Poprzednie częściCyberumysł cz. 1

Cyberumysł cz. 3

Sunęli brudną, starą kolejką po niebie z prędkością trzystu kilometrów na godzinę. Potem jednak, w bogatszej dzielnicy przesiedli się do nowszej linii. Ta podróż była już bardziej komfortowa. Mike cały czas wiercił się jednak niespokojnie, a Marek nie mógł znieść myśli, że nie ma wglądu w jego umysł. Zdarzyło mu się to w życiu zaledwie parę razy i ani razu nie skończyło się dobrze…

Ich nowy pojazd był jeszcze szybszy niż stara kolejka. Całe szczęście, że był to automat. Człowiek nie byłby w stanie nawigować po mieście z taką prędkością. Niezwyciężony czuł całym sobą, jak powłoka pociągu przecina chłodne powietrze, walcząc z jego oporem. Czuł masę atmosfery naciskającą na każde ciało na tej planecie. Czuł jak ona sama mknie z prędkością tysięcy kilometrów na godzinę poprzez pustkę kosmosu. Czuł jak wiruje, zabierając ziemię spod jego stóp. Czuł pole magnetyczne, pochodzące z jej rozgrzanego jądra. Czuł też rozbijające się o to pole cząsteczki wszelkiego promieniowania słonecznego. Olbrzymia, błękitna gwiazda, odciskająca wielkie, grawitacyjne piętno na połaci czasoprzestrzeni. Ją też wyczuwał. Potęgę i gwałtowność reakcji zachodzących w jej wnętrzu, wyzwalających niewyobrażalne pokłady energii. Wiekową walkę fuzji z siłą grawitacji. Potrafił obliczyć nawet, ile czasu zostało jej do wyczerpania paliwa… W którym wypali się cały zmagazynowany w niej hel, a ona sama zapadnie się pod własnym ciężarem, pozostawiając po sobie przerażającą, czarną dziurę. Wiedział, kiedy umrze każda gwiazda i wiedział, że przeżyje je wszystkie. Tym właśnie był – Niezwyciężonym.

Gdy dotarli już w końcu na północny kraniec miasta Alvea, oczom kapitana ukazał się surowy, górzysty krajobraz. Powietrze było mroźne, a rozpościerające się wszędzie pagórkowate łąki, pokrywała delikatna warstwa białego puchu. Było tu całkowicie pusto. Ostatnie zabudowania minęli jakieś dwa kilometry temu, pół godziny po tym jak wyruszyli ze stacji kolejowej. Markowi się to wcale nie podobało.

- Nie wygląda mi to na siedzibę rządu… – mruknął pod nosem.

- Bez obaw. Są tutaj – uspokoił go Mike. Niezwyciężony jeszcze raz rozejrzał się wokół. Na drzewach dostrzegł bacznie obserwujące ich kamery. Poza tym pusto… Postarał wczuć się w otoczenie, rozsyłając macki swojej świadomości na wszystkie strony. I wtedy coś w nim drgnęło. Tuż pod stopami wyczuł masę pustej przestrzeni i aż zaparło mu dech w piersiach.

- Miałeś rację – zwrócił się do chłopaka, również czujnie obserwującego otoczenie.

- Hę?

- Są tutaj. Ta baza jest ogromna…

- Co? Jak? – zdziwił się.

- CDK jest pod ziemią. Tuż pod nami… – wyjaśnił Marek, teraz przeczesując całą przestrzeń w poszukiwaniu jakiegoś wejścia.

- O w mordę! – Mike wytrzeszczył na niego oczy. – Poważnie.

- Główne wejście znajduje się dalej w górach, ale znalazłem dla nas coś przydatnego – odezwał się Niezwyciężony po chwili, po czym bez zastanowienia pobiegł parędziesiąt metrów w stronę łąki.

- Co to jest? – spytał Mike zadyszany, kiedy Marek odgarniając parę liści, odkrył w ziemi wąski, metalowy właz.

- Szyb pneumatyczny.

- Jak to u licha znalazłeś?! I skąd wiedziałeś, że baza znajduje się pod ziemią?! – wykrzyknął chłopak z niedowierzaniem, jednocześnie przeszywając mężczyznę podejrzliwym wzrokiem.

- Użyłem skanera. Też mam parę implantów… – odrzekł Niezwyciężony natychmiast, oczywiście zmyślając. Mike wydawał się to jednak kupić. W dzisiejszych czasach niemal wszystko dało się wytłumaczyć posiadaniem bioimplantów. Na dźwięk tego słowa ludzie od razu przestawali zadawać niewygodnie pytania, co Markowi bardzo odpowiadało. Mike na szczęście też należał do tej grupy.

- To co teraz? – zapytał.

- Skaczemy.

- Tam?! – wykrzyknął ze zdumieniem, pomieszanym ze strachem. Mimowolnie cofną się też o parę kroków. – Chcesz skakać tam?!

- Aha – Niezwyciężony przytaknął spokojnie.

- Nie ma mowy! – powiedział Mike niemal natychmiast. Kapitan nie zważając jednak na protesty, chwycił chłopaka pod ramię i wrzucił go w głąb dziesięciometrowego, ciemnego tunelu, licząc, że generatory pola wyhamują upadek. Następnie sam skoczył w ślad za Mikem.

Znaleźli się w pomieszczeniu technicznym. Było tu gorąco, a z przegrzanych wentylatorów unosiła się gęsta para. Biegło tędy też mnóstwo rur.

Tak jak Marek podejrzewał, pole siłowe wyhamowało upadek chłopaka. Był teraz tylko leciutko poobijany. Miał jednak za złe kapitanowi, że ten wrzucił go bez ostrzeżenia do szybu. Cały czas rzucał mu spojrzenia spode łba.

- Świetnie. I co teraz? – spytał z lekką dozą wyrzutu w głosie.

- Wychodzimy i szukamy kogoś ważnego.

 

Szybko opuścili pomieszczenie techniczne i wyszli na jakiś pusty korytarz. Pokonali jeszcze parę zakrętów, aż doszli do większej odnogi. Dla odmiany, tutaj kręciło się całkiem sporo ludzi. Panowało niezwykłe poruszenie. Wszyscy biegali jednak w tą i z powrotem w zbyt wielkim roztargnieniu, by zwrócić na nich choć krztynę uwagi. Bezproblemowo przeszli więc jeszcze paręnaście metrów, ale jak można się było spodziewać, w końcu ktoś zauważył, że dwóch intruzów hasa sobie na piętrze tajnej, rządowej bazy. W jednej chwili zostali otoczeni na środku korytarza przez oddział ciężko uzbrojonych żołnierzy. Mierzyli do intruzów dziesięcioma karabinami szturmowymi typu Reaper, strzelających ładunkami wysokoenergetycznej plazmy. Żołnierze mieli na sobie również najnowsze nanopancerze, do tej pory używane tylko przez elitarne oddziały komandosów. Mimo wszystko Marek nie czuł się zagrożony. Co innego Mike, który na widok całej tej broni jakby skulił się w sobie. W końcu jednak na przód wystąpił najstarszy stopniem, spośród szturmowców. Jak wszyscy miał na sobie nanohełm. Niezwyciężony nie widział więc jego twarzy, ale cały czas mógł czytać mu w myślach.

- Ręce nad głowę! – krzyknął w ich stronę. Marek i Mike posłusznie wykonali polecenie. – Podaj nazwisko, rangę i zamiary!

- Kapitan James Harper. Jestem tu jako inspektor, przysłany z wizytacją z Ziemi – Niezwyciężony odpowiedział mu ze stoickim spokojem. Przez cały czas pewnie spoglądał też w wystające zza wizjera hełmu oczy żołnierza.

- A kim jest twój towarzysz? – mężczyzna podejrzliwie wskazał głową na Mikea, cały czas trzymając ich na muszce.

- To technik i doktor genetyki molekularnej. Zostaliśmy tu przysłani, żeby zbadać wasz… problem – wyjaśnił Marek.

- Nie macie przepustek. Ani żadnych identyfikatorów – zauważył dowódca komandosów.

- Przykro mi poinformować, że wasze procedury bezpieczeństwa nie należą do najlepszych, jakie widziałem… – Niezwyciężony odciął się ironicznym tonem, na co żołnierz odrobinę się zmieszał. – Po zakończeniu kryzysu możecie oczekiwać bardzo… dogłębnej inspekcji – dodał kapitan, celowo przeciągając niektóre słowa.

- Myślę, że to nie będzie konieczne – jego rozmówca natychmiast się zmitygował. – Obecnie w bazie panuje duże zamieszanie. Jestem pewien, że takie zaniedbanie już się nie powtórzy.

- Liczę na to… – mruknął Niezwyciężony pod nosem. Mike cały czas się nie odzywał, tylko nie przestawał zerkać po żołnierzach ze strachem. Marek westchnął w duchu… Chłopak mógłby choćby odrobinę wczuć się w rolę. Niezwyciężony naprawdę nie miał ochoty wysadzać tej całej bazy w powietrze… – Mamy tu sterczeć cały dzień?

- Sir? – mężczyzna wciąż sprawiał wrażenie nieco oszołomionego pojawieniem się swoich niespodziewanych gości.

- Jak masz na imię?

- Porucznik Carl Fox. Do usług kapitanie! – zasalutował, po czym kazał swoim ludziom opuścić broń.

- Natychmiast chcę rozmawiać z głównodowodzącym! Sytuacja na Kriosie ma się dużo gorzej, niż sądzili moi przełożeni na Ziemi – odezwał się Niezwyciężony, teatralnie rozglądając się dookoła.

- Tak jest – porucznik zasalutował ponownie. Odwołał swoich podwładnych, a sam poprowadził ich dalej korytarzem, aż do windy pneumatycznej, którą zjechali jeszcze kilka pięter w dół.

 

Wylądowali w jakimś przyciemnionym, olbrzymim pomieszczeniu. Na środku znajdował się duży, prostokątny stół, przy którym aktualnie siedziało jakichś trzydziestu wojskowych, polityków i naukowców. Na przeciwległej ścianie znajdowało się kilka, olbrzymich omni-ekranów, a pod nimi kilka rzędów stacjonarnych terminali, przy których pracowała rzesza analityków.

Gdy tylko wkroczyli do pomieszczenia, wszystkie oczy zwróciły się prosto na nich i zapanowała absolutna cisza. Nagle jednak znad stołu wstał jeden mężczyzna i wyszedł im na spotkanie. Był to tęgi, wysoki oficer w średnim wieku, o przystrzyżonych na rekruta, siwych włosach i rzadkich wąsach pod grubym nosem. Jego twarz była poznaczona wieloma bliznami oraz bruzdami, a jego szare, stalowe oczy, przeszywały teraz Marka na wylot. Pagony wojskowego wskazywały na stopień generała. Dzięki umiejętności telepatii Niezwyciężony już wiedział, że miał właśnie do czynienia z głównodowodzącym. Dokładnie studiując też jego ostatnie wspominania, dużo lepiej zaznajomił się z całą sytuacją ostatniego miesiąca. Okazało się jednak, że władze Centrum Dowództwa Kryzysowego wiedziały prawie tyle samo, co Marek jeszcze zanim tu przyszedł… To by znaczyło, że oni również zupełnie nie wiedzą, z czym mają do czynienia… To nie najlepiej wróżyło całej operacji… Niezwyciężony chwilowo jednak zostawiając rozmyślania dla siebie, zasalutował oraz przedstawił się zgodnie z obowiązującą we flocie procedurą. Dobrze wiedział jednak, że oficerowie floty i piechoty nie przepadają za sobą. Wywołało to więc taki efekt, że generał patrzył na niego teraz z jeszcze większą niechęcią.

- Generał Kurt Tanner. Głównodowodzący Sił Zbrojnych Kriosa na usługach Imperium, dowódca tego ośrodka oraz tymczasowy gubernator planety Krios – generał przedstawił się również oficjalnym tonem, a następnie surowym gestem zaprosił kapitana do stołu. Mike pozostał z tyłu.

- Co się stało z gubernatorem Threnem? – spytał Marek tylko z tego jednego powodu, iż generał spodziewał się od niego takiego właśnie pytania.

- Amos Thren był moim przyjacielem. Podał się jednak do dymisji, gdy nastąpił kryzys. Potem zaginął – odparł Tanner. Niezwyciężony nie miał wątpliwości, że mężczyzna kłamie mu w żywe oczy. Tak naprawdę były gubernator został odsunięty od władzy, a teraz przebywał w podziemnym więzieniu na północy planety. Ludzie…

- Więc jaka jest sytuacja? Co to za kryzys? Czekam na jakieś wyjaśnienia. Wszystko od początku jeśli łaska… – Niezwyciężony odezwał się niemal natychmiast po zajęciu miejsca. Zebrani popatrzyli się na niego dziwnym wzrokiem, ale on niezrażony cały czas patrzył wprost na generała, czekając na odpowiedź. Tanner kiwnął głową na jednego ze swoich analityków, ubranych w białe kilty. Była to młoda kobieta o długich, kręconych, brązowych włosach. Wysoka, szczupła i o ładnej, subtelnej twarzy. Wyjęła ona z kieszeni terminal i połączyła się z jednym z omni–ekranów na ścianie. W tym momencie pojawiła się na nim płaska mapa całej planety z zaznaczonymi na niej migającymi, czerwonymi punktami.

- Jak wszystkim wiadomo, miesiąc temu ktoś włamał się do wojskowych systemów, dezaktywując naszą całą linię obrony planetarnej. Straciliśmy również kontakt z główną stacją orbitalną Kriosa. Teraz sytuacja ma się jednak dużo gorzej. W ostatnich dniach ataki GZIH znacznie się nasiliły. Wirus również nie wydaje się ustępować. Nasi naukowcy robią jednak wszystko co tylko możliwe…

- Przepraszam, ale GZIH? – przerwał Niezwyciężony nagle, spoglądając na kobietę z niekrytą ciekawością.

- Genetycznie Zmodyfikowane Istoty Humanoidalne – wyjaśniła analityczka. „Istoty Humanoidalne”? To by znaczyło, że tym stworzeniom odebrano już nawet miano człowieka… – Zakładam, że wie pan o zarażonych?

- Oczywiście – skłamał szybko kapitan. – Czytałem wstępny raport…

- Takowy nie istnieje – przerwał mu jeden z wojskowych, patrząc na niego chłodno. – Trzymamy naszą pracę w ścisłej tajemnicy!

- Jak widać nie… – mruknął Niezwyciężony pod nosem, tak jednak by sąsiedzi go dosłyszeli. – Jeszcze jedno… Czym konkretnie jest ten cały wirus?

- Nie mamy pojęcia… Wiemy tylko, że atakuje on układ nerwowy, przytępiając zmysły, pamięć i poziom inteligencji. Nie wiemy, skąd się wziął, jak się przenosi… Nic – odparła kobieta.

- Czyli to nie wy go wypuściliście…

- Oczywiście, że nie! – oburzył się jeden z polityków.

- Mogę prosić na słowo kapitanie? – odezwał się generał Tanner niespodziewanie. Marek słyszał jego myśli. Wiedział już, co jest grane. Pokiwał głową na znak zgody, a dowódca poprowadził go do drzwi, za którymi okazał się leżeć jego gabinet. Byli odprowadzani przez każde spojrzenie w centrum dowodzenia, dopóki Tanner nie zamknął za nimi drzwi.

- Coś nie tak generale? – Marek grał na pozór. Zimne oczy tęgiego mężczyzny stężały jeszcze bardziej.

- Dość tych bzdur! – ryknął niespodziewanie, popychając kapitana na ścianę i przybliżając swoją twarz do jego. Niezwyciężony nie opierał się. Nie musiał…

- Nie wiem, o czym pan mówi…

- Nie nazywasz się James Harper. Nie jesteś żadnym inspektorem z Ziemi. Imperium nie ma pojęcia, co tu się wyprawia! Wiem kim naprawę jesteś! – wycedził generał. Oczy Niezwyciężonego rozbłysły mocą, na co żołnierz błyskawicznie cofnął się o parę kroków.

- A kim to według ciebie jestem?

- Jesteś najbardziej poszukiwanym człowiekiem w Imperium, a mimo to większość ludzi nawet nie wie, że istniejesz… – powiedział generał odrobinę ze strachem. Najwidoczniej jego niedawna pewność siebie ulotniła się w ułamku sekundy.

- Ty wiesz – zauważył Marek, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.

- Twoją twarz zna każdy z wyższych oficerów. Mamy rozkazy dostarczyć cię żywcem prosto w ręce Imperatora – odparł generał, ale chyba wydawał się nie do końca wierzyć w mądrość tego rozkazu.

- Imperator… Evan, tak? Który to już z kolei. Zaczynam się powoli gubić w tych dyktatorach. Obalasz jednego, a potem i tak przychodzi kolejny… – rzekł Marek, ziewając przy tym teatralnie.

- Imperator Evan X! – wykrzyknął generał natychmiast. – I możesz być pewien, że dzięki mnie wylądujesz w jego rękach!

- Nie odpowiedziałeś na pytanie – przerwał mu kapitan jak gdyby nigdy nic. – Kim jestem?

Tanner zawahał się przez moment, wpatrując się w niego ze strachem, ale w końcu wyszeptał, starając się przy tym uspokoić drżenie głosu:

- Niezwyciężonym…

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mamy problem… – odezwał się nagle nowy głos, za plecami mężczyzn. Tanner omal nie podskoczył ze strachu. W drzwiach stała analityczka, która wcześniej składała raport. Niezwyciężony był pewien, że nic nie słyszała z ich rozmowy. Generał tego jednak nie wiedział…

- Tak?! – warknął, rzucając kobiecie wściekłe spojrzenie. Ta odrobinę speszona odparła drżącym głosem:

- Odbieramy przekaz holograficzny…

- Już idziemy, prawda generale? – wtrącił się Marek, uśmiechając się uprzejmie w stronę analityczki.

- Oczywiście – Tanner rzucił krótko, nie przestając spoglądać na kapitana spode łba. Następnie wypadł z pomieszczenia. Niezwyciężony wzruszył tylko ramionami i także powrócił do centrum dowodzenia.

Z projektora na środku wielkiego stołu wyświetlał się pomniejszony hologram kobiety o długich kasztanowych włosach, ubranej w ciemny mundur oficera Floty Imperialnej.

- Ewa? – zdziwił się Marek, kiedy tylko zobaczył twarz dziewczyny. Nie miał pojęcia, dlaczego nawiązała ona połączenie z CDK a nie bezpośrednio z nim. Czy SI wiedziała, że on w ogóle tutaj jest, czy działała samopas…? Kapitana trochę to niepokoiło, że jego statek wykazywał aż taką niezależność. Co prawda sam stworzył Ewę, taką jaką była, ale nigdy nie przypuszczał, że wykonuje działania tak wielkiej wagi za jego plecami…

- Znasz tę SI? – zdumiała się analityczka, która wywołała jego i generała z gabinetu. Wszystkie oczy w pomieszczeniu zwróciły się teraz na niego.

- Tak. To mój statek – po chwili wahania odparł szczerze. Kilka osób natychmiast zerwało się z miejsc. Kapitan wiedział, co sobie myśleli.

- Chcesz powiedzieć, że twój statek ma wolną wolę? – spytał generał Tanner, patrząc na niego jak na wariata. Na jego twarz wstąpił wraz dogłębnego obrzydzenia. Pozostali także wpatrywali się w niego potępieńczo.

- I osobowość… – dodał, któryś z analityków.

- Postradałeś zmysły?! – zwrócił się do kapitana jeden z oficerów.

- To moja przyjaciółka! – warknął Niezwyciężony, a starszy mężczyzna w jednej chwili usiadł z powrotem na swoje krzesło, rzucając Markowi wściekłe spojrzenia.

- To nawet nie jest żywa istota! – wykrzyknął Tanner.

- Och, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się mylisz – wycedził Marek przez zaciśnięte zęby, a jego oczy rozbłysły mocą. Poczuł też, jak pomiędzy jego palcami zaczęły przechodzić drobne wyładowania elektryczne. Musiał się uspokoić. I to szybko… Ewa również dostrzegła jego stan.

- Jeśli mogę się wtrącić… Mój kod umożliwia mi samo-uczenie się, a węzły informacyjne przypominają ludzki układ nerwowy. Czuję to co wy i dużo, dużo więcej… – odezwała się, patrząc wolno po zebranych. Nikt nie odwzajemnił jednak jej spojrzenia. W Niezwyciężonym kipiał gniew.

- Nikt nie udzielił ci głosu SI! – warknął ten sam starszy oficer. W następnej chwili miał pistolet plazmowy przyłożony do głowy. Marek musiał powstrzymywać się całą siłą swojej woli, by nie pociągnąć za spust. Nikt nie obrażał tych, których kochał. Nikt! Pozostali żołnierze, gdy tylko wyszli z szoku błyskawicznie wycelowali w niego karabiny. Kapitan nie przestał jednak mierzyć w oficera.

- Rzuć broń! – wrzasnął jeden z żołnierzy.

- Bo co?! – odkrzyknął Niezwyciężony. To pytanie lekko zdezorientowało mężczyznę. Czy ta sytuacja i obecny status quo naprawdę wymagał klaryfikacji? Mimo tego odpowiedział:

- Otworzymy ogień. Powalimy cię w sekundę…

- Nie sądzę! – Marek prychnął z pogardą. Był wściekły. Moc wypełniała jego ciało. Czuł, jak piekła go od środka. Nie zawahałby się przed rozbiciem wszystkich obecnych tu ludzi na atomy. Czasy kiedy przedkładał dobro jednostki nad dobro ogółu, dawno minęły… Tanner musiał widzieć to w jego oczach.

- Opuścić broń! – rozkazał swoim ludziom.

- Ale generale… – jeden z żołnierzy usiłował protestować.

- Natychmiast! – ryknął gniewnie. To podziałało na żołnierzy. Wszyscy rozbroili i położyli swoje karabiny na ziemi, dalej patrząc jednak na kapitana z niekrytą wściekłością. Nie potrafili zrozumieć decyzji generała. Nie mogli…

- Ten mężczyzna ma natychmiast opuścić budynek – syknął Niezwyciężony.

- Rób, co mówi – polecił Tanner oficerowi, który cały czas znajdował się na muszce.

- Jesteś sam. Nie wyjdziesz stąd żywy! – zwrócił się w kierunku Marka, na co ten zacisną mocniej dłoń na rękojeści miotacza.

- Wynoś się Kurzt! – warknął generał, mierząc wściekle wzrokiem swojego podwładnego. Wiedział bowiem, do czego zdolny był Niezwyciężony. Mężczyzna popatrzył jeszcze raz mściwie na kapitana i Tannera, po czym wstał z krzesła i szybko opuścił pomieszczenie. Marek schował broń do kabury, opadł na krzesło, po czym zwrócił się w kierunku Ewy, która spoglądała na niego teraz z niewysłowioną wdzięcznością, która doskonale widoczna była jednak w symulowanym obrazie jej oczu:

- Co się stało? – spytał, a miejsce gniewu zastąpił prawdziwy niepokój.

- Pół godziny temu do układu weszły trzy niszczyciele imperialne klasy Terminator – odezwała się wolno, a na twarzach oficerów i polityków niemal natychmiast odmalował się wyraz niekłamanego przerażenia. Niezwyciężony czym prędzej sięgnął swoimi zmysłami na najdalszą orbitę Sol 12. Od razu je wyczuł. Były wspaniałe! Ogromne, potężne, majestatyczne… Duma imperialnej myśli technicznej. Jeśli ludzie umieli coś robić, to właśnie budować statki kosmiczne!

- Jesteś z Imperium! Czego tu chcą? – krzyknął ktoś w jego stronę. Marek uznał, że już najwyższa pora co nieco im wyjaśnić.

- Prawdę powiedziawszy, to nie do końca… Nie jestem z Imperium – odrzekł powoli. – Przyleciałem tu przypadkiem dzisiaj rano. Nie pozwoliliście mi wylądować…

- Kim więc jesteś?! – zawołał ktoś inny.

- Kimś, kto chce pomóc – odparł Marek spokojnie.

- Może ich też przysłali na pomoc… – zasugerował któryś z polityków.

- Nie sądzę – przerwała mu Ewa sarkastycznym tonem. Nagle wszyscy przypomnieli sobie o jej obecności. – Przechwyciłam kilka ich transmisji. Ktoś przesłał dane o sytuacji na Kriosie do Imperium. Zamierzają zbombardować całą planetę…

- To niemożliwe! – wykrzyknął ktoś z nutą rozpaczy w głosie. Politycy i żołnierze zerwali się z miejsc i teraz przekrzykiwali się nawzajem w panice. Generał Tanner wyglądał natomiast tak, jakby za chwilę miał zasłabnąć. Ci ludzie nie powinni rządzić samorządem szkolnym, a co dopiero całą planetą. Marek miał tego dość!

- CISZA! – krzyknął na całe gardło, również zrywając się z miejsca. Wszyscy błyskawicznie zamilkli. Niezwyciężony dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że w jego ustach słowa mają moc. Przyzwyczaił się już do tego…

- Musiała zajść jakaś pomyłka… Nie mogą nas zbombardować… Tu mieszka piętnaście miliardów osób… Jesteśmy ich czołową placówką górniczą… Nie zniszczą planety… – podpierając się o stół, generał Tanner rozpaczliwie szukał jakiegoś wytłumaczenia.

- Właściwie to zamierzają użyć bomb neutronowych. Zabiją każdą żyjącą istotę organiczną na planecie. Potem terraformują i zasiedlą Kriosa na nowo. Surowce mineralne pozostaną nietknięte… – wyjaśniła Ewa uczynnie. Marek przybliżył się do generała.

- Dalej tak bardzo chcesz się kumplować z Imperatorem? – Niezwyciężony wyszeptał mu do ucha, na co mężczyzna pobladł jeszcze bardziej.

- Czas do przybycia? – zapytał SI któryś z oficerów. Ta tylko popatrzyła na niego, ale umyślnie nie odpowiedziała. Mimo całej powagi sytuacji Niezwyciężony zaśmiał się na to w myślach. Dobrze znał odpowiedź, ale pomimo tego powtórzył pytanie:

- Czas przybycia?

- T minus równa się dwie godziny, czterdzieści sześć minut, osiemnaście sekund. Siedemnaście… Szesnaście… Piętnaście… Czternaście… Trzynaście…

- Dobrze. Dziękuję – przerwał jej kapitan szybko, jeszcze raz uśmiechając się w duchu.

- Ale czemu chcą zbombardować planetę? – spytała analityczka.

- Boją się, że wirus i zarażeni mogliby się rozprzestrzenić na resztę galaktyki. Wolą temu trwale zapobiec – odparła Ewa.

- Skąd w ogóle wzięły się te istoty? – spytał Marek coraz bardziej zdenerwowany.

- Pewnego dnia po prostu się pojawiły… i zaczęły atakować. Nie znaleźliśmy jednak żadnych ofiar. Ludzie po prostu znikali… Nie mamy pojęcia skąd one się wzięły… – brązowowłosa kobieta odezwała się odrobinę niepewnie.

- Tak się składa, że ja wiem – odezwał się ktoś z tyłu niespodziewanie. To był Mike. Marek prawie już zapomniał o jego obecności. Zrobiło mu się nawet z tego powodu trochę głupio.

- A ty kim jesteś? – spytał generał gniewnie. Chłopak wyszedł z cienia.

- Nazywam się Mike Lee. Jestem odporny na wirusa, spotkałem waszego GZIH-a i też badałem całą sprawę – odrzekł chłopak pewnym siebie głosem. Prawdę mówiąc Niezwyciężony nie spodziewał się tego po nim.

- Jest ze mną – dodał kapitan.

- I wiem, gdzie jest to, czego szukacie.

- Badamy tę sprawę od miesiąca. Jeśli placówce rządowej to się nie udało, skąd pomysł, że jednemu człowiekowi by się powiodło – krzyknął Tanner kpiąco.

- Właśnie! Jestem tylko zwykłym obywatelem! I to mój największy atut. Znalazłem coś, czego nie mógł znaleźć cały sztab analityków. Znalazłem bazę, gdzie powstały wasze potworki – wykrzyknął chłopak. Wszystkich dosłownie wmurowało w podłogę, a Marek poczuł coś w rodzaju dumy w stosunku do Mikea. Z drugiej strony był na niego wściekły, gdyż mógł powiedzieć mu to wszystko, jak tylko się spotkali. Chwalił siebie też w duchu za to, że postanowił zabrać chłopaka ze sobą.

- Baza? – powtórzył Niezwyciężony trochę zaskoczony.

- Założona z inicjatywy samego Evana X – dodał Mike.

- Powiedz nam więcej chłopcze! – polecił natychmiast generał Tanner, a jego oczy zabłysły.

- Wiem tylko, że jest to laboratorium genetyczne. Przeprowadzano tam jakiś eksperyment, ale coś poszło nie tak… – powiedział Mike, a Niezwyciężony popatrzył na niego, tym razem z podejrzliwością. Chłopak nie mógł wiedzieć aż tyle…

- Gdzie jest ta baza? – spytał któryś z polityków, również z niekrytym podnieceniem. Mike podszedł do jednego z omni-ekranów i zaznaczył na mapie Kriosa punkt.

- Wulkaniczna wyspa na południowym oceanie. Poza zasięgiem lodowca. Woda jest podgrzewana geotermalnie. Ląd porośnięty gęstą tajgą – odezwała się Ewa.

- Wiedzieliście o tym laboratorium? – kapitan zwrócił się do Tannera.

- Nie – odparł generał zgodnie z prawdą. – Być może Thren…

- Mam spróbować nawiązać kontakt z niszczycielami? Jeśli się dowiedzą, mogą przerwać akcję… – zaproponowała SI.

- Nie – odpowiedział Marek natychmiast. – Nie mogą cię wykryć. Rozumiesz?

- Tak jest – odparła, a jej hologram zniknął.

- Drużyna do zadań specjalnych ma być gotowa za dziesięć minut do odlotu! – generał Tanner wydawał własne rozkazy.

- Nie! – przerwał mu Marek szybko. – Ja tam pójdę.

- To operacja rządowa! – warknął generał, jednak widząc spojrzenie mężczyzny, błyskawicznie się opanował. Pozostali obecni w pomieszczeniu patrzyli na tę scenę z niekrytym zdumieniem. – Weź przynajmniej ze sobą jeden oddział.

- Nie wiemy, co tam jest. Nie wiemy, jak powstają te potwory. Jeśli to coś jest zaraźliwie, to nie chcę mieć ich więcej na karku! – Niezwyciężony wytłumaczył poirytowany.

- Zgoda – burknął generał w końcu. – W hangarze czeka na ciebie śmigłowiec. Pilot zabierze cię na miejsce…

- Nie potrzebuję pilota – przerwał mu Niezwyciężony. Po chwili dodał jednak: – Potrzebuję natomiast całej waszej marynarki i floty powietrznej w gotowości bojowej. Może się przydać wsparcie…

- Powodzenia kapitanie – powiedział jeszcze Tanner, patrząc na mężczyznę z widocznie mieszanymi uczuciami.

- Generale – Marek zasalutował mu, a następnie nie oglądając się już, skierował się do windy. Ktoś go jednak zatrzymał:

- Kapitanie!

- Tak? – odwrócił się. To była ta kobieta analityk, która przewodziła zespołem naukowców.

- Nazywam się doktor Lana Madle… – zaczęła nieśmiało.

- Wiem, kim pani jest – uśmiechnął się Niezwyciężony, wskazując palcem na identyfikator, przypięty do kitla młodej kobiety.

- Proszę mówić mi Lana – wymamrotała, spuszczając wzrok.

- James – odarł na to Marek, podając dziewczynie rękę. Ta uścisnęła ją niepewnie, po czym kontynuowała:

- Jestem doktorem genetyki i mikrobiologii. Ściągnęli mnie tutaj z drugiego końca planety. Tak się zastanawiałam… czy mogłabym do pana dołączyć kapitanie? – Lana wydusiła z siebie w końcu, patrząc na mężczyznę z nadzieją.

- Dlaczego?

- Chciałabym zbadać, co tam się dzieje. Moja wiedza mogłaby się okazać bardzo przydatna dla pana operacji kapitanie… – mruknęła.

- Zgoda – Marek odpowiedział po chwili udawanego zastanowienia. – Ale pod warunkiem, że zaczniesz mówić mi James.

- Chyba dam radę – dziewczyna zaśmiała się nerwowo.

- Nie chcesz przyjąć oddziału komandosów, a na śmiertelnie groźną misję bierzesz kobietę naukowca? – odezwał się za nimi ironiczny głos Mikea.

- Chcesz się dołączyć? – spytał Marek, uśmiechając się zawadiacko.

- Nie dzięki. Jakoś nie kręci mnie perspektywa włamywania się do tajnego laboratorium pełnego zarażonych wirusem mutantów… Chyba spasuję – odparł, wzruszając przy tym ramionami. Niezwyciężonego nie zdziwiła specjalnie taka odpowiedź.

- W takim razie chyba czas się pożegnać. I dzięki za pomoc. Bez ciebie nie znaleźlibyśmy tego laboratorium.

- Nie ma sprawy. Powodzenia kapitanie – pożegnał się Mike i odszedł w stronę drugiej windy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • alfonsyna 25.09.2015
    Czuję się jak przy oglądaniu fajnego serialu s-f - wciągnęłam się w fabułę i z zaciekawieniem oraz niecierpliwością oczekuję na ciąg dalszy :) Podziwiam dbałość o mniej lub bardziej skomplikowane szczegóły w opisach, Ewę lubię coraz bardziej... Jak zawsze 5 za poprawienie mi nastroju :)
  • Numizmat 25.09.2015
    Kurczę, Ewa zbiera duże propsy. Nie spodziewałem się. W ogóle się nie spodziewałem, że opowiadanie się spodoba. Dawno temu miałem plan na serię podobnych (właśnie na wzór serialu). Mozę wrócę do tego pomysłu. W każdym razie dzięki za tak pozytywny komentarz :)
  • alfonsyna 25.09.2015
    Śmiało możesz do tego pomysłu wrócić. Mam solidne podstawy, ażeby uznać, że zadowoleni czytelnicy się z całą pewnością znajdą :)
  • Anonim 25.09.2015
    "Czuł masę atmosfery naciskającą na każde ciało na tej planecie. Czuł jak ona sama mknie z prędkością tysięcy kilometrów na godzinę poprzez pustkę kosmosu. Czuł jak wiruje, zabierając ziemię spod jego stóp. Czuł pole magnetyczne, pochodzące z jej rozgrzanego jądra. Czuł też rozbijające się o to pole cząsteczki wszelkiego promieniowania słonecznego." - czuł, czuł... zamierzone?
    Niezwyciężony nie taki idealny z charakteru - podoba mi się to, szczególnie jego gwałtowność. Co jeszcze mogę dodać? Akcja toczy się do przodu co jest wielkim plusem, brniesz i brniesz coraz więcej pisząc przy tym dialogów i rozwijając swoją opowieść.
    Imperator Evan X (jeśli dobrze nazwałam ową osobistość) staje się dla mnie nieodgadnioną jeszcze zagadka, a jego postać zaciekawia. Jestem również zainteresowana mutantami, i tym czemu Mike wiedział tak wiele? Może to pułapka na Niezwyciężonego? Duzo pytań mam w głowie, dlatego czekam na dalszą część :)
  • Numizmat 25.09.2015
    Czuł zamierzone. Miałem napisać, ale zapomniałem :) Nie wiem czemu, ale lubię używać powtórzeń. Dalsza część na pewno nadejdzie. Dzięki za miłe słowa :)
  • Anonim 25.09.2015
    Numizmat, także lubię używać powtórzeń - świetnie rozumiem :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania