Poprzednie częściCyberumysł cz. 1

Cyberumysł cz. 4

Niezwyciężony wraz z Laną wjechali natomiast na najwyższe piętro do hangaru. Tam czekał już na nich ogromny śmigłowiec bojowy o dwóch turbo śmigłach, zamocowanych na bocznych, okrągłych, ruchomych wysięgnikach oraz dodatkowo jednym śmigle na ogonie. Maszyna była w pełni uzbrojona. Posiadała dwa karabiny plazmowe, samobieżną wieżyczkę laserową, a także zestaw rakiet protonowych. Przestronna kabina była w stanie pomieścić pięć osób.

- Latałeś już takim kiedyś? – spytała Lana, podczas gdy Marek podziwiał maszynę.

- Nie – odparł kapitan szczerze, teraz oglądając śmigłowiec od spodu.

- Ale twoja SI jest wystarczająco zaawansowana? Nie sądzę, by poradziła sobie z lotem… – uznała Lana.

- Och nie… Uwierz mi, Ewa spokojnie popilotowałaby całą flotę takich cudeniek. Niestety teraz będzie trochę zajęta. Ja siądę za sterami… – odrzekł Marek.

- Ale przecież przed chwilą powiedziałeś… – zaczęła dziewczyna odrobinę ze strachem.

- Hej! Miej trochę wiary! Poradzę sobie – powiedział, mrugając do niej nonszalancko okiem.

- Ty może tak… – mruknęła pod nosem i wspięła się do kabiny. Marek usiadł na miejsce pierwszego pilota i za pomocą sterowniczego omni-panelu zamknął przezroczystą osłonę. Kątem oka dostrzegał, że ukryty w suficie, gigantyczny właz zaczął właśnie się otwierać. Kapitan odpalił silniki i pozwolił im się rozpędzić. Dobrze wiedział, że współczesne pojazdy były praktycznie automatyczne. Wystarczyło, że naciskało się odpowiednie guziki. Wprowadził odpowiednie koordynaty do GPS, które na szczęście wciąż działo, i rozpoczął procedurę startu. Poczuli lekkie szarpnięcie, a śmigłowiec poderwał się do góry. W kabinie panowała całkowita cisza. Nanowłókna imitujące szkło, świetnie tłumiły dochodzący z zewnątrz hałas. Maszyna wybiła się ponad ziemię i rozpoczęła lot w kierunku południowym. Kapitan wprowadził odpowiednie wartości do systemów nawigacyjnych. Mieli teraz lecieć ze stałą prędkością czterystu kilometrów na godzinę, utrzymując pułap dwóch tysięcy metrów nad poziomem morza.

- Taka młoda a już najlepsza w swojej dziedzinie? – w pewnej chwili Marek postanowił zagadnąć do Lany, jednocześnie cały czas usiłując połączyć się ze swoim statkiem.

- Tak wyszło… Nie ściągnęliby mnie tu bez przyczyny. Ale ja nie potrafiłam im pomóc… Nie miałam nawet martwego egzemplarza GZIH-a do badań. Rozkładają się parę minut po śmierci. Utknęłam w martwym punkcie… Dopóki nie pojawiłeś się ty… – odparła Lana za plecami Niezwyciężonego.

- Cóż… Tam dokąd lecimy, z pewnością znajdzie się mnóstwo próbek do zbadania – zaśmiał się gorzko. – Ewa jesteś tam?

- Tak – odpowiedział mu głos SI, a na szybie kabiny pojawił się wirtualny obraz dziewczyny.

- Podpięłaś się do systemów śmigłowca?

- Oczywiście.

- Ile zajmie nam więc lot na wyspę? – spytał.

- Mógłbyś w końcu nauczyć się korzystać z pokładowego GPS – wytknęła mu kpiąco.

- Hej! Po prostu odpowiedz! – obruszył się Marek. Zaraz potem jednak wybuchnął śmiechem.

- Osiągniecie cel za dwie godziny i trzy minuty – odparła Ewa trochę zmartwionym głosem. Lana to zauważyła.

- A za ile czasu Krios znajdzie się w zasięgu niszczycieli Imperium? – spytała.

- Dwie godziny i dziewiętnaście minut – odpowiedziała SI krótko.

- Okej… To trochę niefortunne… – Niezwyciężony przyznał wolno. Lana popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Nie widział jej twarzy… Widział za to jej myśli. To mu wystarczało.

- Okej? – powtórzyła. – Nikt już tak nie mówi od wieków…

- Jestem facetem z innej epoki – zaśmiał się kapitan, po czym zwrócił się do Ewy: – Mam dla ciebie parę zadań skarbie…

- Ej… Przecież mówisz tak do mnie tylko, kiedy jesteśmy sami… – powiedziała szeptem, puszczając Lanie oko. Niezwyciężony przeklął się w duchu. Ta SI potrafiła być naprawdę nieznośna!

- No tak… przepraszam – odparł zmieszany, a następnie kontynuował szybko: – Nie zgubiłaś jeszcze Mikea Lee? Chcę, żebyś go śledziła. Mimo wszystko koleś wydaję mi się podejrzany…

- Cały czas mam go na oku – przytaknęła dziewczyna.

- Okej, teraz czas na coś bardziej emocjonującego – zaczął Marek, zacierając przy tym ręce radośnie. – Zaatakujesz niszczyciele.

- Co?! – zdumiała się SI, a Lana za plecami Marka aż się zachłysnęła. Kiedy się otrząsnęła powiedziała jednak szybko:

- Jeśli nie latasz czasem gwiazdą śmierci, to szanse na powodzenie są raczej małe…

- Ona ma rację – potwierdziła Ewa. – Z jednym bym sobie poradziła, ale trzy to trochę przesada…

- Wiem, że masz wiele protokołów na temat bezpieczeństwa, ale to nie będzie misja samobójcza. Nie masz ich zniszczyć tylko… unieszkodliwić. Walka partyzancka – wyjaśnił Niezwyciężony, uśmiechając się z zadowoleniem. Kochał takie momenty!

- Co konkretnie chcesz, żebym zrobiła? – zapytała Ewa niepewnie, cały czas spoglądając na kapitana z niekrytym niepokojem.

- Jesteś pewna, że cię nie wykryli? – upewnił się Marek.

- System kamuflujący jest cały czas aktywny. Ale wiesz… To działa tylko na radary i czujniki. Oni mogą po prostu wyjrzeć przez okno… – odrzekła z sarkazmem. Niezwyciężony ponownie wybuchnął śmiechem.

- Nie bój się, nie zrobią tego. Ludzie już wieki temu przestali ufać własnym oczom – powiedział. – Polecisz w najgęstszym strumieniu promieniowania słonecznego. To powinno zatrzeć ślady mezonowe silników. Zakradniesz się i zaatakujesz ich od tyłu. Celuj w napęd i systemy uzbrojenia. Będziesz musiała zrobić kilka podejść.

- Będę też musiała zniszczyć generatory pola – powiedziała SI wolno, pogrążając się w własnych obliczeniach.

- Straty w ludziach? – spytała Lana niespodziewanie.

- Inżynierowie, mechanicy, kanonierzy. Do tysiąca osób – odparła Ewa, a Markowi zrzedła mina. Zupełnie nie pomyślał o ofiarach takiego ataku.

- Skąpany w krwi milionów istnień… – wymamrotał prawie nie dosłyszalnie.

- Co? – spytała Lana.

- Ogranicz ofiary – zwrócił się do Ewy.

- Mogę użyć działa jonowego – zaproponowała, a Marek natychmiast jej przytaknął.

- Musisz jak najdłużej pozostać niewykryta. Oni nie mogą móc się ze sobą komunikować. Dasz radę zakłócić ich transmisje? – spytał.

- Wtedy wykryją mnie w pięć sekund – odparła Ewa z przekąsem, a Marek w duchu przyznał jej racje.

- Mogłabyś przepuścić sygnał przez kilka nadajników… – zaproponował.

- Tak, ale nie mam żadnych do dyspozycji. Włamanie się do systemów CDK zajęłoby zbyt dużo czasu…

- Skontaktuj się z nimi. Z mojego rozkazu mają ci udzielić dostępu do swoich systemów. Na koniec przepuść też sygnał przez nadajnik na stacji orbitalnej. Jeśli jednak udałoby im się tu dolecieć, to ona będzie ich pierwszym celem. To powinno dać nam trochę czasu…

- Tak jest! – zasalutowała SI, po czym jej obraz zniknął.

- Co teraz? – spytała Lana po chwili.

- Lecimy…

Kolejna godzina lotu minęła im w spokoju. Alveę zostawili za sobą już paręset kilometrów temu. Teraz mknęli nad pagórkowatymi, zmrożonymi śniegiem łąkami. Zbliżali się już powoli do oceanu, a temperatura cały czas się obniżała. Całe szczęście, że kabina śmigłowca zapewniała świetną izolację. Marek słuchał, jak Lana opowiada mu o swojej młodości na Andromedzie, studiach na Uniwersytecie Lunarnym i swoim przybyciu na Kriosa na prośbę matki. Wtedy jednak Ewa ponownie nawiązała z nimi połączenie.

- Co się stało? Rozpoczęłaś walkę? – spytał Marek natychmiast, odrobinę rozemocjonowany.

- Nie. Ale zbliżam się już do niszczycieli. Mamy inny problem – powiedziała Ewa, trochę ze wstydem.

- O co chodzi? – zaniepokoił się Niezwyciężony.

- Zgubiłam chłopaka – przyznała SI.

- Co?! Jak to?

- Wypuścili go z CDK. Wrócił kolejką do swojego mieszkania… a potem zniknął…

- Mike musi być bardziej zamieszany w całą sprawę, niż początkowo sądziłem – powiedział Marek w zamyśleniu.

- Mam spróbować go znaleźć? – spytała Ewa, widocznie za wszelką cenę chcąc naprawić swój błąd. Niezwyciężony jej jednak wcale nie winił.

- Nie. Wiedział o tobie. Na pewno dobrze się ukrył… – odrzekł kapitan. W tym jednak momencie w kabinie śmigłowca rozległ się alarm.

- Wykrywam dwa drony bojowe, lecące w waszym kierunku! – SI zawołała nagle.

- Ktoś nie chce, żebyśmy dolecieli na tę wyspę – wymamrotał Niezwyciężony, przechodząc na ręczne sterowanie i manewrując dziko w powietrzu.

- Namierzyli was! – ostrzegła SI. Kontrolki na omni-panelu to potwierdzały. – Pociski!

- Wiem! Trzymaj się! – krzyknął do Lany, po czym wykonał ostry nawrót, wypuszczając przy tym flary cieplne, które miały zmylić rakiety. Te jednak tylko na chwilę zboczyły z kursu, ale zaraz potem znowu pomknęły prosto na nich. Na niebie zebrały się chmury burzowe. Marek skupił swoją wolę, a z nieba strzeliły dwa pioruny, rozbijając pociski. Potężna eksplozja rzuciła śmigłowcem do przodu. Lana chyba straciła przytomność, a Marek z wielkim trudem starał się opanować maszynę. W końcu udało mu się wyrównać lot. Zrobił szybki nawrót i namierzył wrogie drony, ponownie kierujące się w jego stronę. Wystrzelił do nich z maszynowego karabinu plazmowego, siekając je od góry do dołu. Oba dymiąc się i paląc, spadły prosto do wody. Kapitan odetchnął z ulgą. Wrócił na kurs, po czym postarał się ocucić swoją towarzyszkę.

- Niewiele brakowało… – dziewczyna wyszeptała słabo.

- Taa… – Marek zaśmiał się nerwowo. Dobrze wiedział, że on przeżyłby wybuch śmigłowca. Lana niestety nie… – Jesteśmy prawie na miejscu – powiedział po chwili.

Wyspa była stosunkowo niewielka. Pośrodku znajdował się jednak sporych rozmiarów, wygasły wulkan. Całość porośnięta była gęstym, pokrytym śniegiem lasem. Marek posadził maszynę na kamienistej plaży. Zgasił silniki, otworzył kabinę i wyskoczył na ląd, rozglądając się uważnie dookoła. Panował tu niezwykły spokój. Ani śladu zarażonych… Laboratorium też nie było nigdzie widać. Pewnie musiało znajdować się w głębi wyspy.

- Jak chcesz, możesz tu zostać – zwrócił się do Lany, która też wygramoliła się już z kabiny.

- Nigdy w życiu… – odparła z uśmiechem, a Marek westchnął tylko z rezygnacją. Pozostając w milczeniu, ruszyli w głąb lasu. W pewnym momencie kapitan wyciągnął z kieszeni swój terminal i połączył się z Ewą.

- Jesteśmy na miejscu. Co u ciebie? – odezwał się w kierunku wizerunku dziewczyny.

- Flota spodziewała się ataku. Udało mi się ich jednak spowolnić. Dotrą do was za godzinę i dwadzieścia cztery minuty – odpowiedziała SI.

- Dzięki. Wracaj i ukryj się.

- Jestem w odwrocie.

- Bez odbioru – powiedział Marek, po czym schował terminal z powrotem do kieszeni. Jego plan powiódł się tylko częściowo. Ewa spowolniła tylko niszczyciele, a nie unieruchomiła. To oznaczało, że wciąż ścigali się z czasem.

Błękitne słońce powoli zmierzało już ku zachodowi. Szli jeszcze jakieś piętnaście minut przez pokryty śniegiem las, aż w końcu dotarli do ogromnych metalowych, pancernych wrót, zbudowanych w stoku wulkanu. Markowi przeszło przez myśl, że to właśnie wewnątrz tej niebezpiecznej góry znajdowało się laboratorium. Genialna kryjówka.

- WOW! To jest ogromne! – wykrzyknęła Lana, gdy tylko ich oczom ukazał się właz. – Zakładam, że nie mamy przy sobie żadnych ładunków wybuchowych…

- Niestety – odparł Marek ze szczerym żalem.

- To co robimy? – spytała, ale kapitan miał już plan. Szybko podbiegł bliżej wrót i tak jak się spodziewał znalazł tam terminal. Wielostopniowe zabezpieczenia. Niezwyciężony nie potrafiłby ich złamać. Co innego Ewa. Połączył się szybko z terminalem przy włazie, a następnie nawiązał kontakt ze statkiem.

- Potrzebuje twojej pomocy skarbie – powiedział.

- To samo powiedziałeś, kiedy mnie kradłeś, pamiętasz? – odparła Ewa ze śmiechem.

- Oczywiście, że pamiętam… Skup się. Widzisz to? – zwrócił się w kierunku SI.

- Tak. Niezwykłe… Zabezpieczenia na najwyższym poziomie – powiedziała, może odrobinę z podziwem.

- Dasz radę je złamać?

- Tak, ale to potrwałoby co najmniej z tydzień… Tu jest z setka firewalli – odparła SI, a Marek zaklął w duchu. Póki co nic nie układało się po jego myśli.

- Nie mamy tyle czasu – westchnął. – Ta planeta za chwilę spłonie. Trzeba będzie użyć bardziej… niekonwencjonalnych środków…

- Co planujesz? – spytała Lana, patrząc na Niezwyciężonego podejrzliwym wzrokiem. W tym czasie ten dokładniej przyglądał się metalowej konstrukcji. Całość opierała się na czterech chyba z tonowych zawiasach elektronowych. Kapitan powinien sobie z tym poradzić. Odwrócił się z powrotem w stronę Lany, złapał ją za ramiona i szybko przybliżył do siebie.

- Za moment zrobię coś, czego nie powinnaś nigdy zobaczyć. Pokażę kim naprawdę jestem i co potrafię. W związku z tym mam do ciebie tylko jedną prośbę… Nie uciekaj… – wyszeptał, patrząc dziewczynie prosto w oczy. Następnie pokazał jej gestem, by odsunęła się jak najdalej. Ta niczego nie rozumiejąc, z twarzą pełną uzasadnionego przerażenia cofnęła się na sztywnych nogach pod krawędź lasu. Marek podszedł natomiast bliżej pancernych wrót, czując już niczym nie ograniczoną moc wzbierającą w jego żyłach. Wziął głęboki oddech, wczuwając się energię wszechświata. Pozwolił, by go wypełniła i dała mu siłę. Jego wewnętrzna, błękitna kula mocy stawała się coraz większa, a on pozwolił jej rozpłynąć się po całym swoim ciele. Nie robił tego od lat. Nie pozwolił jednak Duszy Niezwyciężonego przejąć kontroli nad sobą. Cały czas trzymał ją w ryzach…

- Co się dzieje?! – krzyknęła Lana z oddali. Niezwyciężony już jej jednak nie słuchał. Zaczęło się… Jego prawdziwa forma się ujawniała. Niebo pokryły czarne, kłębiaste chmury. Zerwał się porywisty wiatr, a po chwili lunął rzęsisty deszcz. Zewsząd w ziemię strzelały błyskawice, puszczając pobliskie drzewa z dymem. Ręce Niezwyciężonego pokryły się małymi, niebieskimi piorunami, rozchodząc się błyskawicznie po całym ciele, zmieniając je w czystą energię. Kapitan czuł wzbierającą w nim potęgę, a już po ułamku sekundy na środku polany stała świetlista, błękitna postać zbudowana z miliardów wyładowań elektrycznych. Prawdziwe „ja” Niezwyciężonego wyszło na wolność. Stał się istotą czystej energii. Marek zachował jednak pełnię swojej świadomości. Nie był już tym mężczyzną, który wiele lat temu pozwalał, by jego własna moc przejmowała na nim kontrolę. Teraz on był jej panem! Wzniósł ręce do góry, a z jego dłoni wystrzeliły dwa ogromne promienie mocy, spopielając elektronowe zawiasy metalowych wrót, i z łatwością przebijając na wylot wszelkie spawy. Kiedy wrota utrzymywały się na miejscu już tylko za pomocą swojej wielkiej masy, świetlista istota ponownie wzniosła ręce do góry, a w stronę pancernego włazu pomknęła fala energii kinetycznej, wgniatając je do środka. Następnie skupiając wolę, chwycił mackami swojej mocy za dwa boki wrót i wyrwał je doszczętnie z miejsca, po czym wyrzucił w powietrze z taką siłą, że już po kilku sekundach zniknęły z pola widzenia. Chwilę później Marek stał już w swojej normalnej postaci, a przed sobą miał wejście do olbrzymiego, ciemnego tunelu. Szybko jednak odwrócił się w stronę Lany, bojąc się, co może zobaczyć na jej twarzy. Dziewczyna patrzyła na niego z niekrytym strachem, ale mimo to wolnymi krokami podchodziła coraz bliżej. Marek nie odrywał od niej wzroku, odrobinę z zaskoczeniem oraz podziwem czytając jej myśli. W końcu Lana stanęła tuż przed nim i delikatnym ruchem, przyłożyła swoją dłoń do jego policzka.

- Samotny aniele… – wyszeptała, patrząc Markowi głęboko w oczy, a jej strach zastępowała mieszanina uczuć, których Niezwyciężony nie potrafił nawet nazwać.

- Nie jestem aniołem – zaprzeczył.

- Ależ jesteś! Na Andromedzie słyszałam raz legendę… Mówiła o pięknej, nieśmiertelnej istocie, która przed wiekami uratowała naszą planetę… która kształtowała historię ludzkości przez cały okres jej istnienia. Niepokonany, tajemniczy, wieczny mężczyzna… anioł. To ty, prawda? Wiem, że to ty! – wykrzyknęła dziewczyna, coraz mocniej napierając na Marka. Ten powodowany nieoczekiwanym impulsem, złapał ją szybko za ramiona i pocałował.

- Tak to ja. Ale to niczego nie zmienia – odezwał w końcu, odsuwając się od wciąż oszołomionej dziewczyny.

- Ależ oczywiście, że zmienia! – wykrzyknęła niespodziewanie. – Dokonałeś tych wszystkich rzeczy! Zapobiegłeś wojnie nuklearnej, przepędziłeś Felarian z Ziemi, uratowałeś Andromedę, pokonałeś klony!

- Żyję już bardzo długo, a ludzie wciąż udowadniają mi, że nie zasługują na to, co mają. Patrzę na was i wiem, że do tego nowo odkrytego świata wprowadzacie jedynie chaos. Być może ludzie powinni zgnić na swojej pogrążonej w nuklearnej zimie planecie – odrzekł Niezwyciężony po chwili namysłu.

- Skoro tak uważasz, to czemu do tego nie dopuściłeś? Dlaczego wciąż nam pomagasz? – spytała Lana, zastępując mężczyźnie drogę.

- Bo nie jestem aniołem. Gdybym nim był, nie kierowałbym się emocjami i dokonywał właściwych wyborów, a my nie rozmawialibyśmy tu teraz – odparł Marek krótko, po czym złapał Lanę za rękę i poprowadził w środek ciemnego korytarza, prowadzącego w głąb laboratorium.

Następne częściCyberumysł cz. 5 KONIEC

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • alfonsyna 30.09.2015
    A ja myślałam, że już będzie jatka w laboratorium... a tu jeszcze tyle się podziało po drodze :) Ewa jednak zawojowała wszystko, nie da się tego ukryć, ale Niezwyciężony też się zaczyna robić coraz bardziej złożony i wielowymiarowy, co jest zdecydowanym plusem. Znowu zakończyłeś w najlepszym możliwym momencie... Niemniej jednak, ukontentowana jestem!
  • Numizmat 30.09.2015
    Dzięki za pozytywną opinię. Zakończenie takie inne, bo jest to przedostatni rozdział. Nie dołączyłem samego końca, bo całość zrobiłaby się za długa. Całość napisałem jakieś dwa lata temu, a sam Niezwyciężony powstał pięć lat temu. Jest to postać zdecydowanie wielowymiarowe. Zakończenie opka wrzucę jakoś w sobotę i jestem z niego wyjątkowo zadowolony, także zachęcam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania