Coś się kończy, coś zaczyna cz. 1

// Od autorki: Moje opowiadania nawiązują do świata wykreowanego przez Kim w jej seriach. Link do autorki: http://www.opowi.pl/profil/kim/ //

 

Widok był makabryczny. Powykręcane w nienaturalny sposób ciała i zastygłe w przerażeniu twarze. Nawet wprawne oko miałoby problem w rozróżnieniu, gdzie zaczyna a gdzie kończy się kolejna osoba. Arriya Fialis nie czuła w tym momencie niczego, choć chwilę wcześniej gniew i żal przysłoniły jej wszystko, łącznie z trzeźwym osądem. Stała jak zaklęta i patrzyła zupełnie bez emocji na zmasakrowane ciała swojej siostry i narzeczonego. ”Kurwa mać” — powiedziała pod nosem. Zamknęła oczy, przycisnęła palce do prawej skroni i starała sobie przypomnieć, jak doszło do tej sytuacji. Jej myśli wróciły do momentu sprzed ledwo piętnastu minut, kiedy to obudziły ją jakieś hałasy, dochodzące z głębi domu. “Kto o tej porze się tak tłucze?” pomyślała, patrząc na zegarek i ubierając swój czarny peniuar. Nie miała w zwyczaju zostawiać takich kwestii bez wyjaśnienia, więc wyszła na korytarz, nasłuchując skąd dochodzą te niepokojące dźwięki.

Dom Fialisów miał klasyczny układ. Na parterze mieścił się salon i otwarta na kuchnię jadalnia, a na wyższych piętrach - sypialnie domowników oraz gości. Na pierwszym piętrze znajdowały się pokoje rodziców oraz najstarszego z rodzeństwa Nazira, jeden z alkierzy przeznaczony dla gości, który normalnie zajmowała jego dziewczyna i łazienka. Na najwyższej kondygnacji natomiast można było znaleźć pozostałe trzy pokoje. Z jednego z nich, swojego własnego, wyszła właśnie Ari. Jej wzrok powędrował w lewo, skupiając się na uchylonych drzwiach, prowadzących do pokoju lorda Dengiego — jej przyszłego męża. Ogarnął ją lekki niepokój “Prawie na pewno zamknęłam drzwi, kiedy wychodziłam od niego wczoraj wieczorem… Coś jest nie tak”. Podeszła z obawą, lekko pchnęła drzwi i weszła do środka. Istotnie wszystko było tak jak zostawiła wieczorem, z jednym wyjątkiem — brakowało Kailana. “Gdzie on jest?” zmarszczyła brwi. Obróciła się i wycofała z pomieszczenia, cicho zamykając. Dopiero teraz do jej uszu dotarły lepiej słyszalne dźwięki “Głosy?” — pomyślała i spojrzała w dół, lecz nie zobaczyła nic poza głeboką ciemnością. Zrezygnowana cofnęła się zatem w stronę ściany. Zostało tylko jedno miejsce, którego nie sprawdziła. Poruszając się korytarzem, skręciła w lewo. Dopiero wtedy zauważyła lekką poświatę wydostającą się przez szparę między drzwiami a podłogą. Drzwi prowadziły do pokoju najmłodszej siostry, Rosalin, ulubienicy rodziców, ich “złotej dziewczynki”. Piękniejszej, zdolniejszej pod kątem sztuk pięknych i prawdziwej gwiazdy bali. Aria zdała sobie sprawę, że nie była tu od dobrych trzech, czy czterech lat, czyli od momentu, kiedy “Jaśnie Panienka” stała się zbyt nieznośna w obyciu, przynajmniej względem starszej siostry. Zwykle jedyne, co dochodziło z pokoju Rosalin, był to dziewczęcy chichot lub śpiew, którym lubiła się popisywać nawet, gdy wokół nie było żadnej widowni. Tym razem jednak czym była bliżej tych drzwi coraz wyraźniej można było usłyszeć ciche westchnienia i jęki. Dziewczyna nie była głupia, ale do końca miała nadzieję, że Rosa jest sama i ewentualnie będzie miała okazję rzucić jakiś niewybredny żart na temat zabawiania się sama ze sobą.

Nadzieja jednak prysnęła jak bańka mydlana, gdy tylko przestąpiła próg. Widok rozanielonej twarzy Rosy i biorącego ją na niebieskiej pościeli Kailena zniszczył Arię w ułamku sekundy. W pierwszej chwili odrzuciła to, co widziała. Nie przyjęła tego do wiadomości. Im dłużej stała i patrzyła, ten obraz wypalił się w umyśle tak głęboko, że nie mogła tego dłużej ignorować. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Poczuła się zdradzona i poniżona. W końcu Mała dostawała zawsze to, co najlepsze, prawda? Bez względu, jakim kosztem. Z otępienia otrząsnął ją dopiero cichy okrzyk zdumienia Rosy, która dopiero co zdała sprawę, że w pokoju nie jest już sama tylko ze swoim kochankiem.

Drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem. Kalian w chwilę później obrócił głowę w stronę wskazywaną przez partnerkę.

— Ari! To nie tak jak myślisz! Myśmy tylko… — zaczął mówić, ale nie skończył, gdyż onyksowy pocisk przeszył jego gardło. Zszokowany chwycił się za nie, a przez jego palce zaczęła sączyć się krew. Ari pochyliła się lekko tak, że włosy zakryły jej twarz, a z dłoni zaczęła wypływać czarna mgła. Rosalin próbowała krzyknąć, ale w jednej chwili moc uwalniana przez jej siostrę zmieniła się we wstęgę, która oplotła chudą szyję, niemal uniemożliwiając oddychanie, a co dopiero mówienie. Mgła zaczęła wspinać się po ścianach, oblepiając je tak szczelnie, że nic nie mogło opuścić tego pomieszczenia. Nawet najmniejszy dźwięk. Wtedy Aria zaczęła krzyczeć, ale w dźwięku, jaki z siebie wydała nie było niczego ludzkiego. Przypominało to raczej ryk rannego zwierzęcia. W jej oczach płonął ogień, a po policzkach płynęły łzy. Mgła jakby słysząc ten lament i zawarty w nim rozkaz zmieniła swój kształt. W powietrzu zaczęły tworzyć się różnych rozmiarów pociski. Po kilku sekundach było ich już około kilkudziesięciu i w jednej chwili spadły one na przerażonych, ale niemych kochanków. Mniejsze przebijały się przez skórę, siejąc spustoszenie w organach wewnętrznych, większe miażdżyły także kości i stawy. Po kilku minutach było po wszystkim, a moc posłusznie zaczęła się wycofywać z powrotem do dłoni Ari. Dziewczyna już nie krzyczała, a oczy straciły wcześniejszy blask.

Odetchnęła głęboko. Była już całkiem spokojna i opanowana, a także zdolna do zaplanowania swojego kolejnego kroku. Nie mogła pojąć, jak to możliwe. Mimo, że ledwie chwilę temu zamordowała dwie, jak można by przypuszczać bliskie osoby, nie czuła ani wyrzutów sumienia, ani żalu. Wiedziała, że nie jest to do końca normalne, jednak nie przeszkadzało jej to, a widok zmasakrowanych zwłok jedynie poprawiał humor.

— Tak dużo lepiej wyglądacie — powiedziała cicho i uśmiechnęła się.

Jednak zaraz myśli dziewczyny skupiły się na czymś innym. “Nie mogę tu zostać. Muszę uciekać i to zaraz. Ale nie odejdę z niczym” — pomyślała. Zbliżyła się do toaletki, stojącej w rogu pokoju, tuż przy oknie. “Muszę mieć dość pieniędzy, żeby dostać się na Zachodnie Quadium i przeżyć dostatecznie długo, aż nie znajdę jakiegoś mistrza albo chociaż pracę” to pomyślawszy, otworzyła szkatułę siostry, a jej oczom ukazały się klejnoty, a także oszczędności Rosy. “Tobie już nie będzie potrzebne, droga siostro” zaśmiała się cicho pod nosem, zamykając szkatułę. Zabierała ją ze sobą i pospiesznie opuściła pokój.

Odstawiła pudło na swoje łóżko, a następnie poszła z powrotem do pokoju Kailena. “Ten chuj z pewnością miał przy sobie niezłą sumkę… Może na stoliku nocnym?” weszła do pomieszczenia i skierowała się prosto do małego mebla, po czym gruntownie je przeczesała. “Ha, wiedziałam!” pomyślała z zadowoleniem wyciągając sporą sakiewkę. “Nigdy niczego sobie nie odmawiał”. Z nową zdobyczą wróciła do swojego pokoju i położyła obok szkatułki. Usiadła i zaczęła liczyć. “Hmm… To powinno na trochę wystarczyć.” podeszła do szafki i wyciągnęła kawałek materiału, w który zawinęła zawartość pudełka i część złotych monet z sakwy Kailena. Wszystko obwiązała granatową szarfą, a następnie spod łóżka wyciągnęła sporą torbę podróżną i zapakowała zawiniątko. Potem podeszła do szafy i zaczęła wyciągać ubrania. Zdecydowała się zabrać tylko te najwygodniejsze. Żadnych sukienek. Za chwilę w torbie wylądowały dwie pary długich spodni, kilka koszul oraz tunik oraz bielizna, a także książka o innych Quadiach. Sama przebrała się w swój strój do treningów, składający się z czarnej tuniki z rozszerzanymi rękawami, ciemnych spodni i wygodnych butów. Do paska oplatającego jej talię przymocowała sakwę Kailana z resztą pieniędzy. Na wierzch założyła swój długi płaszcz z szerokim kapturem. Po namyśle zapakowała jeszcze cieplejszą kurtkę oraz dwa swetry. Dorzuciła inne przydatne rzeczy i zapięła torbę. Wzięła ją na plecy i podeszła do okna. Rzuciła ostatnie spojrzenie na swój dotychczasowy pokój, a także na przeciwległy budynek, w którym mieszkał jej wieloletni przyjaciel Sashi. “Wybacz mi mój drogi, że się nie pożegnam”. Otworzyła okno i wyskoczyła, hamując mocą spadek. Rozglądnęła się szybko, a następnie ruszyła do jedynej osoby, której ufała i z którą chciała się pożegnać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Cyber.Wiedźma 07.03.2018
    Po przeczytaniu przypomniało mi się więzienne tango.
    Bosko.
  • Kim 07.03.2018
    Pop,
    Six,
    Squish,
    Uh-uh,
    Cicero...
    Lipschitz!
    :)
  • Annaisi 08.03.2018
    Dzięki, że wpadłaś Cyber. Szczerze nie spodziewałam się wizyty. Bardzo dobre skojarzenie - podoba mi się :)
  • Ozar 07.03.2018
    Czyta się całkiem dobrze, choć początek dość tradycyjny, ale daje dobra odskocznie do dalszych losów bohaterki. Napisałaś "zaczął mówić, ale nie skończył, gdyż pocisk przeszedł przez jego gardło - tu pomyślałem że kobieta strzela z pistoletu. Chyba trzeba to doprecyzować. Daje 5 na początek.
  • Annaisi 08.03.2018
    Dzięki za wizytę Ozar. Właśnie po tym zdaniu czytelnik ma się zdezorientować a po dwóch kolejnych już upewnić, że dziewczyna jest czarnomagiem.
  • Kim 07.03.2018
    Ananasku historia bardzo spoko, skomentuje dokładnie jak wrócę do domciu. :)
  • Canulas 07.03.2018
    Jakaś zmora panuje, bo to już drugi komentarz dziś, który mi sie skasował.
    Eh.
    Jeszcze raz.

    Z wątpliwości, to: zapis cyfrowy "15minut" oraz zbytnie dookreślenia w kwestii osobowej, typu: "jej" "moje", gdzie często z kontekstu wiadomo - czyje.

    Z plusów na pewno sam tekst od strony fabularnej. Dobry start - adekwatny do tytułu. Sztampą nie wiało, choć teoretycznie mogło, bo motyw przyłapanego na zdradzie jako zaczątek pod "drogę" - wyeksplatowany. Poprowadziłaś jednak całkiem git. Ich śmierć w pościeli, to że tak się stało i (jak się stało) jest wystarczająco (z naturalnego punktu widzenia) dla mnie przemawiające, bym chciał pójść dalej.

    Przejście z samego aktu morderstwa, które było przecież w afekcie, do racjonalnego przeszukiwania, każe nam sie zastanowić nad faktycznym charakterem Twojej bohaterki. I chwała Bogu, to nadaje to jej realności. Eentualnosć Mary Sue - zażegnana.

    Co do oceny (tak, tak, wiemy, nie ma ona znaczenia, ale jednak...) Dla mnie 4+/5-, bo jednak czasem natłok tego samego słowa w jednym miejscu (np. oraz - w początkowej fazie tekstu) mógł utrudnic odbiór. Jest to jednak ocena nie w oparciu o osobistą sympatię do Ciebie, ani słitasna na cześć pierwszego tekstu. Sam nie lubiłem dostawać ocen "na start" i takich też nie dam. Wioadomo, że od pewnej dozy subiektywności sie nie ucieknie, jednak na prawdę, na ile umiem się odciąć, oceniam tekst. A ten jest rokujący, wymagający jedynie kilku korekt polanego sosem technicznego szlifu.

    Tak off-topowo, kończąc te nieudolne pierdolenie, super, że sie wturlałaś. Jestem bardzo na tak, Twoim tu narodzinom.
    Jest git.
  • Annaisi 08.03.2018
    Dziękuję Can za szczegółowy komentarz. Poprawiłam tekst starając się wyłapać i wyeliminować nadmiar zaimków, dzięki że zwróciłeś mi na to uwagę. Cieszę się, że zawartość przypadła do gustu :D
  • Kim 08.03.2018
    Lecim :>
    "Na pierwszym piętrze znajdował się pokój rodziców oraz pokój najstarszego z rodzeństwa Nazira, łazienka oraz jeden z pokoi dla gości, który normalnie zajmowała dziewczyna chłopaka. " - pokój/pokój/pokoi powtórzenie
    "Natomiast na ostatnim piętrze znajdowały się pozostałe trzy pomieszczenia." - natomiast nie powinno być na początku zdania. Usuń albo ciepnij gdzieś w środek.
    "Z jednego z nich, swojego własnego, wyszła właśnie Ari a jej wzrok powędrował w lewo padając na uchylone drzwi prowadzące do pokoju lorda Dengiego — jej przyszłego męża." - jej/jej powtórzenie
    "Dopiero wtedy zauważyła lekką poświatę wydostającą się przez szparę między drzwiami a podłogą. " - ładne
    "Dziewczyna nie była głupia i umiała dodać dwa do dwóch, choć do końca miała nadzieję, że Rosa jest sama i zaraz Ari rzuci jakiś niewybredny żart na temat zabawiania się samemu." - to też ładne. Takie postaciowo-rzetelne. Cudo.
    "Była już całkiem spokojna i opanowana, a także zdolna do zaplanowania swojego kolejnego kroku. Sama nie była (...)" - była/była
    "— Tak dużo lepiej wyglądacie — powiedziała cicho i uśmiechnęła się.." - jednak kropka za dużo tu na końcu
    Noooo generalnie tekst bardzo git. Z błędów to powtórzenia i nadmierna zaimkoza do ogarnięcia. Kwestia wprawy.
    Fajnie żeś przestawiłaś całą makabrę. Bardzo zgrabnie. Postać Ari bardzo sprawnie przeszła z 'całkiem normalnej' w 'rządną krwi'. Nawet jeśli ta 'rządnosć makabry' jest lekko przekolorozywana (w stylu cell block tango :P) to wciąż pozostaje w ramach akceptowalnych, przynajmniej jak dla mnie.
    Czekam na wincyj.
    Pozdro :)
  • Annaisi 08.03.2018
    Dzięki Mordko, poprawiłam to na co zwróciłaś uwagę. Cieszę się, że Ci się podoba :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania