— Nasz biznes tym się różni od innych, że nie wyznaczymy ci czasu kiedy masz to sprzedać. To jest dobry sort, bierzemy dla dilerów piętnaście od grama. Dasz nam załóżmy sto pięćdziesiąt, weźmiesz dychę zioła i równie dobrze możesz tego nigdy nie sprzedać i nigdy więcej się z nami nie spotkać. Po prostu zapłać za towar, my ci go damy i dalej rób co chcesz. Ale, żeby nie rzucać słów na wiatr, pokażemy ci moc tego zielonego. — Dawid gestem poprosił Macieja o skręcenie jointa. Ten wyciągnął z dziury w kanapie jeden woreczek z marihuaną, wziął bletkę, filter, poślinił i joint był gotowy. Od razu go odpalili. Maciek wziął dwa sztachy i podał siedzącemu w środku Wiktorowi.

— Pal... Pal... — Uśmiechnął się Dawid.

Wiktor ściagnął trzy buchy, a następnie podał blanta dalej. Rzeczywiście, zielsko kopało dobrze. Już powoli drętwiały mu nogi i ręce, a w głowie zaczęło mu się lekko kręcić. Kiedy po kolejce znowu otrzymał skręta, wziął z niego trzy mocne machy, aż się skaszlał. Poszły jeszcze trzy kolejki i joint się skończył. Kiedy bracia zostawili na chwilę Wiktora samego, ponieważ musieli porozmawiać z klientem przez telefon, chłopak położył się wygodnie na kanapie i nawet nie wiedział kiedy, usnął.

 

— Wiktor, kurwa! Wiktor! — szarpał go Dawid, podczas gdy Maciej stał obok i się śmiał. Najmłodszy z chłopaków podniósł się do pozycji siedzącej, obejmując wzrokiem kolegów.

— I co, ziomeczku? Dobrze kopło? — spytał Maciej, siadając obok niego.

— Taa, temacik zajebisty. W głowie mi się kurwa kręci i ciemno tu tak...

— To była sztuka, a byś wypalił taką piątkę to byś latał i latał. Czyli co, chcesz coś kupić?

— Hajsu nie mam. W tej torebeczce na stole mam dychę tematu, to zarobię na tym jakieś dwie stówy to kupię coś u was, jestem pewien...

Wiktor spojrzał na wyświetlacz telefonu. Dostał na Messengerze wiadomość od Marty, czy będzie miał na sprzedaż jakiś towar. Szybko umówił się z nią na teraz pod klatką. Wyciągnął z butelki dwa woreczki, które chciała dziewczyna i przepraszając na chwilę chłopaków, wyszedł z mieszkania. Pod klatką chwilę poczekał na koleżankę, która pojawiła się po kilku minutach.

— Siema. — przywitał się Wiktor, wyciągając do niej dłoń.

— Hej. To co, dzisiaj już promocji nie ma i gram za trzy? — zapytała, grzebiąc w torebce.

— Taa, ja też coś muszę zarobić. Sześć dyszek to jest.

— Teraz też widzę, nieźle spizgany jesteś.

— Taa, zapaliłem se tu z Dawidem i Maćkiem. Masz tu ten temat. — wsunął jej do torebki dwie samarki. Odebrał sześćdziesiąt złotych w pięciu banknotach i wrócił ma górę. Poczłapał do salonu i rozsiadł się wygodnie na kanapie. W międzyczasie bracia puścili telewizor, akurat leciały Trudne Sprawy. Początkowo Wiktor ogarniał, ale po chwili ponownie usnął.

 

Obudził się kilka godzin później. Miał jeszcze niezłą fazę, a godzina na wyświetlaczu jego telefonu wskazywała już osiemnastą.

— Kurwa, szósta już. Ja bym se jeszcze coś przyjarał... — wymamrotał Maciej.

— Ja też... A my już musimy to co mamy sprzedać... Chyba że jedziemy na Reden po towar? — spytał Dawid.

— Wiktor... Sprzedaj nam trzy sztuki tego twojego stuffu...

— Nie ma sprawy. — Siedemnastolatek wyciągnął z butelki trzy worki, które wyłożył na stół. Maciek dał mu za to stówę w banknocie, a Wiktor wydał mu dyszkę.

— Sprawdzimy czy to chociaż w ogóle trochę kopie.

W mgnieniu oka chłopaki skruszyli marihuanę i skręcili jointa z jednego grama. Odpalili go i zaczęli chmurzyć.

— Kurwaa, dzisiaj to się ładnie zbakałem... — zaśmiał się Wiktor, podając dalej bata.

— Ale ten twój sorcik słabiej kopie. Chociaż czekaj, sprawdzimy jak z bonia.

Maciej wstał i z szafy wyciągnął półtorametrowe, szklane bongo z kostkami lodu schładzającymi dym. Wiktor nabił cybuch materiałem i pierwszy ściągnął soczystego macha. Odłożył po chwili bongo na stół i odsunął głowę do tyłu. Był już konkretnie najarany i chciał iść spać. Paląca bongo dwójka chłopaków nie zorientowała się nawet, kiedy usnął Dawid.

— To co, nabijamy jeszcze jedno? — Uśmiechnął się Wiktor, kiedy kolejny gram z bonga został spalony.

— Później. Ten niech śpi, a chodź ze mną na fajkę.

Siedemnastolatek wstał i gibiąc się na boki szedł za Maćkiem, który był już nałogowym jaraczem zioła i prawie wszystko ogarniał. Wyszli na nieduży balkon, gdzie Maciej poczęstował fajką Wiktora.

— Jak zarobię trochę hajsu to do was przyjdę po zioło. I na własny użytek też będę od was brał. — pochwalił siedemnastolatek, wypuszczając dym z ust.

— Noo, temacik to my mamy dobry. Tylko teraz niech nikt po psy nie zadzwoni, bo już cały blok chyba skunem jebie.

Spalili szybko papierosy i wyrzucili kiepy na dół. Wrócili do salonu, gdzie wciąż unosiła się gęsta, siwa chmura.

— Nabij. — poprosił Maciek, przesuwając po stole bongo do Wiktora. Siedemnastolatek wziął ostatnią pełną samarkę i upchał trochę marihuany do cybucha. On też ponownie odpalił, ciągnąc bucha aż do kaszlu. Maciej również zakasłał, omal nie upuszczając bonga na podłogę. Wiktor wziął sztacha, po którym już niemal spał. Oczy same mu się zamykały, nie słyszał już nic, chociaż telewizor grał dosyć głośno.

— Wik. Wiktor! — zawołał go Maciej, kiedy nadeszła jego kolej na palenie.

— Daj mi to.

Podpalił ostatnią część materiału i ponownie do zkaszlenia ciągnął. Cały towar już się skończył.

 

Minęło trochę czasu. Dawid dalej spał jak zabity, Maciej oglądał w skupieniu i ciszy telewizję, a Wiktor starał się nie usnąć przeglądając Facebooka. Wtedy dostał kolejną wiadomość o towar, tym razem od kolegi z bloku, Michała. Wiktor zabrał zamówioną samarkę i ponownie musiał przeprosić, wychodząc z mieszkania. Rzeczywiście, na klatce śmierdziało marihuaną. Niemal zawału dostał, kiedy wychodząc na zewnątrz przejechała obok policja. Szybko jednak zniknęła za rogiem, a on podszedł do Michała. Na przywitanie zbili pionę.

— Czyli co, trzy dyszki? — spytał klient.

— Ta. Ale sorcik dobry. — Dał mu zioło. Powoli się ściemniało, więc ryzyko przypału było mniejsze.

— Po tobie widzę, że dobre heh. Siemano. — Podał mu gotówkę i odszedł.

Wiktor również wrócił do chłopaków.

— Ej, ja się już będę zwijał. — oznajmił Wiktor, zabierając ostatnie cztery gramy swojej marihuany. Sprawdził, czy wszystko ma i pożegnał się z Maćkiem szybkim zbiciem piony, a Dawida nie chciał budzić.

— To co, siemano. — Uśmiechnął się jeszcze dwudziestolatek, grzebiąc w kieszeniach w poszukiwaniu papierosów.

— No siema, siema. Jak będę potrzebował tematu to do was piszę, cześć.

Wiktor wyszedł, zamknął za sobą drzwi i zbiegł po schodach na dół. Gdy wyszedł z klatki, znowu poczuł to uczucie. Zawiał go przyjemny wiatr, ochładzając go. Było mu strasznie gorąco. Siedemnastolatek ruszył chodnikiem na zakręt, przy okazji uświadamiając sobie jak bardzo jest zmęczony. Kiedy przekroczył próg domu, od razu po przywitaniu z mamą, która nie zorientowała się co chłopak robił, poszedł spać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania