Poprzednie częściCóra gwiazdy (1)

Córa gwiazdy (6) - Ponowne spotkanie

Minęło trochę czasu. Kosmos już był daleko z tyłu, a oni wchodzili w atmosferę. Statek błyszczał czerwienią. Iskry latały we wszystkie strony. Przekroczyli barierę i wlecieli w spokojniejsze gazy. Lecieli teraz trochę wolniej cały czas się zniżając. Gdy już byli pod chmurami ujrzeli piękne miasto - Sinnaseę. Trzy białe wierze górowały nad całą metropolią. Poniżej znajdowały się ogromne budynki pełne szkła i złota. Pomiędzy nimi można było dostrzec palmy Finaesza - symbole pokoju. Tam, gdzie wzrok nie sięgał znajdowały się ciemne miejsca. Pełne przemocy, bezprawia i biedoty. Ci mieszkający wyżej nie wiedzieli nawet o ich istnieniu. Władza Trzech Wierz skrupulatnie ukrywały obecność biedoty, zasłaniając oczy swym obywatelom.

Statek zbliżał się do jednej z wierz. Jej blask i czystość oślepiała mędrców. W idealnie płaskiej powierzchni odbijał się obraz okrętu. Wlecieli w ścianę, a ona ich przepuściła. Wydawała się być hologramem. Technologia ta zadziwiła magów. Nie sądzili, iż Terranie są tak wysoko rozwinięci. Statek mknął dalej w głąb wierzy. Cały jej środek wypełniały pięciokątne lustra. Nieco wyżej, nad nimi, była zawieszona ogromna szklana kula. Zapewne tam była siedziba Wieżowców. Zatrzymali się idealnie pod obiektem szklanym. Po kilku chwilach spłynęło na nich złote światło. Znaleźli się wnet w głównym pomieszczeniu. Ku ich zdziwieniu, na rękach mieli andezytowe kajdany, a szyje zamknięte w magnetyczne obroże. Nie mogli użyć czarów ani myśli. Zostali uwięzieni w swych starczych ciałach. Posłano ich przed oblicze naczelnika Hindariana. Znany był on ze swej szałowości i bezwzględności. Zabijał wielu, a niewielu ocalał. Mimo to wzbudzał powszechny szacunek i strach. Jego żelazna ręka potrafiła poruszyć całe państwo, a jedno słowo powalić. Mędrcy targani za swe szaty ustali przed tronem naczelnika. Siedzisko było na podwyższeniu, a on patrzył na nich z góry. Krótkie, siwe włosy zdobiła żelazna korona. Srebrna toga okrywała całe ciało Hindariana, a stalowe sandały błyszczały metalicznym blaskiem. Jego lewa, żelazna ręka zwrócona była na wchód, a druga, lodowa na zachód. Poprawił swą koronę i rzekł donośnym i ciężkim głosem:

- Wyjawcie swe imiona, ażebym mógł was osądzić.

Mędrcy zebrali się szybko i poczęli mówić jeden po drugim:

- Imię me Obyryniks z Aredii.

- Mnie zowią Abryton Hauterlias.

- Honrat z Aredii.

- Zowią mnie Shayran Domesticaulus

- Ja - Magayan Dinuss.

- Imię moje jedyne - Georian Dissunuculus zwany Milczącym.

- Dinaleus Minastaelus.

- Kat'Din z rodu Naelusów.

- Zowią mię Nihrat Mignatirian.

- Enyrsef z Balladii.

- Bigdur syn Algama.

- Habir z rodu Syzyfów - ozwał się ostatni z mędrców. Po tych słowach Hindarian podrapał się po brodzie. Pomyślał chwilę, po czym wskazał na jednego ze swych sług. On podbiegł do niego, a naczelnik rzekł do niego:

- Zabić dwóch ostatnich.

Po tych słowach do Bigdura i Habira podeszło dwu strażników. Wziąwszy swe metalowe pale nabili obydwu i postawili na ziemi. Dwa pręty z ciałami stały wśród mędrców. Cierpiący pluli krwią i błagali o ratunek. Niestety żaden mag nie mógł nic uczynić. Odwrócili głowy i czekali na wyroki losu. Po kilku minutach obydwaj wyzionęli ducha. Wtedy też włócznie rozstąpiły się na czworo. Zwłoki zostały rozerwane, a krew i jucha zalały całą podłogę. Mieniła się ona czerwienią, a ściany błyskały swym białym kolorem. Obyryniks chciał przekląć naczelnika, lecz nie mógł złamać obroży. Hindarian wstał z tronu i zaczął się przyglądać strzępom ciał. Ukląkł przy jednym i zaczął przemieszywać flaki. Po chwili powstał i wytarł rękę w jednego ze swych sług. Powrócił ponownie na siedzisko i począł mówić:

- Bardzo przepraszam za śmierć waszych towarzyszy, ale nie przepadam za dwunastką i musiałem jakoś zmienić tę liczbę. Skoro już wszystko jest w porządku rozpocznijmy rozprawę. Mówcie po coś tu zawędrowaliście mędrcy?

Obyryniks chciał rzucić bluzgiem, lecz się opamiętał. Wiedział, że trzeba wypełnić misję i nie mogą zginąć jako ich towarzysze.

- Podróżujemy do świątyni Amertydzkiej. Chcemy tam złożyć modły i poświęcić ofiary na cześć gwiazdy.

- To bardzo szczytny cel, lecz świątynia ta nie istnieje. Kilka dni temu został doszczętnie spalona, a zakonnicy zabici - odpowiedział sztywno Hindarian.

- Wiesz może kto to uczynił? - wtrącił się Abryton.

- Niestety, ale nie jestem wstanie tego stwierdzić. Zbójcy nie zostawili żadnych śladów.

- Czemu więc zostaliśmy złapani? - zapytał znów Abryton

- Wszechcesarz orzekł, że każdy kto się zbliży do Amertydy ma zostać złapany i osądzony.

Widać, że ktoś czyha na gwiazdę. Trzeba jej bronić za wszelką cenę.

- Musisz nas wypuścić. Demon się obudził. Jedynie córa gwiazdy jest w stanie go powstrzymać - rzekł donośnie Obyryniks.

- Brednie! Kot śpi, a wszechświat jest bezpieczny. Mówcie prawdę albo zgińcie!

Już chciał odpowiedzieć Obyryniks, ale oślepił go dziwny blask. Ściana rozstąpiła się, a z niej wypełzły płomienie. Wdarły się również dymy, które chcąc uciec z wierzy wzniosły się aż pod sam sufit. Mędrcy oszołomieni powstali po chwili. Zwrócili swe oczy w stronę wyrwy. Można było tam zauważyć sylwetkę człowiek. Zbliżał się do nich otoczony dymami i ogniem. W końcu go ujrzeli - był to Severus Septimus. Poprawił swe czarne włosy i rzekł w stronę mędrców:

- Witajcie ponownie. Tym razem, nie uciekniecie! - rzucił w stronę mędrców różową energię. Oni to spostrzegli i upadli na ziemię. Niestety, ale Hindarian nie zdążył wykonać uniku. Jego stalowa korona stopniała i wypaliła mu czaszkę, zaś różowe płomienie spaliły umierające ciało. Słudzy jego rzucili się zaraz na napastnika. On łamał ich i palił kiedy tylko się do niego zbliżali. Strażnicy padali jeden po drugim tworząc górę ciał. Mędrcy widząc to poczęli się przesuwać. Spalili kajdany i obroże nad różowym ogniem. Obyryniks wyzwolony zdmuchnął płomienie. W ich miejscu powstała wyrwa. Mędrzec bez zastanowienia wskoczył w nią, a zanim jego towarzysze. Zlecieli w ten sposób na sam dół wierzy. Severus nadal mordował, więc mieli trochę czasu. Wyszli z budynku przez przepuszczalne ściany. Rozejrzeli się; byli w samym centrum ciemnych miejsc. Ludzie na ich widok nieco się zlękli, jednak nie przerwali swych prac. Mędrcy wędrowali wśród licznych straganów i starych domów. Chcieli jak najbardziej się oddalić od wierz. Na niebie rozgrywała się bitwa; liczne statki walczyły ze sobą, a wszędzie lały się różnorakie promieni. Z ich perspektywy wyglądało to jak pokaz sztucznych ogni. Niebo było wypełnione pożogą i krwią. Zauważyli, że terranie przegrywali. Przyspieszyli więc kroku. Skręcili w boczne uliczki. Wśród kartonów i stert śmieci zobaczyli otwarty dom. Weszli do niego prędko i tam zostali. Wymęczeni i poranieni pogrążyli się w myślach.

Severus będzie ich szukać. Nie ustąpi póki ich nie zabije. Jest w stanie zniszczyć nawet całą planetę dla zguby mędrców. Pierwszy raz Obyryniks nie wiedział co czynić. Sytuacja wyglądała koszmarnie. Nie mieli żadnej drogi ucieczki, a walka nie miałaby sensu. Jedynym wyjściem było poddanie się, lecz to nie wchodziło w grę. Nie mogli się poddać, gdy byli już tak blisko. Musieli przetrwać, żeby wykonać misję. Obyryniks modlił się w duchu o błogosławieństwo Amertydy. To jedyne co im zostało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Karawan 09.05.2017
    Szczerze Panie BB: Trochę gorzej niż poprzednio i to nie ze względu na poniższe duperele, gdzieś zgubiłeś poprzednią lekkość.Ale to moje wrażenia, a ja ani specjalista, ani literat jeno początkujący grafo-brat. Dam 4,5. :)
    Zamień wierze na wieże nawet jeśli nie wierzysz.
    "Znany był on ze swej szałowości i bezwzględności." Szałowe ciuchy powiedział Ala - znany był z szaleństwa lub skłonności do szału.
  • ówczesny 10.05.2017
    Jego szaleństwo /szaleństwa, były znane. Rozgłos zdobył dzięki szaleństwu i bezwzględności. Pozdrawiam, B.B
  • betinka 10.05.2017
    Wierza, aż bije po oczach proszę pana. Jucha czy krew. Przecież to to samo. Masa powtórzeń po sobie. 3
  • Pan Buczybór 10.05.2017
    Nie uwierzyłem i nie wierzę w wieże. Strach i rozpacz. Spalcie mnie.
  • Pasja 23.05.2017
    Pan Buczybór
  • Pasja 17.05.2017
    Utrata dwóch towarzyszy i scena z flakami miała sens, bo Hindarian nie cierpiał dwunastki. Długo nosie zabawił Z dziesiątką. Co dalej wymyśli Obyryniks. Czasu ma niewiele. Może zamiast ciebie spalą Severusa. Pozdrawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania