Czarna Śmierć

Otwarto potężne, drewniane drzwi i wprowadzono nas do środka. Łańcuchy obdarły moje chude kostki i nadgarstki do żywego mięsa, a zakrzepła krew tworzyła misterne wzory na brudnej skórze. Każdy krok wzniecał kurz i smród zaszyty w fałdach spleśniałych łachmanów, które miałem na sobie. Woda, posiłek, luksusy, których nie uświadczyłem już od tygodni. Nie wiem, co to był za dzień, nie wiem, która była godzina, wszystko zlewało się w jedno. Ciemność, ból, głód, zimno, strach, bezsilność, to są uczucia, którymi karmiłem się odkąd mnie złapali. Dlaczego to zrobili? Przestałem już o to pytać. Przestałem płakać, przestałem krzyczeć. Już tylko czekałem na koniec, czekałem na ten dzień, a nawet nie wiedziałem, jaka jest data. Smutne. Nagle poczułem potężne uderzenie w plecy, strażnik chciał bym szedł szybciej. W pomieszczeniu było pełno ludzi, wszyscy obserwowali nas z taką nienawiścią, z taką agresją. Miałem wrażenie, że najchętniej rzuciliby się na nas, by rozerwać nasze wątłe ciała, brodzić w naszej ciepłej krwi, nie zrobili jednak tego. Bali się, widziałem to w ich oczach. U każdego z osobna, strach czaił się w tych śmiesznych, nienawistnych spojrzeniach. Przeprowadzono nas przez ten szepczący tłum, zacieśniający się na naszych umysłach, jak narzędzie tortur, którym na raczono przez ostatnie tygodnie. Stanęliśmy przed ogromnym biurkiem, za którym siedział wiekowy mężczyzna. Miał na sobie lśniące szaty kapłana, palce zdobiły sygnety z drogimi kamieniami, a dostojeństwa dodawała mu długa, siwa broda. Uderzył on drewnianym młotkiem w powierzchnię blatu, huk sprawił, że zapanowała cisza.

Był rok 1528, miejscowość Peney, a to był mój proces. Oskarżono mnie o czary.

Było nas trzech, ze względu na to, że byliśmy mężczyznami, nasz proces odbywał się osobno. Nie znałem współoskarżonych. Młody chłopak, po mojej lewej, cały w łzach, nie przestawał cicho płakać. Człowiek po mojej prawej był w moim wieku, około trzydziestu pięciu lat, jego spękane usta cały czas wypowiadały słowa modlitwy.

- Zdajecie sobie sprawę, dlaczego się tu znaleźliście? – zapytał przewodniczący głosem tak pozbawionym uczuć, że przeszedł mnie dreszcz strachu.

Tylko ja skinąłem głową. Uznałem, że współpraca to jedyna droga.

- Nazywam się Benedykt Zachar, jestem głosem naszego Pana i ręką wielkiego kościoła. Nie plugawcie swych dusz grzechem przed sługą kościoła, dlatego pytam was, czy przyznajecie się do zawarcia paktu z diabłem?! – kapłan uwielbiał słuchać dźwięku swego głosu. Nie ważne, co mówił, ważne, że mówił.

- Czy przyznajecie się do uprawiania czarów! Sprowadzaliście czarną śmierć na niewinnych ludzi! Czarną śmierć, największą broń szatana!

Żaden z nas się nie odezwał.

- Ty! – Benedykt wskazał młodzieńca palcem – Czy przyznajesz się?

Młodzieniec opadł na kolana i zaniósł się rozdzierającym płaczem.

- Wybacz mi panie – załkał.

- Przyznajesz się? Nie daj się mamić szatanowi. Okaż skruchę i oczyść się w oczach pana!

- Przyznaję się, przyznaję!

Patrzyłem na niego, w jego oczach był opętańczy strach, przyznałby się do wszystkiego.

- Zabrać go! – kapłan wstał i wskazał drzwi.

- Dziękuję, panie, dziękuję! – chłopak podbiegł do biurka, ale strażnicy od razu złapali oskarżonego i zaczęli go ciągnąć w stronę drzwi.

- Powiesić! – głos Benedykta wywołał burzę radosnych okrzyków wśród zebranych.

- Co?! Nie! Nie! Nie! Panie, obiecałeś! Obiecałeś! – młody mężczyzna zaczął się wyrywać.

- Obiecałem, że oczyścisz się w oczach Pana, ale nie naszych. Nie możemy ci już zaufać, czeka cię zbawienie, lecz za bramą naszego Boga.

Krzyki skazanego rozbrzmiewały jeszcze długo w tej potwornej sali. Spojrzałem na mężczyznę po swojej prawej i dostrzegłem, że broda mu drży, dokładnie tak jak moja dusza. Starałem się tylko tego nie okazać, nie chciałem dać im tej satysfakcji.

- A wy? – mroźne spojrzenie wlepiło się w naszą dwójkę – Przyznajecie się?

Zaprzeczyliśmy. Kapłan zmarszczył brwi, po czym uniósł wielką księgę.

- Wiecie, co to jest?

Znów zaprzeczyliśmy.

- To Malleus Maleficarum!

- Młot na czarownice – szepnąłem sam do siebie.

- Nasza najważniejsza księga, zaraz po biblii, księga łowców czarownic. Od 1486 roku, dzięki wielkiemu Kramerowi i potężnemu Sprengerowi żadna czarownica i czarownik nie zdołają się ukryć! Ty! – kapłan wskazał człowieka stojącego obok mnie – Jak się zwiesz?

- Jacob – szepnął.

- Jacobie, masz dzieci?

Przytaknął, a pierwsza łza popłynęła po jego policzku.

- Chcesz, by twoje dzieci smażyły się w ogniu piekielnym? Chcesz, by szatan lizał ich zwęglone ciała, a następnie wykorzystywał ich truchła? Chcesz na taki los skazać własne dzieci? Jakim jesteś ojcem?

- Nie chcę panie! Nie mogę! Nie jestem złym ojcem! – zasłonił twarz dłońmi.

Benedykt podszedł do oskarżonego i położył mu rękę na ramieniu.

- Mój drogi. Szatan jest złudny i kłamliwy. Skusił cię bogactwem i wiecznym życiem? Aj, aj, aj – zacmokał udając zmartwienie – Nie martw się moje dziecko, już dobrze. Przystałeś z nim? Zawarłeś pakt z diabłem, a teraz tego żałujesz? Spokojnie, pomogę ci, pomogę.

Mężczyzna zapłakał, a ksiądz przejechał ręką po jego rzadkich włosach.

- Przyznaj się, a dzieci będą bezpieczne. Osobiście zadbam o ich zbawienie – szeptał mu do ucha.

Oskarżony przytaknął. Na twarzy kapłana pojawił się triumfalny uśmiech, wskazał palcem strażnika, która natychmiast podszedł i złapał płaczącego mężczyznę. Patrzyłem jak go wynoszą, nawet się nie opierał.

- A ty? – łowca czarownic spojrzał na mnie.

- Czy mogę coś powiedzieć, wielki mistrzu?

Połechtałem próżność starca.

- Ja, słuch naszego boga, słucham cię.

Rozejrzałem się po nienawistnych maskach, a potem spojrzałem w twarz księdza, który świdrował mnie wzrokiem.

- Przez ostatnie tygodnie, pytano mnie wielokrotnie, czy zawarłem pakt z diabłem. Każdego dnia, każdego! Zaraz po tym jak przypiekano mi skórę gorącym prętem, po tym jak kładziono mi szmatę na twarz i zalewano wodą, po tym jak bito do nieprzytomności, po tym jak wbijano mi zardzewiałe gwoździe w całe ciało. Nie przyznałem się! Dlaczego? Bo jestem niewinny! Niewinny! Nie sprowadziłem na nikogo czarnej śmierci, nikogo nie zabiłem! – odwróciłem się i wskazałem palcem jednego z strażników – Pamiętasz co mi robiłeś przez ostatnie cztery dni? Pamiętasz? – rozejrzałem się po wszystkich – Przykuł mnie do stołu, położył mi szczura na nagim brzuchu i przykrył go wiadrem, potem to wiadro rozgrzewał, aż szczur dostał ataku paniki i próbował uciec, przez mój brzuch! Wiecie, jaki to ból! Wiecie? Nie wiecie! A ja nie przyznałem się do paktu z diabłem, bo jestem niewinny!

- Łżesz! – krzyknął kapłan – Przemawia przez ciebie szatan!

- Przez ciebie przemawia!

Zapadła martwa cisza, wszyscy wstrzymali oddech.

- Jak śmiesz plugawa gnido? Jak śmiesz obrażać sługę bożego! – syczał Benedykt.

- Nie jesteś nim! – splunąłem, nie miałem nic do stracenia.

Nic nie czułem, byłem pusty. Zniknął strach, paraliż, bezsilność, wszystko. Zrobiłem krok w stronę księdza.

- Jesteś…

Cios w tył głowy pozbawił mnie przytomności. Nie wiem ile czasu minęło, ale gdy obraz zaczął się rozjaśniać i nabierać konturów, wtedy zrozumiałem, że nie byłem już w sali przesłuchań. Silne dłonie postawiły mnie na nogi.

- Nie, nie, nie – wyrwało mi się.

Strach wgryzł się w moje serce, rozrywał je na strzępy. W ustach poczułem metaliczny smak, a oddech stawał się coraz bardziej spazmatyczny. Obok mnie stali obaj, moi współwięźniowie. Mieli na głowach czarne worki, a z szyi zwisały śmiercionośne stryczki. Świat zaczął się rozmazywać, zasłona łez opadła na mój, właśnie kończący się, świat.

- Zostaliście skazani na śmierć! Zawarliście pakt z diabłem i za to teraz odpowiecie! – zagrzmiał Benedykt.

To koniec. Rozdygotany, przełykający ostatnie sekundy życia, patrzyłem na ostatni obraz, jaki zapamiętam, tłum nienawistnych gapiów. Jakieś ręce przełożyły pętle przez moją szyję.

- Księże! – krzyknąłem zrozpaczony.

- Czego chcesz, niewierny!?

Postanowiłem odejść w ten sposób. To koniec, tylko tyle mi pozostało.

- Chcę się obnażyć przed tymi ludźmi. Chcę odejść, obnażywszy się przed bogiem, chcę stanąć przed nim godnie! Błagam! – krzyczałem, a twarz zalewały mi łzy.

Ksiądz obserwował mnie z pogardą wypisaną na twarzy.

- Zgoda! – powiedział wyniośle – Zerwać z niego te łachy.

Obrzydliwy materiał został zdjęty jednym, sprawnym ruchem i wtedy po dziedzińcu poniósł się chór przerażonych głosów. Czarne wrzody rozsiane pod moimi pachami oznaczały, że od dawna zarażałem dżumą. Nie zawarłem paktu z diabłem, on sam do mnie przyszedł, a teraz przyjdzie do nich.

- Chcieliście czarnej śmierci? Oto ona! – krzyknąłem świadomy, że to moje ostatnie słowa.

- Zabić to, zabić! – piszczał przerażony Benedykt.

Zapadnia została zwolniona i zapadła ciemność. Czarna śmierć.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • NataliaO 05.08.2015
    Dialog na zakończenie był świetny, miał w sobie taką siłę, która brzmiała dość długo po przeczytaniu opowiadania. Bardzo dobra i ciekawa, intrygująca historia. I tytuł, który przyciąga uwagę; 5:)
  • Angela 05.08.2015
    Czytanie pochłonęło mnie do tego stopnia że nie zwróciłam uwagi czy są jakieś błędy,
    czy nie. Mam nadzieje że nie znudziło Ci się czytać w opiniach, że piszesz rewelacyjnie.
    Zostawiam 5
  • Chris 05.08.2015
    Dziękuję Wam bardzo! To miłe, że ciągle tak uwqżacie :)
  • Prue 05.08.2015
    Czytałam tekst jest kruchy, delikatny i prawdziwy ma coś z przygnębiającego życia. Czytało się z przyjemnością, ale zabrakło mi jakiegoś przebłysku, coś co by mnie zachwyciło. Zakończenie było dobre. Ode mnie 4
  • KarolaKorman 06.08.2015
    To było po prostu świetne! Bardzo dobrze dobrane słowa, lekkość przekazu. Ode mnie 5 :)
  • Marzycielka29 06.08.2015
    Koniec był super! I mimo, że to tylko wymyślona historia to, niesie w sobie ogrom prawdy! Chris, a zastanawiałeś się kiedyś czy nie napisać książki właśnie rozgrywającej się w czasak średniowiecza? Z dadatkiem odrobiny magii? Po tym fragmęcie jestem przekonana, że byłaby to wspaniała historia:) 5 Oczywiście czekam ma Liz :D
  • Senezaki 06.08.2015
    Ojeju! To chyba będzie mój ulubiony tekst z pośród Twoich! :D Daję 5. Bardzo przyjemnie się czytało.
  • Drassen Prime 06.08.2015
    Czarna Śmierć? Kojarzy mi się z dżumą XD
  • Chris 06.08.2015
    Dziękuję bardzo!
    Drassen Prime, jak mam to skomentować? Twoje odczucie dotyczy tylko tytułu, prawda? Treść pominąłeś :)
  • Drassen Prime 06.08.2015
    Cholera, nie wyraziłem się dosyć jasno... Czarna Śmierć kojarzy mi się dżumą, dlatego opka nie bardzo chce mi się ogarniać :/ Wiem, wypowiedź taka z dupy, ale jeśli przeczytam, to skomentuję jak należy ;) Sorki za śmieciowego koma
  • Chris 06.08.2015
    Spoko Drassen, nie.zrozumieliśmy się ;) Ale dobrze kojarzysz ;)
  • Niebieska 06.08.2015
    Bardzo mi się podobało, aż nie wiem jak skomentować. Opowiadanie pochłania i wciąga od pierwszych wyrazów. Bardzo łatwo było mi wyobrazić sobie to wszystko. Świetne opisy i dobór słów. Pięknie opisane emocje, a dialog na koniec był bardzo dobry. Ciekawa historia i przyciągający wzrok tytuł - idealna para. 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania