Cóż za zwyczajny dzień...

>bądź mną

>lvl 17

>w sumie niezła laska

>pewnie większość chłopaków z klasy fapie do twojego profilowego na facebooku

>ale ty już masz kogoś

>chuj, że jeszcze tego nie wie

>wkrótce się dowie

>i nie będzie mógł uciec

 

<><><><>

Hana była ładną dziewczyną. Czarne, proste włosy, jasna cera, hipnotyzujące oczy. Nie mogła narzekać na brak powodzenia u płci przeciwnej. Od najmłodszych lat chłopcy się za nią uganiali, a ona zawsze, z tym samym chłodnym spojrzeniem, ich odrzucała. Nigdy jej nie zależało na mężczyznach. Czuła się niezależna i nie potrzebowała żadnej "drugiej połówki". Była całością - silną i samodzielną.

Jednak pewnego dnia coś się zmieniło. Pewien chłopak o dziwnym nazwisku sprawił, że jej chłodne spojrzenie stopniało i stało się ciepłe jak letni mak. Serce Hany pierwszy raz w życiu zaczęło bić dla kogoś innego. Miał na imię Kenta. Zawsze spokojny, cichy mężczyzna. Wyglądał niepozornie, ale Hana wiedziała, że to on jest osobą, z którą chce spędzać każdą chwilę. Los sprawił, że chodzili do tej samej klasy w liceum, więc szczera rozmowa była tylko kwestią czasu. Niestety, niepewność przezwyciężyła dobre chęci. Kenta, mimo że nie wyglądał na duszę towarzystwa, praktycznie cały czas przebywał w pobliżu pewnej dziewczyny. Była to jego siostra - Kaori. Nie opuszczała go choćby na krok, co znacznie utrudniało wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Być może Hana zachwycała urodą i wyglądała na osobę śmiałą i pewną siebie, ale w środku była nieśmiała i niepewna swoich działań. Nie mogła też liczyć na wsparcie swojej rodziny. Jej ojciec praktycznie cały czas pracował, a w domu zjawiał się jedynie wieczorami, a brat dwa lata temu uciekł z domu doprowadzając matkę do załamania i samobójstwa. Była zdana tylko na siebie i gotowa, by walczyć o swoją świetlaną przyszłość.

 

<><><><>

– Słuchajcie, klasa... – zaczęła jakby od niechcenia nauczycielka. Uczniowie siedzieli grzecznie w ławkach, niektórzy spali lub patrzyli w sufit. – Za trzy dni mamy wyjazd na plażę. Kto się nie boi słońca i umie pływać zgody może odebrać w sekretariacie. I to tyle. Możecie już iść czy coś... – Podkrążone oczy i wyraźnie zmęczona twarz nie napawała jej podopiecznych zbytnim optymizmem. Owszem, to nie był pierwszy raz kiedy zjawiła się w szkole w takim stanie, ale skołowanie uczniów było naturalnym odruchem. Patrzyli na siebie nie wiedząc za bardzo co zrobić, a pani Sakuraba już powoli zasypiała próbując utrzymać równowagę na wysłużonym krześle.

– Czy ta wycieczka nie jest lekko bezsensowna? – podniósł się z krzesła przewodniczący klasy, Tomio Ohka. Jako jedyny zdobył się na odwagę by przerwać tę niezręczną ciszę, co z resztą było jego obowiązkiem, którego nie mógł uniknąć. W tego typu sytuacjach to on musiał reagować, bo reszta klasy niezbyt się przejmowała losem lekcji prowadzonej przez nauczyciela w ciężkim stanie przemęczenia.

– Hhmm? – pani Sakuraba wyrwana z chwilowego snu momentalnie się wyprostowała – Czemu sądzisz, że jest bezsensowna, Tomio? – powiedziała nad wyraz trzeźwo.

– Wie pani... Mieszkamy w Jokohamie. Nad morzem... – odrzekł rzeczowo przewodniczący lekko zniżając wzrok.

Pani Sakuraba poczuła jak wzrok dwudziestu uczniów bezlitośnie wbija się w jej zakłopotaną twarz. Schyliła ostro głowę i przyjrzała się dokładnie kartce, na której miała zapisane informacje na temat wycieczki. Podniosła ją z blatu biurka i jeszcze raz dokładnie przestudiowała jej treść.

– Musicie mi wybaczyć... – powiedziała lekko mrużąc oczy. – Pomyliłam notatki. To propozycja wycieczki dla innej szkoły, w której również pracuję – całość podsumowała lekkim uśmiechem, który praktycznie nie poruszył klasy. Jedynie bordowowłosa dziewczyna siedząca w ostatniej ławce zareagowała na ten gest również się uśmiechając. Pani Sakuraba wyprostowała się i poprawiła lekko przechylone okulary.

– To co? – zaczęła patrząc na zegar wiszący nad drzwiami. – Zostało nam jeszcze parę minut lekcji. Są jeszcze jakieś sprawy?

Być może nie było tego widać, ale wielu uczniów w duchu odetchnęło z ulgą . Do końca lekcji pani Sakuraba zachowywała się przytomnie, a worki pod oczami zdawały się być tylko niemiłym dodatkiem do jej żywego usposobienia. Gdy już zadzwonił dzwonek i wszyscy uczniowie wyszli z klasy wzdychnęła ciężko i położyła głowę na starym biurku. Zasnęła momentalnie.

– Dobrze pani poprowadziła lekcję – powiedziała wyglądając przez drzwi uczennica z ostatniej ławki, ta sama, co się wtedy uśmiechnęła, po czym przymknęła lekko drzwi i zniknęła na zatłoczonym, szkolnym korytarzu.

 

<><><><>

– Ahh... Szkoda, że ta wycieczka to pomyłka...

– Ja tam nie czuję z tego powodu żadnego zawodu – odrzekł Kenta wpatrując się gdzieś w odległą dal.

– Hej! Patrz na mnie, kiedy ze sobą rozmawiamy! – dość wysoki głos Chizuru doszedł do uszu Kenty lekko je raniąc. On, unikając niepotrzebnego rabanu, skierował swój wzrok na dokładnie trzynaście centymetrów niższą koleżankę.

– Tak lepiej – skwitowała szybko – A swoją drogą, gdzie Kaori?

– W łazience – odrzekł sucho Kenta.

– Nie powinieneś tam z nią być?

– Po co? – na twarzy chłopaka pojawił się gorzki grymas zdziwienia.

– Wiesz, myślałam, że się nie rozdzielacie... – powiedziała Chizuru jakby specjalnie chciała poddenerwować Kentę.

– To ona się ode mnie nie odkleja, jasne? Wcale sobie nie życzyłem by wszędzie za mną łaziła... – odrzekł krzyżując ręce i odwracając lekko głowę.

– Dobrze, już dobrze... Nie było tematu... – zakończyła rozmowę Chizuru, lecz jej zielone oczy od razu wychwyciły coś co mogłoby zwrócić uwagę Kenty. W ich stronę właśnie zmierzała Hana Nogi, koleżanka z klasy. Szła wyprostowana, choć jej wzrok był wbity w podłogę. Nie wyglądała zbyt dobrze, a smętnie stawanie kroki nie sygnalizowały niczego dobrego.

– Hej, zagadaj do niej – powiedziała cicho Chizuru ciągnąć swojego towarzysza za rękaw.

– Co? Czemu ja? – odrzekł lekko poddenerwowany.

– Nie widzisz, że jest z nią coś nie tak? Dawaj, zrób coś – Popchnęła go lekko, a on, zanim zdążył zareagować, był już przed szarą sylwetką Hany. Ta podniosła lekko głowę i skupiła cały swój wzrok na Kencie.

– Ro... Romahara-kun? – zapytała cichym i słodkim głosem. Kenta, wyraźnie zakłopotany, podrapał się z tyłu głowy jakby szukał tam pewności siebie.

– Ah, wybacz. Nie chciałem na ciebie wpaść. Już się odsuwam... – odrzekł lekko niedbale.

– Nie, stój – powiedziała łapiąc Kentę za potargany już od ciągłego szarpania rękaw – Właściwie to chciałam z tobą porozmawiać...

– Porozmawiać? – Kenta poczuł jak serce mu mocniej bije, a źrenice nieznacznie się rozszerzają.

– Wiesz... – Złapała go za rękę – Chciałam ci to już dawno powiedzieć. Nigdy nie miałam okazji i trochę się bałam, ale teraz jestem tego całkowicie pewna... – Kenta poczuł jak jego dłoń zaczyna się pocić. Wiedział też, jakie słowo zaraz powie Hana, bo miał okazję już wiele razy je usłyszeć.

– Kenta, kocham cię.

Brązowe oczy Hany zabłysły niczym dwa diamenty. Wyglądała na szczęśliwą. Kenta nie wiedział za bardzo co zrobić. Czuł ciepło jej dłoni i pulsującą w niej krew. Wiedział, że taka sytuacja to coś niezwykłego, choć, jak mniemał, przeżywał ją już wiele razy. Uspokoił puls i zrobił to, co powinno się robić w takich chwilach. Złapał drugą dłoń Hany i uścisnął na wysokości jej piersi (swoją drogą całkiem niezłych rozmiarów).

– Hana – zaczął poważnie – Dajmy sobie czas.

Prawdopodobnie to był najbardziej sztampowy tekst jaki mogła usłyszeć w tej sytuacji. Jej serce pękło, niczym stary piernik upuszczony na podłogę i nie wiedziała już kompletnie nic. Czuła się bardziej zakłopotana i zagubiona, niż przed tym wyznaniem, a ciepło dłoni wybranka wcale nie dodawało jej pewności. Wyrwała szybko swoje dłonie z tego dziwnego uścisku i schowała za plecami. Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła znaleźć słów. Te durne zdanie dosłownie wyrwane z jakiegoś kiczowatego amerykańskiego filmu kompletnie zgasiło płomień jej miłości. Jedyne co chciała zrobić w tej chwili to dotrwać do końca lekcji i kompletnie przemyśleć swoje życie w samotności czterech ścian swojego pokoju. Odwróciła się zwinnie i szybko pomknęła w głąb korytarza zostawiając Kentę kompletnie zdezorientowanego, choć nie tak wstrząśniętego jak ona.

– I co? Jak było? – zapytała Chizuru pojawiając się znikąd.

– Nie słyszałaś?

– Nie podsłuchiwałam cię, głupku.

– Nic szczególnego nie przegapiłaś – odrzekł ponownie patrząc się w nicość.

– Kłamiesz... Na pewno coś się tam wydarzyło. No dalej, opowiadaj... – powiedziała Chizuru kręcąc się mu pod nogami, niczym natrętny kot.

– Daj mi już spokój...

– Dobra, niech ci będzie – Bordowowłosa dziewczyna wyprostowała się i stanęła przed nim – Kaori i tak mi wszystko przekaże, jak już jej się wygadasz.

– Kaori... – powtórzył beznamiętnie – Właśnie, gdzie ona się szlaja?

– Mówiłeś, że idzie do łazienki. Powinna zaraz przyjść.

– Zaraz to będzie dzwonek. Niemożliwe, że tyle tam siedzi.

– Jak myślisz, mogło się coś stać? – ton głosu Chizuru wyraźnie spoważniał.

– Nie, one nie działają za dnia. To pewnie coś innego... – głos Kenty również przybrał tajemniczy ton.

– Idziesz to sprawdzić?

– Nie, myślę, że to nic poważnego. A nawet jeśli, Kaori powinna sobie z tym poradzić – W jego głosie wybrzmiewała wielka ufność do siostry. Wiedział, że Kaori jest bardzo silną osobą i naprawdę jest mało sytuacji, w których potrzebowałaby czyjejś pomocy. Tak naprawdę to ona była jego podporą i w niej pokładał swoje nadzieje i słabości. To ona napędzała jego działania i dawała siłę by stawać się coraz bardziej niezależnym i silniejszym. Była dla niego wzorem i jedyną osobą, którą tak naprawdę chciał chronić. Być może wypełniając swoją misję chronili innych, ale Kenta nigdy o tym nie myślał. Zawsze chodziło o jego siostrę i to się nigdy nie zmieniło.

 

<><><><>

– Dawaj, możesz już wyjść!

Kaori była sama. W pomieszczeniu panowała kompletna ciemność. Jedno małe okienko na końcu łazienki było zamalowane, a stara jarzeniówka już dawno nie działała. Mimo włączonego ogrzewania dziewczyna odczuwała nieprzyjemny chłód, który przenikał jej tkanki. Nie trzęsła się, nie okazywała strachu. Mierzyła się już z wieloma bardziej niepokojącymi zjawiskami, więc brak oświetlenia i nienaturalne zimno to było za mało, by nią poruszyć.

– Wyłaź już! Nie będę tu wiecznie czekać!

Kaori była sama. Mimo to ponownie przemówiła do otaczających ją ścian. Wiedziała, że ktoś tu jest. Nie, to na pewno nie był człowiek. Ludzie nie potrafią się tak ukrywać. Stała nieopodal drzwi, w każdej chwili gotowa do ucieczki, ale nie bała się. Wyczekiwała spokojnie i patrzyła na otaczającą ją ciemność z pogardą. "Co to za wynaturzenie, co skrywa się w ciemności? Żałosne. Jeśli to coś jest naprawdę silne, nie powinno się przede mną ukrywać" - pomyślała. Mierzyła przestrzeń swoim ostrym wzrokiem i szukała czegoś, co by mogło dać jej jakieś wskazówki. "No, dalej, wyłaź". Widocznie jej myśl dotarła do adresata. Ściana naprzeciw Kaori rozbłysła nienaturalnym, białym światłem. Po chwili wyłoniła się z niej postać równie blada jak to tajemnicze światło. Dziewczyna w balowej sukni. Wyglądała na młodszą od Kaori, choć jej poważny ubiór dodawał jej dojrzałości. W ręce trzymała bukiet białych róż, a wyblakłe włosy zdobiła srebrna spinka.

– Jesteś Łowcą, prawda? – zapytała tajemnicza postać.

– Tak. A ty jesteś demonem, nieprawdaż? – odpowiedziała Kaori.

– Nie, nie jestem demonem. Gdybym nim była zapewne byś ze mną nie rozmawiała...

– Czym więc jesteś? – zapytała Kaori lekko się zbliżając.

– Duchem... A raczej zagubioną duszą.

– Zagubioną duszą, mówisz... – dla siostry Kenty było to nowe zjawisko, więc była ciekaw, czym właściwie jest.

– Tak. Błąkam się po tej szkole od bardzo dawna. W zasadzie nie wiem ile już lat minęło. Każdy dzień jest taki sam, a kolejne sekundy zlewają się w jedną masę czasu... Po prostu tu jestem i nie mogę odejść

– Wybacz dosadność, ale... Jak zginęłaś?

Dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk tego słowa. Ścisnęła mocniej bukiet, który trzymała w dłoni. Odłożyła go po chwili na podłogę i wyciągnęła swoje zimne ręce w stronę Kaori.

– Przyjrzyj się moim nadgarstkom – powiedziała, a z jej mroźnych, morskich oczu zaczęły wypływać małe, prawie niezauważalne łzy.

W pobliżu jej nadgarstków znajdowały się dwie głębokie rany. Zimne, już dawno pozbawione krwi. Dalej od nich wycięte były małe rysy, niezbyt widoczne na pierwszy rzut oka.

– Samobójstwo... – powiedziała cicho Kaori przyglądając się rękom dziewczyny. Ona zaś otarła łzy i schowała ręce za plecy. Bukiet nadal leżał na ziemi.

– To wszystko jego wina. Wtedy, na balu, odrzucił mnie. Chciałam mu wyznać moje uczucia, a on nawet nie posłuchał. Po prostu mnie odepchnął nie dając powiedzieć chociaż jednego słowa. Mogłam to zignorować i żyć dalej, ale byłam słaba... – z oczu zjawy zaczęły wypływać coraz wyraźniejszy łzy – Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przyszłam do tej łazienki i wyciągnęłam scyzoryk z mojej torebki. Zawsze go miałam przy sobie, bo wiedziałam, że będę go potrzebować w takiej chwili. I zrobiłam to. Odebrałam sobie życie przez jedno głupie spotkanie... Jeden głupi bal... Jeden głupi chłopak... – biała postać skuliła się i zaczęła mocno płakać. Wyciągnęła rękę i odepchnęła leżący na podłodze bukiet.

"Czyli duchy mogą płakać..." - pomyślała Kaori schylając się nad tą nieszczęsną postacią.

– Byłam taka słaba... Taka głupia... Taka żałosna... – Te słowa roznosiły się po całym pomieszczeniu, niczym ponura litania. Kaori stała lekko pochylona i wsłuchiwała się w kolejne zdania. "Co powinnam zrobić?" Mimo, że była Łowcą i przeżyła już wiele, nie wiedziała co powinna zrobić w tej sytuacji. Przykucnęła naprzeciw płaczącej dziewczyny i położyła swoją ciepłą dłoń na jej wypłowiałych włosach. Ta zaś przestała płakać i spojrzała na nią.

– Czuję twoją dłoń. To dlatego, że jesteś Łowcą, prawda?

– Chyba tak. Wygląda na to, że mogę cię dotknąć.

– Dawno już nie czułam czyjegoś ciepła... Zapomniałam jakie to przyjemne uczucie.

– Gdzieś tam na górze jest takie samo ciepło – powiedziała Kaori wskazując na sufit – Wystarczy, że porzucisz te uczucia, które cię tu trzymają. Możesz odejść. Możesz cieszyć się wiecznością.

– Nie wiem czy potrafię... – odrzekła uciekając wzrokiem w podłogę – Nie mogę sobie wybaczyć tak bezsensownej śmierci. To wszystko przez moją słabość. Nie zasłużyłam na wieczne życie.

– Każdy zasługuje na szczęście. Nie liczy się to, że popełniłaś błąd. Każdy z nas popełnia błędy.

– Ale mój błąd był zbyt duży. Zbyt dużo kosztował. Sprowadziłam cierpienie nie tylko na siebie, ale też na wszystkich wokół. Ja, ja...

– Dość – przerwała Kaori łapiąc ją za rękę – Wybaczam ci. Wybaczam twój błąd, bo rozumiem czemu go popełniłaś. Brakowało ci bliskości, zrozumienia. Ja ciebie rozumiem, ja jestem blisko ciebie.

– Wy... wybaczyłaś mi? – oczy zjawy zabłysły – Ale ja zrobiłam coś strasznego. Odebrałam sobie życie. Przecież samobójcy nie idą do nieba.

– Wszyscy idą do nieba – oczy Łowczyni wypełnione były szczerością – Czekają na ciebie. Musisz porzucić swoją przeszłość i zaakceptować swoją śmierć.

– Myślisz, że jest tam dla mnie miejsce, tam na górze?

– Tak, zasłużyłaś na to.

– Dobrze – powiedziała wstając – Spróbuję sobie wybaczyć.

Podeszła do lekko już zniszczonego bukietu i podniosła go z podłogi. Ścisnęła go w swojej lewej dłoni i spojrzała w sufit.

– Ten chłopak... – powiedziała patrząc na Kaori – Ten chłopak nazywał się Naoki Nogi.

To były jej ostatnie słowa. Biała suknia rozbłysła jasnym światłem i po chwili zniknęła zostawiając po sobie jedynie bukiet śnieżnobiałych róż. Łowczyni go wzięła i przycisnęła do piersi. "Czyli duchy mogą płakać" - pomyślała.

DRYYŃ!!

Dzwonek na lekcje przerwał jej rozważania. Niespodziewanie stara lampa jarzeniowa zapaliła się, a zimny chłód całkowicie zniknął. "Jest już wolna".

 

<><><><>

– Przepraszam za spóźnienie – powiedziała głośno Kaori i zajęła miejsce w swojej ławce w środkowym rzędzie.

– Myślałem, że nie spóźniasz się na lekcje – zaczepił ją jej brat, Kenta, który siedział z lewej strony.

– Pogadamy po tej lekcji, na razie siedź cicho – odrzekła sucho i zatopiła swoje oczy w stronach podręcznika.

 

<><><><>

DRYYŃ!!

– Kaori! – wykrzyknęła Chizuru, gdy już wychodzili z klasy. Rzuciła się na siostrę Kenty i niemalże ją powaliła. Ta jednak zachowała równowagę i w ostatniej chwili złapała swoje okulary, które niechybnie zmierzały na spotkanie z podłogą.

– Hej! Puść mnie! – Kaori dość brutalnie odepchnęła Chizuru od siebie, przez co upadła na podłogę. Przechodzące osoby nie za bardzo zwracały na to uwagę. Większość uczniów zdążyła już przywyknąć do wybryków Łowców i ich entuzjastycznej przyjaciółki.

– No, mów czemu tak długo cię nie było. Kenta zaczął się nawet trochę o ciebie martwić – powiedziała Chizuru natychmiastowo podnosząc się z podłogi.

– Eh, naprawdę nie chce mi się o tym teraz opowiadać. Może porozmawiamy o tym po szkole, dobrze?

– Ahhh... – Chizuru pokręciła głową – Dobrze, ale spotkamy się na plaży. Pani Sakuraba mnie nakręciła i nie mam już zamiaru z tego rezygnować.

– Za daleko – wtrącił się Kenta, który cały czas stał za Chizuru.

– Możemy iść do tego parku, który jest przy samym wybrzeżu. Jest dość blisko – zaproponowała Kaori.

– Mi pasuje – odpowiedziała entuzjastycznie bordowowłosa dziewczyna.

– Może być... – westchnął Kenta i poszedł gdzieś dalej.

– Ok. To już ustalone. Spotykamy się tam od razu po szkole, tak? – upewniała się Kaori.

– Tak. Po ostatnim dzwonku.

– To jakby co poczekasz chwilę na mnie i Kentę, dobrze? Wpadniemy szybko do domu, żeby się w coś przebrać. Nie lubię łazić po mieście w tym mundurku – powiedziała Kaori wskazując na noszony przez nią strój.

– Dobrze. No, wszystko mi ładnie wyśpiewasz kiedy się spotkamy, prawda?

– Tak, tak. Wszystko ci opowiem – odrzekła szybko Kaori i podążyła za Kentą. Chizuru została więc sama i patrzyła tak przez chwilę na masę uczniów przelewających się przez korytarz. "Wszyscy jesteśmy tacy sami, prawda?"

 

<><><><>

Było już popołudnie. Ostatni dzwonek już dawno wybrzmiał, a ulice Jokohamy zapełniły się wracającymi do domów uczniami. Słońce nieznacznie się zniżało, a jego pomarańczowy blask oświetlał ruchliwe miasto. Błękitna woda otaczająca dużą część metropolii emanowała spokojem i chłodem, a nadmorskie mewy skrzeczały jakby chciały zagłuszyć warkot licznych samochodów i statków.

– No, w końcu jesteście – powiedziała Chizuru do idących w jej stronę Kenty i Kaori. Siedziała na ławce, zaledwie kilkanaście metrów od morza. Od ogromnej, niebieskiej głębi dzielił ją jedynie lichy pas zieleni i kawałek piaszczystej plaży zbyt mały, by sensownie na nim wypoczywać. Bliźniacy Romahara usiedli obok niej na ławce i spojrzeli na roztaczający się przed nimi park.

– Całkiem tu ładnie – zauważył Kenta.

– No, rzadko tu bywamy, więc to niezła okazja by się dobrze przyjrzeć – stwierdziła Kaori.

– Dobra... – wtrąciła się Chizuru – Miałaś opowiadać...

– Wiem, nie musisz mi przypominać. Już zaczynam. Zaczęło się od... – I zaczęła opowiadać. Nie zajęło to jej zbyt długo, bo Kaori to nie jest osoba, która nie szczędzi słów i potrafi gadać godzinami. Mimo to przekazała wszystkie najważniejsze informacje, a sposób ich przedstawienia był dość interesujący.

– Zagubiona dusza? – zastanowił się Kenta – Rigel nigdy nie wspomniała, że oprócz demonów są jakieś inne istoty nadnaturalne.

– Tak samo Betelgeza nigdy nie pisała o czymś takim – potwierdziła Kaori.

– No, to trochę dziwne. Myślałam, że gwiazdy przekazują wam wszystkie najważniejsze informacje – powiedziała Chizuru, która również była zaciekawiona całą sytuacją.

– Widocznie są rzeczy, o których gwiazdy nam nie mówią, albo przed nami ukrywają – rzekł Kenta wpatrując się w zieleń parku.

– Niemniej, nie powinniśmy o tym rozmyślać. Jesteśmy Łowcami i nie możemy marnować czasu na takie rzeczy.

– Masz rację – potwierdził słowa swojej siostry Kenta – Jest wiele innych spraw, którymi możemy się zająć.

– Na przykład pływaniem – powiedziała Chizuru zdejmując górną część swojego mundurka.

– Hej, co ty wyrabiasz!? – Kenta odskoczył momentalnie, jakby na ławce siedział jakiś wąż. Kaori zaś siedziała spokojnie i nie miała zamiaru się wtrącać.

– No co, chyba nie myślisz, że będę pływać w ubraniach? – odrzekła wstając z ławki i zdejmując spódniczkę. Stała już teraz tylko w bieliźnie i butach, przy których rozwiązała już sznurowadła.

– Eh, jesteś totalnie nienormalna – stwierdził Kenta siadając na ławce i mimochodem podziwiając wdzięki bordowowłosej koleżanki.

– Tylko nie ekscytuj się za bardzo – powiedziała zapobiegawczo Kaori, co lekko rozzłościło Kentę.

– Nie idziecie pływać? – zapytała Chizuru idąc już w stronę brzegu.

– Nie, wolimy posiedzieć i popatrzeć trochę na... krzaki i drzewa – odpowiedział Kenta.

– Wasza strata – powiedziała i ruszyła w stronę niebieskiej toni. Kenta odwrócił głowę i do końca patrzył jak zanurza się w wodzie.

– Naoglądałeś się? – spytała lekko obojętnie Kaori.

– Daj mi już spokój. To naturalny odruch – odrzekł jej brat rozkładając się na drewnianej ławce. Ona zaś się lekko uśmiechnęła i pomyślała w duchu: "Cóż za zwyczajny dzień".

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pasja 18.06.2018
    Witam
    Bardzo ciekawe opowiadanie ze świata fantastyki. Zwyczajny, szkolny dzień z życia uczniów. Można rzec, że niczym się nie różni od świata realnego. A jednak inny. Łowcy żyją w swoim świecie i potrafią ujrzeć to co normalny człowiek nie potrafi. Jednak inne czynności są takie podobne.
    Fajne imiona zastosowałeś. Czy będzie dalszy ciąg?

    przekarze...przekaże

    Pozdrawiam serdecznie
  • Pan Buczybór 18.06.2018
    Ciąg dalszy? Wątpię. Dzięki za przeczytanie
  • Kim 18.06.2018
    "Nie wyglądała zbyt dobrze, a smętnie stawanie kroki nie sygnalizowały niczego dobrego." - dobrze, dobrego. Trza by było coś tu zmienić.

    Siemka! Trochę jestem zawiedziona, że nie wyjaśniłeś, co się dalej stało z Haną, a szkoda, bo się wciągnęłam. Przyjemnie się czytało. Wątek fantasy ukryty w realiach szkolnego życia. Każda, stworzona przez Ciebie postać robiła wrażenie dobrze dopracowanej i przemyślanej. Nawet ktoś tak poboczny w tym opowiadaniu jak nauczycielka. Pozdrawiam i uciekam, zostawiając piąteczkę.
  • Pan Buczybór 18.06.2018
    Fajnie, że się podobało. Dzięki za przeczytanie i pozdro

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania