Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Co ja tutaj robię? - Rozdział 1 - Niefortunna noc.

Cisza, pewnie normalnie by mnie cieszyła, z ciszą idzie spokój, relaks, odpoczynek, ale ta cholerna cisza była spowodowana całkiem solidny ciosem w głowę. Odzyskałem wzrok, pewnie normalną osobę by to pozbawiło przytomność do świtu jak nie do ponownych narodzin, ja, na szczęście, nie byłem do końca normalny. Uderzenie w potylicę, pęknięcie czaszki na 2 cale, narzędzie: okuta pałka z dziwnym wzorem... krzyż, kurwa, gdzie człowiek nie pójdzie tam inkwizytorzy, znaczy człowiek to trochę złe określenie...


- Mam go, dorwałem pomiota!
...właśnie pomiot, tak nazywają nas ludzie którzy dowiadują się czym jesteśmy.


- Ha! Nawet mnie nie słyszał.


- O kurwa... pierwszy raz widzę go z tak bliska, tak krew... czarna jak smoła, to normalne?


- Nie wiem, przestań tyle gadać i leć po resztę!
Resztę? ile was tu zakon wysłał? Nieistotne.


- Co jest...
Tylko właśnie nie jestem tylko pomiotem.... a Upadłym, o czym ten nieszczęśnik dowie się bardzo szybko.


- Gdzie wy kurwa jesteście?!?


Kocham to przerażenie i uczucie kiedy rozlana jucha z powrotem wraca do ciała, a kości zrastają się, tworząc dziwny dźwięk trzeszczenia w mojej głowie. Słysze jak kostur sam podnosił się z ziemi, a ja odzyskując kontrolę nad resztą ciała wstaje z zimnej posadzki spiżarni. Odwracam się patrząc mężczyźnie prosto w oczy, inkwizytor, na karku może ze 40 wiosen, więc weteran, broda sięgająca klatki piersiowej i idealnie białe jedno oko. Ciekawe kto mu to zrobił? Nie ważne i tak się nie dowiem. Mój umysł wypełnił gniew, a oczy, przepełnione czernią błysnęły jedynie czerwienią i padły słowa zwiastujące koniec nieszczęśnika

- Sanguis, chaos, terra...


Złapałem za lewitujący kilka centymetrów nad ziemią kostur, a żelazo z krwi mojej ofiary zamieniło się w jeden niewielki zlepek w jego sercu. 
inkwizytor drgnął, spojrzał na mnie z przerażeniem...


- ...Letum 
Zbite żelazo rozczepiło się z olbrzymią prędkością tnąc wszystko co na jego drodze i zatrzymując się dopiero na wewnętrznej stronie zbroi.
Biedaczyna upadł i zaczął się krztusić jego własną krwią


- Może te zbroje chronią was przed kulami energii i innymi magicznymi światełkami, ale przed tą magią nic was nie uchroni... 


Kostur zadrżał kiedy pochłaniał reszki jego energii życiowe, zadrżał raz jeszcze a spleciony jego koniec zacisną się i z powrotem rozłożył, czasem mnie to przeraża że nosze ze sobą fragment poroża demona, który jest w pewnym stopniu świadomy, nie słyszę go, ale czuje jego emocje. sam jestem demonem od ponad 7 wiosen, a dalej się nie przyzwyczaiłem...
zostawimy reszcie małą niespodziankę....


- Ventrem, ignis, terra 
Trup napęczniał, a kiedy ktoś go tknie.... zobaczy wnętrzności z bardzo bliska, zaklęcie eksplodujących zwłok, zawsze cieszy... chyba nie jestem normalny, cóż, trudno.
czas się zbierać, tylne drzwi i wycieczka do jaskini, aby gdzieś tą cholerną noc przeczekać, dopiero teraz poczułem jak bardzo jestem pijany 
podpierając się kosturem doszedłem do tylnich drzwi karczmy, oczywiście wyryłem głową o futrynę bo te cholerne górskie Du'ren mają maksymalnie wzrost 12 letniego dziecka, głupie z nich stworzenia, silne ale inteligencją dorównują kilofom z którymi spędzają większość życia, lecz za to miodu nikt w całej krainie nie robi lepszego, co widać po moim, nie do końca trzeźwym, stanie.

 

-Lignum, ignis
Ognisko buchnęło ogniem rozświetlając jaskinie, kilka nierównych półek, łóżko oraz stół alchemiczny, przy którym siedziałem. Co za popaprane czasy, za poprzedniego króla mówili o nas bohaterowie, strażnicy, wybawiciele, a teraz pomioty... No dobra, o mnie nikt by tak nie powiedział pięknie, jestem Upadłym, tym co brata się z demonami i tak dalej, nas próbowali dopaść i zabić od samego początku, od... zawsze, ale za czasu panowania Voluspa było inaczej, magowie wszelkiego rodzaju pomogli wygrać Wielką Wojnę, byliśmy główną siłą króla, dał nam w zamian tytuły, ziemię, majątek, uznanie, zmienił się władca i co zostało? Jedynie magów można znaleźć w pałacach i szpitalach ale tam to kapłanów światła, w końcu lepiej trzymać maga niż dziesięciu uczonych, którzy i tak nie dorównają nawet w połowie skutecznością, a reszta? Martwi. inkwizycja, później sąd, "sąd" to mało trafne określenie, bardziej odczytanie jednego i tego samego wyroku, szubienica, albo gilotyna i palenie ciała na stosie, wspaniale, jebańce z inkwizycji mają swoje amuleciki które reagują z magią to i bez problemu Cię znajda nawet jakbyś z niej nie korzystał przez lata, ta moc to brzemię, z którego nie możemy zrezygnować. Chciałbym pamiętać te czasy, czasy magów i ich chwały, to było jakieś pół stulecia temu, ja na karku mam zaledwie 20 wiosen. Olfrad Reindurat tak mówili o mnie jakieś 10 lat temu zanim to wszystko się zaczęło, teraz Ci co mnie znają i nie chcą zabić mówiła mi Vol'daren - wieszcz pustki. ale od czego to się zaczęło...



- Mamo, idę z Kernem na ryby


- Dobrze synu, tylko wróć przed zmierzchem, nie chce aby znowu wojska inkwizycji przyprowadziły Cię do domu

-tak, Mamo...


Wybiegłem z naszej małej rybackiej chatki, kiedyś mieszkaliśmy w trójkę, ja, matka i jej brat, wujek Redan, a później przyszli żołnierze po wujka i tyle go widziałem, pewnie doradza królowi, była taki mądry, a Matka jedynie powiedziała że zabierają go do stolicy. 


- Olfi, młody, idziemy? Chłopaki już czekają na łódce.
Był to normalny dzień, prawie, Karen dał mi swoją starą wędkę, cieszyłem się jak nigdy, a gdy postanowiłem ją odnieść do szopy przy chacie, zauważyłem skrzynkę a w niej jedną książkę. Starą jakaś taka, oprawioną w dziwną skórę, jakby ludzką, zamknięta była na kłódkę, a do kłódki było przymocowane małe ostrze, o którego istnieniu dowiedziałem zaraz po z pojawianiem się rany na dłoni. Ujrzałem w niej... nic, no pusto, ani jednego słowa, niedowierzając zacząłem ją kartkować, zapominając o rozciętej ręce, a kiedy po papierze spłynęła krew zobaczyłem notatki mnóstwo notatek, w nieznanym mi języku, i rysunek kręgu a w nim coś w rodzaju siedmioramiennej gwiazdy, odgarnąłem kilka rzeczy z podłogi i nakreśliłem krąg, położyłem, według rysunku, zapaloną świecę w jednym z ramion, świeże liście w drugim, a duży kamień w trzecim, oraz książkę na samym środku. Książka zamknęła się z hukiem, na jej okładce zaczął jarzyć się znak, a gdy go dotknąłem poczułem niewyobrażalny ból i odrętwienie, chyba straciłem przytomność. Kiedy udało mi się wstać zajrzałem do książki, a po otwarciu jej, zrozumiałem że jest to dziennik, rozumiałem nagle wszystko co jest tam napisane, każde słowo wujka, pisał o badaniach, magi i pisał do mnie, wiedział ze go zabiorą i wiedział że ja znajdę ten dziennik. Opisał w nim dokładnie podstawowe Słowa, odpowiadające za zaklęcia: ognień - ignis, woda - unda, ziemia - terra, powietrze - aura, światło - lux. zaklęcia polegały na łączeniu tych składników poprzedzając je słowem wyznaczającym cel. Po kilku dniach czytania potrafiłem zapalać ogniska, albo sprawić by na krzewie wyrosły kwiaty. Było dobrze, przez ponad dwa lata, tak długo jak nie zacząłem sprawdzać badań wuja nad nekromancją, właśnie dlatego zabrała go inkwizycja, pewnej nocy poszedłem na cmentarz z książki wyczytałem jaką truciznę trzeba zażyć i jakiego zaklęcia użyć aby wskrzesić własne ciało. Udało się, prawie, obudziłem się w transporcie inkwizycji, tamtej nocy znaleźli mnie leżącego na cmentarzu w otoczeniu kilku rozkładających się, ale chodzących zwłok. Krótka historia, trafiłem na sąd jako najmłodszy pomiot w historii, skazany na powieszenie razem z grupą magów pojechaliśmy pod drzewo które teraz nazywamy Prorokiem, ludzie myśleli że jest to jedyne miejsce w całym królestwie gdzie magia nie działa, mieli racje... częściowo, nie działała magia, ale czysta, lecz istnieje magia która od zawsze była zakazana, od samego stworzenia ludzi i innych ras, magia zbyt potężna aby mógł ją ktoś ujarzmić, ten kto próbował kończył jako stworzenie, które ani nie myślało, ani tak do końca nie było nawet żywe. Kat założył mi pętle na szyję a ja zamiast strachu czułem fascynacje, czułem przypływ energii i otaczającą mnie magię moje usta wrzasnęły dwa słowa 


- Chaos Letum! 


Tylko to nie był mój głos, ktoś to powiedział moimi ustami, a po tych słowach wszyscy oniemieli, drzewo poruszyło się, owijając korzeniami szubienicę, a pośród nich stanęła istota zbyt potężna by należeć do tego świata, nie pomogły strzały ani szarża rycerzy, wszystko co się zbliżyło zostawało wciągnie w ziemię albo spalone. Istota patrzyła się na mnie stojąc w bezruchu, nagle oderwała sobie część poroża, którym cisnął prosto w szubienicę, rozrywając sznur i wbijając się w drewnianą ramę. Poczułem gniew, tak wielki, że odebrał mi kontrolę, resztę widziałem jakby był to sen latające kawałki metalu, rozrywane zwłoki razem ze zbroją i ta istota obserwująca wszytko wyznaczająca jedynie kolejne ofiary. Ocknąłem się nocą, w świetle pełni widziałem kruki i prawie setkę ciał, powyrywane kończyny, odgryzione głowy, a na resztkach szubienicy imię, moje nowe imię "Vol'daren". Poroże, a właściwie mój nowy kompan, kostur i spętana w nim dusza demona przekazały mi wtedy jedno, znaczenie zakazanego słowa: Letum - śmierć. to właśnie ta magia zawładnęła mną kiedy mordowałem ich wszystkich, lecz teraz, to ja mam kontrolę, i to ja tą kontrolę wykorzystam.

 

I tak to teraz wygląda, od tamtego dnia jedyne co robię to uciekam przed inkwizycją i próbuję znaleźć istotę, którą widziałem tamtego dnia. Chwila... kroki, dziesięć osób, w zbrojach, O! kogo my tu mamy, wspaniali inkwizytorzy, dobrze że jaskinia jest dość szczelnie zamknięta, bez magi będą potrzebowali tygodnia by się tu dostać. Nawet ich już słychać


-tam musiał pójść!


o ten młody co wcześniej


- Na mocy prawa zakonu inkwizycji nakazuje Ci wyjść 
kurde, donośny ten głos 
-Rozkazuje Ci wyjść!


- Nie


- Ale... wydałem rozkaz 
- no nie wyjdę 
-Wyłaź albo sami tam wejdziemy i nikt na sąd czekać nie będzie!


- Chuj. Ci. W. Dupę 


- No żesz kurwa mać! Zajebie go!


- No co zrobisz? Nic nie zrobisz, te kamienie ważą pewnie ze sto razy więcej od was wszystkich razem wziętych.

Nagle jeden z prześwitów między kamieniami przez które wpadało światło księżyca zgasł, a jaskinia napełniła się bardzo wyraźnym dźwiękiem, albo bardziej głosem


- Widzę Cię kurwo!
podniosłem pięść i wyprostowałem środkowy palec w kierunku wyjścia z jaskini

- Zajebie go zaraz!


- Tak, tak ja Ciebie też...


- Nikt nie będzie ze mnie drwił!


- No ja będę


- NIKT!


- Wiesz co? To miłej nocy życzę ja idę trzeźwieć i spać 
coś tam się nasz oficer miotał jeszcze przeklinał i groził, a ja podniosłem kamień i zatkałem nim otwór w wejściu. czas się kłaść, a rano zobaczyć co z moimi inkwizytorkami.

Kolejny dzień nastał, kolejny dzień użerania się z (nie)mocną inkwizycją. Cholera jak mnie bolą plecy, na czym ja spałem? Eh, nieistotne. Przeciągnąłem się w półmroku jaskini. Dawno tyle nie piłem, rzuciłem nagłos sam do siebie ziewając szeroko. Chwila, czekaj, czekaj ci inkwizytorzy czy inne cholery to tutaj wczoraj byli na serio? Chciałem zebrać się do biegu, lecz zatrucie po alkoholu dotyka wszyskich, potrafię zregenerować wypływający mózg ale alkohol to już za dużo? Czułem się jakby coś co sprawiło, ze jestem taki miało teraz polew z mojego niepewnego chodu. Dobra jeszcze dwa kroczki i wyjście… Zerknąłem przez szczelinę miedzy głazami, no ognisko i namiot z wielkim symbolem inkwizycji, czyli tarcza ze słońcem i dwoma skrzyżowanymi mieczami. W ogóle, ciekawostka, symbol ma wyszczególnione 4 punkty, górny promień słońca, sztych prawego miecza, miejsce gdzie krzyżują się gardy oraz dół tarczy. Pewnie nikt się nad tym nie zastanawiał czemu punkty nie są symetryczne jak reszta symbolu, cóż musiał zaprojektować go jakiś śmieszek, bo te punkty pokazują dokładny gest do zaklęcia manipulacji umysłem. Skubaniec ze szkoły iluzji jest wysoko w rangach inkwizycji, ciekawe i ciekawe, że tego nie zmienili. Mniejsza, złapałem za jakiś kijek, odsunąłem się dwa kroki. Bombar… kurwa, nie to, Terra… yyyyy, zamyśliłem się, ignis?, dokończyłem zastanawiając się co tak właściwie robię. Huk. Kamienie zasłaniające wejście odleciały na dobre kilka metrów, siła wybuchu uderzyła mnie tak mocno, że nie byłem wstanie złapać oddechu, a wszechobecny pył ani trochę nie pomagał. Po chwili wyszedłem jak gdyby nigdy nic z jaskini, a przed nią czekał już komitet powitalny. No z dziesięciu kuszników jak nic, z osiem pik no i kutas który na mnie się wydzierał dzień wcześniej z jebitnym mieczem, w sumie mały był z niego typek, umięśniony ale niski, chyba tak leczył kompleksy, nieważne

- Stój, w imieniu inkwizycji nakazuje ci się poddać- krzyknął donośnie, mimo iż stałem no nie dalej jak 5 metrów od niego.

- Nom, co teraz. - rzuciłem ze znudzeniem.

- Łapcię go! - rozkazał trzem wojakom po jego lewej, którzy dzielnie ruszyli w moją stronę

- Czekajcie! - Krzyknąłem przejęty, probując udawać przerażenie.

- Czego chcesz?! - wrzasnął po raz kolejny pan kutafon.

- A w sumie to już nic…. - odpowiedziałem zrezygnowany, odwróciłem się i zacząłem iść przed siebie

Dali mi odejść chyba z 10 metrów zanim ten mały wrzasnął.

- No kurwa, strzelać!

Dziesięć szarpnięć, a nie, jednak dziewięć, jeden bełt poleciał kawał przede mnie. Dziewięć otworów z których lała się krew. Dobrze, że nikt w kręgosłup nie trafił, jeszcze bym się tutaj wyjebał jak długi i ryj obił… Ze strony wojaków dalej cisza, nikt nie ładuje kusz, nikt nie szarżuje za mną. Chyba zgłupieli trochę, szczególnie jak zobaczyli wypychane bełty przez zarastające się rany. Nagle usłyszałem krzyk


- Wiesz co? Ty magiczny…. Czymkolwiek jesteś.


- … - jedynie milczeć mi się chciało.

- Jebał cię pies. Chłopaki, zbieramy się.

Jakoś mnie to rozbawiło nawet.

Czas się było zbierać dalej, zobaczymy gdzie nas nogi poniosą.

***

 

No nie wierzę, jakaś żywa dusza tutaj, na tym pustkowiu. Niby droga do największego miasta w okolicy ale od strony wzgórz nikt tutaj nie przychodzi. Tak właściwie to całkiem ładnie tutaj, zieleń gęstego lasu, jakiś stary obóz, pewnie po bandytach, wytłukli się między sobą a obóz został. Kamienna droga i mały mostek rzeczką, no sielanka jak się patrzy. Wędrowiec wyglądał jakby czekał na mnie, jak to zasadzka inkwizycji to obiecuje wszystkim znajduję drzewo i się wieszam.

- Witam włóczęgę- rzucił radośnie mężczyzna w ciemno-zielonej szacie.

- Witaj, trochę nie miło tak od włóczęg wyzywać ludzi. - (czy ja czuję magie?) Pomyślałem.

- Wybacz młodzieńcze, tak się zwracamy w moich stronach do nieznajomych. - uśmiechną się pod gęstym, już siwawym, wąsem.

- Rozumiem, lepiej tak tutaj nie mów, jak trafisz na dupka, to możesz się już nigdy nie odezwać. - (ewidentnie magia, czarodziej? Tutaj?)

- Dziękuję ale potrafię o siebie zadbać - odsłonił płaszcz, pokazując siekierę pokaźnych rozmiarów.

-Skąd wędrujesz?

-Z puszcz za Koroną, a Ty?

(Nigdy nie spotkałem nikogo z tamtąd). Ja? Ze wzgórz, kilka dni w karczmie spędziłem. Co cię sprowadza z tak daleka?

- Czekałem na ciebie.

- (Kurwa mać, wiedziałem, ze znowu to są te jebańce z inkwizycji) - pomyślałem poirytowany

- Nie wiem co oznacza „jebańce” ale nie, nie jestem z inkwizycji

- (Co jest kurwa czy on mi czyta w myś…)

- Tak, słyszę twoje myśli.

- (No i chuj, no i cześć.) Kim jesteś? W ogóle muszę mówić, czy i tak wiesz już wszytko?

-Wiem, że jesteś związany z magią, wiem, że masz na imię Vol’daren i wiem, że musisz iść ze mną do Korony Ziem. A ja? Emul’zel

- Vol’daren, Emul’zel i wędrówka pełna przygód. Wspaniale! - uśmiechnąłem się sztucznie.

- Zawsze jesteś taką sarkastyczną kurwą? - rzucił wkurwiony sześdzioesiącio latek.

- Nie, tak, znaczy, zależy, znaczy…

- Dobra, nie tłumacz się, wiedzę, że się tego nie spodziewałeś.

Nawet nie było sensu odpowiadać i tak chędożony telepata wiedział o czym myśle. To będzie ciężka podróż, oj bardzo ciężka, co ja tutaj, w ogóle robię?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Elorence 08.10.2018
    Przejrzałam pobieżnie i... całkiem sporo literówek. Jakieś dziwne znaczki. Pokręcony zapis dialogów.
    A fabuła... Współczesny język w czasach mieczy itd? No... średnio. Bardzo średnio, jak nie kiepsko. Na dodatek zbyt duża ilość wulgaryzmów - jakieś 50% jest zbędne.
    Bez oceny.
    Pozdrawiam.
  • Karawan 08.10.2018
    Zapewne odpowiesz Elo, że przecież tak się mówi, albo, że to zapis dialogu jednak dopuszczalny, bo przekazujący emocje, lub, ze w średniowieczu bluzgi leciały nie mniejsze. To tylko wymówki. Chciałbyś oddać emocje, ale nie bardzo potrafisz i tym rożni się pisanie opowiadania od listu. W liście do osoby bliskiej możesz sobie ( jak w rozmowie) bluzgać do woli choć wiesz, że to tylko Tobie wystawia świadectwo braku kultury i nieumiejętności wyrażania myśli słowem. W opowiadaniu nie ma zakazu używania wulgaryzmów, ale traktowane są one jako elementy tekstu. Jeśli przemyślane - budują fabułę i nastrój, jeśli nie - psują. Proponuje kolejny fragment świadomie pozbawić całkowicie wulgaryzmów. Zobaczysz wtedy jak dużo trzeba zmienić w tekście, by osiągnąć efekt emocji, a tekst zyska, stanie się bardziej czytelny. Zachęcam do zamieszczenia ciągu dalszego. Odnoszę wrażenie, że masz pomysł, że go widzisz, i że wart jest opowiedzenia. Spróbuj ! Za wizję 5, za realizację 1, razem 3 !
  • Elorence 08.10.2018
    Karawan, to tylko moja opinia, więc wiesz :)
    Bluzgi bluzgami, ale zawsze można dopasować charakter wulgaryzmów. "Kutas" na pewno nie pasuje do świata, jaki autor przedstawił. Może chciał pokazać niezależność głównego bohatera, może bohater to impulsywny bandzior. Kto wie.
    Nie mniej, do mnie nie trafiło.
  • Karawan 08.10.2018
    Elorence Wiesz, że bluzgów nie cenię, nie lubię i "wogle NIE!!", ale sam też czasem bluzgam w realu. Dla mnie za mało wiem o bohaterze, za mało go widzę, ot została jakaś nieokreślona postać z pomysłami bez głowy; "Starą jakaś taka, oprawioną w dziwną skórę, jakby ludzką,..." bo skąd niby mam wiedzieć jak bohater to ustalił? ale ponieważ sam takie strzelam byki to i patrzę tak, że ważniejsze by chciał pisać, by nie poczuł się jak po spotkaniu na sympozjum fizyków gdzie każdy oczekuje, że za Tobą pięć doktoratów i osiem nobli, a po ludzku dzieńdobry to nie wiesz jak brzmi, bo tylko profi bełkot masz w głowie. Od wejścia więc jesteś obcy, odrzucony i totalnie zniechęcony. Na marginesie kutas to tu najmniej boć to wisior panaMickiewiczowy, ale reszta qrwów i męskich członków zbędna bezapelacyjnie - tu pełna zgoda. Zresztą ogólnie jestem zgodny z tym coś napisała, tyle, żem wrogiem skreślania na wejściu. Potem mści się to na mnie i opowi, bo..., ale jeślio choć jeden nawrócony... :)
    Pozdrawiam serdecznie.
  • Ardelaks 08.10.2018
    Witam wszystkich! Wielkie dzięki za komentarze. Chciałbym zwrócić waszą uwagę na jeden aspekt, którym mam wrażenie, że jest trochę pomijany i którego nie udało mi się absolutnie wprowadzić, aby był czymś oczywistym w tym fragmencie. To jest inny świat, inna linia czasu. Padł argument o tym, że występuję współczesne słownictwo w „czasach mieczy” ale czy występowanie magii nie miało by wpływu na rozwój? Dzieje uległy by, w takim świecie, wielu odchyleniom od naszego. Na przykład po co budować trebusz jeśli jedna lub kilka osób władających magią może miotać pociski na większe odległości? Po co wysyłać gońców z listami do innych miast, kiedy nawet uczeń magii iluzji może wysyłać swoje myśli na wiele mil? Albo wulgaryzmy, przyznaję, jak to czytam ich ilość jest zbyt duża i nad tym popracuję, ale na pewno nie zostaną usunięte. Ponieważ skoro dzieje świata zmierzają w inną stronę to czy język nie podąża za nimi? Słowa które dla nas są wulgarne, mogą takie już nie być za dwadzieścia lat, albo mogą nigdy nie być wulgarne w innych czasach. Jeszcze jakiś czas temu słowo „zajebiście” było uważane za silnie wulgarne, lecz teraz straciło na swojej mocy, jest cenzurowane znacznie rzadziej, o ile w ogóle. Oczywiście rozumiem, że trudno jest się tak przestawić kiedy 3/4 światów fantasy modyfikuje średniowiecze o smoki i magię (tak w uproszczeniu). Po prostu wulgaryzmy mogą nie mieć swojej mocy w innym świecie, a społeczeństwo pomimo zacofania technologicznego względem naszego świata, kulturowo może nas wyprzedzać o wieki. Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję każdemu kto poświęcił tą chwilę na przeczytanie i napisanie o własnych odczuciach :)
  • Kleopatra 08.10.2018
    Ciekawa koncepcja, podziwiam zdolność skonstruowania tak rozbudowanego świata. Jedyne, co mi się nie podoba w tekście (chociaż to kwestia indywidualnych upodobań) to sposób w jaki, bohater opowiada o zdarzeniach. Przedstawienie tego jako monologu wewnętrznego jest dla mnie ciężkie do czytania. Ogólnie wrażenia pozytywne, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
  • Canulas 08.10.2018
    Przejrzałem pobieżnie i ja. Błędów od groma. Braki odstępów, literówki i wszelkie inne kwiatuszki. Jednak... Ja jako nadworne chamidło za bardzo do wulgaryzmów nic nie mam, co więcej, nawet w miarę kupuję Twój komentarz obronny. Całkiem klarownie przedstawiłeś swe stanowisko, abstrahując od tego, czy się z nim zgadam.
    Nie mniej, widzę pewien dysonans pomiędzy wypowiadającym się Tobą w komentarzu, a Tobą, piszącym ten tekst. Coś nie gra. Za duży galop, za mało pracy nad środowiskiem technicznym. Tekst jest niedopieszczony, więc siłą rzeczy inne jego mankamenty się wypiętrzają.
    Dywagować można o mieczach, kurwach, magii i kutasach. Może być wszystko, ale nie musi być nic.
    Najpierw trzon. A jest co poprawiać.
    Pozdrox

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania