Córeczka tatusia

Własnemu dziecku życzę zawsze jak najlepiej, pragnę jej szczęścia przy boku ukochanej osoby. Mądrych i cudownych dzieci, znacznie lepszych od niej samej. Dobrze płatnej i lekkiej pracy, wysokiej wygranej w grze liczbowej, bezpiecznego luksusowego samochodu i wielkiego nowego domu z wygodami. Wyjątkowo często mam świadomość podejmowanych przez pociechę od najmłodszych lat złych decyzji, dokonywania nietrafnych wyborów, czy wchodzenia w toksyczne związki. Wydaje mi się stojąc z boku, że potrafię lepiej pokierować jej życiem. Znajomi wytykają mi, jak bardzo swoim postępowaniem robię krzywdę dążąc do realizacji jedynie słusznego scenariusza, który w mojej ocenie jest bardzo dobry skoro wiem lepiej. Zbyt szybko zapominałem o własnych potknięciach i upadkach czy porażkach w młodości przez jakie stałem się na stare lata tym kim jestem. Tylko jest pewien problem, a polega on na tym, że życia za własnego potomka nie jestem w stanie przeżyć, lecz akurat to na całe szczęście.

Córeńce lat przybywało dobiegała czterdziestki, a wszelkie smutki i niepowodzenia przegryzała wysokokalorycznymi batonikami. Nadmiar słodyczy w jej figurze dokonał wielkiej dywersji, rozpychając jej wspaniałą kiedyś sylwetkę. Pomimo wielkiego wysiłku, sądząc po dość szerokim obwodzie pasa, konsumpcja nie wpłynęła na poprawę urody, a na twarzy widać było nadciśnienie. Córeczka tatusia nie zmieniła się w jednym, jak była brzydka w wieku dziecięcym, taka pozostała w wieku średnim, przez odziedziczenie urody po teściowej. Jednak kiedyś łatwiej ją było obejść, a dziś szybciej przyszłoby przeskoczyć. Butelkowata sylwetka już na samym początku odstraszała przyszłego amanta, może byłoby inaczej jakby miała duże piersi.

Mając jedną córkę gdybym był bogaty i żył pięćset lat wcześniej z pewnością podchodząc do okna widziałby przed budynkiem sporą kolejkę amantów. Teraz jest inaczej w dobie cyfryzacji i Internetu już po samym zdjęciu nikt nie wejdzie na jej profil. Szkoda, że nie posłuchała mojej rady.

- Skorzystaj z jakieś aplikacji i podretuszuj zdjęcie. Teraz słyszałem są takie cuda, że starego odmłodzisz, krzywego wyprostujesz, a biednego po dodaniu odpowiedniego tła wzbogacisz.

- Tato zawsze mówiłeś, że nie wolno kłamać i oszukiwać, a wszelkiej maści przestępców powinni bez sądu wieszać.

Akurat te, a nie inne moje rady zapamiętała, żeby choć biegle nauczyła się języka angielskiego, albo za politykę się wzięła, to nie. Teraz byłaby wielką panią i z pewnością jakiś amant by się pojawił, choćby chcąc dobrać się do majątku oraz dla sławy. Niestety mleko się wylało i czasu nie cofnę, lecz przez te moje gadanie może zmieni się choć troszkę. Słodycze odstawi, twarz za pomocą chirurgii plastycznej poprawi, siłownie odwiedzi i kurs nauki jazdy zaliczy. Wtedy woziłaby mnie w odwiedziny do znajomych, czasami na wczasy, lecz znacznie częściej przywoziła podpitego z knajpy. Kurs gotowania powinna zaliczyć, a najlepiej kilka, skoro mną ma się opiekować przez ostatnie lata.

- Dziecko drogie zrób coś z sobą, idź do fryzjera i coś seksownego na siebie załóż – gadałem jak najęty.

- Ojciec, odbiło ci, popatrz jak ja wyglądam – mówiła niezmiennie i stawała w przedpokoju przed lustrem, które mało nie pękło pod wpływem odbicia.

Przydałaby się w tym momencie przynajmniej jakaś dobra rada wybitnego fachowca, która potrafiłaby przekonać zakompleksioną dojrzałą kobietę, że całe życie ma jeszcze przed sobą.

- Jak zwykle przesadzasz, przez te twoje kompleksy, popatrz na inne kobiety. Brzydkie jak noc, a jakich facetów bogatych złapały.

Zawsze wtedy w myślach dodawałem, patrząc na jedynaczkę – gdyby w tangu mnie tancerka nie uwiodła z pewnością na świecie by się nie pojawiła, a tak przez taniec krzywdę dziecku nieświadomie wyrządziłem.

Pewnego razu stało się najgorsze z możliwych doszło do szaleństwa dziecka, za sprawą głupiej rady starszego kolegi z pracy. Trudno mi było na początku zrozumieć jak do tego mogło dość, skoro ona była taka stateczna i przewidywalna. Dzwoniący telefon wyświetlający jakiś nieznany numer, przypomniał mi przestrogi medialne o metodach na wnuczka.

- Słucham – powiedziałem do słuchawki, po odebraniu połączenia.

- Dzwonię z komisariatu dzielnicowego w sprawie pana córki.

Nagle wizja chwały i liczne reportaże pokazujące moją obywatelską postawę z ujęcia złodzieja, który posługiwał się metodą na wnuczka. Sprytne pytania zadaję i czekam na słowo klucz o potrzebie pieniędzy na wyciagnięcie córki z aresztu.

- Proszę pana, ja naprawdę jestem policjantem w stopniu aspiranta i proszę o wstawienie się jak najszybciej na komisariacie w celu odebrania z aresztu córki.

- Jakieś pieniądze mam przynieś ze sobą? – zadaje pytanie operacyjne.

- Żadnych pieniędzy nie potrzeba, a o ewentualnych kosztach zdecyduje sąd – słyszę w odpowiedzi.

Pełen niepokoju odkładam słuchawkę i wstaje z fotela. Kiedy docieram do drzwi wejściowych, zarzucam na siebie kapotę i łapie za balkonik. Prawie pełnym pędem gnam wprost na komisariat śmigając po pasach na czerwonym świetle, doprowadzając do gwałtownego hamowania samochody. Dopiero wysokie schodki przed budynkiem policji powstrzymują mój starczy bieg. Balkonik pod ścianą parkuję pod kamerą monitoringu, na wypadek kradzieży. Powoli się wspinam po kilku schodkach, w taki sposób docieram do drzwi. Wciągając głośno powietrze brnę do umundurowanego portiera.

- Panie, dostałem od policji telefon, więc przyszedłem po córeczkę – mówię zasapany od drzwi zaraz po wejściu.

Z tym zatrzymaniem musiała być jakaś grubsza afera skoro młodzian mi się dokładnie przypatruje już na wstępie. Jednak nic nie wyjaśnia, tylko odsyła do biura obok, gdzie siedzi mundurowy, który do mnie dzwonił. Zajmuję wskazane krzesło przed zapyziałym biurkiem, pada kilka pytań dotyczących życia osobistego i intymnego mojej córeczki. Dopiero po kilku godzinach wypytywania, podtyka mi pod nos papiery do podpisania. Zgodnie z poleceniem wychodzę na korytarz gdzie czekam na dziecko. Córka gdy się pojawia w towarzystwie policjantki wygląda nie najlepiej fizycznie, lecz psychicznie dokonała się w niej jakaś zmiana, która mnie najbardziej zastanawia.

- Co się stało? – zadaje pytanie.

- W domu porozmawiamy, dobrze – odpowiada.

Zanim wyszliśmy z komisariatu było już ciemno, wiał silny wiatr zacinający zimnym deszczem. Gdybym nie miał balkoniku zamówiłbym taksówkę, a tak z braku innej perspektywy musieliśmy iść w deszczu. Córce ten spacer nawet się spodobał, sądząc po jej postawie, lecz mi znacznie mniej. Cały przemoczony dotarłem do domu i po przebraniu w suche rzeczy mogliśmy zasiąść do gorącej herbaty. Czas i pora była odpowiednia by posłuchać, co się wydarzyło.

- Opowiadaj – zacząłem rozmowę pierwszy.

- Będę musiała wyjechać z miasta, po tym co się stało.

- O! – jedynie tyle wydusiłem z siebie po takich rewelacjach.

- W pracy miałam wyjątkowo ciężki dzień, dokuczali mi prawie wszyscy, a ja byłam coraz bardziej zestresowana. Wiedziałam, że nic nie poradzę na głupie docinki. Przed końcem zmiany mało się nie rozpłakałam, tak wszystkiego miałam dość. Wtedy starszy kolega z pracy, który jako jedyny zawsze ma dla mnie dobre słowo i mnie nigdy nie dołował, widząc mnie w takim stanie, powiedział.

- Posłuchaj Stasia jak nie odreagujesz i pozwolisz dalej sobą pomiatać to zwariujesz albo zgryzota ciebie zabije.

- Co mam zrobić? – zapytałam.

- Idź zaraz po pracy do tej mordowni nazywanej „Przystań” i walnij ze dwie małe lufy to ci pomoże się odprężyć, przynajmniej ja tak robię.

- Tam mogą mnie zgwałcić!

- Wtedy popatrzył na mnie, nic nie powiedział, lecz ja poczułam się jakbym posłyszała słowa – dziewczyno nikt ciebie nie ruszy, aż tacy pijani o tej porze nie będą, pierwsi zaledwie wyszli godzinę wcześniej z pracy. Naszą rozmowę przerwał sygnał końca zmiany i mogliśmy iść do szatni. Podczas przebierania nawet się uśmiechnęłam na wspomnienie tej głupiej rozmowy i po wyjściu z zakładu śmiało spojrzałam w kierunku „Przystani”. Drzwi były roztwarte i z wnętrza dochodziły wesołe głosy, wtedy pomyślałam, a co mi tam pójdę i w drodze do domu łyknę dwie małe kolorowe wódeczki. Przekraczając próg usłyszałam pijacki głosik – lokal tylko dla mężczyzn paniusiu – Wtedy zobaczyłam napis „ drink diablo podwójny za trzynaście złotych”. Nieśmiało zapytałam barmana, jakie w nim są składniki, lecz usłyszałam ponownie ten sam podchmielony głos – to dla facetów, a nie dla bab – i to spowodowało to co się później stało. Pierwszą szklaneczkę w siebie z trudem wlałam, siląc się na nie okazanie po sobie wstrętu do alkoholu zwłaszcza jego mocy. Zanim do połowy drugiej dobrnęłam, już poczułam się pijana. Chciałam odstawić na bar niedopity trunek i wyjść. Jednak jakiś pijaczyna podszedł do mnie i powiedział – podobasz mi się laluniu, pójdziesz ze mną – poniosło mnie i złapałam go za jaja, zgniotłam z całych sił, aż mu oczy na wierzch wyszły – puść mnie zapiszczał. Wtedy dałam mu w pysk – za co wołał – dlatego ciulu, że nie mówisz mi na ulicy dzień dobry powiedziałam. Drugą ręką solidnie poprawiłam i przeleciał jak szmaciana lalka przez dwa stoliki. Stali bywalcy próbowali mnie powstrzymać, więc i im się dostało. Zanim przyjechała policja wnętrze budy dążyłam solidnie zdemolować. Kilku opieszałych do nieprzytomności doprowadziłam. Przez cały czas nie wiem dlaczego krzyczałam – gwałcić się wam skórwiele chce, to ja wam pokarzę.

Pobitym gościom „Przystani” nie zazdrościłem, ponieważ znałem potężną siłę mojej jedynaczki. Gdyby chciała z powodzeniem mogła podkowy w rękach wyginać, a w podnoszeniu ciężarów najprawdopodobniej zdobyłaby nie jedno złoto na olimpiadach. Jednak w młodości nie chciała sportem psuć sobie sylwetki, dopiero dokonała tego słodyczami.

Oskarżenia ze strony prokuratury nie było skoro na czele powiatowej jest kobieta. Pobici bywalcy „Przystani” nie przyznali się do poniesienia najmniejszego uszczerbku na zdrowiu, aż tak bardzo było im wstyd, podobnie jak właścicielowi speluny. Współpracownicy dowiedzieli się o burdzie, demolce knajpy pocztą pantoflową i przestali dokuczać. Córeczka poczuła się w pełni kobietą gdy koło niej zaczęli kręcić się faceci szukający nieujarzmionej partnerki, pełnej dzikiego temperamentu. Menele na ulicy się jej z daleka kłaniają, a ja jeszcze nie wiem, co o tej przemianie mam sądzić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Wrotycz 26.04.2019
    Naprawdę dobrze napisane. Sukces wieńczy niewiarę. Charakterystyka tatki i córci... przesmaczna.
    5 - z przyjemnością:)
  • Bożena Joanna 26.04.2019
    Podjąłeś bliski mi temat. Jako kobieta o nadmiernej tuszy często cierpię na różne docinki z powodu nadwagi. Z biegiem czasu nauczyłam się na różne uwagi, szczególnie płci przeciwnej. Twoja "córeczka" pokazała, że potrafi o siebie walczyć, a to jest bardzo ważne. Podziwiam ją. Pozdrowienia!
  • Keraj 27.04.2019
    A kto myśli że słaba płeć jest słaba to grubo się myli. Pozdrawiam, świetnie się czytało Twój tekst 5
  • Pasja 19.05.2019
    Witam
    A wszystko wina teściowej, że odziedziczyła po niej urodę.
    Wychowywanie córeczki autor nawiązuje tylko do tatusia. Nic nie mówi się o matce. Uważam, że dziewczyna zakompleksiona od dzieciństwa i chowana pod kloszem, nie umiejąca sobie z tym poradzić szukała pocieszenia w jedzeniu słodyczy. Środowisko też jej nie pomagało, a wręcz przeciwnie wyśmiewało się z niej. Za rada kolegi poszła na lufę, ale ponoć miało być bezpiecznie. jednak okazało się inaczej. Każdy ma w sobie coś, czym może zaskoczyć. A tatuś powinien coś przemyśleć.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania