Cz. 2 - Druga śmierć

Stoję przed pięknym domem jednorodzinnym. Jego jasną elewację porasta bluszcz. Na czerwone dachówki padają promienie słoneczne. Droga do drzwi wejściowych przyozdobiona jest krzewami i rozmaitymi kwiatami. Samą ścieżkę tworzą drewniane pieńki poukładane w najróżniejsze wzory. Na mojej twarzy gości szeroki uśmiech szczęścia. Koło mnie stoi mój mąż, Niro. Przytula mnie i się śmieje. Przed nami skacze, biega, szaleje nasza mała, trzy letnia córeczka. Jej niemal białe blond włosy lśnią w słońcu. Jej śliczne oczka w kolorze dojrzałych malin, przepełnia radość. Jej delikatne usteczka układają się w uśmiech od ucha do ucha. Do moich uszu dochodzi odgłos jej szczerego śmiechu. Mała zaczęła tańczyć. Niro nucąc pod nosem zaprosił mnie do tańca. Po chwili spadł deszcz. Mimo to słońce nadal świeciło. Cała nasza trójka szalała w deszczu, głośno się śmiejąc.

* * *

Obudziłam się nagle. Pierwszym co zobaczyłam, nie było ciepłe wnętrze domu, tylko śnieżno biały, popękany sufit mojej szpitalnej sali. Niewygodne łóżko - o ile można to tak nazwać - gniotło mnie w plecy. Było mi zimno, od wiecznie uchylonego okna. Moja kroplówka się skończyła. Chciałam zawołać pielęgniarkę, gdyż jest to niebezpieczne, ale poczułam ogromne zmęczenie.

~ To pewnie przez te ciągłe chemie. ~ pomyślałam.

Poczułam ogromny ból z tyłu głowy i krzyknęłam mimo woli. Prawie od razu do sali wpadła pielęgniarka. Po chwili, dzięki jej pomocy ból ustał. Lekarz mnie przebadał i posmutniał.

- Nie mam dla pani dobrych wieści. Guz się powiększa i zaczyna wadzić o czaszkę. Jest on złośliwy i niemożliwe jest jego usunięcie. - zrobił znaczącą przerwę - Pani umiera. Pani komórki powoli obumierają, aż w końcu nie pozostanie nic oprócz zimnego i bezwładnego ciała.

Jego ostatnie słowa jakby we mnie uderzyły. ~ Umieram ~ pomyślałam ~ Nigdy nie przypuszczałam, że stanie się to w wieku trzydziestu dwóch lat.

- Czy mam zawiadomić pani rodzinę? - spytał.

- Nie, tyko nie to. - wyszeptałam - Ile czasu mi zostało?

- Około doby.

- Tylko tyle? Jest pan tego pewny?

- Niestety tak. Jest pani w stanie krytycznym, już od dłuższego czasu. Nie ma co już pani okłamywać.

- Co proszę? Nie powiedział mi pan o czymś tak ważnym? Mogłam spędzić moje ostatnie chwile w towarzystwie męża i córeczki, w domu. Jak pan mógł coś takiego zrobić?!

- Musiałem, ponieważ świadomość tego mogła panią pchnąć do samobójstwa. Poza tym miałem nadzieję, że uda mi się panią uratować.

- Wychodzę stąd. Proszę zadzwonić do mojego męża i przekazać mu żeby po mnie przyjechał.

- Ale tak nagle...

- Teraz! - straciłam panowanie nad sobą.

Przez chwilę stał w miejscu i patrzył jak zbieram swoje rzeczy. Pomagała mi pielęgniarka. W końcu poddał się i wyszedł z sali. Obserwowałam go kątem oka i gdy tylko zamknął za sobą drzwi odezwałam sie do kobiety stojącej koło mnie.

- Czy to prawda, że została mi jedna doba?

- Tak, niestety to prawda. - odpowiedziała i po chwili dodała - Proszę cię, zrób coś dla mnie.

- Co takiego?

- Kiedy już będziesz w domu, spędź jak najwięcej czasu z mężem i córką. Oni cię potrzebują, nieważne czy będziesz z nimi dwadzieścia cztery godziny czy dziesięć lat. To dużo będzie dla nich znaczyło. Zostaw im jakiś liścik pożegnalny. Dobrze?

- Oczywiście, Rozalio. - mój głos drżał, a po moich bladych policzkach spływały gorące łzy - Dziękuję za wszystko, kochana.

Kobieta spojrzała na mnie przeszklonymi fiołkowymi oczami. Nie wytrzymała i po jej twarzy także zaczęły spływać kryształki wody. Przytuliłyśmy się mocno. Stałyśmy tak na środku sali w objęciach i płakałyśmy. Od samego początku, aż do teraz to właśnie Rozalia dodawała mi otuchy i pomagała przeć naprzód. Nie poddałam się tylko i wyłącznie dzięki niej. Stała się moją najdroższą przyjaciółką.

* * *

Siedziałam na szpitalnym łóżku, zgarbiona. Ubrana byłam w swoją ulubioną sukienkę do kolan w odcieniu cyjanu i czarne balerinki z kokardką. Słowa lekarza cały czas chodziły mi po głowie. ~ Pani umiera. ~ Nie mogłam przestać o tym myśleć. Spojrzałam na swoją walizkę stojącą pod drzwiami. Przypomniałam sobie swój sen. Dziś może się on ziścić. Ja, Niro i nasz mały skarb. Wszyscy razem. Uśmiechnęłam się mimo woli. Wstałam i drzwi do mojej sali się uchyliły. Zza nich wyjrzała malutka dziewczynka o jasnych blond włosach. Jej malinowe oczka patrzyły na mnie uważnie. Po chwili jej usteczka wykrzywiły się w uśmiechu, usłyszałam jej śmiech. Podbiegła do mnie i mocno mnie uściskała.

- Mama! - powiedziała.

- Mei! - zawołałam.

Za nią wszedł Niro. Jego ciemne włosy przysłaniały szmaragdowe oczy. Miał na sobie biały T-shirt z nadrukiem wilka, czarne jeansy, bluzę i conversy. Podszedł do nas i także mnie przytulił. Trwaliśmy tak przez chwilę po czym powiedział radosnym głosem:

- Jedziemy, Sophie?

- Jasne.

Wziął moją walizkę i wyszedł. Ja i Mei zaraz po nim.

* * *

Kiedy dojechaliśmy pod dom, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Wyglądał dokładnie tak jak z mojego snu. Weszliśmy do środka i coś zjedliśmy. Dość długo rozmawialiśmy, a potem postanowiliśmy wyjść na zewnątrz. Było późne popołudnie. Słońce oświetlało wszystko z góry. Mei zaczęła biegać i wariować cały czas się śmiejąc. Chwilę później zaczął padać deszcz. Mała zaczęła tańczyć, a Niro zaprosił mnie do tańca. Słońce nadal świeciło. Było dokładnie tak jak w śnie. - Tak myślałam. Kiedy tańczyliśmy poczułam się słabo. Ból z tyłu głowy był nie do wytrzymania. Opadłam na kolana. Niro pytał co się stało. Pewnie myślał, że skoro wyszłam to wyzdrowiałam. Klęknął przy mnie. Oparłam się o jego silny tors. Mei gdzieś z boku krzyczała - Mamo! Patrzyłam prosto na Niro. Podałam mu niebieską kopertę, którą cały czas trzymałam przy sobie. W niej znajdował się list, wyjaśniający wszystko. Wziął ją drżącą ręką. Na jego twarzy malowało się przerażenie, a w oczach widać było rozpacz i żal. Po policzkach spływały mu łzy. Wołał moje imię - Sophie! Ale ja przestawałam go powoli słyszeć. Moja skóra stała się zimna jak lód. Oczy zalewała ciemność. Coraz ciężej mi się oddychało. Ostatnim tchem powiedziałam - Kocham cię. - i osunęłam się w mrok.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Emi Ayo 22.01.2017
    Smutne: ( ale bardzo mi sie podoba to jak piszesz . po prostu super: D daje 5
  • Arisu 22.01.2017
    Dziękuję. Cieszę się, że komuś się to podoba.
  • Emi Ayo 22.01.2017
    Arisu bo ty tak cudownie piszesz <3
  • Arisu 22.01.2017
    Emi Ayo O dziękuję. Ty także cudnie piszesz (szczególnie o przygodach Zico)
  • Emi Ayo 22.01.2017
    Arisu dziękuję :) fajnie ze polubilas Zico ;)
  • Oia 22.01.2017
    Jakie to smutne ;-; Przypomniałaś mi śmierć mojej matki... co cóż. Daję 5, ślicznie opisujesz.
  • Arisu 23.01.2017
    Dziękuję. Przykro mi, nie spodziewałam się. Naprawdę jest mi przykro i to nie są puste słowa.
  • Oia 23.01.2017
    Arisu Doceniam to, i też dziękuję.
  • katharina182 24.01.2017
    Pare spostrzeżeń z mojej strony:
    "Czy to prawda? Że została mi jedna doba?"- lepiej zapisać to w ten sposób: "Czy to prawda, że została mi jedna doba? "
    Dialogi są niepoprawnie zapisane, ale to drobiazg.
    Co do treści- jest bardzo fajnie napisana. Przyjemnie się czyta. Tematyka jest smutna:( ale czasami ma się ochotę poczytać też o smutnych rzeczach. W końcu życie nie jest zawsze kolorowe.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie jak masz ochotę oczywiście; )
    Aha... ocena 5 i zachęcam do dalszego pisania.
  • Arisu 25.01.2017
    Dziękuję za ocenkę. Cieszę się, że ci się podobało i z pewnością zajrzę do ciebie. Postaram się poprawić ten błąd. Również pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania