No i tak. Koniec. Dobry i z przytupem. Cieszę się, że mogłam śledzić Twoją serię. Potrafisz połączyć tempo akcji z nutką poezji - podziwiam. Nie skopiowałam, ale bardzo podobało mi się to porównanie z glinianym naczyniem, wyjątkowo trafione.
"Chatkę skutą lodem zamieszkiwało trzy, również skute lodem, martwe ciała." tu zastanowiłabym się nad "zamieszkiwały" ale nie jestem pewna na 100 procent.
" Ostatnie oddechy dawno osiadły szronem na sfatygowanej posadzce." piękne
Gratuluje świetnej roboty Ritho i pozdrawiam serdecznie!
Justyś, dziękuję Ci pięknie za obecność przez całą serię. Strasznie mi wisiał w głowie ten niedokończony Cmyk, ciesze się, z dobrnęłam do końca, zwłaszcza, że w większości części frajda było pisanie tego.Tempo, tempo, taa, lubię tempo, czasem coś poetycko przeplotę, czasem się uda ;) "Zamieszkiwały" zmienię.
Kłaniam się i dziękuje raz jeszcze :)
RItha, dam Ci 5, bo lubię Canulasa, a Ty jesteś Canulasem, ale nie dam rady przeczytać takiego długiego tekstu, bo nie mogę się skoncentrować, ostatnio piję za dużo kawy.
Dzisiaj i tak trochę się nieprzyjemnie czułem podczas sceny przywoływania duchów w 1 części, bo w szkole średniej miałem nauczycielkę, co się bawiła jako dziecko w coś takiego i potem miała coś z głową. Na pewno to nie blaga.
Ja jego nie znam nic, znam tylko Królestwo od kumpla, co właśnie jego matka miała coś z głową od przywoływania duchów. Widzę, że muszę pooglądać więcej i nadrobić Bergmana, bo jego też lubię.
stefanklakson no to wlaśnie akurat bys sie napotrafił. Tańcujesz tu pod dwudziestą siódma cześcią serii powstalej na bazie zestawu Tw ;) Próba nie strzelba.
Canulasie, Bergman nie kojarzy mi się z Siódmą pieczęcią, dla mnie kojarzy się z Goscie Wieczerzy Panskiej (1963), Jak w zwierciadle (1961), Milczenie (1963), Tam, gdzie rosna poziomki (1957). Dla mnie te filmy są dużo lepsze jak Det sjunde inseglet. Musisz pooglądać jak nie znasz, Bergman to tytan.
Np. Tam, gdzie rosna poziomki (1957) to film o rozliczaniu się z całym swoim życiem i o tragicznych niepowodzeniach, utrata prawdziwej miłości. Te filmy są wybitne, dzisiaj się już takich nie kręci.
Te filmy zostają z tym, kto ogląda na długie lata. Warto pooglądać, ale zaczynanie od Sjunde inseglet może zniechęcić, a Bergman większość filmów ma wybitnych i tematycznie ciężkich jak młot. Egzystencjalny.
marok, tak Marok - płeć przeciwna mnie unika, dlatego stawiam na porwania z przemieszczeniem.zaden bukiet żąkyly czy całus w grabę.
Ciężarówka, siata na łeb i hajda.
Ja np. mam swoje mieszkanie i zawsze płeć przeciwna, po dowiedzeniu się o tym fakcie, traktowała mnie bardzo przychylnie, czasem nawet już żony kolegów. Life is brutal and full od zasadzkas.
Doczytałam do połowy... muszę się cofnąć do poprzednich odsłon fabuły, bo denerwuje niełapanie powiązań.
Styl, klimat... świetny i tak przypomina Canulardowy, że aż sprawdziłam w trakcie, czy aby na pewno dobrze zapamiętałam nick w spisie treści dodanych na głównej.
Pozdrawiam, Ritha:)
Woow, Wrotycz jak mi milo, ciezko przyciagnac kogos do ostatniej czesc serii, jesli nie czytal od poczatku. To opko, ten styl tu, jest tym, w czym sie czuje najlepiej, moją drogaą na przyszlosc, tak myslę, wiec tymbardziej mi milo, ze zajrzalas. Co do podobienstw z Canem, taa, to juz powszechna opinia, cos w tym jest i to mocno. Ps. Klakson sie ucieszy, gdyz prowadzi dochodzenie, ze jakoby jestesmy jedna osoba ;)
Klaniam sie, dziekuje pieknie, pozdrawiam
Ritha, Stefan nie czytał Idee fixe:) Niedorzeczny pomysł. A to co naprawdę nam się podoba, często bezwiednie wykorzystujemy.
Znajdę czas, obczytam, do napisania pod Cmykiem się zobowiązując:)
Canulas no baa. Widzisz Wrotycz, Idee fixe to taka zmyła, ju noł? Podpucha. Stefan nie czyta dluzszych, tego tez nie czytal, ale pinć dał :D
Bede wyczekiwac wizyt pod Cmykiem zatem ;D
Witam
I o tym, że chęć przetrwania jest szaleństwem. Spacerem naiwnego ślepca. Chodzeniem w zaparte, wbrew wszystkiemu, wiarą i buntem, złośliwością, ale nie od losu, a właśnie na odwrót... bardzo trafne spostrzeżenie.
Los nie funduje nam emocji i czasu, to on bierze na nas namiary i podąża krok w krok za nami. Nic nie da na siłę się spalać, kiedy brakuje nam paliwa na jutro. Trzeba być dobrym obserwatorem swojego losu.
Jaka szkoda, że Karl podzielił los innych i szkoda, że wiadomo z góry co się stanie z ich losem. Kolory pisakowe są tylko dla wybranych i bardzo skomplikowane.
Kawał dobrego obrazu stworzyłaś, choć myślałam o innym zakończeniu, wszak moim pozytywnym bohaterem był ten drugi. Ty wybrałaś inne dziecię.
Hej, Pasjo, wiem, ze nie nalezysz do zwolenniczek Maxa, otoz... Max jest mi cholernie bliski, w sensie mam do niego spory sentyment, lubilam "nim" pisac, byl jedyna z moich postaci, ktora mi sie przysnila ;) Więc ostatnie sceny musialy byc z Maxem.
"Trzeba być dobrym obserwatorem swojego losu" <3
Dziękuje Ci pieknie za wizytę tutaj jak i cala podroz przez Cmyka.
Pozdrawiam i rowniez milego popoludnia :)
"— Ktoś mnie kiedyś zapytał, o czym marzę. I wiesz… odpowiedziałem na odczepnego.
Kolejna porcja milczenia. Lilly wpatrywała się w swoje dłonie.
— Zawsze marzyłem, by zamieszkać w Panamie. Wiesz, jak jest w Panamie?
Pokiwała przecząco głową.
— Jak?
Max wyssał krew z poharatanego palca, spluwając na bok.
— Pięknie." — latami trzeba pisać i można nie napisać takiej sceny. 44 wyrazy. Kurwax.
"Pogratulowała częściowej wolności i tego, że się udało przeżyć. " — Ty, taka purystka, a "się" przed "udało"?
"Zatrzymali się na wyprostowanie nóg i załatwienie "spraw bieżących". Strużka moczu oddawanego przez Maxa zabarwiła śnieg magentą." — kurwa, ryją we łbie takie momenty. Są tak bez sensu. W sensnie, muszą być, ale są tak kurewsko nieuczciwe, że chuj mnie zara zagryzie.
"Mówił, że jako mali chłopcy straszyli się z kolegami przy takich ogniskach. Teraz jest duży, a boi się bardziej. " — to mi się z "Metrem" skojarzyło. Nie wyjmuję, bo czytam, ale no...
""Taa, jasne" wypełniło etat odpowiedzi." — Ech, te zagrywki. Te małe kuleczki magii. Daleko już uciekłaś od: odparł/odpowiedział.
"Pierwszy potwór rzucił im się na maskę dwie mile dalej. Wypadł znikąd. Znikąd przyszedł, donikąd zmierzał. Przebił boczną szybę, dostał kulkę prosto o czoło. Lilly z krzykiem schowała twarz w dłonie. Huk odebrał im słuch na kwadrans.
Kontynuowali podróż." — I tu piękna pigułka. Fajne. Też lubię kończyć kalendarzowymi kartkami wydarzeń. Ubijać wszystko w zdawkowych rzutach. Lubię.
Kurde no.
Po seansie.
Gdyby nie to, że Cię to na końcu męczyło, namawiałbym na II część. Ładnie podsumowane, choć z tych trzech 25 rozwaliła wszystkie.
Pozdro i sorry za lakoniczność.
„Ty, taka purystka, a "się" przed "udało"?” - wiesz co, ja nie wiem kiedy z nieuznającego granic oszołoma przeistoczyłam się w purystkę... Serio nie wiem. Ale tak się stało, a „się” oczywiście przeniosłam :> (cóż za niedopatrzenie z mojej strony!)
Metro zaczęłam czytać, nie skończyłam, boś mi polecił lepsze w międzyczasie. Kiedyś wrócę do tamtej lektury, zwłaszcza, że to nie jest koniec pisania postapo „w mojej „karierze”, o nie!
„sorry za lakoniczność’ – już tak fałszywie skromnym być, to jest serio wstyd :P Jaka lakoniczność!
Dziękuje i tutaj, za tę część i za całą drogę przez Cmyka, motywacyjne bomby od samego początku, to, że razem z Agą namówiliście mnie na kontunuację, wszystkie rady, i kurrrrde, aplauz, syćko.
Kłaniam się, pozdrawiam, Canulardo
Kurcze, ostro pojechałaś na końcu. Max - twardziel ...
Szkoda ... Jakoś emocjonalnie opętywał.
Ale jak to mówią, życie.
Cmyk to mistrzowska seria.
Pozdrowionka
Agu, dziękuję Ci pięknie i tutaj, za tę część i przeczytanie całego Cmyka i za doping od pierwszej części i za wszystko. Cmyk był moim oczkiem w glowie i chyba pozostanie.
Pozdrawiam :)
"W tumanach kurzy zwłoki Karla wyglądały jak fantom." – kurzu?
Liczyłem po cichu na jakieś bardziej szczęśliwe zakończenie, albo przynajmniej na zawieszenie nadziejo-szansy na takowe, a tu trochę mroczno i "baznadziejowo" , no, ale nie można mieć wszystkiego :)
Jedna z ciekawszych jeśli nie najciekawsza z serii, które czytałem na opowi, nawet poleciłem znajomej, która również zaczęła czytać, choć robi to inkognito :)
No dobrze, dziękuję za lekturę i pozdrawiam niedzielnie :)
No cóż, zakończenie napisało się samo, ja tylko stukalam w klawiaturę ;)
"Jedna z ciekawszych jeśli nie najciekawsza z serii, które czytałem na opowi, nawet poleciłem znajomej, która również zaczęła czytać, choć robi to inkognito" - Jeeezu, dziekuję, miło mi bardzo :>
Maurycy, dziękuję za całą drogę przez Cmyka, bardzo mi miło, zmotywowanam>
Pozdrawiam
Ufff... jestem i tu, i kiedy to właściwie koniec stał się początkiem? Dość specyficzna ostatnia część, coś się dzieje dookoła, ale trochę to chaotyczne. Ludzie z jednym okiem - przerażający obrazek.
I ta końcówka. Myślę, że to taki symbol przeobrażenia się postaci, w coś jeszcze bardziej zimnego i nieznanego. Akt odwagi i odebrania sobie czegoś. Aż mnie ciarki przeszły.
Powtórzę raz jeszcze, że to znakomite opowiadanie, płynie się przez nie.
Chciałbym coś jeszcze dodać, ale jakoś ostatnio nie mam zaczynu.
Więc podziękuje Ci za miłą podróż :-)
Drugą część zostawię sobie na deser.
Do później.
Adelajdo, teraz tak oficjalnie - dziękuję Ci za czas i za pochlebne opinie, naprawdę motywujące, Cmykuś to moje ocko w głowie, choć widzę w nim też niedociągnięcia, ale naprawdę fajnie, że jesteś na bieżąco, bo kontynuację planuję, baa, już nawet wystartowałam uroczyście.
Bardzo fajnie, że siadło.
Kłaniam, się, dziękuję, pozdrowienia ślę :)
Ale się wciągnęłam. :o
Trochę mi smutno, że to koniec. Na pocieszenie lecę do dwójki.
Jak Lily opisywała sen, byłam pewna, że będzie w ciąży. Ale omen śmierci też zacny :)
Zakończenie bardzo zacne. Smutne, nie daje nadziei na lepszy los. Jest prawdziwe. Już chyba wiele razy Ci to pisałam, ale piszesz bardzo prawdziwie, ludzko. Podoba mi się to bardzo.
Komentarze (93)
"Chatkę skutą lodem zamieszkiwało trzy, również skute lodem, martwe ciała." tu zastanowiłabym się nad "zamieszkiwały" ale nie jestem pewna na 100 procent.
" Ostatnie oddechy dawno osiadły szronem na sfatygowanej posadzce." piękne
Gratuluje świetnej roboty Ritho i pozdrawiam serdecznie!
Kłaniam się i dziękuje raz jeszcze :)
Dałeś ocenę nie czytając, bo długie... :(((
Wisz co... :D
Ciężarówka, siata na łeb i hajda.
Mem mi się przypomnial.
Pielegniarka i pacjent na szpitalnym łóżku.
- Ile ma Pan lat?
- 62.
- Nie dałabym Panu.
- Nie śmiałbym prosić.
;)
Ja nie spojleruje tylko się pytam a poza tym nie chce mi się gadać
Styl, klimat... świetny i tak przypomina Canulardowy, że aż sprawdziłam w trakcie, czy aby na pewno dobrze zapamiętałam nick w spisie treści dodanych na głównej.
Pozdrawiam, Ritha:)
Klaniam sie, dziekuje pieknie, pozdrawiam
Znajdę czas, obczytam, do napisania pod Cmykiem się zobowiązując:)
Bede wyczekiwac wizyt pod Cmykiem zatem ;D
Gratki!
:)))
I o tym, że chęć przetrwania jest szaleństwem. Spacerem naiwnego ślepca. Chodzeniem w zaparte, wbrew wszystkiemu, wiarą i buntem, złośliwością, ale nie od losu, a właśnie na odwrót... bardzo trafne spostrzeżenie.
Los nie funduje nam emocji i czasu, to on bierze na nas namiary i podąża krok w krok za nami. Nic nie da na siłę się spalać, kiedy brakuje nam paliwa na jutro. Trzeba być dobrym obserwatorem swojego losu.
Jaka szkoda, że Karl podzielił los innych i szkoda, że wiadomo z góry co się stanie z ich losem. Kolory pisakowe są tylko dla wybranych i bardzo skomplikowane.
Kawał dobrego obrazu stworzyłaś, choć myślałam o innym zakończeniu, wszak moim pozytywnym bohaterem był ten drugi. Ty wybrałaś inne dziecię.
Pozdrawiam niedzielnie i miłego dnia
"Trzeba być dobrym obserwatorem swojego losu" <3
Dziękuje Ci pieknie za wizytę tutaj jak i cala podroz przez Cmyka.
Pozdrawiam i rowniez milego popoludnia :)
Postać: Okulista okultysta
Zdarzenie: Pogrzebany żywcem
Gatunek: Opowiadanie przygodowe/drogi
Czas na pisanie: 10 luty (niedziela) godz. 20.00
Powodzenia :)
Kolejna porcja milczenia. Lilly wpatrywała się w swoje dłonie.
— Zawsze marzyłem, by zamieszkać w Panamie. Wiesz, jak jest w Panamie?
Pokiwała przecząco głową.
— Jak?
Max wyssał krew z poharatanego palca, spluwając na bok.
— Pięknie." — latami trzeba pisać i można nie napisać takiej sceny. 44 wyrazy. Kurwax.
"Pogratulowała częściowej wolności i tego, że się udało przeżyć. " — Ty, taka purystka, a "się" przed "udało"?
"Zatrzymali się na wyprostowanie nóg i załatwienie "spraw bieżących". Strużka moczu oddawanego przez Maxa zabarwiła śnieg magentą." — kurwa, ryją we łbie takie momenty. Są tak bez sensu. W sensnie, muszą być, ale są tak kurewsko nieuczciwe, że chuj mnie zara zagryzie.
"Mówił, że jako mali chłopcy straszyli się z kolegami przy takich ogniskach. Teraz jest duży, a boi się bardziej. " — to mi się z "Metrem" skojarzyło. Nie wyjmuję, bo czytam, ale no...
""Taa, jasne" wypełniło etat odpowiedzi." — Ech, te zagrywki. Te małe kuleczki magii. Daleko już uciekłaś od: odparł/odpowiedział.
"Pierwszy potwór rzucił im się na maskę dwie mile dalej. Wypadł znikąd. Znikąd przyszedł, donikąd zmierzał. Przebił boczną szybę, dostał kulkę prosto o czoło. Lilly z krzykiem schowała twarz w dłonie. Huk odebrał im słuch na kwadrans.
Kontynuowali podróż." — I tu piękna pigułka. Fajne. Też lubię kończyć kalendarzowymi kartkami wydarzeń. Ubijać wszystko w zdawkowych rzutach. Lubię.
Kurde no.
Po seansie.
Gdyby nie to, że Cię to na końcu męczyło, namawiałbym na II część. Ładnie podsumowane, choć z tych trzech 25 rozwaliła wszystkie.
Pozdro i sorry za lakoniczność.
Metro zaczęłam czytać, nie skończyłam, boś mi polecił lepsze w międzyczasie. Kiedyś wrócę do tamtej lektury, zwłaszcza, że to nie jest koniec pisania postapo „w mojej „karierze”, o nie!
„sorry za lakoniczność’ – już tak fałszywie skromnym być, to jest serio wstyd :P Jaka lakoniczność!
Dziękuje i tutaj, za tę część i za całą drogę przez Cmyka, motywacyjne bomby od samego początku, to, że razem z Agą namówiliście mnie na kontunuację, wszystkie rady, i kurrrrde, aplauz, syćko.
Kłaniam się, pozdrawiam, Canulardo
Pozdrox.
Tera Trupa
Za niedługo :)
Szkoda ... Jakoś emocjonalnie opętywał.
Ale jak to mówią, życie.
Cmyk to mistrzowska seria.
Pozdrowionka
Pozdrawiam :)
Dziękuję, Szu
Liczyłem po cichu na jakieś bardziej szczęśliwe zakończenie, albo przynajmniej na zawieszenie nadziejo-szansy na takowe, a tu trochę mroczno i "baznadziejowo" , no, ale nie można mieć wszystkiego :)
Jedna z ciekawszych jeśli nie najciekawsza z serii, które czytałem na opowi, nawet poleciłem znajomej, która również zaczęła czytać, choć robi to inkognito :)
No dobrze, dziękuję za lekturę i pozdrawiam niedzielnie :)
"kurzy" poprawione
No cóż, zakończenie napisało się samo, ja tylko stukalam w klawiaturę ;)
"Jedna z ciekawszych jeśli nie najciekawsza z serii, które czytałem na opowi, nawet poleciłem znajomej, która również zaczęła czytać, choć robi to inkognito" - Jeeezu, dziekuję, miło mi bardzo :>
Maurycy, dziękuję za całą drogę przez Cmyka, bardzo mi miło, zmotywowanam>
Pozdrawiam
I ta końcówka. Myślę, że to taki symbol przeobrażenia się postaci, w coś jeszcze bardziej zimnego i nieznanego. Akt odwagi i odebrania sobie czegoś. Aż mnie ciarki przeszły.
Powtórzę raz jeszcze, że to znakomite opowiadanie, płynie się przez nie.
Chciałbym coś jeszcze dodać, ale jakoś ostatnio nie mam zaczynu.
Więc podziękuje Ci za miłą podróż :-)
Drugą część zostawię sobie na deser.
Do później.
Bardzo fajnie, że siadło.
Kłaniam, się, dziękuję, pozdrowienia ślę :)
Trochę mi smutno, że to koniec. Na pocieszenie lecę do dwójki.
Jak Lily opisywała sen, byłam pewna, że będzie w ciąży. Ale omen śmierci też zacny :)
Zakończenie bardzo zacne. Smutne, nie daje nadziei na lepszy los. Jest prawdziwe. Już chyba wiele razy Ci to pisałam, ale piszesz bardzo prawdziwie, ludzko. Podoba mi się to bardzo.
Dziękuję pięknie :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania