Cmentarz marzeń

Obudziłam się na środku pogorzeliska. Moje dłonie umoczone były w szkarłatnej krwi, zaś na ciele widniały wypalone dłonie, które pozostawiły po sobie swe znaki. Zapadła głucha noc, przerywana jedynie pohukiwaniem sów.

 

Wokół mnie zalegały sterty ludzkich ciał. Mężczyzn, kobiet, dzieci. Poćwiartowane, rozstrzelane, poprzebijane włóczniami, mieczami, strzałami. Ciała nabite na pale. Ciała pozbawione głów, gnijące, przesycone smrodem. Wypełzało z nich robactwo.

 

Pośród nich wyczułam ledwo tlące się życie.

 

Przeszłam dalej po stertach kości, czując jak te łamały się pod moim ciężarem. Czułam jakby grunt pod moimi stopami mógł w każdej chwili się zapaść.

 

Pośród budzących grozę i odrazę trupach dojrzałam na wpół żywą kobietę, której głowa skryta była pod czarną chustą. Ściskała kurczowo martwe niemowlę, zawodząc przy tym żałośnie.

 

gdy mnie spostrzegła zimny dreszcz rozszedł się po moim ciele. Wyciągnęła ku mnie dłoń.

 

- Ratuj moje dziecko. Ratuj je, błagam.

 

Gdy to powiedziała, skóra odeszła od jej kości, a te zamieniły się w proch.

 

Martwe dziecko zaczęło płakać. Jego płacz rozniósł się echem po martwej krainie i przywołał stado kruków. Nim zdążyłam zareagować ptaki rozczłonkowały niemowlę na kawałki, a krew bryznęła na moją twarz.

 

- Żadnej litości. Nigdy nie mieliście żadnej litości.

 

Niebo wybuchło miliardem ogni. Martwe ciała płonęły. Piekielny ogień wypalał dziury w Ziemi, a te znikały pod skorupą.

 

Słone łzy spływały po moich policzkach, zaś ja musiałam kroczyć dalej. Wcale nie chciałam tu być.

 

Pogorzelisko zamieniło się w jałowe pustkowie, pozbawione żywej duszy. Czułam jakbym wylądowała w basenie z zimną wodą, skąd nie mogłam się wydostać. Mój oddech był płytki, gardło ściśnięte. Ciało raz zimne, raz gorące.

 

Podeszłam do jaskini, z której wydobywał się przeraźliwy charkot. Człowiek w czarnej masce, odziany w czarny strój stał przy ofiarnym, marmurowym stole, tworząc kolejno pięściaki, maczugi, dzidy, miecze, strzały a na końcu pistolety, karabiny i bomby. Śmiał się przy tym przeraźliwie. Na koniec skierował ku mnie karabin, tak że od lufy dzieliły mnie centymetry.

 

- Widząca? Znajdziemy Cię. Zabijemy Cię.

 

Siła wyniosła mnie ku górze. Ujrzałam Ziemię skąpaną w smole. Czuwał nad nią złowrogi cień, gotów w każdej chwili ją podpalić.

 

Otworzyłam oczy, czując jakby tysiące dłoni próbowało pozbawić moją głowę wnętrzności.

 

Na powrót znalazłam się w swoim pokoju patrząc na trzy identyczne twarze wyryte w drzwiach.

 

Wpatrywały się we mnie nieruchomo.

 

Na zawsze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi 18.04.2018
    Klimat opisu bardzo mi podszedł, Różnie można rozumieć. Pozdrawiam→5
  • maciekzolnowski 15.06.2018
    Warto zapisywać takie sny (nawet, jeżeli są to koszmarki). :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania